5sola.pl

Soli Deo Gloria

niedziela, 23 grudnia 2018

Zdaje się, że już przyzwyczailiśmy się słyszeć, jak to Święta Bożego Narodzenia są trudne dla niektórych osób. Historia Scrooge’a (bohatera „Opowieści wigilijnej” Charles’a Dickens’a – przyp. tłum.) i jego – eh … – problemów, których nastręczał mu świąteczny czas, nie jest już więcej zwykłą anegdotą. Można by powiedzieć, że historia ta jest obecnie zupełnie przewidywalna. 

Choć możliwe, że zawsze taka była. Możliwe, że radość, jaką niosą święta, była zawsze kłującym uczuciem dla tych, dla których nawet wyobrażenie sobie radości przychodzi niezwykle ciężko.
Nie tak dawno  ktoś opowiadał mi jak trudne będą te Święta ze względu na złamane serce jednej z osób z jego rodziny. W historii tej przeważało poczucie braku jakiejkolwiek nadziei i wszechogarniająca ruina. Ból tej osoby był tak świeży, że czynił niemożliwym cieszenie się z nadchodzących Świąt. Do  dziś nie mogę zapomnieć tej historii.

Rozumiem. Święta to w pewnym sensie czas skoncentrowany wokół rodzinnych spotkań – z tej perspektywy tego typu historie nabierają wiarygodności. Czas Świąt może być trudny nawet w okolicznościach, które z pozoru nie wydaja się być wcale najgorsze. Nie ma zbytniej przesady w określeniu spotkań z osobami, które mają odmienne od nas charaktery jako poruszania się przez pole minowe – i to nawet wtedy, gdy w naszej rodzinie nikt nie choruje na raka, nikt się nie rozwodzi, a przy świątecznym stole wszystkie miejsca są zajęte. To, co sprawia, że ten czas jest najpiękniejszy w ciągu całego roku, sprawia również, że jest on najbardziej brutalny. Doświadczenie tej rzeczywistości nie ominęło także i mojej rodziny.

Ale pozwólcie, że powiem teraz coś odmiennego. Delikatnie. Myślę, że nasze myślenie o Świętach jest zupełnie na odwrót. W naszej zbiorowej kulturowej świadomości mamy głęboko zakorzenioną myśl, iż Święta są dla ludzi szczęśliwych. No wiecie, dla tych, których rodzinna idylla zamyka się wokół przybranego w świąteczne ozdoby domowego kominka. Święta są dla zdrowych ludzi, którzy łatwo się śmieją i robią to przy każdej właściwie okazji, prawda? Dla tych, którzy mogą pochwalić się sukcesami, dla ludzi pięknych, dla mieszkańców przedmieścia. Dla tych, którzy nigdy się nie zgubili, bo uchronił ich od tego zakupiony rok temu GPS. Dla tych, którzy kipią świąteczną radością, oglądając świąteczny klasyk zwinięci na kanapie przed swoim ogromnym płaskim telewizorem.

Żyjemy i zachowujemy się tak, jakby to właśnie tacy ludzie byli tymi, dla których są te Święta.

Ale jest na odwrót. Święta Bożego Narodzenia – to wspaniałe wspomnienie przyjęcia przez naszego Ratownika ludzkiej postaci – są dla każdego, a zwłaszcza dla tych, którzy potrzebują ratunku. Jezus przyszedł na ten świat jako dziecko, żeby poznać co to ból i móc współczuć razem z nami w naszych słabościach. Jezus został uczyniony jako jeden z nas, abyśmy my – w jego zmartwychwstaniu – mogli zostać uczynionymi takimi jak On jest; wolnymi od strachu przed śmiercią i wolnymi od bólu związanego ze stratą. Pierwsi, o których wiemy, czciciele Jezusa nie należeli do klasy wyższej. Byli nimi biedni, niezadbani pasterze, zniszczeni życiem i pracą fizyczną. Wielu ludzi patrzyło na nich z góry.

Jezus przyszedł do tych, którzy patrząc w lustro widzą szpetność. Jezus przyszedł do córek, których ojcowie nigdy nie mówili im, że są piękne. Święta są dla tych, których życia zostały przygniecione chorobą nowotworową, dla których myśl o następnych świętach wydaje się niemożliwym do spełnienia snem. Święta są dla tych, którzy są samotni – nie licząc rzeczywistości mediów społecznościowych. 

Święta są dla tych, których małżeństwa ledwo trzymają się w swoich torach i grożą wypadnięciem. Święta są dla synów, którzy dostają w prezencie od ojców sprzęt myśliwski, choć pragną rozwijać się w sztuce.  Święta są dla tych, którzy nie mogą przestać palić – nawet w obliczu wyroku śmierci tak często wynikającego z palenia. Święta są dla prostytutek, cudzołożników i gwiazd filmów pornograficznych, którzy pragną miłości w każdym niewłaściwym miejscu. Święta są dla licealistów, którzy, siedząc przy stole z rodziną, nie mogą się doczekać wyjścia na kolejnego drinka ze znajomymi. Święta są dla tych, którzy handlują złamanymi marzeniami. Święta są dla tych, którzy zaprzepaścili dobre imię swojej rodziny i darowany majątek – pragnących „domu”, ale nie oczekujących łaskawego przyjęcia. Święta są dla rodziców, którzy obserwują jak małżeństwa ich dzieci przekształcają się w chaos i bałagan.  

Święta są tak naprawdę o Ewangelii Łaski dla grzeszników. Ze względu na to, co Chrystus dokonał na krzyżu, betlejemski żłób stał się miejscem najbardziej pełnym nadziei w całym wszechświecie spowitym ciemnością beznadziei. W pewien niezrozumiały i najbardziej ironiczny sposób, Święta są dla tych, dla których najtrudniej się nimi cieszyć. One naprawdę są dla tych, którzy ich nie cierpią.

Matt Redmond 
Źródło: https://www.thegospelcoalition.org/article/christmas-is-for-those-who-hate-it-most/
tłumaczył: Mateusz

sobota, 22 grudnia 2018

Pismo Święte nie nakazuje wierzącym, aby świętowali Boże Narodzenie. Biblia nie mówi o żadnych określonych „świętych dniach”, które kościół musi przestrzegać. W rzeczywistości, Boże Narodzenie nie było obchodzone jako święto na początku biblijnej ery. Dopiero w połowie V wieku zostało oficjalnie uznane za święto.

Wierzymy, że obchodzenie Bożego Narodzenia nie jest kwestią dobra lub zła, ponieważ nauczanie apostoła Pawła w Liście do Rzymian 14:5-6 daje nam wolność w decydowaniu o tym czy chcemy zachowywać szczególne dni, czy też nie:

Jeden bowiem czyni różnicę między dniem a dniem, a drugi każdy dzień ocenia jednakowo. Każdy niech będzie dobrze upewniony w swoim zamyśle. Kto przestrzega dnia, dla Pana przestrzega, a kto nie przestrzega dnia, dla Pana nie przestrzega. Kto je, dla Pana je, bo dziękuje Bogu, a kto nie je, dla Pana nie je i dziękuje Bogu” (Rz 14:5-6).

Zgodnie z tymi wersetami, chrześcijanin może słusznie każdy dzień -  w tym Boże Narodzenie – traktować jako dzień dla Pana. Wierzymy, że ten czas daje wierzącym wspaniałą okazję do wywyższenia Jezusa Chrystusa.

Po pierwsze, okres świąteczny przypomina nam o wielkich prawdach Wcielenia. Wspominanie ważnych prawd o Chrystusie i Ewangelii jest dominującym tematem Nowego Testamentu (1 Kor 11:25; 2 P 1:12-15; 2 Tes 2:5). Musimy ciągle na nowo przypominać sobie te fundamentalne zagadnienia, ponieważ tak łatwo o nich zapominamy. Powinniśmy więc świętować Boże Narodzenie, aby pamiętać o narodzinach Chrystusa i podziwiać tajemnicę Wcielenia.

Boże Narodzenie może być także czasem pełnego szacunku uwielbienia. Pasterze wielbili i wychwalali Boga za narodzenie Jezusa Mesjasza. Radowali się gdy aniołowie ogłosili, że w Betlejem narodził się Zbawiciel, Chrystus Pan (Łk 2:11). Niemowlę leżące w żłobie jest naszym Zbawicielem, „Panem panów i Królem królów” (Mt 1:21; Obj 17:14).

