5sola.pl

Soli Deo Gloria

niedziela, 29 kwietnia 2018

„PAN jest Bogiem zazdrosnym i mściwym; PAN jest mściwy i pełen gniewu; PAN mści się nad swoimi przeciwnikami i zachowuje gniew wobec swoich wrogów. PAN jest nieskory do gniewu i wielki w mocy, a winnego nie uniewinni. Droga PANA jest w wichrze i w burzy, a obłok jest prochem pod jego stopami” (Na 1:2-3)

To chyba Jan Kalwin powiedział, że wszechświat jest piękny ponieważ tworzy teatr chwały Bożej. Jednak ten świat coraz bardziej przypomina szatański chaos. Nie myślę tylko o dzieciach porywanych w Afryce, które potem składane są w rytualnych ofiarach. Chcę mówić o rzeczach dziejących się obok nas, a które już niedługo mogą stać się częścią i naszej rzeczywistości. Ufam, że niewielu z was trzeba przekonywać o tym, że prawdziwie Bóg Stwórca wydał swoje stworzenie na pastwę wypaczonego umysłu (Rz 1:28), a opisywane wydarzenia są tego najlepszym dowodem.


Czytając Księgę Hioba zobaczyłem wyraźnie jak trudno jest utrzymać ortodoksyjną teologię w sytuacji, która przerasta jej możliwości. Sam, pisząc te słowa drżę przed moim Bogiem widząc jak słabe jest moje serce. Ufam drogi czytelniku, że wybaczysz mi emocjonalizm, ale czyż człowiek posiadający wielkie myśli o swoim Bogu nie powinien jednocześnie odczuwać wyjątkowego poruszenia rozważając rzeczy tego świata i odnosząc je do chwały Wszechmocnego?

To nie jest tekst o faktach dotyczących tego jak małe, bezbronne dziecko zostało na oczach świata zamordowane zgodnie z prawem demokratycznego państwa zachodniej cywilizacji. To nie jest tekst o tym, że aparat przymusu państwa zamiast bronić obywateli, ochraniał morderców, a rodzicom zabronił ratować własne dziecko.

Mam w domu trzyletniego syna. Patrząc na zdjęcia Alfiego, w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że trudno mi sobie wyobrazić takie cierpienie. Wiem czytelniku, że możesz powiedzieć, iż Pan daje dość łaski, abyśmy mogli wyjść zwycięsko ze wszelkich prób. To dzięki Bogu jest prawdą, jednak nie zmienia to faktu, że sam boję się wielu rzeczy.

Ufam drogi czytelniku, że masz świadomość obiektywnej, biblijnej rzeczywistości, iż to Pan Bóg Wszechmogący dopuścił do śmierci tego dziecka. Podobnie, jak Pan Bóg Wszechmogący w swojej świętej mądrości zezwala do wielu innych rzeczy, które wielokrotnie były treścią moich niewypowiedzianych pytań.

Gdybym to ja był Bogiem już dziś wylałbym swój gniew przeciwko temu bezbożnemu światu. Tak, znając własną porywczość, a przede wszystkim wściekłość wobec tej bezbożności i nieprawości, nie potrafiłbym nie skorzystać z Boskich prerogatyw. Dzięki Bogu jednak, nie jestem Nim. A.W. Pink napisał: „Zadziwiająca jest Boża cierpliwość wobec tego świata i dziś. Wszędzie ludzie grzeszą bez jakichkolwiek zahamowań. Boże prawo jest deptane i sam Bóg jest otwarcie lekceważony. Naprawdę zdumiewające jest to, że nie od razu uśmierca tych, którzy tak bezczelnie Go prowokują”.

Jednak i ta cierpliwość ma swój cel: „A cóż, jeśli Bóg, chcąc okazać gniew i dać poznać swoją moc, znosił w wielkiej cierpliwości naczynia gniewu przygotowane na zniszczenie” (Rz 9:22). Ma też swój kres.

Ten świat każdego dnia bezcześci imię Pana Boga Wszechmogącego. Dzień gniewu Baranka jest tylko kwestią czasu. W takich dniach jak ten jestem wdzięczny Panu Bogu za Jego sprawiedliwość. Jestem wdzięczny za to, że "ten świat nie jest domem mym". Pamiętaj drogi czytelniku o ostrzeżeniu apostoła Piotra: „Nadszedł bowiem czas, aby sąd rozpoczął się od domu Bożego, a jeśli rozpoczyna się od nas, to jaki będzie koniec tych, którzy są nieposłuszni ewangelii Bożej?” (1P 4:17). Widząc wypowiedzi niektórych „chrześcijan” lub też absolutną bierność wobec procesów mających miejsce nie tylko w świecie, ale i w Kościele, zastanawiam się jak wielkim trzeba być ignorantem, aby odrzucić prorocze ostrzeżenie Piotra.

