5sola.pl

Soli Deo Gloria

czwartek, 30 marca 2017

Każdy chrześcijanin chce widzieć wzrost kościoła. Jezus powiedział wyraźnie zanim wstąpił do Ojca, że Jego naśladowcy staną się Jego świadkami. Jesteśmy wezwani do tego, aby dzielić się dobrą nowiną Ewangelii aż do czasu powrotu naszego Pana. Chcemy, aby nasze kościoły były przepełnione. To jest właściwe. Co jednak kiedy chrześcijańskie wspólnoty w swojej gorliwości ukierunkowanej na pozyskiwania osób niezbawionych, zaczynają stosować extra biblijne metody przyciągające zagubionych?

Zawsze musimy pamiętać, że gorliwy, elokwentny chrześcijański lider może być subtelnym zwodzicielem jeśli on lub ona, miesza prawdę z kłamstwem. To dlatego każdy powinien być gotowy do konfrontacji swojej nauki z Bożym Słowem. Zatem, ci którzy są zwiedzeni (przekonani jednak że trwają w prawdzie) skonfrontowani z biblijną prawdą nie są w stanie dostrzec swojego błędu.

W Księdze Przypowieści Salomona czytamy, że: „Wszystkie drogi człowieka wydają mu się czyste, lecz Pan bada duchy” (Prz 16:2). Aby podkreślić znaczenie tych słów kilka wersetów dalej jesteśmy kolejny raz pouczeni, że: „Niejedna droga zda się człowiekowi prosta, lecz w końcu prowadzi do śmierci” (Prz 16:25)

Biblia wyraźnie ostrzega nas abyśmy zachowali ostrożność w podążaniu za pomysłami ludzkimi, gdyż ludzie za nimi stojący mogą całkowicie ignorować to co Bóg powiedział w swoim Słowie. Inaczej mówiąc, jest wielkim ryzykiem słuchanie tego co mówi człowiek, jeżeli jego przesłanie nie zgadza się z tym co Bóg już powiedział w swoim Słowie.

Dzisiaj istnieje popularny trend pociągający za sobą wielu chrześcijan. Dostrzegli oni, że obecna generacja jest zainteresowana doświadczeniem, a biblijna egzegeza nie robi na nich żadnego wrażenia. Jeśli kościół dostarczy im „chrześcijańskich doświadczeń” wtedy przyciągnie ich uwagę, a chrześcijaństwo będzie się rozszerzać. Dlatego wiele społeczności chrześcijańskich uważa, że to zmysłowe i oparte na doświadczeniach spotkania sakramentalne mogą być skuteczne, a nie biblijne egzegeza.

Jednakże, na podstawie historii kościoła możemy stwierdzić, że taka metoda nie jest żadnym rozwiązaniem. Może ona przyciągnąć tych, którzy poszukują duchowych doświadczeń, które jednak bez biblijnych podstaw są bardzo zwodnicze. Co więcej, jeśli to doświadczenie opiera się na okultyzmie stanowi źródło wielkiego niebezpieczeństwa.

Raz jeszcze Pismo rzuca światło na to co może się wydarzyć kiedy ludzkie pomysły są promowane bez Bożej aprobaty. Jezus powiedział:
Lecz na próżno mnie czczą, ucząc nauk, które są przykazaniami ludzkimi. Potem przywołał do siebie tłum i powiedział: Słuchajcie i zrozumiejcie”. (Mt 15:9-11)

To bardzo proste: metody zbudowane na pomysłach człowieka mogą być właściwe w ludzkich oczach i jednocześnie być w całkowitej opozycji wobec Jezusa i Jego Słowa. To dlatego musimy być jak Berejczycy którzy „byli szlachetniejszego usposobienia niż owi w Tesalonice; przyjęli oni Słowo z całą gotowością i codziennie badali Pisma, czy tak się rzeczy mają”. (Dz 17:11)

Pamiętaj – czasy ostateczne to okres kiedy zwiedzenie będzie wzrastać w siłę. Oszustwo oznacza, że prawda może być zagrożona. Dziękujmy Bogu za Jego Słowo, które jako jedyne może utrzymać nas na właściwej ścieżce.

Roger Oakland

opracowano na podstawie: http://www.understandthetimes.org/commentary/c169seemsright.shtml

niedziela, 26 marca 2017

Niezastąpionym elementem wzrostu chrześcijańskiego jest regularne czytanie Biblii. Wszyscy co do tego nie mamy najmniejszych wątpliwości. Przynajmniej hipotetycznie. Praktyka życia pokazuje jednak, że systematyczne studiowanie Słowa Bożego oraz przebywanie z Bogiem przy Jego Słowie, stanowi ogromny i niechciany wysiłek. Dla wielu chrześcijan lektura Słowa Bożego nie stanowi absolutnie żadnej wartości, nie mówiąc już o doświadczeniu głębokiej i intymnej relacji ze swoim Stwórcą.

Ostatnio przeczytałem jedną z cudownych myśli Johna Pipera, którą ten adresował do słuchaczy chrześcijańskich seminariów przygotowujących się do służby w kościele:

„Jeśli jest coś, co mogę szczególnie podkreślić, to z pewnością byłoby to:
Wołaj do Boga dniem i nocą, aby On otworzył twoje oczy abyś mógł zobaczyć niesamowite rzeczy w Jego Słowie (Ps 119:18). Inaczej mówiąc, staraj się przeżywać każdą godzinę studiów jako coś ponadnaturalnego. Wszyscy wiedzą, że studia są czymś naturalnym … pracą którą musisz wykonać. Ale jeśli będziesz wołać do Boga, On będzie działał. A Jego praca jest decydująca. Właśnie to czyni różnicę”.

Tak, módl się przed, w czasie i po swoim studium Biblii. To będzie czynić prawdziwą różnicę. Ale o co można się modlić?