Wreszcie, ludzie są bardziej otwarci na Ewangelię w czasie świąt Bożego Narodzenia. Powinniśmy skorzystać z tej otwartości, aby świadczyć im o zbawczej łasce Bożej danej nam przez Jezusa Chrystusa. Boże Narodzenie jest skupione na obiecanym przyjściu Mesjasza, który przybył aby ocalić Swój lud od jego grzechów (Mt 1:21). Święta dają nam wspaniałą okazję do podzielenia się tą prawdą.

Chociaż nasze społeczeństwo zmąciło przesłanie Bożego Narodzenia poprzez konsumpcjonizm, fałszywe przekonania i puste tradycje, to jednak nie powinniśmy pozwolić, aby te rzeczy odciągały nas od doceniania prawdziwego znaczenia Bożego Narodzenia. Wykorzystajmy tę okazję, aby pamiętać o Jezusie, wielbić Go i wiernie o Nim świadczyć.

John MacArthur

czwartek, 20 grudnia 2018

Samotna pielgrzymka

czwartek, grudnia 20, 2018 0 Comments
„Oto nadchodzi godzina, a nawet już nadeszła, że rozproszycie się każdy w swoją stronę, a mnie zostawicie samego. Ale nie jestem sam, bo Ojciec jest ze mną” (Jan 16: 32 UBG)

Nie ma potrzeby przypominać, że trzeba wielkiej ofiary, by swoje przekonania wprowadzić w życie. Dlatego, być może, trzeba będzie wyrzec się wielu rzeczy, od wielu się odseparować, po czym pozostaje jakieś dziwne uczucie ogołocenia i samotności. Lecz ten, kto pragnie wznieść się podobnie jak orzeł w wyższe przestrzenie przestworzy, gdzie panuje bezchmurny dzień, i chce żyć w blasku Bożego światła, musi zadowolić się życiem we względnej samotności. Nie ma ptaka bardziej samotnego niż orzeł. Orły nigdy nie latają gromadami; nigdy nie widzi się więcej niż jednego lub najwyżej dwa orły równocześnie. Lecz życie poświęcone Bogu, choćby nawet pozbawione do pewnego stopnia społeczności z ludźmi, poznaje wyższą społeczność z Bogiem. Bóg szuka „orlich ludzi”.

Żaden człowiek nie może zakosztować tego, co jest najlepsze i najkosztowniejsze, co posiada dla nas Bóg, nie nauczywszy się Boskiej strony swego życia - to jest chodzenia sam na sam z Bogiem. Widzimy Abrahama w samotności na wyżynach ziemi Moria i Lota osiadłego w Sodomie. Mojżesz, wtajemniczony we wszystkie mądrości egipskie, musiał przez czterdzieści lat przebywać na pustyni, aby być sam na sam z Bogiem. Paweł, który otrzymał wyższe wykształcenie swojej epoki i siedział u nóg Gamalijela, musiał udać się do Arabii, aby na pustyni nauczyć się żyć z Bogiem. Niech Bóg częściej posyła nas na miejsce odosobnienia. Nie mam na myśli zamkniętego życia klasztornego. W przeżywaniu odosobnienia, o którym mówię, Bóg rozwija samodzielność wiary i życia, i taka osoba nie czuje potrzeby pomocy, modlitwy lub opieki bliźniego.

Taka pomoc i czerpanie natchnienia od współbraci są niezbędne i mają wielkie znaczenie w rozwoju duchowym człowieka wierzącego, lecz przychodzi chwila, gdy inni stają się wręcz przeszkodą dla wiary i pomyślnego rozwoju życia duchowego danej jednostki. Bóg wie jak zmienić nasze warunki życia, abyśmy mogli skosztować odosobnienia od ludzi. Poddajemy się kornie Bogu, a On dokonuje w nas czegoś, co sprawia, że skrzydła naszej duszy uczą się korzystać z niebieskich wysokości.

Powinniśmy śmiało i z odwagą pozostawać w samotności. Jakub musiał pozostać sam, aby Anioł Boży mógł mu szepnąć do ucha nowe imię - Izrael. Daniel musiał pozostać w samotności, gdyż oczekiwało go otrzymanie niebiańskich wizji. Jan musiał być wygnany na wyspę Patmos po to, aby mógł głęboko odczuć i mocno zachować „pieczęć niebieskiego widzenia”. Czy jesteśmy gotowi poddać się takiej samotności?

L.B. Cowman

niedziela, 16 grudnia 2018

W tym cudzie pojawił się nietypowy element. Jezus plunął ślepemu w oczy, włożył na niego ręce i zapytał: "Czy widzisz coś?" (w.23). Samo pytanie jest nietypowe. Jezus nie spodziewał się całkowitego przewrócenia wzroku temu człowiekowi. Kiedy ten odpowiedział: "Spostrzegam ludzi, a gdy chodzą wyglądają mi jak drzewa", Jezus po raz drugi położył ręce na jego oczy. Wtedy zobaczył, "wszystko wyraźnie" (w.25). Jakie ma to znaczenie? Czyżby ten człowiek był dla Jezusa szczególnie "trudnym" przypadkiem? Z pewnością nie!

Czy ten cud – podobnie jak inne – był znakiem? Tak! Ale dla kogo? Dla tego człowieka? Nie! - dla uczniów. Potwierdza to fakt, że Jezus zadał im już pytanie o to, jak go widzą (w.18). Teraz prowadził ich za rękę do miejsca, w którym ich widzenie stanie się wyraźniejsze, a Piotr wyzna: "Tyś jest Chrystus" (w.29). Ich duchowe poznanie nie było czymś natychmiastowym, ale stopniowym. Oni także potrzebowali drugiego dotknięcia rąk swego Mistrza.

Wielkim błędem byłoby uczynienie z tego cudu i jego przesłania dla uczniów, podstawy dla jakiejś doktryny doświadczeń duchowych; na przykład konieczności wystąpienia pewnego rodzaju, "drugiego dotknięcia", aby móc cieszyć się normalnymi przeżyciami chrześcijańskimi. W dalszej części Ewangelii Marka odnotowuje natychmiastowe przywrócenie wzroku Bartymeuszowi i nie czynimy z tego wydarzenia podstawy dla doktryny o "jednokrotnym dotknięciu". Dlatego powinniśmy starać się uniknąć pokusy, by robić to w tym przypadku. Prawdopodobnie przykazanie skierowane do tego człowieka przez Jezusa: "Tylko do wsi nie wchodź" (to znaczy nie wchodź tam od razu) miało dać mu czas na oswojenie się z przeżytym uzdrowieniem. Powinniśmy robić tak samo, żeby nie czynić z naszych indywidualnych doświadczeń normy dla wszystkich chrześcijan.

Niemniej jednak lekcja dla uczniów była następująca: tylko wtedy, gdy Jezus otwiera twoje oczy na siebie, będziesz Go widzieć wyraźnie. Uczniowie posiadali w pewnym stopniu duchowe widzenie, ale wymagało ono uzdrowienia i wyostrzenia. Miało to być trwałym procesem w ich życiu, w miarę jak Jezus udoskonalał to, co rozpoczął.

Sinclair Ferguson

środa, 12 grudnia 2018

„Pieśń stopni. Oto błogosławcie PANA, wszyscy słudzy PANA, którzy nocami stoicie w domu PANA. Wznieście wasze ręce ku świątyni i błogosławcie PANA. Niech cię błogosławi z Syjonu PAN, który stworzył niebo i ziemię” (Ps 134:1-3)

Niezwykły czas dla oddawania czci Panu, powiecie. Stać w domu Pańskim nocą, oddawać cześć w chwili wielkiego smutku – rzeczywiście jest to rzeczą trudną. Tak, ale właśnie w tym kryje się błogosławieństwo; to doświadczenie prawdziwej wiary. Jeśli chcę doświadczyć miłości przyjaciela, powinienem zobaczyć, co on uczyni dla mnie w czasie zimy. Zupełnie tak samo przedstawia się sprawa Bożej miłości. Łatwo mi jest oddawać Panu cześć i chwalić Go w czasie lata, gdy świeci słońce, gdy harmonia życia napełnia atmosferę i owoce upiększają drzewa.