Piszę te słowa z doliny poniżenia. Z perspektywy dziecka Bożego, które prosi Ojca, aby Ten mocniej ścisnął jego dłoń. W praktyce doświadczam tego co powiedział kiedyś John Piper: „Nie słyszałem nikogo, kto by twierdził, że nauczył się najważniejszych lekcji w życiu lub miał najgłębsze spotkania z Bogiem w okresie powodzenia”. To prawda bo zdarza się, iż wspólnota z Ojcem i Synem jest najbardziej realna, a radość chrześcijanina największa wtedy, gdy krzyż jest najcięższy.

Wierzę, że Alfie jest z Chrystusem. Modlę się o tę samą łaskę dla jego rodziny i dla nas wszystkich.

ar 

środa, 25 kwietnia 2018

Sinclair Ferguson napisał, że na początku 1500 roku, Szkocja miała jedną wspólną cechę łączącą ją z resztą Europy: głęboko zdeprawowany i duchowo zubożały kościół. Przykładowo David Beaton, kardynał i arcybiskup, szczycił się posiadaniem czternaściorga dzieci. Duchowa ignorancja była tak wielka, że szkocki historyk George Buchanan stwierdził, że niektórzy księża katoliccy myśleli, że Nowy Testament był księgą niedawno opublikowaną przez Marcina Lutra.

John Knox urodził się w Haddington, East Lothian w latach 1513-1515. Był jedną z najważniejszych postaci w historii Szkocji. Przywódca szkockiej Reformacji, nieprzejednany wróg królowej Marii Stuart, „człowiek który w swym życiu nigdy nie bał się patrzeć ludziom w oczy, któremu często grożono sztyletem, a który jednak dożył swych dni, ciesząc się pokojem i szacunkiem”.

John Knox otrzymał lokalne wykształcenie, a następnie przeniósł się na Uniwersytet Św. Andrzeja. Po uzyskaniu święceń kapłańskich wrócił do swojego rodzinnego miasta jako notariusz i nauczyciel. Podobnie jak w przypadku Jana Kalwina, bardzo niewiele wiemy o nawróceniu Knox’a.

Jego spokojne życie i służbę katechety w Saint Andrews miał zakłócić kontakt z Georgiem Wishartem pod wpływem którego Knox porzucił stan kapłański. Knox poznał Wishart’a w 1545 roku, kiedy ten odbywał podróż misyjną po krainie Lothian.

George Wishart był liderem protestantów w Szkocji, a Knox na pewnym etapie ich wzajemnej współpracy pełnił rolę jego „ochroniarza”. Kiedy Wishart przygotowywał się do przemówienia, Knox szedł przed nim trzymając duży, dwuręczny miecz. Dla wielu z nas wychowanych w czasach humanistycznego pojmowania miłości i bezwyrazowego kościoła, zachowanie Knox’a wydaje się czymś niezrozumiałym. Już wtedy uwydatniły się cechy, które charakteryzowały całe jego życie. Nie był on sympatycznym, lubianym przez wszystkich kaznodzieją, który dzisiaj błyszczałby na konferencjach chrześcijańskich.

Wspominając o Knoxie uważam, że był on duchowym dzieckiem i spadkobiercą służby Wishart’a. Sam Wishart był niezwykłym człowiekiem wzbudzającym strach w klerze katolickim. Kiedy był prowadzony na przesłuchanie do biskupa, transportowała go ponad setka uzbrojonych żołnierzy. Same przesłuchanie, podobnie jak w przypadku innych męczenników, było zwykłą farsą. Dla Wishart’a jednak stanowiło niesamowitą okazję złożenia świadectwa o Bożej prawdzie. Oskarżony o 18 herezji, Wishart na każde oskarżenie udzielił biblijnej odpowiedzi.

George Wishart został uznany winnym popełnionych czynów i skazany na śmierć. Przed spaleniem powiedział do swoich zwolenników: „Nie boję się tego groźnego ognia. Jeśli jakiekolwiek prześladowanie spotka was z powodu Słowa nie bójcie się tych, którzy mogą zabić ciało, ale nie mogą zabić duszy. Dziś w nocy będę biesiadować z Panem”.

Kiedy Wishart prosił Boga o przebaczenie dla swoich przeciwników, kat który za chwilę miał wykonać na nim wyrok śmierci, uklęknął przed nim mówiąc: „Panie Wishart przebacz mi, nie jestem winny twojej śmierci”. Wishart poprosił go, aby podszedł bliżej, po czym pocałował go w policzek i powiedział: „Oto dowód mojego przebaczenia. A teraz wykonaj swoją pracę”.