David Qaoud podaje nam 9 wskazówek, które mogą być pomocne w czasie lektury Biblii:

1. Módl się, aby Bóg pomógł ci zobaczyć wspaniałe rzeczy w swoim Słowie
2. Módl się, aby Bóg ukazał ci Jezusa
3. Módl się, aby Bóg pomógł ci wzrastać w posłuszeństwie
4. Módl się, aby Bóg ukazał ci twój grzech
5. Módl się, aby Bóg pobudzał twoje emocje i uczucia dla Niego
6. Módl się, aby Bóg przemawiał do ciebie przez swoje Słowo
7. Módl się, aby Bóg pomógł ci zapamiętać Słowo Boże
8. Módl się, aby Bóg pomógł ci wzrastać w miłości do Niego
9. Módl się aby Bóg dał ci możliwość dzielenie się Jego Słowem


środa, 22 marca 2017

XVII wiek. Do ogarniętej prześladowaniami i przemocą Japonii przybywają dwaj jezuiccy księża, którzy chcą odnaleźć dawnego mentora oraz głosić Słowo Boże.” – krótki opis polskiego dystrybutora filmu.

„Milczenie” to najnowszy film Martina Scorsese, który również wyreżyserował obraz „Ostatnie kuszenie Chrystusa”. W Internecie można znaleźć wiele recenzji napisanych przez chrześcijan, którzy bez żadnych zastrzeżeń polecają tę produkcję.

W Christian Today ukazał się artykuł zatytułowany: „Milczenie – Hollywoodzki dar dla kościoła, który może ocalić twoją wiarę”. Brzmi to dość ironicznie w obliczu głównego przesłania filmu, które jest sprzeczne z prawdziwą wiarą.

„Milczenie” nie jest filmem chrześcijańskim. Nie został wyprodukowany przez chrześcijan i nie ma nic wspólnego z biblijnym chrześcijaństwem. Jeden z dziennikarzy określił „Milczenie” jako „najbardziej katolicki film w karierze Scorsese”. Jest to doskonała ocena. „Milczenie” jest przedstawieniem chrześcijaństwa według Kościoła Katolickiego.

Głównym tematem „Milczenia” jest wyrzeczenie się Chrystusa w momencie prześladowania. W rzeczywistości, ojciec Ferreira, który wyrzekł się swojej wiary i stał się symbolem apostazji, wzywa młodego jezuickiego księdza do podążania jego śladami stwierdzając: „Jeśli Chrystus byłby tutaj to by coś zrobił. Wyrzekłby się wiary. Dla nich. Chrystus na pewno zrobiłby to żeby pomóc tym ludziom”.

Stwierdzenie Ferreiry jest heretycką interpretacją misji Chrystusa. Pan Jezus Chrystus przyszedł aby umrzeć za nasze grzechy.

Każdego więc, kto mnie wyzna przed ludźmi, i ja wyznam przed moim Ojcem, który jest w niebie. A tego, kto się mnie wyprze przed ludźmi, i ja się wyprę przed moim Ojcem, który jest w niebie” 
(Mt 10:32-33)

W pewnym momencie młody ksiądz słyszy głos mający być głosem samego Jezusa, który zachęca go do odstępstwa: „Postaw na mnie stopę. Rozumiem twój ból. Zostałem zrodzony, by dzielić ból z człowiekiem. To za twój ból niosłem krzyż. Swoim życiem jesteś teraz przy mnie. Postaw stopę”. Podobnie pisze Shūsaku Endō, autor książki na podstawie której został nakręcony film „Milczenie”: „Patrząc na niego smutno, te oczy mówiły: Depcz! Możesz deptać! Ja po to istnieję, żebyście po mnie deptali – nie była to jednak twarz przepełniona majestatem i chwałą, jaką znał z Rzymu, ale zraniona głowa Zbawiciela, który mówi: Zdepcz mnie, zdepcz. Po to w końcu przyszedłem”.

Rodrigues słucha tego głosu i stawia swoją nogę na fumie – „obrazie do deptania”  – podobiźnie Jezusa lub Maryi, którą władze japońskie kazały deptać ludziom podejrzanym o wyznawanie chrześcijaństwa. Następnie były ksiądz podobnie jak ojciec Ferreira stał się buddystą. Warto przypomnieć, że Tomasz Merton, katolicki mistyk i bardzo wpływowa postać w Kościele Katolickim, stwierdził, że modlitwy buddyjskich mnichów są dokładnie takie same jak jego.

Ponadnaturalne objawienie głosu Jezusa Chrystusa było oczywiście zwykłą herezją. Trudno wyobrazić sobie żeby sam Pan zachęcał do podeptania Jego oblicza i wyrzeczenia się wiary tylko po to, żeby zachować swoje życie:

Jak wam się wydaje, na ileż surowszą karę zasługuje ten, kto by podeptał Syna Bożego i zbezcześcił krew przymierza, przez którą został uświęcony, i znieważył Ducha łaski?” (Hbr 10:29)

Świadectwo Słowa Bożego jest jednoznaczne:

"Kto nie bierze swego krzyża i nie idzie za mną, nie jest mnie godny." (Mt 10:38)

"Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swoje życie z mojego powodu i dla ewangelii, ten je zachowa." (Mk 8:35)

„Milczenie” jest zaprzeczeniem wszystkiego czego Pan Jezus nauczał o prawdziwym uczniostwie i cenie Ewangelii.

Dodatkowo film ten stanowi wyraźną propagandę duchowości kontemplacyjnej. Przez cały czas widzimy wzruszające i przejmujące odniesienia do milczenia Boga. Młody jezuicki ksiądz żyjący ideałem służby, modli się do Boga, który nie oferuje mu nic innego poza milczeniem.

