5sola.pl

Soli Deo Gloria

wtorek, 25 kwietnia 2017

W jednym z podcastów serii „Zapytaj pastora Johna”, słuchacz imieniem Dalibor zadał następujące pytanie: „Pastorze John, czy mógłbyś dać jeden lub dwa przykłady tego jak modlić się Pismem? Brzmi to dobrze, ale jest też niezwykle mi obce. W jaki sposób powinienem czytać, aby słowa stawały się żywe i przemawiały do mnie tu i teraz?”.

„Kocham to pytanie, ponieważ modlitwa Pismem jest niezwykle ważna w chrześcijańskim życiu” – odpowiedział John Piper. Jego zdaniem, jeśli nie wypracujemy zwyczaju modlitwy Pismem, nasze modlitwy prawie na pewno podupadną w kierunku daremnych powtórzeń, które będą ograniczać się do naszych bezpośrednich spraw, zamiast skupić się na Bożych celach.

Na początku, musimy zauważyć, że pierwszy kościół modlił się Pismem w Dziejach Apostolskich 4:24 i dalej. W rzeczywistości oni jasno cytowali Pismo. Musieli stawić czoło niebezpieczeństwu i dlatego modlili się: „A gdy oni to usłyszeli, jednomyślnie podnieśli swój głos do Boga i powiedzieli: Panie, ty jesteś Bogiem, który uczynił niebo, ziemię, morze i wszystko, co w nich jest”. Oni radowali się z powodu tego co objawił im Bóg w Piśmie. Dalej w wersetach 25 - 26 czytamy: „Który przez usta swego sługi Dawida powiedziałeś: Dlaczego burzą się narody, a ludzie knują próżne rzeczy? Królowie ziemi powstali i książęta zebrali się razem przeciw Panu i przeciw jego Chrystusowi.” To jest cytat pochodzący z Psalmu 2. Tak więc wiemy, że pierwszy kościół modlił się do Boga, słowami, które dał im sam Bóg.

Dalej, Piper zwraca naszą uwagę na fakt abyśmy nie zapomnieli o tym co oczywiste, że wiele części Pisma stanowią modlitwy. A więc jeśli myślisz o tym co robisz, czytając te fragmenty to po prostu się modlisz. Pisma Pawła zawierają wiele modlitw apostoła za czytelników jego listów. John Piper daje nam niezwykle ciekawą wskazówkę, o której wielu z nas nigdy nie słyszało: „Za każdym razem kiedy czytasz modlitwy Pawła, powinieneś modlić się wraz z nim”. Ogromna cześć psalmów to modlitwy. Sam Pan Jezus daje nam kilka przykładów jak powinniśmy się modlić. 

John Piper proponuje nam wykorzystanie akronimu NONN pochodzącego z Psalmów, który on sam traktuje jako swój przewodnik do modlitwy Pismem:
N – „Nakłoń moje serce do twoich świadectw, a nie do chciwości” (Ps 119:36).
O – „Otwórz moje oczy, abym ujrzał cuda twego prawa” (Ps 119:18).
N – „Nakłoń moje serce ku bojaźni twego imienia” (Ps 86:11).
N – „Nasyć nas z rana twoim miłosierdziem” (Ps 90:14).

Zdaniem Pipera, Pismo mówi wiele o Bogu i Chrystusie, a to co czytamy pozwala nam uwielbiać i wywyższać naszego Boga. Dalej, Biblia ukazuje nam co Trójjedyny Bóg uczynił dla nas, a dzięki temu możemy nie tylko Mu dziękować, ale także wyrażać swoją wiarę. Pismo jest również nieocenionym źródłem wiedzy na temat Bożych oczekiwań względem nas, a ta wiedza z kolei pozwala nam na wznoszenie błagalnych próśb o Bożą pomoc.

Słowo Boże wskazuje również na nasze porażki tak, abyśmy mogli wyznawać własne grzechy. Podsumowując, Piper stwierdza, że praktycznie cała Biblia mówi nam: o Bogu, o tym czego On dokonał dla nas, o czymś czego On oczekuje od nas, o naszych porażkach – a to wszystko naturalnie prowadzi nas do uwielbienia Boga, dziękowania Bogu, wołania do Niego a także wyznawania Mu naszych grzechów.

Pamiętajmy jednak, że naszą modlitwą jest znaczenie i sens tekstu, a nie same jego słowa. To bardzo ważne. Jako przykład tej zasady Piper wskazuje własne doświadczenie kiedy pewnego poranku czytał fragment Starego Testamentu przedstawiający nikczemność Achaba (1 Księga Królewska 21). W tym samym czasie przeczytał również cały rozdział dotyczący historii Szadraha, Meshacha, Abednego i ich wiary w obliczu zagrożenia spaleniem w ogromnym piecu. W jaki sposób czytając takie fragmenty można modlić się Pismem? Oczywistym jest, że nie będziemy zamieniać każdego wersu w modlitwę. Tak więc nie modlimy się samymi słowami, ale treścią danego fragmentu. Trzeba na tyle dobrze znać Biblię, aby zrozumieć owo znaczenie tekstu. Co autor trzeciego rozdziału Księgi Daniela stara się powiedzieć tutaj o śmiałości, odwadze i wierze?

W odpowiedzi na pytanie słuchacza, John Piper przedstawia w jaki sposób jego rozważanie Listu do Kolosan zostało przekształcone w modlitwę: „Jak więc przyjęliście Pana Jezusa Chrystusa, tak w nim postępujcie; Zakorzenieni i zbudowani na nim, i utwierdzeni w wierze, jak was nauczono, obfitując w niej z dziękczynieniem” (Kol 2:6-7).

Tak, Panie Jezu, otrzymałem Cię i teraz, o poranku, otrzymuję Cię na nowo. Panie, zapraszam Cię – przejmij całkowicie kontrolę nad moim życiem. Jeśli tylko spróbuję Ciebie związywać, jeśli tylko spróbuję Cię odpychać – pokaż mi to i pomóż mi uśmiercić ten grzech. Chcę chodzić w Tobie, w Twojej mocy, Twoimi ścieżkami, w Twojej drużynie. Poświęcam się temu ponownie teraz – jak zresztą robiłem już to wiele razy w przeszłości. I odwracam się od wszystkiego, co by mogło rywalizować z Tobą jako moim najbliższym przyjacielem i pomocnikiem. Ty dałeś mojemu życie korzenie, Ty dałeś mu fundament. Dziękuję.

To nie ja zapuściłem korzenie w Tobie, to nie ja postawiłem te majestatyczne kamienne fundamenty wiary. To Ty uczyniłeś. Dziękuję. Dziękuję, że posłałeś do mojego życia nauczycieli. Dziękuję za mojego ojca. Dziękuję za Daniela Fullera, za Jonathana Edwardsa i Johna Owena, za J.I. Packera i za R.C. Sproula i wielu wielu innych, którzy towarzyszyli mi podczas mojej służby – dziękuję za ich napomnienia i dziękuję, że pozwolili mi pozostać na wąskiej drodze. O, jak Ci dziękuję, Panie! Wszystko to dzięki Tobie. To moje zbliżanie się do Ciebie, to moje chodzenie w Tobie, moje korzenie i mój fundament w Tobie – to wszystko, wszystko dzięki Tobie. Wszyscy Ci nauczyciele – to Ty ich posłałeś. Jesteś dobrym, łaskawym i potężnym Bogiem. W ten poranek – kocham Cię.

A potem czytam dalej: „Uważajcie, żeby was ktoś nie obrócił na własną korzyść przez filozofię i próżne oszustwo, oparte na ludzkiej tradycji, na żywiołach świata, a nie na Chrystusie. Gdyż w nim mieszka cieleśnie cała pełnia Bóstwa” (Kol 2:8-9).