Schwytanie i uwolnienie
W 1546 roku grupa spiskowców zabiła arcybiskupa Beaton’a i zajęła jego zamek. Knox przyłączył się do nich. Jednakże w wyniku francuskiej interwencji wojskowej, zamek został zdobyty a spiskowcy zesłani na galery. 18 miesięcy później Knox został uwolniony i powrócił do Anglii przejmując początkowo kongregację w Berwick, a następnie przenosząc się do Newcastle stając się królewskim kapelanem młodego króla Edwarda VI. Szybka śmierć młodego monarchy była wielkim ciosem dla reformacji w Anglii. Koronacja królowej Marii (nazwanej przez Knox’a „bałwochwalczą Jezebel”) zmusiła go do ucieczki i szukania schronienia na kontynencie.

Życie na kontynencie
W latach 1553-1559 Knox prowadził koczowniczy tryb życia. Spędził nieco czasu w Genewie wraz z Janem Kalwinem, którą nazwał: „Najbardziej doskonałą szkołą Chrystusa od czasów apostołów”. Następnie przyjął propozycję służby wśród anglojęzycznej kongregacji we Frankfurcie. W 1556 roku ożenił się z Marjorie Bowes i wrócił do Genewy gdzie prowadził kongregację składającą się z około dwustu uchodźców. W 1558 roku, Maria królowa Szkocji poślubiła delfina Franciszka, który panował jako Franciszek II. Wydawało się, że związanie z Francją skieruje Szkocję w kierunku katolickiego Rzymu.

Powrót do Szkocji
W 1559 roku John Knox ostatecznie powrócił do domu, aby rozpocząć najważniejszy etap swojej służby jako „mistrz kirku” (kirk – określenie kościoła używane w Szkocji i Północnej Anglii). Pomimo długiej nieobecności w kraju, kilka rzeczy wpłynęło na to, że Knox był dobrze przygotowany, aby stanąć na czele Reformacji w Szkocji: jego imię było wiązane z dawnymi bohaterami z przeszłości; jego cierpienia uwierzytelniły jego oddanie, a doświadczenia nabyte za granicą przygotowały go do przywództwa. Przez kolejne 13 lat John Knox poświęcił się całkowicie reformacji Szkocji.

Zaplanuj dobrze swoją śmierć
Latem 1572 roku, Knox był już tylko cieniem samego siebie. Rankiem 24 listopada poprosił swoją drugą żonę Margaret, aby przeczytała mu 15 rozdział Pierwszego Listu do Koryntian.

Około godziny 17 Reformator wyraził swoje ostatnie życzenie: „Przeczytaj miejsce gdzie zarzuciłem moją pierwszą kotwicę” (prawdopodobnie chodziło o wiarę). Margaret przeczytała 17 rozdział Ewangelii Jana. To właśnie ten rozdział przyniósł pokój do jego życia i uwolnił go z rzymskiego katolicyzmu. Tutaj widział korzenie wyborów i zobowiązanie Chrystusa do utrzymania tych, których dał Mu Ojciec. Tego samego wieczoru John Knox odszedł do Pana.

Bez wątpienia życie i służba Johna Knox’a nie była jedynym czynnikiem prowadzącym do duchowej odnowy w Szkocji. Jednakże chyba największą lekcją płynącą z życia tego wielkiego człowieka były jego własne słowa: „Bóg dał swojego Ducha Świętego prostym ludziom w wielkiej obfitości”. Dlaczego życie Knox’a  tak bardzo mnie dotknęło? Są liczne przykłady, w których widzimy jak ten Reformator rozwścieczał ludzi. Doprowadzał do szału katolików i protestantów, kobiety i mężczyzn, biednych i bogatych. Wielu ludzi go nienawidziło. Katoliccy historycy oskarżają go o przeprowadzenie zmasowanej krucjaty przeciwko katolicyzmowi. Swoją radykalnością nie raz wzbudzał popłoch wśród protestantów. Najbardziej zdumiewającą rzeczą jest jednak to, że Knox w ogóle nie przejmował się ludzką opinią.

Był jak starotestamentowy prorok świadomy swojego powołania i ciążącej na nim odpowiedzialności.