Makoto Fujimura, doradca Scorsese powiedział, że „film nie jest o milczeniu Boga, ale głosem Boga w ciszy”.

Martin Scorsese stwierdził, że główny bohater porzucił swoją wiarę, aby ją odnaleźć. Cały film propaguje zwodniczą idee, że popełnienie apostazji i konwersja na buddyzm w celu uniknięcia męczeństwa jest lepsza aniżeli wierność Chrystusowi.

Ale oni zwyciężyli go przez krew Baranka i przez słowo swego świadectwa i nie umiłowali swojego życia – aż do śmierci.” 
(Obj 12:11)

Milczenie to prawie trzy godzinna manipulacja emocjonalna. Scorsese przedstawia złego japońskiego inkwizytora prześladującego biednych wieśniaków, w kontraście do młodego jezuickiego księdza który wygląda niczym Mesjasz zostawiający wszystko dla tych, którymi wzgardził ten świat. „Milczenie” to również trzy godzinny obraz ukazujący ogromną słabość „chrześcijaństwa”, które jest tak odmienne od świadectwa apostołów, pierwszego kościoła, czy też współczesnych wierzących, którzy z radością i godnością oddają życie za imię Jezusa.

Co jest dobrą stroną tego filmu? Doskonale ukazuje on kompletną porażkę katolicyzmu, który tylko udaje prawdziwe chrześcijaństwo. W pewnym momencie jezuicki ksiądz stwierdza, że jego parafianie byli spragnieni namacalnych znaków wiary. A więc dawał im co tylko mógł – rozdając paciorki swojego różańca i innych religijnych przedmiotów, które ci ludzie traktowali jak fetysze. Sam ksiądz powiedział: „Obawiam się, że bardziej sobie cenią te nędzne znaki od samej wiary”. Czy nie dokładnie tak samo jest w naszym kraju gdzie ludzie oddają się bałwochwalczemu kultowi obrazów i relikwii, nie mającemu nic wspólnego z prawdziwą wiarą?

Opuszczając swoją pierwszą wioskę, ksiądz Rodrigues stwierdza, że: „Wraz ze śmiercią Garupe [drugi ksiądz który z nim przybył do Japonii] i moją umrze japoński kościół”. Wiara przedstawionych Japończyków była totalnie uzależniona od obecności katolickich księży oraz sakramentów, których tylko oni mogli udzielać. Autor tej produkcji kreuje w widzu obraz nierozłącznego związku pomiędzy wiarą a Kościołem Katolickim jako instytucją niezbędną człowiekowi do zbawienia. Można nawet powiedzieć, że ludzka wiara nie może istnieć bez Kościoła Rzymskokatolickiego. To dokładnie zgadza się z doktryną katolicką. Papież Pius IX w Singulari quadam powiedział: „Jest to prawda wiary, której silnie trzymać się należy, że poza Kościołem apostolskim, rzymskim nikt zbawić się nie może, on bowiem jest jedyną arką zbawienia i kto do niego się nie schroni, zatonie w potopie”. 

To nie jest biblijne chrześcijaństwo. A my, chrześcijanie XXI wieku, żyjący w dobie ekumenicznego szaleństwa, musimy zrozumieć, że dla katolików słowo „ewangelizacja” oznacza nie przyprowadzanie ludzi do Chrystusa, ale do Kościoła Katolickiego. Ojciec Tom Forrest rozmawiając z charyzmatycznymi katolikami powiedział: „Naszym zadaniem jest uczynienie z ludzi tak pełnych i tak ubogaconych chrześcijan, jak tylko możemy, wprowadzając ich do Kościoła Katolickiego. Ewangelizacja więc nie będzie całkowita, ale jedynie częściowa, dopóki nawrócony człowiek nie stanie się członkiem Ciała Chrystusa poprzez przyłączenie go do Kościoła Katolickiego”.

Podstawowym niebezpieczeństwem filmu jest jednak zbudowanie w człowieku przekonania, że można stać się apostatą, wyrzec się wiary i pozostać dzieckiem Boga. Ten zwodniczy film może stanowić fałszywą nadzieję dla niezliczonej rzeczy anemicznych chrześcijan, dając im kłamliwe przekonanie, że można zaprzeć się Chrystusa pod presją prześladowań.

W filmie Martina Scorsese nie ma Ewangelii. Nie ma poselstwa Dobrej Nowiny. Nie ma nic, co mogłoby dać człowiekowi nadzieję na życie wieczne.
Podsumowując, należy powiedzieć, że zaufanie jakiemukolwiek systemowi religijnych uczynków jest równoznaczne z zaufaniem człowiekowi. Musimy pokutować z takiego myślenia i uwierzyć w Jezusa Chrystusa, którego Bóg wskrzesił z umarłych. Święty Paweł napisał:

Bo jeśli ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem, i uwierzysz w sercu swoim, że Bóg wzbudził go z martwych, zbawiony będziesz
(Rz 10:9).

Naszych katolickich przyjaciół, zachęcamy do zapoznania się z tekstem, „Co każdy katolik musi usłyszeć o Ewangelii Jezusa Chrystusa”, do którego link podajemy poniżej. 



Co każdy katolik musi usłyszeć o Ewangelii Jezusa Chrystusa

niedziela, 19 marca 2017

Boża suwerenność jest wspaniałą rzeczywistością.

Być może ta prawda nie wydała Ci się tak wspaniała, kiedy pierwszy raz się z nią spotkałeś. Gdy nasza upadła natura słyszy, że to nie my jesteśmy tymi, którzy wszystko kontrolują, to naturalną reakcją jest zaciśnięcie pięści wokół naszej woli i ani myśl, żeby się poddać. Ludzie zwykli lubić ideę, że to my jesteśmy kapitanami naszego losu. Tego typu motywacyjne nastawienie być może wypełni po brzegi sale, w których odbywają się kursy samopomocy. Ale prędzej czy później (szczęśliwie – prędzej), zobaczymy jak puste to wszystko jest. Bo to nie my jesteśmy u władzy – i to jest dobra wiadomość!