Panie Jezu, nie jestem nawet pewny czy wiem czym są „żywioły tego świata”. Ale zanim się dowiem, to proszę Cię – strzeż mnie przed nimi. Twoje dzieło, którego dokonujesz we mnie jest ważniejsze niż moje doskonałe rozumienie. Chroń mnie. Gdyż wiem coś o groźbach ludzkiej tradycji i filozofii. Poczułem na sobie działanie sił odciągających mnie od Ciebie. O, jak Ci dziękuję, że jestem tu wciąż, w tym miejscu teraz, gdy się modlę. Że nie muszę spoglądać w dół klifu niewiary. O, tak bardzo proszę o rozeznanie – żebym umiał stwierdzić co jest po myśli Chrystusowej – w książkach, które czytam, w programach telewizyjnych, które oglądam, w filmach i w wiadomościach, które do mnie docierają.

O Panie, te siły są tak potężne, a ja jestem tak podatny, by ulec rzeczom, które nie są według Twojej myśli. Miej miłosierdzie dla mnie i daj mi odwagę, by powiedzieć „nie” wszelkim rzeczom, które podburzają moją relację z Tobą i moją śmiałość w składaniu świadectwa. Jak to możliwe żebym mógł być zwabiony z dala od Ciebie? Przecież to w Tobie zawiera się cała pełnia Boskości, jak mówi Paweł, cała pełnia Boskości sprowadzona do cielesnej postaci. Niesamowite. Niesłychane. Naprawdę cudowne. O Chryste, pomóż mi przez cały dzień, każdego dnia, dzisiaj być bardziej zachwycony Tobą i Twoją pełnią Boskości – abym nigdy nie odwrócił się od Ciebie. Bardziej zachwycony Tobą niż każdą inną rzeczą. Pozwól, Panie, by moje zachwycenie pełnią Boskości, która jest w Tobie przelewało się na wszystko, co dzisiaj uczynię. Spraw Panie, żebym mógł być narzędziem, aby inni też mogli być Tobą zachwyceni. Modlę się o to, w imieniu Jezusa. Amen.

czwartek, 20 kwietnia 2017

Otrzymaliśmy stos 60 e-maili od słuchaczy ze Szkocji, Stanów Zjednoczonych oraz Indii, którzy chcą czegoś dowiedzieć się na temat jogi. Czy jest ona zwyczajnym ćwiczeniem fizycznym, czy też naraża ona człowieka na włączenie się w duchowość Wschodu? 

Pewien słuchacz, Todd, pisze: „Jako profesjonalista w zakresie opieki zdrowotnej jestem zainteresowany pożytkami płynącymi z takich wschodnich praktyk, jak joga i tai chi ze względu na udokumentowane korzyści zdrowotne. Czy chrześcijanin może z czystym sumieniem praktykować takie rzeczy, skoro mają one swoje korzenie w mistycyzmie?”. Co powiesz o tym, Pastorze John?

Jedną z pierwszych rzeczy, które chciałbym powiedzieć jest ta, że istnieją dwa rodzaje podejścia do wątpliwych praktyk w naszym życiu. Jedno nazwę minimalistycznym podejściem do świętości i pobożności. Drugie podejście jest maksymalistyczne.

W tym pierwszym przypadku, typowe pytanie, jakie zadajesz brzmi: „Więc, cóż w tym jest złego?”. Może to odnosić się do filmów i muzyki, co do których dzieci często zadają pytanie rodzicom: „Co jest w tym złego?”. 

To drugie podejście nie polega zasadniczo na stawianiu pytania: „Co jest w tym złego?”, lecz: „Czy to uczyni mnie bardziej podobnym (podobną) do Chrystusa? Czy to sprawi, że stanę się bardziej oddany (oddana) Jezusowi? Czy będę kimś mocniejszym i pełnym Ducha Świętego? Czy dzięki temu będę bardziej skuteczny (skuteczna) w modlitwie? Czy to przyczyni się do wzmocnienia, czy do zaniku mojej śmiałości w dawaniu świadectwa? Czy to pomoże mi odkładać skarby w niebie? Czy to pomoże mi nabrać duchowego rozeznania na temat metod szatana stosowanych w świecie i czy pomoże mi znaleźć radość w Bogu oraz we wszystkim, kim On jest dla mnie w Jezusie?”.
„Zdrowie fizyczne jest ważne, ale nie jest celem samym w sobie. Jest ono środkiem do osiągania znacznie wspanialszych celów”.  
Teraz już rozumiesz, że są takie dwa rodzaje podejścia do życia: Pragnę zmaksymalizować moją pobożność i moją świętość zbliżając się coraz bardziej do Boga. Natomiast w drugim podejściu po prostu próbujesz robić jak najwięcej różnych rzeczy, byle tylko nie potknąć się zupełnie z powodu grzechu. Zatem nie zamierzam sugerować, że za każdym razem, gdy stykasz się z wątpliwą formą aktywności, musisz optować za wyrzeczeniem się jej, ponieważ w ten sposób oceniłeś te sprawy. Ja po prostu chcę, by ludzie podchodzili do takich kwestii z wielką pasją dla pobożności i żeby nie myśleli na sposób minimalistyczny. To pierwsza rzecz, którą chciałbym powiedzieć.

Po drugie, na podstawie mojej niewielkiej wiedzy i skromnych badań w tym zakresie, stwierdzam, że zarówno joga, jak i tai chi mają swe korzenie we wschodnich światopoglądach, i w tychże korzeniach są z gruntu sprzeczne z chrześcijańskim pojmowaniem Boga oraz zrozumieniem Jego działalności w tym świecie. Tak więc joga jest tym dla ciała, czym mantra dla ust – tak bym to ujął. Pewne wyjaśnienie odnośnie mantry jest takie: „trzeba wypowiadać słowo lub zwrot tak długo, aż dany mężczyzna lub kobieta wzniesie się ponad umysł i emocje, i w tym procesie odkryje i osiągnie nadświadomość”. Zwróćcie uwagę, że użycie „słowa” w sposób odpowiedni dla mantry ma na celu przejście do nadświadomości. Innymi słowy, ćwiczenia jogi są produktem ubocznym tego rodzaju powtarzania słów i filozofii, w ramach których człowiek przechodzi fizycznie, emocjonalnie i intelektualnie do tej nadświadomości.

Zatem joga skupia się na harmonii między umysłem a ciałem. Joga czerpie swoją filozofię z hinduistycznej wiary metafizycznej. Słowo joga pochodzi z sanskrytu i znaczy: „połączenie” lub „związek”.  A ostatecznym celem tej filozofii jest osiągnięcie równowagi miedzy umysłem a ciałem i uzyskanie pewnego rodzaju samo-oświecenia dzięki używaniu mantry oraz korzystaniu z pewnych fizycznych ćwiczeń lub postaw służących medytacji. W celu osiągnięcia tego stanu, joga wykorzystuje oddech, postawę, relaksację oraz medytację, by wprowadzić u ludzi zdrowe, w istotny sposób zrównoważone podejście do życia. Mniej więcej w taki sposób zwolennicy jogi wypowiadają się w wielu miejscach w Internecie.

Na przykład, jeśli otworzycie stronę oddziału organizacji YWCA (Young Women’s Christian Association – Chrześcijańskie Stowarzyszenie Młodzieży Żeńskiej – przyp. tłum.), oddziału w Minneapolis i klikniecie na „Fitness Classes” (Zajęcia Fitness), to znajdziecie 22 wzmianki o jodze, m.in.: joga dla początkujących, joga dla kobiet, joga dla młodych, taniec młodzieżowy i joga, joga dla każdego.

I podobnie jest tam ze wzmiankami o tai chi, choć jest ich nieco mniej. Tai chi posiada chińskie korzenie religijne i metafizyczne, a pewna definicja mówi, że tai chi należy pojmować jako najważniejszą poznawalną zasadę, z której wypływa egzystencja, najwyższą ostateczność.