Nie twierdzę, że powinniśmy brać przykład z ekspresji Knox’a. Jednakże wielu mężczyzn w kościele powinno naśladować jego odwagę i niestrudzoną determinację. W czasach korporacyjnego kościoła wypełnionego i prowadzonego przez karykaturalnych chłopców, którzy nigdy nie dorośli do pełni dojrzałości, postawa Johna Knox’a może budzić zgorszenie. Reformatorzy wiedzieli jednak, że niosąc naukę Chrystusa, niosą miecz.

ar

Zobacz także:


poniedziałek, 23 kwietnia 2018

Trwanie w Jezusie

poniedziałek, kwietnia 23, 2018 0 Comments
Żądania Jezusa obowiązują nas całe życie. On nie żąda od nas, abyśmy podjęli jednorazową decyzję upamiętania się, przyjścia doń, uwierzenia w Niego, ukochania i wysłuchania Go. Wszystkie te rzeczy muszą trwać. Przemiana dokonana w wyniku upamiętania musi trwać. Przychodzenie do Jezusa musi zachodzić wciąż na nowo. 

Ufanie Jezusowi musi się odbywać w każdej godzinie. Słuchanie Jego słowa jako codziennego źródła duchowego życia musi trwać. Jezus żąda angażowania naszych umysłów i serc każdego dnia.

Zawarte w przeszłości przymierze z Jezusem, które nie jest wyrażane codziennie w naszym życiu, jest przymierzem fałszywym. Kiedy Jezus powiedział: „Jeżeli wytrwacie w słowie moim, prawdziwie uczniami moimi będziecie” (J 8:31), to wyraził tym samym, że jeśli nie trwamy w Nim, to nie jesteśmy jego prawdziwymi uczniami. 

Przeciwieństwem prawdziwych uczniów są fałszywi uczniowie, którymi jesteśmy, jeśli polegamy na dawnych przeżyciach, a brakuje nam stałego oddania dla Jezusa.

John Piper

środa, 18 kwietnia 2018

Wielki polski reformator, Jan Łaski, podaje nam ciekawe wskazówki dotyczące postępowania względem ludzi rozsiewających fałszywą naukę. Ten sposób działania był praktykowany w zborach reformowanych znajdujących się pod auspicjami Jana Łaskiego.

Jeśli ktoś dowiedział się o kimś, kto działał na szkodę Kościoła poprzez rozsiewanie fałszywej nauki, wyznaczało się dwóch lub trzech starszych zboru, którzy odwiedzali takiego człowieka starając się zbadać źródła jego podejrzanej doktryny. Starsi łagodnie, w życzliwej rozmowie opartej na Słowie Bożym, pytali takiego człowieka o źródła jego nauki, a jeśli ten nie uchylał się przed rozmową, zapraszali go na zgromadzenie ministrów i starszych zboru.

Na takim spotkaniu pozwalano temu człowiekowi mówić o źródłach jego nauki. Po jej spisaniu, wyznaczano kolejny termin następnego spotkania. W międzyczasie starsi zboru dokonywali wnikliwej oceny nauki prezentowanej przez tego człowieka.

W czasie następnego spotkania, zbija się argumenty fałszywej doktryny. Człowiek rozsiewający tę naukę ma możliwość ustosunkowania się do wskazanych zarzutów. Jeśli tego nie zrobi, wzywa się go do odstąpienia od rozsiewania podejrzanej doktryny i upomina się go w imieniu całego zgromadzenia, by odtąd nie rozsiewał na szkodę Kościoła takiej nauki, której nie umie obronić autorytetem Słowa Bożego.

Gdyby nie udało się go odwieść od jego czynów i dalej rozsiewałby swą naukę, wówczas podczas nabożeństwa ogłasza się całemu zborowi jego nazwisko. Wierność służby starszych Kościoła Pana Jezusa Chrystusa, nie pozwala na to, aby zbory były niepokojone i zwodzone przez inną naukę.

Dalej Jan Łaski pisze: „Niektórzy twierdzą, że takie publiczne ogłoszenie nazwisk heretyków jest grzechem przeciwko miłości chrześcijańskiej. Skoro Chrystus Pan wskazuje, że u dobrego pasterza jego wierność posłudze przejawia się właśnie w tym, że skrzętnie i gorliwie strzeże on swych owiec przed zębami wilków, czy na tym ma polegać nasza troska o owce, że będziemy przymykać oczy na pojawienie się wilków, a psom-strażnikom zabronimy nie tylko napadania na nie, gdy zasadzają się one na naszą trzodę, lecz także szczekania w obliczu czyhającego niebezpieczeństwa? To ma być miłość – pobłażać wilkom, narażając owce?

A może raczej należy strzec owce przed zasadzką grożącą ze strony wilków, nawet gdyby te ostatnie miały być rozszarpane przez psy, jeśli nie zrezygnują ze swych wilczych zamiarów?