Lecz niech umilknie śpiew ptaka, niech z drzew opadną owoce, czy nadal będę śpiewał? Czy będę stał w domu Pańskim w „nocy”? Czy będę Go miłował w czasie Jego „nocy”? Czy będę czuwał z Nim choć przez jedną godzinę w Jego Getsemane? 

Czy pomogę Mu nieść krzyż na drodze łez? Czy stanę obok Niego z Marią i ukochanym uczniem w minutach Jego konania? Czy potrafię wspólnie z Nikodemem podnieść ciało Chrystusa, które już zasnęło? Jeśli jestem gotowy na to wszystko, wtedy moja cześć i uwielbienie będzie doskonałe i chwalebne moje błogosławieństwo. 

Moja miłość do Niego zrodziła się w chwilach Jego poniżenia, a wiara znalazła Go w Jego pokorze. Moje serce uznało Jego wielkość pomimo skromnej postaci i wreszcie wiem, że pragnę nie daru, lecz jego Dawcy. Stojąc nocą w Jego domu – przyjmuję Go tylko dla tego, co w Nim znalazłem, a nie dla czego innego.

L.B. Cowman

niedziela, 9 grudnia 2018

Co z Hebrajczyków 6?

niedziela, grudnia 09, 2018 0 Comments
"Niemożliwe jest bowiem, żeby tych, którzy raz zostali oświeceni i zakosztowali daru niebieskiego, i stali się się uczestnikami Ducha Świętego, zakosztowali też dobrego słowa Bożego i mocy przyszłego wieku; a odpadli - ponownie odnowić ku pokucie." (ww.4-6a)

Hebrajczyków 6

Hebrajczyków 6 jest jednym z najtrudniejszych do zrozumienia fragmentów Pisma, głównie dlatego, że nie wiemy kto napisał tę księgę i nie znamy okoliczności jej postania. Jeślibyśmy, na przykład wiedzieli, że autor pisał do ludzi, którzy znaleźli się pod wpływem judaizujących, jak ci w Galacji, argumentacja mogłaby odnosić się przeciwko zbawieniu przez uczynki prawa. Dla kogoś, kto poddawałby się ponownie pod władzę prawa oznaczałoby to odrzucenie wszystkiego, co otrzymał poprzez ewangelię. Łaska, którą otrzymał w Duchu Świętym nie miałaby już znaczenia.

I nie tylko to, w momencie powrotu do uczynków prawa nie byłoby już dla niego odkupienia; czego krzyż nie mógł dla niego uczynić, prawo z pewnością nie byłoby w stanie zrobić. Możliwe, że to miał autor na myśli mówiąc, że taka osoba sama sobie ponownie krzyżowałaby Syna Bożego i wystawiała Go na hańbę. Wracając do prawa, z krzyża uczyniłaby fikcję i nie miałaby dostępu do odkupienia poprzez ewangelię uczynków.

Jest to dopuszczalna interpretacja tego fragmentu. Jednak autor mógł również odnosić się do apostatów, tych, którzy byli członkami widzialnego kościoła lecz odpadli od wiary, i w ten sposób, udowodnili, że nigdy nie byli częścią prawdziwego kościoła, jak to ujmuje 1 Jana 2:19. Jeśli to jest właściwa interpretacja, musimy odnieść sformułowania zawarte w wersetach 4 i 5 do niewierzącego. Sprawdźmy, czy można to zrobić.

Po pierwsze, fragment ten opisuje apostatów, jako tych, którzy zrozumieli ewangelię i uwierzyli w jej prawdziwość, co jest możliwe w przypadku osoby niewierzącej. Po drugie, zakosztowali daru niebiańskiego. To może oznaczać branie udziału w Wieczerzy Pańskiej, co mogło mieć miejsce w przypadku niewierzących. Po trzecie, stali się uczestnikami Ducha Świętego. Może to oznaczać, że doświadczyli jakichś darów Ducha, co może się zdarzyć u niewierzących, lub byli po prostu członkami chrześcijańskiej społeczności żyjącej w obecności Ducha Świętego. 

Po czwarte, byli świadkami znaków i cudów towarzyszących ewangelii, co również mogło być możliwe dla niewierzących. I w końcu, napisano, że nie mogli być odnowieni ku pokucie, sugerując, że już raz pokutowali. Wiemy, z przykładu Ezawa, że człowiek może pokutować fałszywie. Jeśli Hebrajczyków 6 mówi o apostacie, będzie on tak zatwardziały w swoim grzechu, że nie będzie dla niego nadziei na zbawienie. Jest to otrzeźwiające przypomnienie abyśmy badali siebie, czy rzeczywiście mamy zbawczą wiarę.

Coram Deo

Hebrajczyków 10:26 mówi, że osoba, która grzeszy rozmyślnie nie może ponownie być przywrócona do zbawienia. Przeczytajmy IV Mojżeszową 15:30-31. List od Hebrajczyków musimy odczytywać w świetle prawa. Rozmyślny grzech jest tu zaprzeczeniem wiary, domniemanym podeptaniem Ewangelii Chrystusa. Ci, którzy to czynią są jak ci z Hebrajczyków 6. Jeśli znamy kogoś w takiej sytuacji - ostrzegajmy.

Fragmenty do dalszego rozważania:
Hebrajczyków 10:1-4, 26-39

źródło: https://www.ligonier.org/learn/devotionals/what-about-hebrews/
tłumaczyła: Katarzyna Lewandowska

środa, 5 grudnia 2018

Dla wielu może być zaskoczeniem fakt, że Święty Mikołaj jest prawdziwą osobą. Czy jednak jest on mężczyzną z białą brodą w czerwonym kostiumie, czapce i saniach?

Niezupełnie, aczkolwiek prawdopodobnie miał brodę, nosił kapelusz a także podróżował konnym (nie reniferowym) środkiem transportu. Legenda stojąca za tradycją Świętego Mikołaja, pochodzi od biskupa Myry, Mikołaja z IV wieku, którego czapką była biskupia mitra.

Mikołaj urodził się na terenach dzisiejszej Turcji w dość zamożnej rodzinie. Gdy jako młody chłopiec stracił rodziców poświęcił swój majątek oraz życie kościołowi chrześcijańskiemu. Bardzo szybko został mianowany biskupem Myry leżącej na południowym wybrzeżu współczesnej Turcji.

Był to czas panowania cesarza Dioklecjana, który rządził w latach 284-305, a jego rządy charakteryzowała ogromna nienawiść do chrześcijan. Prześladował ich wypełniając nimi rzymskie więzienia. Biskup Mikołaj spędził kilka lat w więzieniu gdzie wielokrotnie był bity. Został zwolniony po zalegalizowaniu chrześcijaństwa przez cesarza Konstantyna.

Jak głosi legenda, Biskup Mikołaj był obecny na Pierwszym Soborze Nicejskim, który miał miejsce w Nicei w 325 roku. Setki biskupów zebrało się, aby odeprzeć fałszywe nauczanie Ariusza, prezbitera z Aleksandrii, który zaprzeczał boskości Chrystusa. Gdy Ariusz zwracał się do rady, wściekłość Mikołaja wzięła górę i według niektórych z jego biografów, wstał podszedł do Ariusza i uderzył go w twarz.

Za tą napaść Mikołaj został ponownie osadzony w więzieniu, podczas gdy biskupi zastanawiali się nad jego dalszym losem. Pokutował on jednak ze swojego zachowania i szukał przebaczenia. Po zakończonym Soborze, cesarz Konstantyn okazał łaskawość Mikołajowi i przywrócił go na dawny urząd.

Służba Mikołaja charakteryzowała się niezwykłą pilnością. Biskup był powszechnie znany ze swojej hojności, którą w sposób szczególny obdarzał dzieci, regularnie przekazując im podarunki. Myra była zatłoczonym miastem portowym, a statki jak i marynarze pojawiali się i odchodzili. Z portu systematycznie wychodziły okręty załadowane prezentami i dobrami dla potrzebujących, które były przygotowywane przez Biskupa Mikołaja. Dary docierały na cały Śródziemnomorski świat, a żeglarze wszędzie zabierali ze sobą historie o jego wielkoduszności.

