5sola.pl

Soli Deo Gloria

czwartek, 10 maja 2018

Zachęta dla tchórzy!

Słyszę, jak jeszcze inny płacze nad sobą mówiąc: „Och, Panie, moja słabość polega na tym, że nie potrafię wytrwać w jednym postanowieniu! Kiedy w niedzielę słucham kazania, jestem pod wrażeniem; jednak w ciągu tygodnia przebywam w złym towarzystwie i wtedy odchodzą ode mnie wszystkie te dobre uczucia. Moi koledzy z pracy nie wierzą w nic i wygadują tak okropne rzeczy, że nie wiem, jak mam im odpowiedzieć i czuję się tak, jak by mnie ktoś powalił na ziemię”.

Bardzo dobrze znam tego giętkiego pana Chwiejnego i bardzo się o niego lękam, a z drugiej strony, jeśli tylko jest on szczery, łaska Boża może usunąć jego słabość. Duch Święty może wyrzucić złego ducha lęku przed ludźmi. On może uczynić lękliwego dzielnym. Pamiętaj, mój biedny, wahający się przyjacielu, nie możesz pozostać w takim stanie. 

Nigdy nic dobrego nie przyniesie ci to, że będziesz wobec samego siebie postępował podle i po dziadowsku. Stań prosto, przyjrzyj się sobie i zobacz, czy twoim przeznaczeniem jest być niczym żaba przed broną, która w obawie o swoje życie nie wie, czy uciec czy siedzieć cicho. 

Odważ się pomyśleć o sobie. Nie jest to tylko kwestia duchowa, lecz coś, co dotyczy zwykłej męskości. Wiele bym zrobił, aby zadowolić moich przyjaciół, jednak pójść do piekła po to tylko, aby zadowolić ich, to więcej, niż bym się odważył. Dla podtrzymania dobrych relacji dobrze jest zrobić to czy tamto, jednak nigdy nie jest dobrze stracić przyjaźń Boga po to tylko, aby zachować dobre relacje z ludźmi. Ktoś może powiedzieć: „Wiem o tym, ale chociaż o tym wiem, nie potrafię zdobyć się na odwagę. Nie mogę pokazać, kim tak naprawdę jestem. Nie potrafię pewnie stać”. 

Również dla takich mam ten sam werset: „Wszak Chrystus, gdy jeszcze byliśmy słabi, we właściwym czasie umarł za bezbożnych (Rz 5:6). Gdyby Piotr tutaj był, powiedziałby: „Pan Jezus umarł za mnie, kiedy byłem tak biednym, słabym stworzeniem, że służąca, która pilnowała ogniska sprawiła, że skłamałem i przysięgałem, że nie znam Pana”. Tak, Jezus umarł za tych, którzy porzucili Go i uciekli. Uchwyć się mocno tej prawdy.

To jest twoje droga ratunku przed tchórzostwem. Niech głęboko w twojej duszy zapadnie ta prawda: „Chrystus umarł za mnie”, a wkrótce będziesz gotowy umrzeć za Niego. Uwierz w to, że On cierpiał zamiast ciebie i ofiarował za ciebie pełny, autentyczny i zadowalający okup. Jeśli wierzysz w ten fakt, to jesteś zmuszony zareagować w ten sposób: „Nie mogę wstydzić się Tego, który umarł za mnie”. Pełne przekonanie, że jest to prawda napełni cię niezłomną odwagą. Spójrz na świętych w czasach męczenników. 

W początkowym okresie religii chrześcijańskiej ta wielka myśl o niezmiernej miłości Chrystusa rozpalała Kościół swoją świeżością, wierzący byli nie tylko gotowi umrzeć, lecz także poczytywali sobie za honor cierpieć, a nawet stawali się setkami przed sądami, aby wyznawać Chrystusa. 

Nie twierdzę, że postępowali mądrze zabiegając o okrutną śmierć, jednak ta postawa dowodzi mojego argumentu, a mianowicie, że poczucie miłości Jezusa podnosi umysł ponad wszelkich strach przed tym, co nam może zrobić człowiek. Dlaczego świadomość tej miłości nie miałaby spowodować tych samych skutków w tobie? Och, oby mogła ona natchnąć cię, czytelniku, odważnym postępowaniem, aby stanąć u boku Pana i naśladować Go aż do końca!

Charles Spurgeon