My uważamy, że w tej sprawie podążać winniśmy raczej za przykładem i nauką Chrystusa, proroków oraz apostołów niż za jakimś nowym prawem opacznej i podejrzanej miłości. Skoro zaś Pan powierzył nam w naszym Kościele troskę o swoje owce, nie zaś o zagrażające im wilki, uważamy za nasz – wszystkich wiernych pasterzy – obowiązek, abyśmy widząc, że nasza trzoda nie jest zupełnie bezpieczna od napaści wilków, szykowali raczej nasze psy do walki z nimi – nawet gdyby miało się to okazać dla wilków nie tylko niebezpieczne, lecz wręcz zgubne – i nie zabraniali im szczekania, niż mieli troszczyć się o wilki ze szkodą choćby dla jednej, najmniejszej owieczki.

Musimy ostrzec nasze owieczki o zagrażającej im ze strony wilków zasadzce i im ją wskazać, aby mogły się jej wystrzegać, niż zachowując milczenie oszukiwać nasze owce, wystawiając je w ten sposób na atak wilczych kłów”.

wtorek, 17 kwietnia 2018

W Ewangelii Mateusza Jezus powiedział: „(…) Zbuduję mój kościół, a bramy piekła go nie przemogą" (Mt 16:18 UBG).

Słowo „kościół', to tłumaczenie greckiego słowa ekklesia, które oznacza powołaną grupę ludzi; zwołane zgromadzenie. Kościół Boga jest zgromadzeniem, które tworzą Jego ludzie, każdej rasy, z całej ziemi, powołani ze świata, poprzez głoszoną Ewangelię Jezusa Chrystusa, ku przemianie w Jego naśladowców.

Biblia głosi Kościołowi: „Lecz wy jest jesteście rodem wybranym, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem nabytym, abyście rozgłaszali cnoty tego, który was powołał, z ciemności do swej cudownej światłości. Wy, którzy kiedyś nie byliście ludem, teraz jesteście ludem Bożym, wy, którzy kiedyś nie dostąpiliście miłosierdzia, teraz miłosierdzia dostąpiliście." (1 Piotra 2:9-10 UBG).

Z uwagi na to, że Kościół został wywołany ze świata, nie powinien on wyglądać jak świat. To nie jest klub towarzyski. To nie jest miejsce rozrywki. Kościół nie toleruje grzechu. To nie jest organizacja skupiona na zarabianiu pieniędzy, to nie marka, ani firma. To nie pełny złudzeń, występ magicznych sztuczek. To nie jest platforma dla polityki, ani dla nowych filozofii. Kościół nie jest denominacją, ani budynkiem.

Prawdziwy kościół tworzą ludzie, zapieczętowani Duchem Świętym na dzień odkupienia, gromadzący się w imieniu Chrystusa, który oddał Siebie za nas, umierając na krzyżu, „aby wykupić nas od wszelkiej nieprawości i oczyścić sobie lud na własność, gorliwy w spełnianiu dobrych uczynków" (Tytusa 2:14 UBG).

Kościół jest ciałem Chrystusa, a Chrystus jest jego głową; on daje nam wzrost w Nim. Kościół jest panną młodą Chrystusa, uświęcaną przez Jego słowo. Kościół jest dziełem Chrystusa, a bramy piekielne go nie przemogą. Prędzej Jego Kościół pokona piekielną otchłań.

Jak zatem odnaleźć właściwy kościół?

Jezus założył Kościół, więc jako chrześcijanin, musisz być częścią Kościoła. C.H. Spurgeon powiedział: „Nie idź tam, gdzie jest świetna muzyka, robiąca wrażenie mowa i piękna architektura. Idź tam, gdzie Ewangelia jest głoszona i uczęszczaj często".

Oto pięć porad, aby odnaleźć właściwy kościół:

1. Módl się. Jeśli posiadasz rodzinę, módl się z małżonką i dziećmi, aby PAN przywiódł was do odpowiedniego kościoła.

2. Poszukuj doradztwa. Rozmawiaj z pastorem, starszym, lub z kimś, kto w zdrowy sposób pojmuje biblijną naukę, by pomógł ci odnaleźć zdrowy kościół (...).

3. Bądź świadom priorytetów. Czy ten kościół jasno naucza Ewangelię i potwierdza ją postępowaniem? Czy nauczanie jest wierne Pismu? Czy zbór posiada wyraźną deklarację wiary? Czy właściwie sprawuje Wieczerzę Pańską oraz udzielanie chrztu? Czy posiada wymogi do stania się członkiem i czy się z nimi zgadzasz?