Jakikolwiek pokój czy nadzieja, którą mamy w tej chwili w naszym życiu może jedynie wynikać z faktu, że Bóg jest po prostu Bogiem, że to On jest Panem i Suwerenem wszystkich rzeczy. W tym stwierdzeniu kryje się pewna cudowność na przyszłość. Boża suwerenność, jak to ujął pewnego razu pastor John Piper, nie jest jedynie teologicznym problemem dotyczącym przeszłości, lecz również (a może przede wszystkim) nadzieją na jutro.

Boża suwerenność oznacza, że dobro, które zaplanował dla swoich dzieci, nie zostanie powstrzymane. A to oznacza, że możemy stanąć twarzą w twarz ze wszystkim, co nas spotka. Wszelkie Boże obietnice względem nas zostaną wypełnione. Wracając do pastora Pipera, w swoim kazaniu „Jezus w obliczu naszej niemocy” wymienia on dziewięć takich obietnic.

Przez krew swojego Syna, Bóg niezawodnie przyrzekł, że …

1. Zaspokoi każdą moją potrzebę według swego bogactwa w chwale, w Chrystusie Jezusie (Filipian 4:19)
2. Jego moc udoskonali się w mojej słabości (2 Koryntian 12:9)
3. Wzmocni nas, ześle nam pomoc, wesprze nas prawicą swej sprawiedliwości (Izajasza 41:10)
4. Nie porzuci mnie ani nie opuści (Hebrajczyków 13:5)
5. Nie dopuści, żeby spotkała mnie jakakolwiek próba przekraczająca ludzkie siły (1 Koryntian 10:13)
6. Wraz z krwią swojego Syna, zabierze żądło z mojej śmierci (1 Koryntian 15:55)
7. Sprawi, że powstanę z martwych jako niezniszczalny (1 Koryntian 15:52)
8. Przekształci nasze upadłe ciała, nada im postać taką, jaką ma Jego ciało w chwale – uczyni to tą mocą, którą również wszystko inne może sobie poddać (Filipian 3:21)
9. Wszystko to uczyni względem nas, bo może wszystko i żaden Jego zamysł nie jest dla Niego zbyt trudny (Joba 42:2).

Jonathan Parnell
Tłumaczył: Miszael
Źródło: http://www.desiringgod.org/articles/9-reasons-you-can-face-anything


czwartek, 16 marca 2017

Zamartwianie się jest grzechem.

Większość z nas pewnie nie wierzy w to. A nawet jeśli niektórzy z nas w to wierzą, to i tak wydaje się prawie niemożliwym zaprzestać zamartwiania się. Dla niektórych z nas pewnie zamartwianie wydaje się być normalną częścią życia.

Jest wiele innych grzechów w naszym życiu, dla których jesteśmy w stanie podać jasne, praktyczne kroki, które należy podjąć, by przestać je popełniać. Jeśli zmagasz się z upijaniem, to praktyczną rzeczą jest po prostu nietrzymanie alkoholu w domu albo niechodzenie do pubów czy innych miejsc, w których serwowany jest alkohol. To oczywiste kroki, których podjęcie może przynieść radykalną zmianę.

Ale co jeśli chodzi o zamartwianie się? Tutaj już trudno podać jasne i proste rozwiązania. Czyż nie byłoby o wiele prościej, gdyby w twojej głowie (albo sercu) znajdował się przycisk, która pozwalałby po prostu przełączyć się na „tryb bez zmartwień”? Zamartwianie się jest o wiele bardziej złożonym problemem niż pijaństwo czy inne grzechy, ale mimo to – Boże Słowo i na ten temat ma coś do powiedzenia.

Odgrywanie roli Boga

Z pewnością istnieje dobry i słuszny sposób, w który możemy troszczyć się o innych ludzi i o zdarzenia w ich życiu. Paweł radował się i wysławiał Boga za to, że członkowie kościoła w Filippi się o niego troszczą (List do Filipian 4:10). Jednakże, w momencie gdy zaczynamy myśleć lub czuć, że to od nas zależy gwarancja dobrego rezultatu, to najprawdopodobniej przekroczyliśmy linię między zdrową troską a grzesznym zamartwianiem się. 

Ktoś kiedyś powiedział: „Jesteśmy odpowiedzialni za bycie posłusznym; za rezultaty odpowiedzialny jest Bóg”. Kiedy wiemy, że się zamartwiamy? Wtedy, kiedy zdejmujemy tą odpowiedzialność za to, co i jak się wydarzy z Boga i przejmujemy ją na siebie.

W pewnym sensie, kiedy się martwimy, to próbujemy odgrywać rolę Boga, a przynajmniej w danej chwili „odgrywamy Jego kwestię”. To nigdy się nam nie uda. Nasza dusza nie jest wystarczająco silna, żeby uniosła ciężar zarządzania wszechświatem, choćby nawet jego malutkim kawałkiem.

Martwić się to “rozmawiać” ze sobą o czymś, na co nie jesteśmy w stanie nic poradzić. Po tym jak zrobiliśmy już wszystko w ciągu dnia, by pozostać wiernym Bogu, to nie pozostaje nam nic innego jeszcze do zrobienia jak… pójść do łóżka i zaznać odpoczynku. A mimo to tyle razy leżymy bezsennie, pocąc się i zamartwiając o tym, co się wydarzy dalej w naszym życiu, odgrywając w naszej głowie hipotetyczne scenariusze przyszłych wydarzeń i tego, jak złe się one mogą okazać.