To właśnie oznacza słowo tai chi. Ta najwyższa ostateczność tworzy jang i jin. Ruch tworzy jang, a kiedy aktywność osiąga swój kres, staje się on spokojem. A przez spokój ta najwyższa ostateczność tworzy jin. Gdy zaś spokój osiągnie swój kres, wówczas następuje powrót do ruchu, a ruch i spokój na zmianę stają się źródłem jedno dla drugiego, tak że transformacja jang w powiązaniu z jin tworzy wszystko, a te, na zmianę, tworzą i przetwarzają, co sprawia, iż proces ten nie ma końca. Mniej więcej tego się dowiedziałem podczas mojego niewielkiego badania tej sprawy.
„Będziemy doskonale zdrowi – na ciele, duszy i umyśle – w nowym niebie i w nowej ziemi po zmartwychwstaniu” .
Chrześcijanie mają światopogląd radykalnie odmienny od tych idei, czyli poglądu ukształtowanego przez jogę, i poglądu uformowanego przez tai chi. Nasze podejście do historii, do Boga i do pomyślności jest radykalnie odmienne. W chrześcijaństwie postęp ku pełni pochodzi od Boga, który w rozumny sposób komunikuje się językiem zrozumiałym, za pośrednictwem osoby, Jezusa Chrystusa, który stał się w pełni człowiekiem i który mówi w sposób zrozumiały dla umysłu i nie wyłącza umysłu. On przez swą śmierć i zmartwychwstanie obiektywnie pokonał realnie istniejącego szatana i realnie istniejącą winę wobec Boga. Jest to przekazywane nam przez realne przesłanie Ewangelii, bowiem dzięki zrozumieniu tego przesłania w naszych umysłach, w świadomy sposób, dzięki wierze w Chrystusa, dzięki zamieszkiwaniu w nas Ducha Świętego, dzięki obietnicom, które zrozumieliśmy i którym uwierzyliśmy, dzięki radosnemu rozmyślaniu o tych obiektywnych obietnicach, dzięki przemianie za sprawą Ducha Świętego, dzięki obiektywnemu słowu i Ewangelii, przez praktyczne uczynki, które niosą pomoc innym ludziom, i przez życie w przemieniającej pobożności zmierzamy do życia wiecznego, w którym Bóg jest naszą radością na zawsze. 

Takie jest chrześcijaństwo. Jest ono zupełnie odmienne od tego rodzaju światopoglądu, który kryje się za medytacyjnymi, fizycznymi, emocjonalnymi i intelektualnymi praktykami, które wywodzą się z jogi i tai chi. Zatem rozważmy, jaka jest pełnia zdrowia i ciała chrześcijanina. Jeśli zapytacie: „Jak to odnosi się do ciała? Jak to dotyczy ćwiczeń i tego wszystkiego, co robisz ze swoim ciałem?”. Powiem tak, że pogląd na pełnię zdrowia chrześcijanina musi być zrównoważony i realistyczny, w oparciu o poniższe fakty:

1) Jesteśmy upadli, i pod względem fizycznym, emocjonalnym i intelektualnym podlegamy przekleństwu, które spadło na całe stworzenie. Z tej przyczyny wszyscy musimy umrzeć.

2) Jeśli mamy wiarę w Jezusa, to zostaniemy wskrzeszeni z martwych, i właśnie o takie zdrowie głównie zabiegamy.  Będziemy doskonale zdrowi – na ciele, duszy i umyśle – w nowym niebie i w nowej ziemi po zmartwychwstaniu, i to jest nasza chwała – to jest nasza nadzieja.

3) W międzyczasie nasza zewnętrzna natura „niszczeje”, lecz nasza wewnętrzna natura „odnawia się z każdym dniem” (2 Koryntian 4,16).

4) Zgodnie z tym, co Paweł mówi w 1 Tymoteusza 4,8, ćwiczenie cielesne przynosi tylko niewielki pożytek. Natomiast ćwiczenie duchowe ma wartość pod każdym względem, jak to przed chwilą opisałem.

5) Nie powinniśmy niepotrzebnie szkodzić naszym ciałom, które są świątynią Ducha Świętego, i powinniśmy zabiegać o to, by być maksymalnie użytecznymi w osiąganiu celów, które wyznaczył nam Bóg. Zatem zdrowie fizyczne jest ważne, ale nie jest celem w samym sobie. Jest środkiem do znacznie wspanialszych celów i to względnym środkiem, ponieważ istnieją o wiele ważniejsze środki niż posiadanie idealnie sprawnego ciała.

6) Możemy osiągnąć nasze najwspanialsze cele, jeśli podczas działalności misyjnej umrzemy, ryzykując nasze życie, zarażając się wirusem Ebola lub malarią, czy też ślepotą rzeczną. Nie zabiegamy o maksymalną fizyczną pomyślność. Jest to raczej podrzędny, użyteczny cel, jako środek pozwalający osiągnąć coś wspanialszego. Ponadto można z niego świadomie zrezygnować, gdy ryzykujemy życie dla dobra kogoś innego.

7) Wobec tego, jakikolwiek fizyczny reżim, który zaczyna wypierać z naszego życia dążenie do świętości oraz ofiarnej służby (w której gotowi bylibyśmy położyć swoje życie), staje się najwyraźniej dla nas religią. Wydaje mi się przy tym, że joga i tai chi już w swych nazwach sprowadzają się do religii. Joga i tai chi już w samych swych nazwach niosą wschodni światopogląd.

Wnosząc te swoje trzy grosze, powiem, że skoro oceniam, iż lepiej jest zmaksymalizować (zamiast zminimalizować) moje zabieganie o cele Boże i pomyślność mojej duszy, to wolę udać się gdzie indziej i poszukać innego rodzaju ćwiczeń.  

Tłumaczenie: Szymon Matusiak
Źródło: http://www.desiringgod.org/interviews/is-yoga-sinful


poniedziałek, 17 kwietnia 2017

„Nie wprzęgajcie się w nierówne jarzmo z niewierzącymi. Cóż bowiem wspólnego ma sprawiedliwość z niesprawiedliwością?
Albo jaka jest wspólnota między światłem a ciemnością?” (2 Kor 6,14-18 UBG)

Ten fragment podaje nam wypowiedź, która jest usilną zachętą Boską, skierowaną do osób należących do Chrystusa, by unikali wszelkich zażyłych związków z bezbożnymi. Wyraźnie zabrania ona wchodzenia w sojusze z nienawróconymi. Zdecydowanie zakazuje dzieciom Bożym chodzenia ramię w ramię ze światusami. 

Jest to napomnienie odnoszące się do każdego etapu naszego życia i do każdej jego sfery – religijnej, rodzinnej, społecznej i zawodowej. Być może nigdy nie było takiego czasu jak obecny, kiedy trzeba do tego pobudzać chrześcijan. 
Żyjemy bowiem w czasach naznaczonych duchem kompromisu. Po każdej stronie widzimy grzeszną mieszaninę, bezbożne alianse, nierówne jarzma. Wielu zdeklarowanych chrześcijan najwyraźniej usiłuje trzymać się możliwie jak najbliżej tego świata, lecz mimo to dostać się do nieba. 

„Nie wprzęgajcie się w nierówne jarzmo”. Jest to wezwanie do pobożnego oddzielenia się. W każdej epoce wydawany był ten Boski nakaz. Kategoryczne słowo Jahwe, skierowane do Abrahama brzmiało: „Wyjdź z twojej ziemi i od twojej rodziny, i z domu twego ojca” (Rodzaju 12,1; te i następne cytaty pochodzą z Uwspółcześnionej Biblii Gdańskiej, w skrócie UBG – przyp. tłum.). Bóg rzekł do Izraela: „Nie czyńcie według zwyczajów ziemi Egiptu, w której mieszkaliście, ani według zwyczajów ziemi Kanaan, do której was prowadzę, też nie czyńcie, a według ich ustaw nie postępujcie” (Kapłańska 18,3). I ponownie: „A nie postępujcie według obyczajów tego narodu, który wypędzam przed wami” (Kapłańska 20,23). To właśnie z powodu wzgardzenia tymi zakazami Izrael sprowadził na siebie surowe kary.

Na początku Nowego Testamentu ukazano nam poprzednika Chrystusa, który znajdował się poza sferą zorganizowanego judaizmu swoich czasów, i wzywał ludzi, by uciekali przed nadchodzącym gniewem. Z kolei Zbawiciel ogłosił, że „woła swoje własne owce po imieniu i wyprowadza je” (Ew. Jana 10,3). W dniu Pięćdziesiątnicy do wierzących skierowano słowo: „Ratujcie się od tego przewrotnego pokolenia” (Dzieje Apostolskie 2,40). Później, do chrześcijan hebrajskich Paweł napisał: „Wyjdźmy więc do niego poza obóz” (13,13). Boskie wezwanie do ludzi znajdujących się w Babilonie brzmi: „Wyjdźcie z niej, mój ludu, abyście nie byli uczestnikami jej grzechów i aby was nie dotknęły jej plagi” (Objawienie 18,4).  

„Nie wprzęgajcie się w nierówne jarzmo”. Jest to Słowo Boga dla dzisiejszego Jego ludu. Lecz nie jest ono odosobnione. W Liście do Rzymian 16,17 powiedziano: „A proszę was, bracia, abyście wypatrywali tych, którzy powodują rozłamy i zgorszenia przeciwko tej nauce, którą przyjęliście; unikajcie ich”. W 2 Liście do Tymoteusza 2,20-21 czytamy: "W wielkim zaś domu znajdują się nie tylko naczynia złote i srebrne, lecz także drewniane i gliniane, niektóre do użytku zaszczytnego, a inne do niezaszczytnego. Jeśli więc ktoś oczyści samego siebie z tego wszystkiego, będzie naczyniem do użytku zaszczytnego, uświęconym i użytecznym dla Pana, przygotowanym do każdego dobrego czynu”. 

2 List do Tymoteusza 3,5 mówi o tych, którzy ‘przybierają pozór pobożności, ale wyrzekają się jej mocy’; po czym dodano: „Takich ludzi unikaj”. Cóż za słowo mamy w 2 Liście do Tesaloniczan 3,14: „Jeśli ktoś nie posłucha naszych słów zawartych w tym liście, to zwróćcie na niego uwagę i nie przestawajcie z nim”. Jakże radykalne jest napomnienie z 1 Listu do Koryntian 5,11: „Teraz jednak napisałem wam, żebyście nie przestawali z takim, który nazywając się bratem, jest rozpustnikiem, chciwym, bałwochwalcą, złorzeczącym, pijakiem lub zdziercą. Z takim nawet nie jadajcie”. 
„Nie wprzęgajcie się w nierówne jarzmo”. Jesteśmy w pełni przekonani, że lekceważenie tego przykazania – gdyż ono jest przykazaniem – jest w dużej mierze przyczyną upadłego stanu, który powszechnie utrzymuje się wśród chrześcijan, zarówno pod względem indywidualnym, jak i zbiorowym.
Nic dziwnego, że duchowe tętno wielu zborów to tylko słabiutkie uderzenie. Nic dziwnego, że na ich spotkaniach modlitewnych jest znikoma frekwencja; chrześcijanie wprzęgnięci w nierówne jarzmo nie mają serca dla modlitwy. Nieposłuszeństwo w tej kwestii stanowi mocną przeszkodę na drodze do realnego i niepodzielnego oddania dla Chrystusa. 

Nikt nie zdoła być nieskrępowanym uczniem Pana Jezusa, kto w jakikolwiek sposób jest ‘wprzęgnięty jest w jarzmo’ z Jego wrogami. Może być prawdziwie zbawionym człowiekiem, lecz świadectwo jego życia, świadectwo jego postępowania, nie przyniesie chwały Chrystusowi ani Go nie uwielbi.
  
„Nie wprzęgajcie się w nierówne jarzmo”. To w pierwszej kolejności odnosi się do naszych powiązań religijnych lub kościelnych. Jakże wielu chrześcijan jest członkami tak zwanych „kościołów”, gdzie wiele z tego, co się w nich dzieje stanowi zupełne przeciwieństwo Słowa Bożego, niezależnie od tego, czy chodzi o nauczanie płynące z kazalnicy, lub świeckie atrakcje wykorzystywane, by przyciągnąć bezbożnych, albo świeckie metody stosowane, by to finansować, czy też ciągłe przyjmowanie na członków ludzi, którzy nie dają dowodów na to, że narodzili się na nowo. 

Wierzący w Chrystusa, którzy pozostają w takich „kościołach” (?) znieważają swego Pana. A jeśli odpowiedzą: „Praktycznie wszystkie kościoły są takie same, i jeśli zrezygnujemy z członkostwa, to gdzie pójdziemy? Przecież gdzieś musimy chodzić w niedziele” – to taki język pokaże, że stawiają własne interesy wyżej niż chwałę Chrystusa. Lepiej pozostań w domu i czytaj Słowo Boga zamiast mieć społeczność z tym, co potępia Jego Słowo.

„Nie wprzęgajcie się w nierówne jarzmo”. Odnosi się to również do członkostwa w tajnych stowarzyszeniach. „Jarzmo” jest tym, co jednoczy. Ci, którzy należą do „loży” są zjednoczeni ze sobą uroczystą przysięgą i przymierzem ze swymi „braterskimi” członkami. Wielu ich współczłonków nie daje żadnego dowodu nowego narodzenia. Mogą wierzyć w „Najwyższą Istotę”, lecz czy mają jakąś miłość do Słowa Bożego? Jaki jest ich stosunek do Syna Bożego? „Czy dwóch może chodzić razem, jeśli się nie zgadzają?” (Amosa 3,3). Czy ci, którzy zawdzięczają wszystko Chrystusowi, zarówno w czasie, jak i w wieczności, mogą mieć społeczność z osobami, które ‘gardzą i odrzucają’ Go? Niech każdy chrześcijański czytelnik, który jest wprzęgnięty w takie nierówne jarzmo, bez zwlekania się od niego uwolni.

„Nie wprzęgajcie się w nierówne jarzmo”. To dotyczy także małżeństwa. Są na tym świecie tylko dwie rodziny: dzieci Boga i dzieci diabła (1 Jana 3,10). 
Jeśli zatem córka Boga wychodzi za mąż za syna złego, to staje się synową szatana! Jeżeli syn Boga żeni się z córką szatana, to staje się zięciem diabła!
Przez taki haniebny krok tworzy się powinowactwo człowieka należącego do Najwyższego z osobą należącą do Jego arcywroga. „Dobitna to mowa!”. Tak, ale nie jest zbyt dobitna. Gdyż, jak gorzkie są zbiory z takiego siewu. W każdym przypadku tym, który cierpi jest biedny chrześcijanin. 

Przeczytaj natchnione historie Samsona, Salomona i Achaba, a wówczas zrozumiesz, jakie były następstwa ich grzesznych związków małżeńskich. Podobnie jak sportowiec, który obciążył się wielkim ciężarem, nie może się spodziewać, że wygra wyścig, tak samo chrześcijanin nie będzie się duchowo rozwijał, gdy poślubi światusa. Och, jakże wielka czujność w modlitwie jest nam potrzebna, byśmy panowali nad naszymi uczuciami! 