4. Odpowiedz sobie na te pytania: Czy okazanie tobie opieki duszpasterskiej, będzie sprawą nadrzędną dla liderów tego zboru? Czy doświadczysz tam znaczących więzi i wzajemnej odpowiedzialności za siebie? Czy w tym miejscu możesz używać swoich darów, by służyć Bożym ludziom dla ich zbudowania? Czy chciałbyś by twoja małżonka, czy twój mąż i dzieci znaleźli się pod nauczaniem tego zboru? Czy ten kościół posiada pragnienie by dotrzeć do zatraconych, zwiastując im Ewangelię łaski i nawołując do skruchy za grzech?

5. Bądź blisko kościoła, nie tylko geograficznie ale przede wszystkim w sercu.
Gdy już odnajdziesz swój kościół, zostań tam, bądź mu oddany w zdrowiu i w chorobie. Kościół nie jest twoją dziewczyną z liceum, lecz oblubienicą Chrystusa.

Tłumaczył: Jan Kulm


niedziela, 15 kwietnia 2018

Walka z pożądliwościami seksualnymi jest jednym z najczęściej występujących zagadnień, które młodzi ludzie kierują do pastorów szukając pomocy w codziennych zmaganiach z pokusami i grzechem. 

W Piśmie Świętym czytamy:
„I ktoś go zapytał: Panie, czy mało jest tych, którzy będą zbawieni? On zaś im odpowiedział: Usiłujcie wejść przez ciasną bramę, bo mówię wam, że wielu będzie chciało wejść, lecz nie będą mogli” (Łk 13:23-24)

„Jeśli więc twoje prawe oko jest ci powodem upadku, wyłup je i odrzuć od siebie. Pożyteczniej bowiem jest dla ciebie, aby zginął jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało było wrzucone do ognia piekielnego” (Mt 5:29)

„Ponownie królestwo niebieskie jest podobne do skarbu ukrytego w polu, który człowiek znalazł i ukrył. Uradowany nim poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił to pole." (Mt 13:44)

„Usiłujcie wejść przez wąską bramę” (Łk 13:24). Użyte w tym wersecie słowo "usiłujcie" (lub starajcie się) to grecki czasownik agonizesthe, od którego pochodzi słowo agonia. Najważniejszą rzeczą związaną z użytym w tym wersecie wyrażeniem „starać się” jest to, że występuje ono w jeszcze jednej wypowiedzi Jezusa, w której mówi On, że gdyby Jego królestwo było z tego świata, jego słudzy walczyliby o nie: „Królestwo moje nie jest z tego świata; gdyby z tego świata było Królestwo moje, słudzy moi walczyliby, abym nie był wydany Żydom” (J 18:36). Tak więc zwrot „starajcie się wejść” oznacza, że wejście jest walką.

„Jeśli więc twoje prawe oko jest ci powodem upadku, wyłup je i odrzuć od siebie” (Mt 5:29). Czy wyłupienie sobie oka nie wiązałoby się z agonią ciała? Oczywistym jest, że nasz Pan nie nakłania do religijnej dewocji połączonej z szaleństwem. Jednakże powaga wypowiedzi Pana Jezusa wskazuje na fakt, że nasze życie jest walką. Walką z własnym grzechem, który jest największą przeszkodą przed wejściem do Królestwa Bożego.

„Uważajcie, czuwajcie i módlcie się, bo nie wiecie, kiedy ten czas nadejdzie” (Mk 13:33). Grecki czasownik agrypneō przetłumaczony jako „czuwajcie”, można dosłownie oddać jako „trwanie bez snu”. Życie chrześcijańskie jest prawdziwą walką w oczekiwaniu na nadejście pełni Królestwa Bożego. Każde inne zrozumienie chrześcijaństwa doprowadzi do jego strywializowania a także bezowocności, której efektem końcowym będzie odrzucenie sprzed oblicza Pana.

Chrystus wymaga od nas poważnej i osobistej czujności. Jest to jeden z najczęściej powtarzanych przez Niego nakazów. Mamy być czujnymi żołnierzami, którzy żyją we wrogim świecie będąc nieustannie narażonymi na ataki pokus. Jeśli nie chcesz, aby pokusa doprowadziła cię do zguby musisz być uważnym i czujnym człowiekiem.

Nasza odpowiedzialność jako chrześcijan jest ogromna. Wielu ludzi wypaczyło biblijną naukę o wytrwaniu świętych, stwarzając przestrzeń, w której grzech mógł królować w ich życiu, podczas gdy nadal zachowywali oni teologiczną poprawność. Jednak nauka Słowa Bożego jest diametralnie odmienna.
Apostoł Paweł napisał: „Jeśli bowiem żyjecie według ciała, umrzecie, ale jeśli Duchem uśmiercacie uczynki ciała, będziecie żyć” (Rz 8:13). Wcześniej, w rozdziale 6 Paweł wzywał abyśmy nie oddawali naszych członków jako oręża niesprawiedliwości grzechowi (Rz 6:13). To wezwanie byłoby pozbawione sensu, gdyby chrześcijanin był osobą bierną w procesie swojego uświęcenia.