Od zmartwienia do uwielbienia

W Liście do Filipian (4:6-7) Paweł mówi nam, żebyśmy przestali się martwić o cokolwiek. A zamiast tego, żebyśmy się modlili. Paweł mówi nam wprost jak możemy zwalczyć zamartwianie się. Jeśli zamartwianie się jest „rozmową” z samym sobą o rzeczach, co do których nie jesteśmy w stanie nic zrobić, wtedy modlitwa jest rozmową z Bogiem w kwestiach, w których On może wszystko.

Kiedykolwiek czujemy, że przestajemy panować nad pewnymi rzeczami w naszym życiu, że sytuacja wymyka nam się spod kontroli, wtedy jest zawsze pewna rzecz, którą możemy zrobić: możemy zbliżyć się do Boga w modlitwie. Bo jeśli faktycznie zamartwianie się jest nerwową i bezproduktywną „konwersacją”, w której biorę udział tylko ja i mój problem, wtedy modlitwa przyłącza Boga do tej „konwersacji”.

Apostoł Paweł pisze także, byśmy przedstawiali nasze potrzeby Bogu z wdzięcznością (Filipian 4:6). Co to oznacza? Oznacza to przynajmniej tyle, że powinniśmy dziękować Bogu za wszelkie dobro, które nam wyświadczył, wszelkie dobro, które obecnie od Niego otrzymujemy oraz wszelkie dobro, które nam obiecał. To naprawdę wiele, by dziękować Bogu. A wdzięczność wyrażona w modlitwie jest częścią tego, co sprawia, że wszelkie zmartwienia zaczną blednąć.

Problem, Głoszenie, Uwielbienie

Problem, głoszenie, uwielbienie – dokładnie taki obraz Dawida widzimy w Psalmach: najkrótszą drogą od zmartwień do wywyższania Boga jest droga od naszych problemów do głoszenia Bożych prawd, do uwielbienia Boga.

1. Problem
Widzimy to w psalmach, że w życiu Dawida wciąż pojawiały się jakieś problemy. Czasem bardzo poważne. Na przykład:
Chroń przed bezbożnymi, moimi gnębicielami. Przed zawziętymi wrogami, którzy chcą mnie osaczyć. Rozsadza ich duma, nic do nich nie dociera. Wypowiadają słowa pełne wyniosłości. Ledwie się ruszymy, już nas otaczają. Wypatrują okazji, by nas przygnieść do ziemi. Przypominają lwa żądnego ofiary albo młode lwiątko zaczajone w buszu.” (Psalm 17:9-12)

2. Głoszenie
W obliczu takich wrogów, ilu z nas zwróciłoby się ku zamartwianiu? Ale nie tak postępował Dawid. Zamiast tego, Dawid przedstawił swoje prośby Bogu (tak jak poleca nam Paweł w Liście do Filipian 4:6):
Swoje kroki stawiam mocno na Twych szlakach, nie potknęły się również moje stopy… Ja zaś dzięki sprawiedliwości zobaczę Twoje oblicze, wstanę ze snu i nasycę się Twoim widokiem.” (Psalm 17:5,15)

Właściwie Dawid przypomina sobie o wszystkich tych chwilach w swoim życiu, kiedy Bóg się o niego troszczył. To tak, jakby mówił do siebie: „Ta sytuacja, w której teraz się znalazłem, nie jest nieznana Bogu i jest On w stanie mnie z niej wyratować.” Tego typu rozmyślanie pozwalało Dawidowi skupiać się bardziej na Bożej dobroci, a mniej na kłopotliwych okolicznościach jego życia.

3. Uwielbienie
I gdy tak Dawid przypominał sobie o wcześniejszej Bożej ochronie w jego życiu, to przechodził od swoich zmartwień do uwielbiania Boga. I to uwielbianie Boga zaprowadzało go często do bardzo odważnych modlitw o ratunek w sytuacjach, które go spotykały:

Wysłuchaj, PANIE, mojej słusznej sprawy, zwróć uwagę na moje błaganie, skłoń swe ucho ku mojej modlitwie, płynącej z warg nieobłudnych! Niech sprzed Twego oblicza wyjdzie wyrok na mnie i niech Twoje oczy zobaczą to, co prawe.” (Psalm 17:1-2)

Zwracam się do Ciebie, bo wiem, że mi odpowiesz. Boże zwróć na mnie uwagę, wysłuchaj moich słów… Okaż mi wspaniałomyślnie swoją łaskę.” (Psalm 17:6-7)

Tak wiele psalmów zaczyna się w dolinie kłopotów, ale kończy się na wzgórzu optymizmu, że Bóg przyjdzie ze swoją pomocą. Życie modlitewne Dawida zmieniało panikę w wywyższanie Boga.

Strzeżony przez pokój

Życie Dawida, tak jak przedstawiają je psalmy, pokazuje nam jak wprowadzić w życie to, „by przestać się martwić o cokolwiek” (Filipian 4:6). Jeśli o mnie chodzi, to w moim zawodzie równie często muszę sobie przypominać instrukcję Pawła.

W modlitwie przypominam mojemu Ojcu o obietnicy, którą nam zostawił – obietnicy, że Jego pokój będzie strzegł naszych serc oraz myśli (Filipian 4:7). I choć nie zawsze zdarza się to natychmiast, to jednak gdy tak głoszę sobie ten werset z Listu do Filipian i w jego świetle się modlę, to dostrzegam, że mój punkt skupienia się zmienia – przestaję nim być ja i moja życiowa sytuacja, a staje się nim Bóg i jego obietnice.

Obietnica zawarta w tych kilku wersetach Listu do Filipian (4:6-7) jest wyraźna i prawdziwa: jeśli pozostaniemy wierni w przemienianiu zmartwienia w pełną wiary modlitwę, to Bóg będzie strzegł naszych serc przed zamartwianiem się.