Nie mamy pewności co do roku śmierci Mikołaja, ale jesteśmy mocno przekonani, że był to grudzień. Wraz z rozpowszechnieniem się historii o niezwykłej hojności, rosły również opowieści o jego życiu. Stał się legendą. W VI wieku w Konstantynopolu nazwano kościół jego imieniem. W średniowieczu był obok Jezusa i Marii, najczęściej przedstawiany na obrazach. Nie był już Biskupem Mikołajem, a stał się Świętym Mikołajem, którego święto miało przypadać na dzień 6 grudnia.

Jedna z legend związanych z Mikołajem dotyczyła wyposażania młodych dziewcząt w posag, aby mogły wyjść za mąż. Obrazowym przedstawieniem tej historii były wizerunki przedstawiające Mikołaja jako niosącego torby ze złotymi monetami.

Gdy jego legenda przeniosła się na północ, historia przybiera jeszcze bardziej interesujący obrót. W Niemczech powstała tradycja wręczania sobie podarunków w imieniu Świętego Mikołaja. Podobnie było w Holandii. Holendrzy określili to mianem Sinterklass. Niemieckie słowo ostatecznie przekształciło się w „Święty Mikołaj”. Uroczystości wręczania sobie podarunków miały miejsce 6 grudnia, w rocznicę śmierci Biskupa Mikołaja. Dar złotej monety był bardzo ceniony i okazywał wielkie uznanie.

Nawet Marcin Luter odegrał swoją rolę w tej historii. Reformator bardzo pragnął protestanckiej alternatywy wobec rzymskokatolickich praktyk obchodzenia święta Świętego Mikołaja. Zamiast dawać prezenty w imieniu Świętego 6 grudnia, Luter rozpoczął własną tradycję obdarowywania podarunkami w imieniu dziecięcia Chrystus, Christkindl, w Wigilię Bożego Narodzenia. Być może stąd mamy argumenty dla protestanckich dzieci, dlaczego powinny mieć możliwość otwarcia przynajmniej jednego prezentu w Wigilię Bożego Narodzenia.

Marcin Luter kochał święta Bożego Narodzenia. Jego pragnieniem było, aby był to czas świętowania największego daru narodzenia dziecka z Marii dziewicy w Betlejem. Jak głosił w 1530 roku: „Ten, który spoczywa na kolanach dziewicy jest naszym Zbawicielem … dziękujcie Bogu, który tak was umiłował, że dał wam Zbawiciela”.

Boże Narodzenie ma swoje pochodzenie od słowa "Msza Święta" (ang. Christmas i Christ Mass), uroczystość wcielenia Chrystusa, które przez tradycję kościelną zostało ustanowione 25 grudnia. Słowo wymyślone przez Lutra, Christkindl, również ewoluowało przez wieki. Wysiłek Lutra, aby odejść od tradycji Świętego Mikołaja przypadkowo odniósł odwrotny rezultat.

Mamy więc opowieść o Świętym Mikołaju, która rozpoczęła się w pierwszym kościele i przeplatała się przez cały średniowiecze mając swój epizod nawet w historii Reformacji. Legenda Biskupa Mikołaja żyje z nami i dzisiaj.

Stephen Nichols

środa, 28 listopada 2018

To niejasna sytuacja. Nie nauczam przeciwko lekom antydepresyjnym, miałem do czynienia z wieloma dobrymi ludźmi, którzy ich używają.
W świeckim świecie istnieje ogromna reakcja przeciwko nadużywaniu leków przeciwdepresyjnych oraz zagrożeniom będących konsekwencją ich stosowania. Sam świat przyznał, że może zbyt szybko i powierzchownie zostajemy nimi odurzeni.
Ale nadal, jeśli pójdziesz do lekarza, bardzo często otrzymasz przepisany lek antydepresyjny dla prawie każdego rodzaju relacyjnego, emocjonalnego lub behawioralnego problemu z jakim się zmagasz. To dzieje się zbyt szybko moim zdaniem.
Zdaję sobie sprawę z obaw dotyczących stosowania leków antydepresyjnych wśród chrześcijan. Bóg chciał nauczyć czegoś Hioba – który nie miał dostępu do Prozacu – przez jego cierpienie, i podobnie może wykorzystać ból, aby i nas czegoś nauczyć.
Dlatego, zachęcam do ostrożnego stosowania tych leków. Bóg może mieć dla kogoś rozwiązanie, zanim ta osoba zacznie zmieniać swój umysł przy pomocy substancji chemicznych.
Jednak z drugiej strony, wydaje się czymś jasnym, że mózg jest fizycznym organem z impulsami elektrycznymi i gospodarką chemiczną, a zatem choroba psychiczna nie musi być rozważana tylko w kontekście duchowym. Nikt nie przekona mnie, że cały nieład mentalny musi być spowodowany duchową przyczyną, która ma tylko duchowe rozwiązanie.
Istnieją fizyczne uszkodzenia, które zdarzają się w życiu, lub towarzyszą danej osobie od urodzenia, mające wpływ na funkcjonalność mózgu. Powstaje zatem pytanie, czy powinniśmy tylko modlić się o uzdrowienie czy też możemy szukać pomocy w medycynie.
Podobnie jak zażywasz aspirynę, aby pokonać bardzo poważny ból pleców, podobnie przez pewien okres czasu możesz stosować leczenie farmaceutyczne, które pomoże ci odzyskać równowagę psychiczną, tak abyś w przyszłości mógł funkcjonować bez leków.
W pobliżu naszego kościoła znajduje się miejsce zwane „Domem Andrzeja”. Jest to placówka, w którym mieszkają osoby psychicznie upośledzone. Wszystkie są na ciężkich lekach, które powstrzymują ich od zachowań destrukcyjnych: zagrożenia życia dla siebie i dla innych osób czy też całkowitej niezdolności do pracy.
Kilku z nich uwielbia z nami Boga w naszym kościele i wierzę, że poprzez leczenie poznają Boga, a On w rzeczywistości wykorzystuje to dla ich dobra. Są bardzo poważnie chorzy. Nie znam wszystkich szczegółów, ale nie mógłbym wykluczyć, że lekarstwa dla nich (i dla innych zmagających się z pewnymi formami ciężkich zaburzeń depresyjnych) są środkiem pomagającym im zachować równowagę w życiu.
Medycyna może być pomocą, jeśli prowadzi ludzi do punktu, w którym będą na tyle stabilni, aby czytać Biblię. Wtedy, kiedy będą mogli zapoznać się z nauką Pisma, mogą być pokrzepieni przez Pana, a potem w swoim czasie, całkowicie odrzucić leczenie. W takim przypadku medycyna jest tylko środkiem do celu, a to wydaje się zupełnie prawidłowe.
John Piper

niedziela, 25 listopada 2018

„Czy wierzycie, że mogę to uczynić?” (Mt 9:28)

Bóg zawsze ma do czynienia z tym, co jest niemożliwe. Dla Niego nigdy nie bywa „zbyt późno”, gdy w beznadziejnym przypadku, lecz z pełną wiarą, zwraca się do Niego ten, w którego życiu i okolicznościach trzeba wykonać, coś niemożliwe, jeśli Bóg miałby być uwielbiony. 

Jeśli w twoim osobistym życiu objawiło się niedowiarstwo, bunt, grzech i nieszczęście, nigdy nie jest, „zbyt późno” – aby Bóg nie mógł zatryumfować nad tymi tragicznymi faktami, jeśli w pełnej pokorze i z ufnością powierzysz je w Jego ręce.

Słusznie mówią, że tylko chrześcijańska religia może mieć wpływ na przeszłość człowieka. Bóg jest mocen „… wynagrodzę wam szkody lat, których plony pożarła szarańcza, konik polny, larwa i gąsienica” (Joel 2:25). On to uczyni, jeśli w Jego ręce całkowicie oddamy nasze położenie i samych siebie – bez ograniczeń i w szczerej wierze. 


Nie dla naszych zasług, lecz dla chwały swego Imienia Bóg przebacza, ratuje i nagradza. On jest Bogiem „wszelkiej łaski”. Wysławiajmy więc Go i ufajmy Mu! Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych i cieszy się, gdy może wykonać dla nas coś, co nam wydaje się niewykonalne.