John Piper mówi, że gdy w twoim umyśle pojawi się jakaś pożądliwa myśl lub obraz, to masz około 5 sekund na reakcję. Albo zdecydujesz się ją przyjąć, albo stawisz jej bezwzględny opór. Ja daję ci 3 sekundy.

„Obalamy rozumowania i wszelką wyniosłość, która powstaje przeciwko poznaniu Boga, i zniewalamy wszelką myśl do posłuszeństwa Chrystusowi” (2Kor 10:5) Masz na to 3 sekundy. To decyzja chwili. Z upływem czasu i wraz z kolejnymi zwycięstwami, będzie ci coraz łatwiej zachować instynkt świętości. Będziesz mógł instynktownie reagować zgodnie ze swoją nową naturą.

Jednak, zawsze pozostaje to kwestią wyboru. Zawsze jest walka. A czasem wiąże się ona z agonią ciała lub serca. Jednak pamiętaj: Chrystus jest cenniejszy. Im więcej rozmyślamy nad pięknem Chrystusa i Jego odwieczną wartością, tym bardziej będziemy przekształcani na Jego podobieństwo. Spoglądaj częściej na Jezusa, a twoje myśli i uczucia będą się transformować. Doświadczysz nowej, permanentnej zmiany, która stanie się nową jakością życia, do której zostałeś powołany.

Dzień po dniu, musimy być ludźmi skupionymi na jednym celu. Dzień po dniu musimy patrzeć na Chrystusa i modlić się, aby Pan sprawdził czy nie ma w nas drogi nieprawości, i prowadził nas drogą wieczną (Ps 139:24). Wezwanie do czuwania obejmuje wszystkie dziedziny naszego życia. Nie dla wszystkich pokusy w sferze seksualnej będą miały taką samą moc. Inni mogą pobłażać sobie spożywając pokarmy, które skutecznie przytępiają ich duchową czujność.

Dlaczego w rozważaniach o pożądaniu zamieściłem fragment mówiący o znalezieniu skarbu ukrytego w polu? (Mt 13:44). Dlatego, że czasem mam wrażenie, iż odpowiedzią na całą letniość kościoła, jego światowość, libertynizm duchowy i moralny, zwiedzenie i ogólną bylejakość – jest powrót do cenienia Chrystusa jako skarbu, którego wartość przewyższa wszystko co istnieje we wszechświecie.

Kiedyś John Piper zadał pytanie: „Co oznacza stanie się chrześcijaninem?”. Jego odpowiedź była skupiona na skarbie. Stanie się chrześcijaninem to nie tylko wiara we właściwe rzeczy; to znalezienie skarbu. Znalazłeś skarb? Nie pytam czy chodzisz do lokalnego kościoła, czy masz w nim swój korzeń, czy jesteś konfesyjnym chrześcijaninem, lub misjonarzem w służbie dla Pana. Nie pytam o twoją doktrynę, życie modlitewne czy też post. Czy znalazłeś skarb?

Cytując Jana Kalwina, bądź „miłośnikiem Chrystusa” bracie i siostro. Nie zmarnuj swojego życia.

ar

niedziela, 8 kwietnia 2018

Czyściec i Biblia

niedziela, kwietnia 08, 2018 0 Comments
W teologii katolickiej istnieje mocna filozoficzna potrzeba istnienia czyśćca. Kościół postrzega zbawienie jako obiektywną ozdobę lub upiększenie duszy. Jest to proces rozpoczynający się od chrztu, w wyniku którego zostaje wlana pierwotna łaska uświęcająca. 

Inne sakramenty i dobre uczynki usprawiedliwiają duszę w coraz większym stopniu i czynią ją coraz bardziej pociągającą dla Boga. Celem tego procesu jest przekształcenie samej istoty duszy w coś, co samo w sobie jest rzeczą obiektywnie dobrą. Dlatego zanim dusza będzie mogła stanąć w obecności Boga, żądanie całkowitego oczyszczenia śladu każdego grzechu jest rzeczą rozsądną. W ten sposób koncepcja czyśćca jest logicznym rozszerzeniem kościelnego procesu zbawienia.

Czyściec jest również integralnym elementem kościelnego systemu pokuty. Według Kościoła każdy grzech obciąża konto grzesznika karą doczesną. Pokuty, cierpienie i odpusty zmniejszają obciążenie tego konta. Ponieważ grzesznicy mogą nie być w stanie dokonać pełnego zadośćuczynienia za grzechy w czasie swojego życia, więc dla zbilansowania konta ich życia, przebywanie w czyśćcu po śmierci jest konieczne.