To tak, jakby Bóg postawił strażnika u wrót naszych serc, który nie wpuszcza żadnego niepokoju do środka. Być może nie będzie to dla nas do końca zrozumiałe, ale pokój, którego doświadczymy, będzie prawdziwy. 

Nasza radość w Bogu będzie pewna – ale to nie dlatego, że my będziemy pewni naszej psychicznej stabilności albo pewni, że sami pokonamy nasze problemy, lecz dlatego, że to Boża obietnica jest tak wielka. Bóg zna nasze potrzeby. Bóg da nam swój pokój. 


Olan Stubbs
Tłumaczył: Miszael
Źródło: http://www.desiringgod.org/articles/pray-your-way-out-of-worry

niedziela, 12 marca 2017

Nie jestem felietonistą Wall Street Journal ani nie piszę dla London Times. Właściwie jestem rolnikiem w służbie, który kocha Pana i ma serce do odkrywania oszustwa i wskazywania ludziom prawdy. Mam tylko stopień naukowy z biologii i nigdy nawet nie studiowałem dziennikarstwa. Jednak, jest jedna rzecz, którą wiem. Biblia daje mi instrukcje w wielu obszarach życia. Zdrowy rozsądek jest jednym z nich.

W chwili obecnej świat jest w absolutnym chaosie. Żadna pojedyncza osoba ani rząd jakiegokolwiek kraju nie wie co robić. Nawet tak zwana Organizacja Narodów Zjednoczonych nie jest zdolna ustanowić pokoju na świecie. Kraje nienawidzą siebie nawzajem. Terroryści ścinają głowy w imię Boga, a potem promują swoją aktywność w tym co nazywamy mediami społecznościowymi.

Dzieci poddawane są praniu mózgu stając się zamachowcami samobójcami aby zabijać dorosłych, którzy przynależą do innej religii. Papież mówi światu, że wszystkie religie czczą tego samego Boga. Czy ktoś może stanąć w prawdzie i powiedzieć co tak naprawdę się dzieje?  

Bez Biblii nic z tego nie ma sensu. Żyjemy w upadłym świecie. Szatan, wielki zwodziciel, wywiera wpływ na sprawy człowieka od momentu jego upadku w Ogrodzie Eden. Jeśli ktoś dzisiaj tak wierzy, nawet w tym co nazywamy kościołem ewangelicznym, jest uważany za oszołoma. Szatan został wyjaśniony, a ludzie nie wierzą, że Bóg jest cały czas na tronie.

Człowiek czyni słabe próby rozwiązania globalnych problemów w ludzki sposób. Ci, którzy ubiegają się o prezydenturę lub inne stanowisko polityczne, debatują w nieskończoność nad sprawami drugorzędnymi, podczas gdy przywódcy innych krajów ze względu na pragnienie władzy i chciwości, grożą zgładzeniem ziemi przy pomocy broni nuklearnej.

Darwinowska ewolucja zapewnia fundament dla marksistowskiego ateizmu i jego kuzyna, humanizmu. Szkoły publiczne, a teraz nawet i „chrześcijańskie” uniwersytety i seminaria, kupiły to kłamstwo. Młodym ludziom wyprano mózgi na tyle, że nie tylko wierzą, że są nie wiele więcej niż małpimi zwierzętami, ale i taką rolę odgrywają.

Bez Bożego objawienia, które człowiek może odnaleźć w Słowie Bożym, społeczeństwo jest prowadzone przez fałszywe ideologie i religie, które udają prawdę. Całe narody trzymane są w ciemności. Narody, które niegdyś może dobrze zaczynały, kończą źle. Historia powtarza się w kółko.

Z biblijnej perspektywy, żyjemy w okresie historii, który został przepowiedziany tysiące lat temu. Chociaż drogowskazy znajdują się wszędzie, tłumy są ślepe. Ci którzy twierdzą, że są chrześcijanami i wierzą w Boga, jednocześnie są tymi, którzy są największymi złoczyńcami i oszustami. Powinni być zdolni dostrzec, co się dzieje, aby móc ostrzec innych. A zamiast tego, sprowadzają biblijne proroctwa do kategorii mitologicznych i tracą energię na podążanie jakimiś wytyczonymi celami lub szukanie sposób dotarcia bliżej Jezusa za pomocą Wschodniego mistycyzmu. 

Gdy ktoś podnosi alarm, jest uważany przez większość za “hejtera”. Poprzez nawiązywanie do nawoływań starotestamentowych proroków wzywających do powrotu do sprawiedliwości, ludzie ci są obiektem wrogości ze strony dawnych współpracowników, a nawet członków kościoła. Ci ludzie utrzymują, że są kochającymi Boga, wierzącymi Biblii chrześcijanami, ale jednocześnie tych którzy ich ostrzegają traktują jako wrogów. Przyjmowanie prawdy jest dla nich czymś nieakceptowalnym. Dla nich prawda, jest relatywna, gdyż padli ofiarą postmodernistycznego i ekumenicznego myślenia, gdzie wszystkie poglądy są możliwe do przyjęcia.

Oczywiście, dopuszczając możliwość przyjęcia wszystkich poglądów, cały czas istnieje jeden, który odrzucają. Nie są dalej posłuszni Bogu i Bożemu Słowu. Zamiast nauczać Słowa Bożego, opowiadają historyjki. Zamiast ostrzegać ludzi przed piekłem i utraconą wiecznością, mówią o tym jak możesz zdobyć to co chcesz i być kim tylko chcesz. Te wilki w owczej skórze pożerają stado za stadem.