„Czy jest coś trudnego dla mnie?”

środa, 21 listopada 2018

Ten, który kocha musi także nienawidzić. Ten, który kocha to co jest dobre, korzystne i zaszczytne musi także nienawidzić tego co jest złe, szkodliwe i godne pożałowania. Jesteśmy definiowani przez rzeczy, które kochamy, a także rzeczy którymi się brzydzimy. Ta prawda tak samo odnosi się do Boga (albo mówiąc poprawnie, ta prawda która odnosi się do Boga, jest jednocześnie prawdziwa w stosunku do nas). Bóg który kocha musi również nienawidzić.

Biblia mówi nam o wielu rzeczach, których Bóg nienawidzi. Czasami wyrażając to w bezpośredniej formie mówiąc: „Bóg nienawidzi tego”, a innym razem opisując pewne rzeczy za pomocą słów „obrzydliwy”, „wstrętny” itp. Kiedy zbierzemy to wszystko w jedną całość zobaczymy osiem kategorii rzeczy, których Bóg nienawidzi. Dziś chcemy przyjrzeć się seksualnej niemoralności.

Bóg nienawidzi seksualnej niemoralności
Ludzie są istotami seksualnymi. Jesteśmy oczywiście czymś o wiele większym, ale na pewno nie mniejszym. Nasza seksualność jest częścią tego kim jesteśmy; dobrym darem od Boga danym, aby połączyć męża i żonę i powiększać ludzką rasę. Podobnie jak wszystkie inne rzeczy, które posiadamy, nasza seksualność została nam powierzona w zaufaniu. Musimy nią wiernie zarządzać, korzystając z niej w sposób zgodny z Bożymi przykazaniami oraz odrzucać ją we wszelkich przejawach zakazanych przez Boga.

Bóg określił, że seks może istnieć tylko w małżeństwie pomiędzy jednym mężczyzną i jedną kobietą; dalsze regulacje są określone tylko w tym kontekście (1 Kor 7:1-5). Podobnie jak grzechem jest uprawiać seks poza małżeństwem, tak samo grzechem jest nie uprawiać seksu w małżeństwie.

Bóg kocha gdy ludzie wykorzystują dar seksualności w sposób w jaki on nakazał. Siłą rzeczy więc nienawidzi kiedy ludzie wykorzystują ten dar w niewłaściwy sposób. W szczególności Bóg nienawidzi aktów homoseksualnych oraz sodomii (3M 18:22-23) lub gdy kobieta nosi ubrania mężczyzny lub mężczyzna kobiety (5M 22:5). Nienawidzi ofiar, składanych jako dochód z prostytucji – w tym przypadku prostytucji sakralnej (5M 23:18). Możemy to zastosować do współczesnego kontekstu i stwierdzić, że pieniądze zarobione nielegalnie hańbią Boga, nawet jeśli są ofiarowywane na szlachetny cel.

Bóg także nienawidzi rozwodu, zerwania więzi małżeńskiej (Mal 2:14-16). 2 rozdział Księgi Malachiasza jest trudnym fragmentem, którego tłumaczenie jest kwestionowane, ale możemy mieć pewność, że: to co w Starym Testamencie było mętne, kiedy rozwód był dopuszczalny, w Nowym Testamencie jest krystaliczne jasne i rozwód jest praktyką zakazaną, za wyjątkiem cudzołóstwa (Mk 10:1-12). Bóg szczególnie nienawidzi rozwodów.

Podsumowując, Bóg nienawidzi grzechu seksualnego. On żywi odrazę w przypadku każdego splamienia jego daru seksualności, a także nie toleruje wszelkich zniesławień małżeństwa dalekich od jego właściwego kontekstu.

Dlaczego Bóg nienawidzi niemoralności seksualnej?
Dlaczego Bóg nienawidzi niemoralności seksualnej? Ponieważ w jakiś sposób grzech seksualny jest bardziej poważny aniżeli inne formy buntu. W 1 Kor 6:18 czytamy zaskakujące słowa: „Uciekajcie od nierządu. Wszelki grzech, który człowiek popełnia, jest poza ciałem. Lecz kto dopuszcza się nierządu, grzeszy przeciwko własnemu ciału”. Bibliści dyskutują nad znaczeniem tego stwierdzenia, ale jedno jest jasne: grzech seksualny powoduje szyderstwo pomiędzy związkiem naszej fizyczności i duchowości. W nauczaniu Pawła możemy dostrzec, że grzech seksualności ma szczególne konsekwencje gdyż zakłóca naszą tożsamość chrześcijańską jako ludzi, którzy zjednoczyli się z Chrystusem przez Ducha Świętego.

Grzech seksualny degraduje i sprzeniewierza ciało, które jest świątynią Ducha Świętego. „Czyż nie wiecie, że wasze ciało jest świątynią Ducha Świętego, który jest w was, a którego macie od Boga, i nie należycie do samych siebie? Drogo bowiem zostaliście kupieni. Wysławiajcie więc Boga w waszym ciele i w waszym duchu, które należą do Boga” (1 Kor 6:19-20). Warto wskazać, że Paweł użył podobnego języka do opisania bałwochwalstwa i seksualnej niemoralności. Oba są przejawami głębokiego buntu przeciwko Bogu.

Boży sąd nad niemoralnością seksualną
Bóg jest doskonały w swoim wyroku dotyczącym niemoralności seksualnej. Większa część 1 rozdziału Listu do Rzymian poświęcona jest udowodnieniu, że Boży sąd ciąży na tych, którzy w swojej nieprawości oddają się popełnianiu tego przewinienia: „Oni to, poznawszy wyrok Boga, że ci, którzy robią takie rzeczy, są godni śmierci, nie tylko sami je robią, ale też pochwalają tych, którzy tak postępują” (Rz 1:32). 1 Kor 6:9 mówi nam, że rozpustnicy, cudzołożnicy ani mężczyźni współżyjący ze sobą nie odziedziczą Królestwa Bożego. To samo nauczanie widzimy w Gal 5:19-21; Ef 5:5; Obj 22:15. Autor Listu do Hebrajczyków mówi: „Małżeństwo jest godne czci u wszystkich i łoże nieskalane. Rozpustników zaś i cudzołożników osądzi Bóg” (Hbr 13:4). Ci którzy popełniają niemoralność seksualną spotkają się z prawomocny, wiecznym sądem Bożym.

Nadzieja dla niemoralności seksualnej
Jest jednak nadzieja dla tych, którzy dopuszczają się tej nieprawości. W swoim pierwszym Liście do Tymoteusza Paweł błyskawicznie przechodzi od kwestii Prawa (1 Tm 1:10) do „ewangelii błogosławionego Boga”. Ewangelia nie jest zbawieniem przygotowanym dla elitarnej grupy ludzi, którzy poprzez swoją nieskazitelność znaleźli uznanie w oczach Boga. Ewangelia jest dla grzeszników i tych, którzy w swojej bezradności zdecydowali się szukać zbawienia u Pana. Łaska obejmuje wszystkich grzeszników i każdy rodzaj grzechu.

Kluczowe wersety dotyczące niemoralności seksualnej
Jeśli chcesz przestudiować zagadnienie niemoralności seksualnej, musisz koniecznie zapoznać się z niniejszymi fragmentami:
- Bóg zaprojektował małżeństwo i seksualność dla mężczyzny i kobiety (Rdz 2:24-25)
- Bóg nienawidzi aktów homoseksualnych (Kpł 18:22)
- Bóg nienawidzi aktów seksualnych między ludźmi a zwierzętami (Kpł 18:23)
- Bóg nienawidzi noszenia odzieży charakteryzującej płeć przeciwną (Pwt 22:5)
- Bóg nienawidzi i nie przyjmuje ofiar pochodzących z prostytucji (Pwt 23:18)
- Bóg nienawidzi wyzysku przez rozwód (Pwt 24:4)
- Bóg nienawidzi rozwodów (Mal 2:14-16)
- Bóg nienawidzi seksualnej niemoralności we wszelkiej jej formie (Gal 5:19-21; Ef 5:5; Obj 22:15)
- Bóg stworzył ciało dla czystości a nie dla niemoralności (1 Kor 6:13)
- Bóg nakazuje nam uciekać od seksualnej niemoralności (1 Kor 6:18)
- Bóg oferuje przebaczenie dla ludzi pogrążonych w seksualnej niemoralności (1 Kor 6:9-11)
- Bóg nakazuje, aby relacja seksualna miała miejsce tylko w małżeństwie (Hbr 13:4).

Oprac. na podstawie tekstu Tima Challies’a

piątek, 16 listopada 2018

„Pies szczeka, gdy widzi, że ktoś nastaje na jego pana; byłbym nędznikiem, gdybym – widząc, iż ktoś nastaje na Prawdę Bożą – pozostał niemy, nie wydając z siebie słowa”.
Jan Kalwin

Jeden z Ojców Kościoła napisał: „Herezja to nie jest jakiś błąd chrześcijan, ale po prostu to już nie jest chrześcijaństwo. Pozornie spór dotyczy sposobu rozumienia jakieś kwestii teologicznej, ale w gruncie rzeczy chodzi o Kościół, o chrześcijaństwo. Herezja nie jest więc doktryną, ale porzuceniem chrześcijaństwa i budowaniem czegoś, co na takie miano nie zasługuje. (...) Jest więc oczywiste, że walka z herezją nie może polegać na dyskutowaniu spornych kwestii w celu wyjaśnienia różnic. Sprowadza się ona do demaskowania herezji, żeby ci, którzy są z nią związani, wrócili do Kościoła".

„[..] I nie ma nic nowego pod słońcem” (Koh 1:9). Niemiecki teolog Klaus Haacker stwierdził, że głównym źródłem błędów w teologii jest pragnienie powiedzenia czegoś nowego. Zauważył, że dziś bardzo trudno jest oznajmić coś, czego wcześniej nie stwierdziłby ortodoksyjny chrześcijanin lub heretyk. Nawet współczesne herezje, często prezentowane jako nowe objawienia, okazują się być plagiatem wcześniejszych heretyków.

Już Augustyn w V wieku wymieniał ponad 88 herezji. Trudno nam wyobrazić sobie skalę tego zjawiska, jednak nie powinno ono nas zadziwiać. Przecież: „Diabeł, aby zgasić lub zdławić świętą naukę Ewangelii, której powrót widzi lub raczej, by ją zniesławić i uczynić wstrętną światu, wzniecił wiele herezji i opinii niegodziwych”.

Jeśli rzeczywiście głównym źródłem błędów w teologii jest nowatorstwo, nic dziwnego, że XIX - wieczny teolog z Princeton, Charles Hodge, chwalił się: „Nie boję się powiedzieć, że nowa idea nigdy nie zrodziła się w tym seminarium”.

Wypowiedź ta podkreśla potrzebę pozostania wiernym apostolskiemu Słowu. Jest ona szczególnie aktualna w rzeczywistości, w której w kościele króluje nauka różnego rodzaju libertynów, których wspólną cechą charakterystyczną jest odejście od Prawdy. Wielu z nich pozostaje ważnymi osobami w kręgach kościelnych i akademickich. Wielu, za swoją życiową misję postawiło sobie cel zniszczenie ortodoksyjnego chrześcijaństwa. Spójrz na liberalizm, charyzmanię, neoortodoksję, ekumenizm, mistycyzm itd. Wydaje się więc, że historyczne chrześcijaństwo jest ohydą dla księcia tego świata, który za pośrednictwem kąkolu stara się zniszczyć kościół od środka.

Herezja zawsze była obecna obok zdrowej doktryny. Od samych narodzin kościoła.

Czym jest herezja?

Słowo „herezja” pochodzi od greckiego słowa „hairesis”, które oznacza „wybieranie” lub „frakcję”. Początkowo termin „herezja” nie zawierał w sobie negatywnego znaczenia, tak jak ma to miejsce dzisiaj. Jednak, kiedy pierwszy kościół wzrastał, różni nauczyciele zaczęli głosić kontrowersyjną naukę o Chrystusie, Bogu, zbawieniu i innych biblijnych zagadnieniach. Kościół stanął przed koniecznością ustalenia tego co było zgodne z nauczaniem biblijnym, a co się jemu sprzeciwiało.

Przykładowo Ariusz (320r.) nauczał, że Jezus został stworzony. Czy to była prawda? Czy miało to znaczenie? Pojawiły się też i inne błędy. Doketyści nauczali, że Jezus nie był człowiekiem. Modaliści odrzucali Trójcę. Gnostycy zaprzeczali zmartwychwstaniu Chrystusa. Kościół musiał zmierzyć się z tymi herezjami, głosząc ortodoksyjną naukę. Odrzucenie i potępienie heretyków stało się czymś niezbędnym dla zachowania czystości wiary przekazanej w depozyt Kościołowi.

Matt Slick pisze, że herezja jest fałszywym nauczaniem. Jest to wierzenie lub idea, która jest sprzeczna z ortodoksyjną wiarą chrześcijańską. W kontekście chrześcijaństwa, herezja jest tym co odbiega od podstawowego nauczania biblijnego. Przykładami herezji jest politeizm, odrzucenie zmartwychwstania Chrystusa czy też nauka o zbawieniu przez uczynki. Przez wieki kościół chrześcijański doświadczał wielu ataków ze strony heretyków. Podobnie jest i dzisiaj. Przykładowo mormoni, którzy nauczają, że człowiek może stać się bogiem; Świadkowie Jehowy odrzucający Trójcę, czy też Rzymski katolicyzm odrzucający naukę o zbawieniu przez samą wiarę i promujący kult Marii.

Herezja to nauka, doktryna lub praktyka wykraczająca poza naukę apostołów, lub wprowadzająca coś zupełnie nowego i sprzecznego z Pismem.

Herezja jest fałszywym nauczaniem o podstawowych doktrynach naszej wiary – tych, których musimy się trzymać: nauki odnośnie Boga, tego kim jest Jezus, zbawienie przez łaskę, zmartwychwstanie Chrystusa itd. Mniej istotne zagadnienia z pewnością są warte dyskusji z pasją (oraz miłością!), ale ci którzy wierzą inaczej w mniej istotnych sprawach, nie mogą być uważani za heretyków. Warto również pamiętać, że uświęcenie (nasz wzrost w świętości, prawdzie i mądrości) często znajduje się na innej osi czasu aniżeli naszych braci i sióstr w Chrystusie.

W swojej książce „Herezje”, Klaus Haacker podąża za praktyką pierwszego kościoła, i definiuje herezje jako te doktryny lub nauki, które zmieniają naturę wiary w tak zasadniczym stopniu, że nie można traktować jej już jako zbawczą wiarę. W Nowym Testamencie są trzy koncepcje, które mogą być zdefiniowane w ten sposób:

1) legalizm (zwany często judaizmem w czasach pierwszego kościoła), który również można nazwać zbawieniem przez uczynki lub własną sprawiedliwość,
2) przeciwieństwo legalizmu czyli antynomanizm,
3) zbiór dziwnych, nieprawdopodobnych idei i pomysłów, czyli gnostycyzm

Paweł konfrontuje się z każdą z tych herezji w kilku listach, zwłaszcza w Liście do Rzymian, Galacjan i Kolosan. W swoich listach apostoł Jan z kolei zajmuje się gnostycyzmem. W Galacjan 1 Paweł ostrzega nas przed tymi, którzy wzywają nas do „innej ewangelii”, która „nie jest inną ewangelią” (Gal 1:6-7). W tym Liście widzimy wyraźną tendencję do dodawania czegoś do dzieła Ewangelii i ukończonego raz na zawsze dzieła Chrystusa. I w naszych czasach wielu ludzi dryfuje w kierunku legalizmu. Rzymski katolicyzm jest szczególnie skłonny do tego błędu, ale również wśród środowisk mieniących się ewangelicznymi można spotkać ten problem.

Przeciwną legalizmowi koncepcją jest antynomianizm, który prawdopodobnie jest największym zagrożeniem dla współczesnych chrześcijan.
Nikt nie jest zbawiony przez swoje uczynki, ale wiara która nie tworzy nowego życia, ukazuje, że dana osoba w dalszym ciągu pozostaje w duchowej śmierci. Współcześnie błędy antynomizmu można odnaleźć w niektórych kręgach protestanckich, które uważają że samo wyznanie wiary wystarczy i nie jest konieczna conversio cordis (przemiana serca), której dowodem jest przemienione życie. Wielu ludzi ucieka do tej herezji mając przy tym fałszywe zapewnienie poczucie bezpieczeństwa.

Niewątpliwie wielkim niebezpieczeństwem dla kościoła jest gnostycyzm; światopogląd przedstawiający skomplikowany wachlarz błędów dotykających zarówno nie-chrześcijan jak i chrześcijan. Gnostycyzm reprezentuje pokusę naturalnego człowieka, który pragnie systemu zbawienia uwalniającego go od grzechu i osobistej winy przed Bogiem, a jednocześnie oferującego tanie zbawienie. Gnostycyzm jest trudny do jednoznacznego zdefiniowania. Kto chce się o tym przekonać niech przeczyta rozprawę Ireneusza, którą ten wytoczył przeciwko gnostycyzmowi. Są jednak dwa wspólne elementy wszelkich odmian tej herezji: tajemnica i elitarność. Zwykli ludzie mają prostą wiarę, ale gnostycy znają sekrety i tajemnice duchowej elity. Gnostycy odrzucają historycznego Chrystusa. Uważają, że Jezus był tylko manifestacją „Chrystusa”, podobnie jak i inni ludzie przed Nim, a także inni po Nim.
Jan argumentował przeciwko zalążkom myśli gnostyckiej w swoich dwóch listach (zob. 1 Jana 1:1-2; 2:22-23; 5:1). Współczesną odmianą gnostycyzmu jest ruch New Age.

Podsumowując, herezja jest często definiowana jako odstępstwo/odejście od chrześcijańskiej ortodoksyjności; jako nadużycie Pisma przez wyrywanie nauczania z kontekstu i przedefiniowanie jego znaczenia i zastosowania. Jest to nauka, doktryna lub praktyka, która wykracza poza naukę apostolską lub wprowadza coś zupełnie nowego czy też sprzecznego z nauczaniem Pisma.

Ważną rzeczą, którą należy podkreślić jeśli chodzi o herezję to fakt, że nie jest to tylko dopuszczalna różnica, opcja, wybór, ale to, że herezja w swojej naturze podważa wiarę chrześcijańską.

Podobnie traktuje herezję J.D. Hall mówiąc: „Herezja jest fałszywą doktryną (nauką), która tak bardzo zmienia lub zniekształca naturę Boga, że przestaje On być Bogiem Pisma. Herezja wypacza naturę zbawienia w takim stopniu, że człowiek nie może mieć żadnej nadziei na usprawiedliwienie”.

Co nie jest herezją?

Większość ewangelicznych chrześcijan boi się słowa „heretyk”. Obawiają się, okazania braku miłości poprzez zaklasyfikowanie kogoś do miana heretyka. Inni, zbyt często nadużywają tego określenia i dlatego musimy się upewnić, że używamy pojęć, których znaczenie dobrze rozumiemy.

Heretykiem nie jest osoba z którą się nie zgadzasz. Oczywiście, osoba z którą macie różnicę zdań może rzeczywiście być heretykiem. Jednak główną troską jest właściwe zdefiniowanie podstaw różnic.

Drugą ważną rzeczą, o której trzeba pamiętać jest to, że osoba zachowująca się w sposób niewłaściwy nie jest automatycznie heretykiem. Nawet aktywny grzesznik poddany dyscyplinie zborowej, pomimo swojego odstępstwa od Chrystusa, nie może zostać uznany za heretyka. Herezja w swojej istocie odnosi się do wierzeń i doktryny, a nie zachowania. Jedynym wyjątkiem mogą być słowa z Tt 3:10 gdzie heretykiem jest osoba, której zachowanie powoduje bezbożny podział w społeczności.

W swojej młodości sam wielokrotnie i bez zrozumienia używałem określenia „heretyk” chcąc przedstawić kogoś, kogo nauka była odmienna od mojej własnej. Wyznaję, że czyniłem to bezmyślnie i w sposób niedojrzały (nie zmienia to faktu, że większość tak przeze mnie określonych nauczycieli rzeczywiście jest heretykami!).

W tym momencie musimy wyraźnie odróżnić herezję od heterodoksji, czyli wyznawania poglądów odmiennych od głoszonej przez nas doktryny wiary.
Heterodoksja jest nauką, która nie jest ortodoksyjna. Jest złym nauczaniem, które nie jest zgodne z historycznym chrześcijaństwem. Istnieje wiele nauk heterodoksyjnych, które choć są błędne, nie są jednak herezją. Do takich „drugorzędnych” problemów można zakwalifikować pogląd na chrzest, kwestie eschatologiczne, zrozumienie ewangelizacji, rolę Prawa Bożego w życiu chrześcijańskim czy też cesacjonizm lub kontynuacjonalizm. Oczywiście wszystkie wymienione zagadnienia w swojej ekstremalnej formie również mogą niebezpiecznie zbliżyć się do herezji.

Osobiście nie zgadzam się z pedobaptystycznym ujęciem wiary reprezentowanym przez wielu mężów Bożych, których traktuję jako swoich Ojców w wierze i traktuję ich nauczanie jako błędne, aczkolwiek nigdy nie zakwalifikowałbym ich do rangi „heretyków”. Z drugiej strony, wśród pedobaptystów jest wielu heretyków, których nauczanie dawno wykroczyło poza akceptowaną heterodoksję i stało się zaprzeczeniem chrześcijaństwa.

Czymś koniecznym jest określenie tych doktryn, które definiują chrześcijaństwo od tych, które automatycznie stawiają kogoś poza Kościołem. Współcześnie mamy do czynienia z wieloma tematami powodującymi fragmentaryzację denominacyjną kościołów chrześcijańskich.

Dziś

Biblijną herezją jest zaprzeczanie jednemu lub kilku podstawowym artykułom wiary, które zostały uznane przez Kościół za prawdę i które mają swoje oparcie w nauce biblijnej. Są to takie nauki jak: Trójca, bóstwo Chrystusa, zbawienie z łaski tylko przez wiarę itd. Istnieje również herezja, która nie jest oparta na Biblii, wprowadzająca inną duchowość i nauczanie będące w opozycji do tego co mówi Pismo.

Współcześnie herezje są wprowadzane do Kościoła głównie poprzez nowe „objawienia” lub „proroctwa”. Czymś oczywistym powinno być, że nauczanie powodujące podziały czy też wprowadzające obce aspekty religii pochodzące spoza Kościoła do jego środka, są bardziej destrukcyjne dla naszej wiary, aniżeli zagrożenia pochodzące z zewnątrz. To dlatego tak istotnym zagadnieniem jest strzeżenie czystości kazalnicy przez starszych zboru.

Jan Kalwin napisał: „Gdy jakaś sekta zła i szkodliwa zaczyna się szerzyć, a zwłaszcza gdy się rozrasta, obowiązkiem tych, których nasz Pan ustanowił dla budowania Swego Kościoła, jest zajść jej drogę i odeprzeć ją stanowczo, zanim umocni się, by szkodzić i psuć jeszcze więcej. Zaiste, nie wystarczy, aby pasterze Kościoła paśli dobrą karmą stadko Jezusa Chrystusa, jeśli nie strzegą go także przed wilkami i złodziejami, podnosząc krzyk przeciw owym i odganiając ich od stada, jeśli ci chcieliby się do niego przybliżyć”.

Kalwin jako pasterz musiał odganiać heretyków, którzy czyhają na stadko wiernych: „Mówiąc ściśle, heretycy nie są tylko jako złodzieje i wilki, lecz dużo gorsi, albowiem przekręcając święte Słowo Boże, stają się jakby trucicielami, mordującymi biedne dusze pod pozorem pasienia ich i dawania im dobrej strawy. Co więcej, ponieważ szatan nie ustaje w knowaniach, jakby tu zniszczyć tę świętą jedność, którą tworzymy w naszym Panu Jezusie dzięki Jego słowu, jest bardziej niż pożądane, aby to samo słowo służyło też sprawie ocalenia Kościoła jako miecz i tarcza, przy odpieraniu owych niecnych zakusów”.
A jak jest w twoim zborze?

Paweł pisze nam żeby unikać heretyka (Tt 3:10). Grecki wyraz „jairetikos” oznacza schizmatyka, kogoś kto jest promotorem lub zwolennikiem fałszywej doktryny lub kogoś kto celowo dzieli kościół celem uzyskania naśladowców dla swojego nauczania.

Herezja jest łatwo widoczna wśród tych, którzy odrzucają podstawowe doktryny chrześcijaństwa i oddzielają się od Kościoła. Jednakże ci, którzy promują fałszywe nauki, nie zawsze opuszczają kościół, ale raczej zostają w środku poszukując zwolenników dla swojej nauki.

Kiedy nauczanie lub sposób postępowania atakuje podstawowe doktryny lub wykracza poza to co jest napisane, nie powinniśmy milczeć. Jeśli ktoś milczy pomimo, że zauważa herezję, tak naprawdę idzie na kompromis i współdziała z tymi, którzy ją propagują. Prawdziwy pasterz zawsze będzie chronił owce. Będzie również tym, który służy ludziom potrzebującym korekty w swoich przekonaniach doktrynalnych.

Wszyscy słyszeliśmy stwierdzenie „zjedz mięso i wypluj kości”, ale tylko dojrzały wierzący jest w stanie odróżnić dobro od zła. Jaki rodzic karmiłby swoje małe dziecko rybą zawierającą ości i spodziewał się, że będzie ono w stanie właściwie zareagować? Ludzie młodzi w wierze nie rozumieją wielu rzeczy ani różnic pomiędzy prawdą a kłamstwem dlatego obowiązkiem dojrzałych wierzących jest ochrona ich przed duchowym zniszczeniem.

Powiedziano nam, że prawda obroni się sama. To stwierdzenie jest nie tylko niebiblijne, ale i zgubne. Spójrzcie na kulty, które wyrosły na naszych oczach. Większość fałszywych nauczycieli wyszła z kościołów chrześcijańskich (1 J 2:19). Mury kościoła powinny chronić nas przed fałszywym nauczaniem. Jednakże dzisiaj, ukazywanie błędu i fałszywych nauczycieli jest potępiane przez większość chrześcijan jako działania nie służące jedności i mające niewiele wspólnego z rzekomą miłością chrześcijańską.

W dzisiejszej rzeczywistości herezja jest częstym zjawiskiem. Ogromna ilość nauczania płynącego z książek, telewizji, internetu i kazalnic skażona jest błędem. Każdy pasterz wezwany jest przez Słowo Boże do identyfikacji złego nauczania. Potrzebujemy biblijnego rozeznania, które oparte jest na faktach i zdrowej nauce. Kiedy odkrywamy zepsute owoce musimy dla bezpieczeństwa ludzi jak najszybciej usunąć je ze zgromadzenia.

Pewne rzeczy praktykowane, które choć niewłaściwe, nie powinny być definiowane jako herezja. Są błędne nauki, i choć w mojej osobistej opinii szkodzą duchowemu zdrowiu chrześcijan, jednak nie grożą one potępieniem. Wszystkie herezje są zwodnicze i destrukcyjne w różnym stopniu. Jednakże z całą pewnością istnieją pewne nauki, które mogą okaleczyć naszą duszę, a w ostateczności prowadzić do śmierci.

Większość z fałszywych nauczycieli zaczęła schodzić z drogi prawdy małymi krokami. Najczęściej rozpoczyna się od kwestionowania autorytetu Biblii. Postawa jaką przyjmują w momencie biblijnego napomnienia i wezwania do porzucenia fałszywych nauk wskazuje nam czy będą kontynuować swoją podróż w coraz większe kłamstwo i bezbożność. Często jest tak, że przyjmując jedną fałszywą naukę, człowiek z łatwością pogrąża się w coraz większym odstępstwie, które sekwencyjnie prowadzi do duchowego obłędu.

Powtórzmy kolejny raz: Czy każdy błąd teologiczni jest herezją? W szerokim znaczeniu, każde odejście od biblijnej prawdy powinno być traktowane jako herezja. Jednak w myśli chrześcijańskiej pojęcie „herezja” zostało zwykle zarezerwowane dla rażących, haniebnych i niedopuszczalnych zniekształceń biblijnej prawdy. Błędy te są tak poważne że zagrażają esencji/istocie (esse) oraz dobrobytu (bene esse) kościoła chrześcijańskiego.

Odpowiadając na książkę Erasmusa „Diatribe” Luter przyznał że wiele różnic pomiędzy nimi było drobiazgami i nie prowadziły do rozbicia jedności kościoła. Mogły być przykryte prze miłość i cierpliwość. Jednak kiedy pojawił się temat usprawiedliwienia, Luter zmienił swoją postawę. Nazwał on usprawiedliwienie doktryną na której kościół stoi lub upada; doktryną dotykającą samego serca Ewangelii. Kościół, który odrzuca usprawiedliwienie tylko przez wiarę (i nazywa tę naukę herezją) nie jest dłużej ortodoksyjnym kościołem chrześcijańskim.

Zakończenie

Herezja może być zdefiniowana jako każde odejście od ortodoksyjnego chrześcijaństwa: nauki, doktryny i praktyki wykraczającej poza naukę apostołów, czyli wiarę raz na zawsze przekazaną świętym (Jd 1:3). Istotą biblijnych herezji jest zaprzeczenie podstawowym naukom zawartym w Słowie Bożym oraz poprzez odrzucenie podstawowych doktryn chrześcijaństwa, oddzielenie się od historycznego kościoła.

Frank Farrell napisał, że 40 lat temu usłyszał słowa, które wstrząsnęły jego życiem: „Mordowanie duszy jest gorsze niż mordowanie ciała, a więc nauczanie herezji powinno podlegać karze śmierci”. Pomimo, że jak sam twierdzi, nie zgadza się z karą za herezję, to jednak to stwierdzenie przypomniało mu o powadze herezji w czasach, w których prawdziwa doktryna jest lekceważona.

R.C. Sproul mówił kiedyś o historycznej tendencji herezji do płodzenia innych herezji. Przykładowo, wysiłki na rzecz obrony prawdziwego człowieczeństwa Chrystusa doprowadziły do kwestionowania Jego bóstwa. Gorliwość w obronie boskości naszego Pana, doprowadziła do zaprzeczenia Jego człowieczeństwa. Postawy kwestionujące legalizm doprowadziły do pojawienia się antynomizmu itd.

Żyjemy w środowisku sprzyjającym rozwoju herezji. Herezja jest proklamowana z coraz większą łatwością. Podczas gdy nasi ojcowie postrzegali te kwestie w kategoriach życia i śmierci, my poddaliśmy się relatywizmowi i pluralizmowi gdzie nie przejmujemy się kwestią błędów doktrynalnych. Wolimy pokój zamiast prawdy i oskarżamy ortodoksyjnych chrześcijan o czynienie podziałów. Prawdziwych wierzących uznajemy za heretyków, a prawdziwych heretyków, którzy dzielą i niszczą kościół, traktujemy jako prawowiernych nauczycieli.

„Ze wszech miar mądry Bóg wszechświata czuwanie nad całą zamieszkałą, ale nieuprawianą ziemią powierzył kilku ludziom: rybakom i celnikom oraz jednemu wytwórcy namiotów. Natomiast ze wszech miar przewrotny demon, prześladowca ludzi, widząc, że tamci wyrywają z korzeniami ciernie błędu wielobóstwa, a on sam jest bezradny wobec ich uczniów, wpadł na pomysł różnego rodzaju zasadzek, jako że jest konstruktorem pułapek i mistrzem zła. Dobrał więc sobie ludzi odpowiednich do tego zadania i nadał im imię chrześcijan, jakby zakładając im maskę, a smarując brzegi kielicha miodem, podał ludziom jako lekarstwo truciznę kłamstwa. Pragnąc bowiem zniszczenia ludzi, nie czekał, aby orędzie apostołów umocniło się, i nie podał oszustwa dopiero wtedy, lecz gdy tylko oni rozpoczęli swoje czuwanie i siew ziarna pobożności, wsiał pomiędzy nie chwasty”
Teodoret z Cyru

ar