„Nie wprzęgajcie się w nierówne jarzmo”. Odnosi się to również do partnerstwa w interesach. Nieposłuszeństwo w tym względzie zepsuło świadectwo wielu chrześcijan i sprawiło, że przebili się oni wieloma zmartwieniami. Cokolwiek można by było zyskać dla siebie z tego świata przez zabieganie o udostępniane przezeń możliwości osiągnięcia bogactwa i społecznego prestiżu, będzie to jedynie marną rekompensatą za utratę społeczności z Ojcem i Jego Synem, Jezusem Chrystusem. Przeczytaj Księgę Przypowieści 1,10-14.  Droga, którą zgodnie ze swym powołaniem ma kroczyć uczeń Chrystusa jest nazywana wąską, lecz jeśli on opuści ją, by przejść na szeroką drogę, będzie to oznaczało dla niego surowe karcenie, straty rozdzierające jego serce, być może też na końcu swej podróży nie usłyszy słów Zbawiciela: „Dobrze, sługo dobry i wierny”. 

Mamy znienawidzić nawet „szatę” – obraz naszych nawyków i metod – splamioną przez ciało (Judy 23), i mamy zachowywać siebie ‘nieskażonymi przez świat’ (Jakuba 1,27). Jakże przenikające nas i poważne słowo jest podane w 2 Koryntian 7,1: „Mając więc te obietnice, najmilsi, oczyśćmy się z wszelkiego brudu ciała i ducha, dopełniając uświęcenia w bojaźni Bożej”.

Jeśli jakiekolwiek zajęcie lub towarzystwo okaże się przeszkodą dla naszej wspólnoty z Bogiem lub dla czerpania radości ze spraw duchowych, wówczas musimy to porzucić. Wystrzegaj się „trądu” widocznego na ubraniu (Kapłańska 13,47). Jeśli cokolwiek w moich zwyczajach lub metodach zaburza moją radosną społeczność z braćmi lub ograbia mnie z mocy w służbie, to coś takiego trzeba bez litości osądzić i zrobić z tym koniec – „spalić” (Kapłańska 13,52).
Muszę wystrzegać się wszystkiego, czego nie mogę robić ku chwale Boga.
„Cóż bowiem wspólnego ma sprawiedliwość z niesprawiedliwością? Albo jaka jest wspólnota między światłem a ciemnością? Albo jaka zgoda Chrystusa z Belialem, albo co za dział wierzącego z niewierzącym? A co za porozumienie między świątynią Boga a bożkami?”.  

Jakże jednoznacznych i dobitnych użyto tu słów! Nie może być żadnej wymówki, że ktoś nie zrozumiał tych słów usilnej zachęty, oraz uzasadnienia, którym je wzmocniono. „Wspólnota, zgoda, dział, porozumienie” to tak proste słowa, że nie wymagają interpretacji. Wyraźnie zakazane są dla chrześcijanina wszelkie unie, alianse, partnerstwo i związki z niewierzącymi. W całym Piśmie Świętym nie sposób znaleźć jaśniejszego języka na jakikolwiek temat niż ten, z którym tu mamy do czynienia. „Sprawiedliwość, niesprawiedliwość; światło, ciemność; Chrystus, Belial” – cóż mają ze sobą wspólnego? Jaki związek istnieje między nimi?

Przedstawione kontrasty są bardzo ostre i głębokie. „Sprawiedliwość” to prawe postępowanie; „niesprawiedliwość” to czynienie zła. Nieomylnym i jedynym standardem prawego postępowania jest ‘słowo sprawiedliwości’ (Hebrajczyków 5,13). Życie i droga chrześcijanina są regulowane wyłącznie przez tę normę. Lecz światus lekceważy ją i przeciwstawia się jej. Jaka zatem może być „wspólnota” między tym, który jest poddany Słowu Bożemu, a osobą, która nie jest mu posłuszna? „Światło” i „ciemność”. Bóg jest światłem (1 Jana 1,5), a Jego święci są ‘synami światłości’ (Ew. Łukasza 16,8). Lecz dzieci złego są ‘ciemnością’ (Efezjan 5,8). Jakaż zatem wspólnota może istnieć między członkami tak niepodobnych do siebie rodzin? „Chrystus” i „Belial” – jakaż zgoda może panować między tym, dla którego Chrystus jest wszystkim, a osobą, która Nim gardzi i Go odrzuca?

„Wy bowiem jesteście świątynią Boga żywego, tak jak mówi Bóg: Będę w nich mieszkał i będę się przechadzał w nich, i będę ich Bogiem, a oni będą moim ludem”. Jakież to błogosławieństwo! Po pierwsze, mamy usilną zachętę: „Nie wprzęgajcie się w nierówne jarzmo”; po drugie, podano uzasadnienie: „Cóż bowiem wspólnego ma sprawiedliwość z niesprawiedliwością?”; po trzecie, podano motywację. Jest to Boska obietnica, i uderzający jest fakt, iż jest ona siedmioczłonowa: 1) „Będę w nich mieszkał”, 2) „i będę się przechadzał w nich”, 3) „i będę ich Bogiem”, 4) a oni będą moim ludem”, 5) „a ja was przyjmę”, 6) „I będę wam Ojcem”, 7) „a wy będziecie mi synami i córkami”.

„Będę w nich mieszkał” to społeczność, „i będę się przechadzał w nich” to towarzystwo, „i będę ich Bogiem” to relacja. Najpierw w nich, potem dla nich, a „Jeśli Bóg za nami, któż przeciwko nam?” (Rzymian 8,31). „A oni będą moim ludem” to własność, jesteśmy uznani za Jego lud. „A ja was przyjmę” znaczy, że zostaną wprowadzeni w doświadczalną i świadomą bliskość z Bogiem. „I będę wam Ojcem” znaczy „Objawię wam siebie w tym charakterze i udzielę waszym sercom wszelkiej radości z tego faktu”. „A wy będziecie mi synami i córkami” znaczy, że takie pobożne oddzielenie się od świata pozwoli wykazać, że jesteśmy Jego „synami i córkami”. 

Porównaj z tym Ewangelię Mateusza 5,44. „Mówi Pan Wszechmogący”. Jest to jedyne miejsce, w którym Boski tytuł „Wszechmogący” można znaleźć w dwudziestu jeden listach Nowego Testamentu! Wygląda na to, że celowo został tu przywołany, aby podkreślić wystarczalność naszego Źródła. Jest to zgodne z tym, co ktoś inny powiedział: „Niech każdy chrześcijanin działa zgodnie z nakazem oddzielenia się, podanym w 2 Koryntian 6,14-17, a wówczas stwierdzi, że jego ścieżka jest tak pełna trudności i sprowadza tak wielką wrogość ze strony wszystkich, iż jeśli jego oczy nie będą stale zwrócone na Wszechmocnego Boga, który wezwał go do wyjścia na zewnątrz, to wówczas na pewno się załamie”. 

Lecz należy odnotować, że te obietnice są warunkowe, są uwarunkowane posłuszeństwem względem poprzednich usilnych zachęt. Jeśli jednak serce uchwyci się tej błogosławionej zachęty, to i posłuszeństwo temu przykazaniu będzie łatwe i przyjemne.

tłumaczenie własne
źródło: http://pulpitandpen.org/2017/04/09/a-call-to-separation-by-a-w-pink/


czwartek, 13 kwietnia 2017

John Piper powiedział: „Dopóki nie będziesz widział i nienawidził w swoim własnym sercu wszelkiej ostatecznej istoty zła, będziesz umniejszał znaczenie tego co Chrystus osiągnął gdy umarł i zmartwychwstał. Będziesz”.

Nasze zdeprawowane serce zawsze ma tendencję do umniejszania swojego grzechu, przez co człowiek od samego początku okrada Boga z Jego chwały i zaprzecza Bożej prawdzie.

Pamiętajmy, że Chrystus zdobył dla Bożego ludu:

- przebaczenie grzechów,
- usunięcie swojego gniewu,
- klęskę śmierci i diabła,
- wybawienie od piekła i wiecznej niedoli,
- zmartwychwstanie ciał w przyszłości,
- prawo wstępu do nowego nieba i nowej ziemi.

Jezus nabył to wszystko. Dzieło jest ukończone. Każdy kto jest w Nim, posiada całość tych obietnic. Jednakże, te wszystkie błogosławieństwa, jak wskazuje John Piper, nie są ostatecznym celem Jego śmierci. Dalej twierdzi on: „Jak mogę tak powiedzieć? Jak mogę twierdzić, że przebaczenie grzechów, usunięcie gniewu, porażka diabła, uwolnienie od piekła, zmartwychwstanie ciała, wszelkie uzdrowienie, wstęp do nowego nieba, nie są ostatecznym powodem Jego śmierci?”.

Gdyż i Chrystus raz za grzechy cierpiał, sprawiedliwy za niesprawiedliwych, aby nas przyprowadzić do Boga; uśmiercony w ciele, lecz ożywiony Duchem” (1 P 3:18)

Zobaczyć Boga, znać Boga, radować się Bogiem, cenić Boga, odzwierciedlać Boga.

Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się drogi czytelniku dlaczego chcesz przebaczenia grzechów? Dlaczego chcesz usunięcia gniewu Bożego? Dlaczego chcesz przypisania sprawiedliwości? Dlaczego chcesz wyrwać się ze szponów diabła? Dlaczego pragniesz ratunku od piekła? Dlaczego chcesz doskonałego i nowego ciała?

Piper wskazuje, że jest jedna odpowiedź zasługująca na absolutne potępienie: „Kto by tego nie chciał?”. Nie musisz być zbawionym żeby pragnąć tych rzeczy. Tylko idiota nie chciałby uciec od piekła! Tylko głupiec nie chciałby żyć w lepszym świecie niż ten w którym żyjemy dzisiaj.

Jednakże te wszystkie błogosławione dary, które Chrystus uzyskał dla swojego ludu, mają główny cel - wszystkie prowadzą nas do Boga – i to jest ostateczny cel śmierci Jezusa Chrystusa. I to wszystko jest treścią znaczenia tych dobrych darów. Usuwają przeszkody z naszej drogi, czyniąc to co konieczne abyśmy mogli stanąć w Bożej obecności. Jezus Chrystus przyprowadził nas do Boga, w którego obecności jest pełnia radości, a rozkosze Jego prawicy na wieki (Ps 16:11).

Mark Dever napisał: „Ewangelia nie jest nowiną o tym, iż powinniśmy akceptować siebie takimi jakimi jesteśmy. Nie jest to nowina o tym, że Bóg jest miłością. Nie jest to nowina o tym, że Jezus pragnie być naszym przyjacielem. Nie jest to nowina o tym, że ma wspaniały plan lub cel dla naszego życia. Ewangelia jest dobrą nowiną o tym, że Jezus Chrystus umarł na krzyżu, składając zastępczą ofiarę za grzeszników, i powstał z martwych, otwierając nam drogę do pojednania z Bogiem. To nowina o tym, że Sędzia stanie się naszym Ojcem, jeśli tylko upamiętamy się i uwierzymy”. 
O to czym jest prawdziwa ewangelia Jezusa Chrystusa.

poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Nigdy nie wolno zapomnieć o słowach Jakuba: „Wszelki datek dobry i wszelki dar doskonały zstępuje z góry od Ojca światłości” (Jakuba 1,17). Bez wątpienia jest to prawdą w odniesieniu do wszystkich innych spraw, podobnie jak do wzrostu w łasce. Jest on „darem Boga”. Lecz mimo to trzeba mieć na uwadze fakt, że Bogu upodobało się działać za pomocą środków. Bóg ustanowił zarówno cele, jak i środki. Ten, kto chciałby wzrastać w łasce, musi korzystać ze środków służących wzrostowi.

Obawiam się, że wierzący ludzie w dużej mierze przeoczają tę myśl. Wielu podziwia wzrost w łasce widoczny u innych i chcą być im podobni. Wydaje się, że zakładają przy tym, iż ci, którzy wzrastają czynią tak za sprawą specjalnego daru lub wsparcia od Boga, a skoro im samym dar ten nie został udzielony, to muszą się z tym pogodzić i siedzieć cicho. Jest to groźne zwiedzenie, przeciw któremu pragnę z całej siły złożyć świadectwo. Chcę, żeby precyzyjnie zrozumiano moją myśl, że wzrost w łasce jest powiązany z używaniem środków, które są dostępne wszystkim wierzącym, dlatego, ogólna zasada jest taka, że dusze wzrastające duchowo są takimi, gdyż posługują się tymi środkami.

Proszę moich czytelników o szczególną uwagę, gdy będę w uporządkowany sposób przedstawiał te środki służące wzrostowi. Raz na zawsze odrzućcie próżną myśl, że jeśli wierzący nie wzrasta w łasce, nie jest to jego wina. Utrwalcie to w swoich umysłach, że wierzący, człowiek ożywiony Duchem nie jest jakimś martwym stworzeniem, lecz istotą posiadającą potężne zdolności i wielkie obowiązki. Niech słowa Salomona zapadną wam w serca: „dusza pracowitych zostanie obficie nasycona” (Przysłów 13,4 UBG). 

1. Jedną z rzeczy niezbędnych dla wzrostu w łasce jest pilne korzystanie z prywatnych środków łaski. Mam tu ma myśli takie środki, z których człowiek musi korzystać samodzielnie, i nikt za niego nie może z nich korzystać. Do tej kategorii zaliczam prywatną modlitwę, prywatne czytanie Pisma Świętego, prywatne rozmyślanie i badanie samego siebie. Człowiek, który nie dokłada starań w tych trzech sprawach, nie może w ogóle oczekiwać wzrostu. To są korzenie prawdziwego chrześcijaństwa. Jeśli człowiek myli się w tym, to myli się we wszystkim! Oto cała przyczyna, dla której wielu ludzi deklarujących się jako chrześcijanie nigdy nie idzie naprzód. Są beztroscy i niedbali, jeśli chodzi o ich prywatne modlitwy. Słabo czytają Biblię i nie przykładają się do tego sercem. Nie poświęcają czasu na badanie samych siebie i na spokojne przemyślenie, w jakim stanie są ich dusze. 

Nie ma sensu zamykać oczu na fakt, że żyjemy w wieku pełnym specyficznych zagrożeń. Jest to wiek wielkiej aktywności i dużego pośpiechu, a także krzątaniny i podniecenia w zakresie religii. Niewątpliwie wielu biega ‘tam i z powrotem’, i ‘wzrosło poznanie’ (Daniela 12,4). Tysiące są gotowe brać udział w publicznych zgromadzeniach, w słuchaniu kazań i we wszystkim, w czym tkwi jakaś „sensacja”. Wydaje się, że tylko niewielu pamięta o absolutnej konieczności, by poświęcać czas na ‘rozmyślanie w swych sercach i milczenie’ (Psalm 4,4). Jednakże bez tego rzadko ma miejsce jakakolwiek głęboka, duchowa pomyślność. Zapamiętajmy tę myśl! Jeśli pragniemy, by nasze dusze wzrastały, to największą uwagę musimy zwrócić na naszą prywatną pobożność.

2. Kolejną rzeczą niezbędną dla wzrostu w łasce jest staranność w korzystaniu z publicznych środków łaski. Mam tu ma myśli takie środki, które są dostępne danemu człowiekowi jako członkowi widzialnego Kościoła Chrystusowego. Do tej kategorii zaliczam takie ustanowienia, jak regularne nabożeństwa niedzielne, jednoczenie się z ludem Bożym we wspólnej modlitwie i wychwalaniu Boga, korzystanie z kazań biblijnych, i z sakramentu Wieczerzy Pańskiej. Mocno wierzę, że sposób, w jaki korzysta się z tych publicznych środków łaski ma duży wpływ na pomyślność duszy wierzącego człowieka. Łatwo bowiem korzystać z nich w zimny i bezduszny sposób. Fakt, że one są nam dobrze znane, może uczynić nas niedbałymi. 

Regularne powtarzanie się tego samego głosu, tych samych słów i tych samych ceremonii może istotnie wprawiać nas w ospałość, bezduszność i nieczułość. Właśnie w to sidło wpada zbyt wielu zdeklarowanych chrześcijan. Jeśli pragniemy wzrastać, to musimy tu mieć się na baczności. Właśnie w tej dziedzinie często zasmuca się Ducha Świętego, a święci ponoszą dużą szkodę. Dołóżmy starań, by z taką samą świeżością i ochotą, jakie mieliśmy w roku naszego nawrócenia, wypowiadać stare  modlitwy, śpiewać stare pieśni, przystępować do Wieczerzy oraz słuchać głoszenia starych prawd. Oznaką słabego zdrowia jest to, że człowiek traci chęć spożywania pokarmów; a oznaką duchowego upadku jest utrata naszego apetytu na środki łaski. Cokolwiek czynimy z publicznymi środkami łaski, zawsze czyńmy to ‘z całej naszej siły’ (Kaznodziei 9,10). Jest to sposób na wzrost!

3. Kolejną sprawą niezbędną dla wzrostu w łasce jest czuwanie nad naszym sposobem prowadzenia się w małych sprawach codziennego życia. Nasze nastroje, nasza mowa, zachowywanie się w różnych relacjach naszego życia, nasz sposób wykorzystywania czasu – na to wszystko musimy zwrócić pilną uwagę, jeśli pragniemy dobra dla naszych dusz. Życie składa się z dni, dni są złożone z godzin, a małe sprawy zachodzące w każdej godzinie nigdy nie są tak małe, by chrześcijanin nie objął ich swoją uwagą. Kiedy drzewo zaczyna gnić u korzenia lub w środku, wówczas szkody są widoczne na końcu małych gałązek. Pewien nienatchniony autor powiada: „Ten, kto gardzi małymi rzeczami, będzie po trochu upadał”. Świadectwo to jest prawdziwe. Jeśli innym się tak podoba, to niech gardzą nami, nazywając nas skrupulatnymi lub przesadnie starannymi. Lecz my cierpliwie trzymajmy się naszej drogi, pamiętając, iż ‘służymy skrupulatnemu Bogu’, że przykład naszego Pana mamy naśladować zarówno w najmniejszych, jak i w największych sprawach, i że musimy ‘codziennie nosić swój krzyż’, oraz każdej godziny, zamiast grzeszyć. Musimy zmierzać do takiego chrześcijaństwa, które – podobnie jak soki w drzewie – przenika każdą gałązkę i każdy liść naszego charakteru, uświęcając nas całkowicie. Oto jeden ze sposobów wzrastania!

4. Kolejną rzeczą, która niezbędna jest dla wzrostu w łasce jest ostrożność w utrzymywaniu kontaktów towarzyskich i w nawiązywaniu przyjaźni. Być może nic tak bardzo nie wpływa na charakter człowieka, jak kontakty towarzyskie, jakie utrzymuje. Przejmujemy metody i usposobienie tych, z którymi żyjemy i rozmawiamy, i niestety przynosi to więcej szkody niż pożytku. Choroba jest zaraźliwa, lecz ze zdrowiem jest inaczej. Jeśli zatem zdeklarowany chrześcijanin dobrowolnie obiera bliskie relacje z tymi, którzy nie są przyjaciółmi Boga i lgną do tego świata, to jego dusza na pewno poniesie szkodę. 

Wystarczająco trudne jest już samo służenie Chrystusowi w jakichkolwiek warunkach w świecie takim, jaki on jest. Lecz jest to podwójnie trudne, jeśli jesteśmy przyjaciółmi osób bezmyślnych i bezbożnych. Błędy w zakresie zawierania przyjaźni i małżeństwa stanowią główną przyczynę, dla której niektórzy zupełnie przestali wzrastać. „Złe rozmowy psują dobre obyczaje”; „Przyjaźń ze światem to wrogość wobec Boga” (1 Koryntian 15:33; Jakuba 4,4). Szukajmy takich przyjaciół, którzy pobudzać nas będą do modlitwy, czytania Biblii, mądrego wykorzystywania czasu, troski o nasze dusze, o nasze zbawienie i o przyszły świat. Czyż nie przyznamy, że wiele może dobrego dokonać słowo przyjaciela, wypowiedziane w porę, i że może ono zapobiec szkodzie? To też jest metoda wzrostu. 

5. Jest jeszcze jedna rzecz, która jest absolutnie niezbędna dla wzrostu w łasce, a jest nią regularna i zakorzeniona wspólnota (komunia) z Panem Jezusem. Niech nikt ani przez chwilę nie myśli, że odnoszę się tu do Wieczerzy Pańskiej. Niczego takiego nie mam tu na myśli. Myślę natomiast o codziennym nawyku, w którym wierzący człowiek jednoczy się ze swoim Zbawicielem, co można osiągnąć przez wiarę, modlitwę i rozmyślanie. Człowiek może być wierzącym i opierać swe stopy na skale, a mimo to nie żyć pełnią swych przywilejów. Można mieć „więź” z Chrystusem, i jednocześnie nie bardzo być z Nim we „wspólnocie”. Lecz coś takiego istnieje naprawdę.
Wydaje mi się, że imiona i urzędy Chrystusa, wyłożone w Piśmie Świętym, nieomylnie wskazują na fakt, iż takie zjednoczenie świętego z jego Zbawicielem nie jest zwykłą fantazją, lecz czymś rzeczywistym. 

Między Oblubieńcem a Jego oblubienicą, między Głową a członkami Jego ciała, między Lekarzem a Jego pacjentami, między Obrońcą a Jego klientami, między Pasterzem a Jego owcami, między Mistrzem a Jego uczniami, na pewno istnieje nawyk częstej i bliskiej wspólnoty, codziennego zgłaszania się po potrzebne rzeczy, codziennego zwierzania się i wylewania naszych serc i umysłów. Zwyczaj polegający na takim odnoszeniu się do Chrystusa jest czymś więcej niż mglistym, ogólnym zaufaniem do dzieła, którego Chrystus dokonał dla grzeszników. Jest to przybliżanie się do Niego i chwytanie się Go w zaufaniu, jako kochającego, osobistego Przyjaciela. To mam na myśli mówiąc o wspólnocie (komunii). 

Wierzę, że żaden człowiek nigdy nie wzrośnie w łasce, jeśli doświadczalnie nie poznał zwyczaju utrzymywania wspólnoty z Panem. Nie wolno nam się zadowolić ogólną, prawowierną wiedzą, że Chrystus jest Pośrednikiem między Bogiem a człowiekiem, i że usprawiedliwienie jest z wiary, a nie z uczynków, i że musimy swoje zaufanie złożyć w Chrystusie. Musimy wyjść poza to. 

Musimy zabiegać o osobistą zażyłość z Panem Jezusem i odnosić się do Niego, jak człowiek odnosi się do kochającego przyjaciela. Musimy sobie uświadomić, że polega to na zwracaniu się do Niego w każdej potrzebie; na rozmawianiu z Nim o każdej trudności; konsultowaniu się z Nim odnośnie każdego naszego kroku; dzieleniu się z Nim wszelkimi naszymi smutkami; pozwalanie Mu, by miał udział we wszelkich naszych radościach; do czynienia wszystkiego tak, jak by On na to patrzył; i przeżywaniu każdego dnia opierając się na Nim i szukając Go. 

Tak właśnie żył Paweł: „obecne życie moje w ciele jest życiem w wierze w Syna Bożego”; „Dla mnie życiem jest Chrystus” (Galacjan 2,20; Filipian 1,21). To właśnie nieznajomość takiego sposobu życia sprawia, że tak wiele osób nie widzi żadnego piękna w Księdze Pieśni nad Pieśniami. Lecz człowiek, który żyje w ten sposób, który utrzymuje stałą wspólnotę z Chrystusem, jest właśnie tym człowiekiem – co mówię tu z naciskiem – którego dusza będzie wrastać.


Tłumaczenie: Szymon Matusiak

Powyższy artykuł to wyjątek z książki Holiness, której autorem jest J. C. Ryle.
Całość (w języku angielskim) można bezpłatnie pobrać ze strony: Monergism.com.


czwartek, 6 kwietnia 2017

Post jest tematem, który wywołuje w nas wiele ciekawości, ale tylko trochę praktyki. W tematyce postu, Tim Challies proponuje doskonałą pomoc w formie niewielkiej książki autorstwa Daniela Hyde, która stanowi część serii „Praktykowanie biblijnej pobożności”.

Hyde daje nam sześć wskazówek związanych z praktyką postu.

Pościmy swobodnie. W ramach nowego przymierza jesteś wolny, aby pościć i aby tego nie czynić. Nie ma określonego czasu w którym powinieneś pościć. Nie ma również żadnej szczególnej metody wymaganej od ciebie. We wszystkich tych rzeczach jesteś wolny… Czymś bardzo ważnym jest położenie akcentu na tej kwestii, ponieważ jeśli będziemy kierować post poza Pismo, wtedy odwracamy się od tego co powinno być czynione w wolności, w kierunku przytłaczającego ciężaru.

Pościmy pokornie. Powinniśmy w czasie postu wyglądać oraz zachowywać się normalnie, jednakże wewnętrznie powinniśmy uniżyć się przed Bogiem i szukać Jego oblicza w modlitwie. Twoją nagrodą jest to, że Bóg widzi wszystko, co zakryte jest przed oczami twoich przyjaciół. Motywacja ma znaczenie w czasie postu. Właściwą motywacją stojącą za naszym postem jest posiadanie Boga jako naszej nagrody, a nie ludzkiej aprobaty.

Pościmy z powagą. Biblijny post nie jest medycznym postem lub formą diety. Jest to poważna sprawa z Bogiem. Powaga postu sugeruje pewne przygotowanie, zarówno ciała jak i ducha. Ponownie, jesteśmy wolni w sprawie postu, ale to wcale nie oznacza tego, że nie ma pewnych wskazówek za którymi możemy podążać. W aspekcie swojego ciała: w noc poprzedzającą czas postu przygotuj sobie wystarczającą ilość jedzenia i wody, zadbaj o odpowiedni odpoczynek, abyś miał dość sił trwać w poście. W kontekście duchowym, przygotuj swój umysł na cel postu: szukanie pomocy Pana w sprawach będących powodem twojego postu.

Pościmy ewangelicznie. Czymś bardzo ważnym jest wskazanie na ten punkt zaraz po rozważeniach kwestii powagi postu. Nasz post jest sprawą poważną, ale to nie oznacza że pościmy zgodnie ze wszystkimi zewnętrznymi, starotestamentowymi zwyczajami … Ponadto, oznacza to, że nie pościmy w duchu legalizmu tak jakoby nasz post miał wysłużyć nam Bożą przychylność…Ponieważ jesteśmy w nowym przymierzu opierającym się na dziele Jezusa Chrystusa dla nas, pościmy w sposób skoncentrowany na Ewangelii. To oznacza, że post wierzącego jest aktem wdzięczności i odpowiedzią na łaskę Chrystusa okazaną Jego kościołowi.

Pościmy gorliwie. W kontekście rozważań dotyczących postu skupionego na Ewangelii, możemy być kuszeni aby traktować nowe przymierze jako bardziej „rozluźnione”. W kontraście do tego jednak, to właśnie z powodu dzieła Chrystusa dokonanego dla nas, nasz post powinna cechować ogromna gorliwość. W rzeczywistości, powinniśmy pościć z większym zapałem i żarliwością niż ci którzy pościli w czasie gdy obietnice były okryte cieniem a nie w czasie wypełniania istoty ich znaczenia.

Pościmy z modlitwą. Post musi być połączony z modlitwą. Post posiada zarówno aspekt zewnętrzny jak i wewnętrzny. To dlatego nasi praojcowie podkreślali fakt, że to nie sam post przynosi nas przed oblicze Boga, ale modlitwa która wynika z niego. Post jest wsparciem i pomocą w modlitwie. Post sam w sobie nie jest dobrą rzeczą; jest sprawą obojętną. Post tylko wtedy jest dobrą pracą kiedy jest połączony z celem modlitwy. To oznacza, że niezależnie od tego czy pościmy czy też nie, wciąż możemy się modlić. Ale jeśli się nie modlimy, post jest daremny.

oprac. na podstawie tekstu Tima Challies’a

niedziela, 2 kwietnia 2017

30 grudnia 2016 roku Justin Peters otrzymał wiadomość na swojej poczcie głosowej od człowieka, który chciał mu podziękować za jego służbę, ukazującą niebiblijny charakter ruchu Słowo Wiary. Wyraził on swoją ogromną wdzięczność za pracę Petersa, dzięki której mógł nie tylko wiele się nauczyć ale także otrzymać zachętę.

Człowiekiem, który nagrał tę wiadomość był Costi Hinn. Tak, ten Hinn!  Costi jest bratankiem Bennego Hinna.

Costi pracował razem ze swoim wujkiem, latając po całym świecie jego ekskluzywnym, prywatnym odrzutowcem. Uczestniczył w setkach krucjat „uzdrowieńczych” prowadzonych przez Bennego Hinna. Benny sowicie wynagradzał swojego bratanka, a ten już w koledżu mógł pozwolić sobie na posiadanie własnego Hummera. Jednak przez cały ten czas Costiego dręczyły pewne pytania. Czytał Biblię i widział ogromne rozbieżności pomiędzy tym czego naucza Słowo Boże a teologią i stylem życia własnej rodziny. Co jakiś czas wyrażał swoje wątpliwości, ale zarówno ojciec jak i wuj, nie byli w stanie na nie odpowiedzieć.

Jakieś 4 lata temu, Bóg przyprowadził Costiego do miejsca prawdziwej pokuty i wiary. Bóg zbawił go. Jego życie się zmieniło. Wszystko się zmieniło.

Justin Peters odpowiedział na telefon Costiego i przeprowadził z nim dwu godzinną rozmowę. To był wspaniały czas. Costi opowiedział mu w jaki sposób suwerenny Bóg zbawił go oraz przekonał, że tylko On decyduje o uzdrowieniu i że dzisiaj nie ma już ludzi posiadających dar uzdrowienia na wyłączność. 

Costi jest dziś pasjonatem Prawdy i nieustraszenie wzywa swojego wujka do pokuty, przedstawiając go jako fałszywego nauczyciela i fałszywego proroka.

Justin powiedział mu: „Costi, to jest absolutnie surrealistyczne dla mnie. Nigdy nie powiedziałbym, że przeprowadzę taką rozmowę z kimś o nazwisku Hinn!”.

Costi sam przyznaje, że został wyrwany z ognia:

Innych zaś ratujcie w bojaźni, wyrywając ich z ognia, mając w nienawiści nawet szatę, która została skalana przez ciało” (Jd 23)

To świadectwo jest ważne z kilku powodów:

Po pierwsze, pokazuje nam, że nawet w tak heretyckim ruchu jak Słowo Wiary (analogicznie może być to Bethel Church czy Hillsong) są ludzie, których należy ratować poselstwem prawdy Ewangelii,

Po drugie, upewnia nas w tym, że cały Ruch Wiary jest wielkim zwiedzeniem szatańskim prowadzącym ludzi prosto do piekła,

Po trzecie, Chrystus jest cenniejszy niż ekskluzywne samochody, willa z basenem i prywatny odrzutowiec,

Po czwarte, dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych,

Po piąte, zbawienie jest dziełem Bożym, gdyż „Zbawienie jest u Pana”.

Tylko Bogu chwała!