Kościoły odnoszące sukcesy nie są już dłużej kościołami. Zamiast tego stają się centrami rozrywki dla dorosłych, młodzieży i dzieci. Te miejsca są tworzone aby zadowolić wszystkich. W jednym tygodniu są tam ogrody zoologiczne gdzie zwiedzający mogą karmić niektóre zwierzęta, w następnym galeria sztuki. Każdego tygodnia usłyszysz zespół rockowy, a ludzie to uwielbiają. Śpiewniki kościelne są odrzucane wraz z nauczanymi niegdyś doktrynami biblijnymi. Teraz, monotonne refreny, powtarzające są raz po raz (zwroty nie mające nic wspólnego z Biblią, ale opisujące uczucia wypływające ze śpiewu).

Jakie jest rozwiązanie? Wróć do Biblii. Jezus wkrótce powróci!

Roger Oakland


opracowano na podstawie: http://www.understandthetimes.org/commentary/c208withoutgod.shtml

środa, 8 marca 2017

Martyn Lloyd Jones dzieląc się swoim ogromnym doświadczeniem kaznodziejskim powiedział do swoich słuchaczy: „Pozwólcie, że zakończę opowiadając wam o najbardziej niesamowitym doświadczeniu, jakie kiedykolwiek przeżyłem. Właściwie miało ono miejsce podczas modlitwy, a nie zwiastowania. Kiedy mieszkałem w południowej Walii, poznałem pewnego poczciwego człowieka, który nawrócił się z życia pełnego grzechu i został wspaniałym chrześcijaninem.

Niestety później z wielu powodów odstąpił od wiary i pogrążył się w nieprawości. Opuścił swoją żonę i dzieci i rozpoczął nowe życie z kobietą bardzo marnej reputacji. Przeprowadzili się razem do Londynu i żyli w grzechu. Po tym jak roztrwonił cały swój majątek, człowiek ten wrócił do domu i okłamując żonę, wyłudził od niej kolejne pieniądze. Dom, w którym mieszali z rodziną był własnością ich obojga, ale on przepisał go wyłącznie na siebie. Później sprzedał go, aby uzyskać pieniądze, a następnie wyjechał do „dalekiego kraju” i żył w strasznym grzechu.

Kiedy skończyły mu się pieniądze, jego nowa partnerka zdecydowała się go porzucić. Był tak zrozpaczony i nieszczęśliwy, że postanowił popełnić samobójstwo, wierząc, że Bóg uzna jego szczerą skruchę i wybaczy mu ten postępek. Nie mógł jednak wybaczyć sam sobie i nie czuł się na siłach, aby znowu stanąć przed swoją rodziną. Udał się więc na most Westminster z silnym postanowieniem rzucenia się do Tamizy. 

Kiedy już się tam znalazł, Big Ben wybił 18.30. Wtedy w jego głowie pojawiła się nagła myśl: „Zapewne teraz wchodzi on (czyli ja) na kazalnicę w czasie wieczornego nabożeństwa”. Zdecydował więc, że zanim położy kres swojemu życiu, chciałby jeszcze raz mnie posłuchać. W niespełna sześć minut znalazł się w Westminster Chapel [kościół w centrum Londynu -przyp.], wszedł przez drzwi frontowe i kiedy wchodził po schodach na galerię usłyszał słowa: „Boże zmiłuj się nad odstępcą”. 

Wypowiedziałem tę prośbę w swej modlitwie i były to pierwsze słowa, jakie usłyszał ten człowiek. W jednej chwili zrozumiał swoją sytuację i później nie tylko powrócił do wiary, ale został nawet starszym zboru na przedmieściach Londynu, gdzie przez wiele lat pełnił wspaniałą służbę.
Co to znaczy? To, że znajdujemy się w rękach Boga i dlatego wszystko może się zdarzyć. „Bo u Boga żadna rzecz nie jest niemożliwa”. „Proście Boga o wielkie rzeczy” – mówił William Carey, „spodziewajcie się wielkich rzeczy od Boga”, a On będzie was prowadził od jednej niespodzianki do drugiej”.



czwartek, 2 marca 2017

Pisząc te słowa mam w pamięci wizytę amerykańskich charyzmatyków u papieża FranciszkaCo więcej, kiedy ostatnim razem dzięki Opatrzności Bożej miałem sposobność dokonania apologetycznego wysiłku w rozmowie ze świadkami Jehowy (Panie daj mi więcej mądrości i pokory następnym razem!) zacząłem zastanawiać się nad tym jak ważną kwestią jest treść naszej wiary.

Dziś wszyscy mówią o Jezusie. Nic w tym dziwnego, gdyż nasz Pan ostrzegał, że zwiedzenie przyjdzie w Jego imieniu. Świat nie zostanie zdobyty przez misjonarzy oficjalnego kościoła szatana, ale przez ludzi, którzy z imieniem Jezusa na ustach i z Biblią w ręku przygotowują nowy, ostatni rozdział w historii.

Ku mojemu wielkiemu smutkowi muszę stwierdzić, że ci wszyscy ludzie posiadają często o wiele więcej gorliwości oraz pasji aniżeli prawdziwi chrześcijanie. W rozmowie ze świadkami Jehowy byłem pod wielkim wrażeniem ich oddania sprawie Organizacji.

Jednakże ten przykład, podobnie jak apostoła Pawła, który przed swoim nawróceniem był gorliwym prześladowcą Kościoła, pokazuje nam jak wiele zła może przynieść gorliwość pozbawiona prawdy. Paweł był absolutnie pochłonięty pasją niszczenia kościoła Bożego. Jednak gdy Bóg zbawił Go, ta sama pasja ponownie pozwoliła Pawłowi przewrócić ówczesny świat do góry nogami poprzez poselstwo Ewangelii.