W końcu, Kościół katolicki używa czyśćca, aby motywować katolików do prowadzenia sprawiedliwego życia. Rozumuje, że gdyby nie było czyśćca, to ludzie grzeszyliby bez żadnej bojaźni.

Z drugiej strony, koncepcja zbawienia przedstawiona w Piśmie Świętym nie potrzebuje takiego miejsca jak czyściec. Pismo Święte nie wiąże zbawienia z uczynkami lub cierpieniami grzesznika, lecz wyłącznie z osobą Chrystusa. Pan Jezus dokonał oczyszczenia z grzechów na krzyżu (Hbr 1:3). Jego krew może oczyścić najbardziej nikczemnego grzesznika (Hbr 9:14). Nie pozostaje więc żadna doczesna kara, którą wierzący człowiek musiałby ponieść. Jezus zapłacił już za wszystko: „On bowiem jest ofiarą przebłagalną za nasze grzechy” (1 J 2:2).

Zbawienie przedstawione w Piśmie Świętym w ogóle nie potrzebuje czegoś takiego jak czyściec, gdzie dusza rzekomo staje się obiektywnie piękna dla Boga. Przeciwnie, zbawienie to jest zakorzenione w przypisaniu duszy przez Boga Jego własnej, doskonałej sprawiedliwości (2 Kor 5:21). W kwestii swego usprawiedliwienia grzesznik składa swą ufność w Chrystusie. Odtąd żyje wiarą i żyje sprawiedliwie, dzięki uzdalniającej mocy Ducha. Tym niemniej nie ma on żadnej nadziei, że kiedykolwiek będzie w stanie stać się sam w sobie na tyle osobiście i obiektywnie dobrym, aby stanąć w obecności Boga. W kwestii swojego zbawienia grzesznik składa swą ufność wyłącznie w Chrystusie (Flp 3:7-9).

Zamiast koncentrować się na dobrych uczynkach i cierpieniu jakiejś osoby, biblijna koncepcja zbawienia podkreśla doskonałe dzieło Chrystusa. Chrystus wystarcza, by grzeszników „ustrzec od upadku i stawić wobec swej chwały bez zarzutu, w radości” (Jd 24). Bóg nie patrzy już na człowieka jako na skalanego grzesznika, lecz widzi go wyłącznie w Chrystusie (Ef 1:1-14), jako „świętego i nieskalanego przed Jego obliczem” (Ef 1:4).

W końcu, zbawienie przedstawione w Piśmie Świętym obejmuje narodzenie się na nowo, w wyniku czego powstaje nowe stworzenie (J 3:7; Ef 2:15). Chrześcijanin, który narodził się na nowo, chce być posłuszny Bogu. Jest on motywowany miłością Chrystusa, a nie strachem przed bolesną karą (2 Kor 5:14; Rz 8:15).

James G.McCarthy 

Zobacz także: Co każdy katolik musi usłyszeć o Ewangelii Jezusa Chrystusa

wtorek, 3 kwietnia 2018

Jezus pokazuje nam jak modli się za swoich uczniów i nie dopuszcza, aby odpadli. Przepowiedział, że w noc poprzedzającą jego ukrzyżowanie Szymon Piotr zaprze się go trzykrotnie. Zaraz po tym przemówił do Szymona słowami zachęty jako suwerenny władca: „I powiedział Pan: Szymonie, Szymonie, oto szatan wyprosił, żeby was przesiać jak pszenicę. Lecz ja prosiłem za tobą, żeby nie ustała twoja wiara. Ty zaś, gdy się nawrócisz, utwierdzaj swoich braci” (Łk 22:31-32). 

Jezus modlił się o wytrwanie Szymona i wiedział, że tak się stanie. Nie powiedział: „jeśli się kiedyś nawrócisz”, ale: „gdy się nawrócisz”. Odpowiedź Boga Ojca na modlitwę Jezusa była suwerenna i ostateczna. Wiara Szymona rzeczywiście zachwiała się – zgrzeszył zapierając się Jezusa, jednak nie stracił jej całkowicie. Jezus modlił się za niego i Szymon nie został odcięty od krzewu winnego. 

Nie ma też powodu, aby sądzić, że obecnie Jezus zaprzestał modlić się za nas o to, aby nasza wiara nie ustała.

Nie jesteśmy bezczynni w walce o trwanie w Jezusie. W ostatecznym rozrachunku rezultat tej walki jest pewny, ponieważ wynik ten nie zależy od nas. Zwycięża Jezus i nikt nie może nas wyrwać z jego ręki. On i jego Ojciec są więksi ponad wszystko.

John Piper