5sola.pl

Soli Deo Gloria

środa, 18 kwietnia 2018

O tych, którzy rozsiewają fałszywą naukę

Wielki polski reformator, Jan Łaski, podaje nam ciekawe wskazówki dotyczące postępowania względem ludzi rozsiewających fałszywą naukę. Ten sposób działania był praktykowany w zborach reformowanych znajdujących się pod auspicjami Jana Łaskiego.

Jeśli ktoś dowiedział się o kimś, kto działał na szkodę Kościoła poprzez rozsiewanie fałszywej nauki, wyznaczało się dwóch lub trzech starszych zboru, którzy odwiedzali takiego człowieka starając się zbadać źródła jego podejrzanej doktryny. Starsi łagodnie, w życzliwej rozmowie opartej na Słowie Bożym, pytali takiego człowieka o źródła jego nauki, a jeśli ten nie uchylał się przed rozmową, zapraszali go na zgromadzenie ministrów i starszych zboru.

Na takim spotkaniu pozwalano temu człowiekowi mówić o źródłach jego nauki. Po jej spisaniu, wyznaczano kolejny termin następnego spotkania. W międzyczasie starsi zboru dokonywali wnikliwej oceny nauki prezentowanej przez tego człowieka.

W czasie następnego spotkania, zbija się argumenty fałszywej doktryny. Człowiek rozsiewający tę naukę ma możliwość ustosunkowania się do wskazanych zarzutów. Jeśli tego nie zrobi, wzywa się go do odstąpienia od rozsiewania podejrzanej doktryny i upomina się go w imieniu całego zgromadzenia, by odtąd nie rozsiewał na szkodę Kościoła takiej nauki, której nie umie obronić autorytetem Słowa Bożego.

Gdyby nie udało się go odwieść od jego czynów i dalej rozsiewałby swą naukę, wówczas podczas nabożeństwa ogłasza się całemu zborowi jego nazwisko. Wierność służby starszych Kościoła Pana Jezusa Chrystusa, nie pozwala na to, aby zbory były niepokojone i zwodzone przez inną naukę.

Dalej Jan Łaski pisze: „Niektórzy twierdzą, że takie publiczne ogłoszenie nazwisk heretyków jest grzechem przeciwko miłości chrześcijańskiej. Skoro Chrystus Pan wskazuje, że u dobrego pasterza jego wierność posłudze przejawia się właśnie w tym, że skrzętnie i gorliwie strzeże on swych owiec przed zębami wilków, czy na tym ma polegać nasza troska o owce, że będziemy przymykać oczy na pojawienie się wilków, a psom-strażnikom zabronimy nie tylko napadania na nie, gdy zasadzają się one na naszą trzodę, lecz także szczekania w obliczu czyhającego niebezpieczeństwa? To ma być miłość – pobłażać wilkom, narażając owce?

A może raczej należy strzec owce przed zasadzką grożącą ze strony wilków, nawet gdyby te ostatnie miały być rozszarpane przez psy, jeśli nie zrezygnują ze swych wilczych zamiarów?

My uważamy, że w tej sprawie podążać winniśmy raczej za przykładem i nauką Chrystusa, proroków oraz apostołów niż za jakimś nowym prawem opacznej i podejrzanej miłości. Skoro zaś Pan powierzył nam w naszym Kościele troskę o swoje owce, nie zaś o zagrażające im wilki, uważamy za nasz – wszystkich wiernych pasterzy – obowiązek, abyśmy widząc, że nasza trzoda nie jest zupełnie bezpieczna od napaści wilków, szykowali raczej nasze psy do walki z nimi – nawet gdyby miało się to okazać dla wilków nie tylko niebezpieczne, lecz wręcz zgubne – i nie zabraniali im szczekania, niż mieli troszczyć się o wilki ze szkodą choćby dla jednej, najmniejszej owieczki.

Musimy ostrzec nasze owieczki o zagrażającej im ze strony wilków zasadzce i im ją wskazać, aby mogły się jej wystrzegać, niż zachowując milczenie oszukiwać nasze owce, wystawiając je w ten sposób na atak wilczych kłów”.