To właśnie tutaj spotykamy się z kwestią treści wiary. Dla nikogo nie powinno być zaskoczeniem, że diabeł wierzy w Boga. Ktoś nawet kiedyś powiedział, że diabeł wierzy w Boga o wiele bardziej aniżeli większość wierzących. Nic w tym dziwnego skoro Lucyfer cieszył się niegdyś ogromną przychylnością Najwyższego. Ale czy ta wiara zapewni mu jakikolwiek ratunek? Czy jest ona zbawczą wiarą? Nie. A co jeśli dziś w niezliczonej liczbie wierzących została zasiana fałszywa pewność zbawienia?

Szatan, pierwszy postmodernista, w ogrodzie Eden podał w wątpliwość Bożą prawdę. Postmodernistyczna teologia używa biblijnych słów, ale bez ich prawdziwego, biblijnego znaczenia. Dziś wiele osób mówi o „Jezusie”, ale jednocześnie to słowo jest oderwane od Pisma Świętego. Jest całkowicie pozbawione biblijnej treści, a tym samym zniekształca prawdę. Podobne zmiany pojęciowe dotyczą również innych zagadnień.

Poprzez pomieszanie prawdy z kłamstwem stworzyliśmy nowy system teologiczny zbudowany na ludzkim zrozumieniu Słowa Bożego. Ten wypracowany twór jest dziełem wypaczonego umysłu człowieka, który nigdy nie zrozumiał, że duchowe sprawy należy rozsądzać duchem (1 Kor 2:14).

Doszedłem do takiego stanowiska jak Francis Schaeffer, który powiedział: „Stałem się człowiekiem bojącym się bardziej słowa „Jezus” niż jakiegokolwiek niemal innego słowa w nowoczesnym świecie”. A to wszystko dlatego, że słowa tego używa się jako sztandaru pozbawionego treści. Ludzie mówią dzisiaj o Jezusie. Wszyscy, nawet ci którzy kompletnie nie mają świadomości kim jest Pan Jezus Chrystus, używają Jego imienia w celu propagowania swoich religijnych poglądów. Szczerze i gorliwie wzywają ludzi do „pójścia za Jezusem”, jednak tak naprawdę prowadzą ludzi z dala od prawdy.

Schaeffer stwierdził, że obecnie mamy do czynienia z sytuacją w której słowo „Jezus” stało się wrogiem Osoby Pana Jezusa Chrystusa i tego co Pan Jezus nauczał. To dlatego my, jako ewangelicznie wierzący chrześcijanie miłujący imię naszego Pana, powinnyśmy walczyć z pozbawionymi treści sztandarami oraz sloganami.

Dziś wielu z naszych braci i sióstr należy przypominać, że zwiedzenie przyjdzie ze strony antychrysta. Kogoś kto będzie uzurpował sobie miejsce Pana Jezusa Chrystusa. Obserwując współczesne tendencje do oddzielania imienia „Jezusa” od treści Pisma Świętego, możemy przekonać się, że zwiedzenie ma na celu doprowadzenie ludzi do „innego Jezusa” przed którym wyraźnie ostrzega Biblia.

Nasze przekonania dogmatyczne są kluczowe dla naszej wiary. Nie powinniśmy mieć co do tego wątpliwości. Spójrzmy na kwestię boskości Pana Jezusa. Nie wystarczy wierzyć w istnienie Jezusa, w Jego śmierć na krzyżu czy też zmartwychwstanie. Nie wystarczy również pokładać w Nim rzekomych nadziei na życie wieczne czy też traktować Go jako swojego Przyjaciela. Aby mieć biblijną wiarę w Chrystusa należy Go właściwie rozumieć – jako drugą Osobę Trójcy Świętej. Analogicznie tak samo istotną kwestią jest człowieczeństwo Chrystusa, o czym przekonuje nas Pierwszy List Jana napisany w celu odparcia herezji doketystów.

Życie chrześcijańskie musi być zbudowane na zdrowej nauce opartej bezpośrednio na chwalebnej Ewangelii błogosławionego Boga. Waga poprawnej treści wiary ma kluczowe znaczenie w kontekście nie tylko naszego życia tutaj na ziemi, ale również wieczności.

Pamiętajmy, że ludzie którzy nie zrozumieją we właściwy sposób poselstwa Ewangelii, nie są naprawdę zbawieni. Ich deklaracje, wyjścia do przodu, łzy i inne emocje nie są wyznacznikiem ich nowo narodzenia. To wszystko ma miejsce gdy zamiast biblijnej Ewangelii, którą apostoł Paweł przedstawił w Liście do Rzymian, karmimy ich pseudo nadzieją psychologicznej paplaniny. Ludzi, którzy pragną uzdrowienia ciała, uzdrowienia relacji, psychologicznego uwolnienia od poczucia winy i innych rzeczy, które jesteśmy im w stanie obiecać jeśli tylko „zaproszą Jezusa do swojego serca”.

Odpowiedzią na to zamieszanie jest powrót do fundamentów naszej wiary. Do Ewangelii Chrystusa będącej mocą Boga ku zbawieniu każdego kto uwierzy (Rz 1:16). Musimy przekazać ludziom poselstwo o tym, że potrzebują zbawienia gdyż Boży gniew jest nad nimi. O tym, że złamali Prawo Boże i są godni śmierci. O tym, że sami nie są w stanie zrobić niczego w kierunku swojego zbawienia. Pozbawiając Ewangelię jej zbawczej treści, ograbiamy Boga z Jego prawdziwego charakteru. Potrzebujemy zarówno reformacji czyli powrotu do zdrowej nauki apostolskiej, ale także przebudzenia odnoszącego się do odnowienia naszego osobistego życia w mocy Ducha Świętego.

Niech Pan obdarzy nas wszystkich mądrym sercem, które będzie właściwie wykorzystywać dany nam czas.


Zobacz także: