5sola.pl

Soli Deo Gloria

poniedziałek, 29 stycznia 2018

Największy reformator XVII wieku, zwany „księciem purytan” w swojej książce „O umartwianiu grzechu” postawił tezę, która nieustannie skłania mnie do refleksji nad życiem chrześcijańskim. John Owen stwierdził, że siła, głębia, pokój i radość w naszym życiu duchowym zależą od umartwiania uczynków ciała.

Według Owena słowa napisane przez Pawła w Liście do Rzymian: „Jeśli bowiem żyjecie według ciała, umrzecie, ale jeśli Duchem uśmiercacie uczynki ciała, będziecie żyć” (Rz 8:13 UBG) nie odnoszą się do życia wiecznego, gdyż o osobach do których skierowano te słowa powiedziano w wersecie pierwszym tego samego rozdziału, że nie ma dla nich potępienia: „Dlatego teraz żadnego potępienia nie ma dla tych, którzy są w Jezusie Chrystusie, [którzy] nie postępują według ciała, ale według Ducha”.

Wielu z nas pragnie zdrowego życia duchowego. Pobożnego i świętego wzrostu w Chrystusie. Czy więc kluczową rzeczą w omawianym temacie nie jest kwestia umartwiania uczynków ciała?

Owen pisał: „Umartwianie” – gr. „jeśli przyprawiacie o śmierć”. Wyrażenie metaforyczne opisujące zabijanie istoty żywej. Zamieszkujący grzech jest porównany do istoty żywej, zwanej „starym człowiekiem”, wraz z jego zamysłami i zdolnościami, mądrością, sprytem, siłą. Apostoł mówi, że tego starego człowieka musimy zabijać, uśmiercać i umartwiać to znaczy Duch Święty musi pozbawić starego człowieka siły, energii, życia i zdolności do wydania owoców”.

Temat podniesiony przez Johna Owena i traktowany przez niego jako jeden z najświętszych obowiązków każdego chrześcijanina, dziś został zepchnięty poza krąg głównych nauczań w kościele. Chrześcijanie modlą się o zwycięstwo nad swoim grzechem, uzależnieniem, słabościami. Walczymy w modlitwach o naprawę małżeństwa, relacji w rodzinie, zbawienie dzieci czy też praktyczny wzrost w świętości naszego życia. Jednakże bardzo często powierzając te sprawy Bogu, zapominamy o kwestii praktycznego posłuszeństwa. Mąż proszący Boga o naprawę swojej rodziny nie może zapominać o biblijnym wezwaniu do kochania swojej żony (Ef 5:25). Żony proszące we łzach o zbawienie swoich mężów czy też zmianę rzeczywistości panującej w domu, nie mogą lekceważyć biblijnego napomnienia dotyczącego posłuszeństwa swojemu mężowi (Tt 2:5).

Dzisiaj w kościołach słyszymy wiele słów o zwycięstwie. Chrześcijanie chcą zwyciężać. Mentalność zdobywców oraz władców stopniowo niczym gangrena zatruwa zdrowe komórki Ciała Chrystusa. Bóg jednak chce abyśmy żyli w posłuszeństwie, a nie w zwycięstwie. Jerry Bridges wskazuje, że stwierdzenie to może wydawać się dzieleniem włosa na dwoje nad semantyką odnoszącą się do gry słów. 

Ale prawda jest taka, że posłuszeństwo jest skoncentrowane na Bogu, zwycięstwo natomiast na nas samych. Subtelny egoizm skupia się na zwycięstwie nad grzechem, a nie na samym Bogu. Ten wrodzony egocentryzm również przez wiele lat dominował w moim legalistycznym życiu, które patrzyło na grzech jako osobistą porażkę i skazę moralną. Bóg chce abyśmy odnosili zwycięstwo, które bardzo często jest naturalnym produktem towarzyszącym posłuszeństwu.

Ciekawą analogię przedstawia Jerry Bridges pisząc: „Rolnik orze pole, zasiewa ziarno, nawozi i uprawia – wiedząc cały czas o tym, że w ostatecznej analizie jest on całkowicie uzależniony od sił poza samym sobą. Wie, że nie może sprawić, aby ziarno zakiełkowało, ani wyprodukować deszczu i słońca dla plonu – aby rósł i mógł go zebrać. Dobry plon zależny jest od Boga. Jednak rolnik wie, że jeżeli nie będzie pilnie wykonywał swoich obowiązków orki: sadzenia, nawożenie i uprawiania, nie może spodziewać się plonu. W pewnym sensie jest partnerem Boga i wyjdzie na tym dobrze tylko wtedy, gdy wypełni swoje obowiązki. Rolnictwo to wspólna próba sił Boga i rolnika. Rolnik, nie może zrobić tego, co Bóg musi zrobić, a Bóg nie zrobi tego, co powinien zrobić rolnik. Możemy powiedzieć tak samo dokładnie, że dążenie do świętości jest wspólną próbą sił Boga i chrześcijanina. Nikt nie może osiągnąć nawet stopnia świętości bez działania Boga w jego życiu, ale również tak samo, nikt nie osiągnie jej bez wysiłku ze swojej strony. Bóg umożliwił nam życie w świętości, jednak sprawił, że jesteśmy za własne życie odpowiedzialni. Nie może On nas w tej sprawie wyręczyć.”

Odpowiedzialność oznacza moralny lub prawny obowiązek odpowiadania za swoje czyny. Inaczej mówiąc jest to przygotowanie do poniesienia konsekwencji za swoje czyny a także zobowiązanie do dopilnowania czegoś. Jako dzieci Boże musimy pogodzić się z faktem, że posiadamy osobistą odpowiedzialność za życie w świętości, która ma swoje źródło w samym Bogu.

Nowonarodzone dzieci Boże, widzą świętość Boga i absolutną czystość moralną Jego charakteru. Zdajemy sobie sprawę, że grzech jest wykroczeniem przede wszystkim przeciwko majestatowi Boga, który stał się naszym kochającym Ojcem. Uświadamiając sobie z tego sprawę, uczynimy pierwszy krok w naszym dążeniu do świętości.

Pamiętajmy również, że autentyzm wiary prowadzącej do usprawiedliwienia, staje się widoczny w rezultatach tegoż usprawiedliwienia. Inaczej mówiąc: jeśli staliśmy się jedno z Chrystusem to nie będziemy żyli według ciała, ale według Ducha, gdyż jedność z Chrystusem przynosi nie tylko usprawiedliwienie ale i nowe życie.

ar

poniedziałek, 22 stycznia 2018

Nie sądź, że pozostając w Kościele katolickim, możesz go zmienić. Chociaż każdy błąd został wytknięty Kościołowi katolickiemu przez innych już dawno temu, kościół odmawia słuchania o swoich błędach. Kościół katolicki nigdy nie uznał ani jednego doktrynalnego błędu. Faktycznie, nie może tego uczynić, gdyż w przeciwnym wypadku ludzie uświadomiliby sobie, że roszczenie kościoła do nieomylności jest farsą. Będąc daleko od uznania swych błędów, Kościół katolicki przez wieki bezwstydnie przeciwstawiał się krytykom, plamiąc swoje ręce ich krwią. Rada, której udziela Bóg chrześcijaninowi znajdującemu się w niebiblijnej instytucji, jest jej opuszczenie: Obj 18:4-5; 2 Kor 6:17

Kiedy raz wyłonisz się z mgły katolicyzmu, to jaśniej zobaczysz prawdy Pisma Świętego. Znajdź zborową społeczność chrześcijan, którzy kochają Pana i za swój najwyższy autorytet uznają jedynie Pismo Święte. Tam będziesz wzrastał w poznaniu Boga, nie doznając przeszkód fałszywej nauki. Tam również znajdziesz okazje, by służyć Panu i świadczyć o Nim.

A co z twoją katolicką rodziną i przyjaciółmi? Najlepszą rzeczą, jaką możesz dla nich zrobić, to opuścić samemu Kościół katolicki i stać się członkiem silnego biblijnego zboru. Gdy nauczysz się żyć tak jak Chrystus, twoje życie stanie się świadectwem przemieniającej mocy Ewangelii. Będziesz wzrastał w zrozumieniu prawdy i zdolności do wyjaśnienia jej. Będziesz również w stanie usługiwać innym, którzy szukają Boga. Gdy opuścisz Kościół katolicki, twoja rodzina i przyjaciele będą chcieli dowiedzieć się, dlaczego to zrobiłeś. Wykorzystaj tę okazję, aby wyjaśnić to, co odkryłeś, lecz czyń to „z łagodnością i bojaźnią Bożą” (1P 3:16), mówiąc prawdę w miłości (Ef 4:15).

James G. McCarthy 

środa, 17 stycznia 2018

Oto pytanie dla każdego chrześcijanina. Zadaj je sobie: „Czy sprawdzając moje serce mogę powiedzieć, że jestem jak Saul, czy jak Dawid? Skąd wiem, że jestem rzeczywiście wierzącym, nie zaś tylko oszukującym samego siebie, nienawróconym pseudo-wierzącym?”. 

Odpowiedź brzmi, że ci którzy kochają Pana, przestrzegają jego przykazań (J 14:15). To pierwszy i najbardziej podstawowy test. To test, którego Saul ciągle nie mógł zdać. To dzięki temu połączeniu – chęci postępowania według Bożej woli z radością płynącą z praktycznej pobożności – doświadczane jest uświęcenie przez Ducha Świętego (1 P 1:2). 

Pojawia się pragnienie czystości moralnej, głód i pragnienie sprawiedliwości (Mt 5:6), chęć zewleczenia z siebie starego człowieka wraz z jego pożądliwościami i przyobleczenie się w nowego, który ustawicznie odnawia się ku poznaniu na obraz tego, który go stworzył (Kol 3:9-10). 

Pojawia się czynne przyoblekanie się w Pana Jezusa Chrystusa (Rz 13:14). Radujesz się zwycięstwem nad grzechem. Szukasz Bożej woli z naprawdę szczerym zamiarem. 

Miłujesz Boże prawo. Rozkoszujesz się samym Panem, a nawet jeśli upadniesz w grzech, jesteś wrażliwy na swoje ułomności. Ta wrażliwość oraz pragnienie Bożej chwały są dowodami na to, że Duch Święty jest w tobie. Zarówno Saul jak i Dawid grzeszyli. Obaj żałowali, ale tylko Dawid naprawdę pokutował i odwracał się od grzechu, by na nowo służyć Bogu.

Gordon J. Keddie

niedziela, 14 stycznia 2018

Regulowane karcenie

niedziela, stycznia 14, 2018 0 Comments
„Będę cię korygował do pewnego stopnia” Jr 30:11 (KJV)

Bycie pozostawionym bez skorygowania oznaczałoby śmiertelne niebezpieczeństwo i dowodziłoby tego, że Bóg powiedział: „Z bożkami związał się przyjaźnią, zostaw go” (Oz 4:17). Boże, nie dopuść żeby to kiedykolwiek stało się naszym udziałem! Niezakłócone niczym powodzenie powinno budzić obawy i drżenie. Bóg napomina i karci tych, których kocha, a tym, którzy Go nie szanują, pozwala tuczyć się bez obaw jak przeznaczonym na rzeź wołom. To z miłości nasz Niebieski Ojciec używa rózgi na swoje dzieci.

Jednak zobacz, że Pan będzie nas korygować tylko „do pewnego stopnia”. On kocha nas bezgranicznie, ale karci tylko do pewnych granic. Zgodnie ze starotestamentowym prawem, żaden Izraelita nie mógł otrzymać więcej uderzeń niż „czterdzieści bez jednego”, co oznaczało dokładne liczenie i ograniczone cierpienie. Podobnie jest z karconym wierzącym – każde uderzenie jest liczone.

Jest to miara mądrości, miara współczucia i miara miłości, dzięki której karcenie nas jest regulowane. Obyśmy byli dalecy od buntu przeciwko Bożym ustaleniom. Panie, jeśli Ty stoisz obok mnie, by odliczać gorzkie krople, którymi napełniasz mój kielich, to mam przyjąć go radośnie z Twojej ręki i wypić zgodnie z Twoimi wskazówkami, mówiąc: „Bądź wola Twoja”.

Charles Spurgeon

poniedziałek, 8 stycznia 2018

Gdy jedzenie staje się bogiem

poniedziałek, stycznia 08, 2018 0 Comments
Między mną a jedzeniem istnieje skomplikowana relacja. Jedzenie zawsze było czymś, do czego się uciekałam. Smutna? Zjem lody. Powód do świętowania? Upiekę ciasto. Specjalny czas sam na sam z moim dzieckiem? Pójdźmy zjeść śniadanie na mieście. Pora nadrobić czas z przyjacielem? Jest pewna meksykańska restauracja wprost idealna na to.

Jedzenie nie jest dla mnie jedynie środkiem przetrwania czy nawet świętowania; jest także środkiem, który ma zaradzić nudzie, przynieść pocieszenie czy ułatwić przejście przez trudne życiowe momenty.  

I prawdę powiedziawszy, znajduję wiele słusznych wymówek, żeby jeść nierozważnie i nie ćwiczyć się w opanowaniu: jestem zapracowana, mam dużą rodzinę, w której jest wiele wybrednych jedzeniowo osób, wolę spędzić więcej czasu na chrześcijańską służbę niż na planowanie posiłków.

Moje pragnienie, by w odpowiedzi na wszelkie życiowe sytuacje kierować się ku jedzeniu oraz moje gotowe usprawiedliwienia doprowadziły do tego, że życie stało się dla mnie walką z moją wagą, z obsesyjnym liczeniem kalorii, obsesyjnym ważeniem się, dietami przynoszącymi jedynie tzw. efekt yo-yo, problemami z osobowością na tle mojej wagi i innymi zaburzeniami jedzenia.

Jednak rdzeniem moich problemów z jedzeniem są sprawy, które znajdują się w sercu – sprawy, które nie dają się zdiagnozować czy usprawiedliwić przez lekarza. Patrząc prawdzie w oczy, sprawy, o których teraz mówię, a które swoje źródło mają we wnętrzu mojego serca, są o wiele bardziej bolesne i problematyczne niż jakakolwiek fizyczna dolegliwość. Grzech, bałwochwalstwo, poczucie winy i wstydu – wszystko to znajduje się w moim menu.

Więcej niż “Zmaganie się”
Apostoł Paweł nie owija bawełnę, gdy chodzi o jedzenie i picie: “Nie dam się niczemu zniewolić. Pokarmy są dla brzucha, a brzuch dla pokarmów.” (1 Kor. 6:12). Jezus jest jedynym panem dla Pawła. Wobec tego, moich “zmagań z jedzeniem” nie mogę traktować jedynie w kategorii przykrych doświadczeń – one są panami, konkurującymi o władztwo nad moim życiem. Gdy postanawiam jeść cokolwiek zechcę, kiedykolwiek najdzie mnie taka ochota, to ustanawiam królem w moim życiu jedzenie i pozwalam mu zająć tron przeznaczony jedynie dla Jezusa.

Muszę jednak w tym miejscu powiedzieć czego nie mam na myśli. Waga mojego ciała nie jest miarą mojej świętości, a zrzucenie wagi (bądź przybranie na wadze) nie może ani zbawić mojej duszy, ani potępić mnie przed Bogiem. Niezliczone czynniki (odnoszące się do naszej fizycznej natury) mogą wpłynąć na zmiany w wyglądzie naszego ciała. Mam na myśli to, że bitwa, którą toczę, nie jest bitwą przeciwko łazienkowej wadze czy wiszącym tam lustrze; bitwa ta jest przeciwko traktowaniu jedzenia jak boga, przeciwko obżarstwu i przeciwko pobłażaniu sobie.

Jeśli naprawdę chcę przestać postępować jak wróg Chrystusa, którego końcem jest zatracenie, a bogiem jest brzuch (Filipian 3:19), to muszę nazwać moje „zmaganie się” po imieniu. Muszę traktować je jako grzech.

Jednak gdy wiem już czym tak naprawdę mój problem jest – długotrwałą walką z grzechem – mogę ulec pokusie, by poddać się i pogodzić się z faktem, że Jezus stracił ochotę, by mi pomóc. Ale byłoby to brakiem wiary. Jezus przyszedł, żebyśmy mieli obfite życie. Jestem pewna, że życie, które oferuje jest o wiele bardziej satysfakcjonujące aniżeli życie niekończącego się liczenia kalorii i węglowodanów. Zatem dlaczego tak często zadowalam się czymś podrzędnym i gorszym?

Ponieważ zapominam, że jest nadzieja, również dla mnie.

MOC Jezusa
Często czuję się jak ta kobieta z opowieści z Łukasza 8:43, która cierpiała na krwotok przez 12 lat. Przez większą część mojego życia czułam się słaba, beznadziejna i potrzebująca pomocy. Wyczerpawszy już wszelkie ziemskie środki (diety, ćwiczenia, wizyty u lekarza, branie lekarstw), wiem, że potrzebuję takiego samego dotknięcia ze strony Zbawiciela, jak ta kobieta z Ewangelii. Mój własny pociąg do grzechu (niczym pies powracający do swych wymiocin) nie może powstrzymać mnie przed tym, by się przepchnąć i desperacko chwycić Jezusa – jedynego, który ocala.

Odpowiedź, którą Jezus dał kobiecie cierpiącej na krwotok, była pełna miłosierdzia: „Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju” (Łukasza 8:48). Ona – otrzymała natychmiastowe uzdrowienia, podczas gdy zmiana moich zwyczajów żywieniowych wydaje się bardziej skomplikowana, jakby pełna drobnych, aczkolwiek ważnych szczegółów. Jednak moc Jezusa nie jest skomplikowana ani pełna drobnych, istotnych szczegółów. Jego moc, którą okazał w powstrzymaniu krwotoku tej kobiety, jest tą samą mocą, która prowadzi mnie za każdym razem do wyznania swojego grzechu, do pragnienia porzucenia go i podążania ku świętości oraz do zwycięstwa nad pokusą.

Idź w pokoju
Nie wiem czy kiedykolwiek odniosę ostateczne zwycięstwo w walce z bożkiem jedzenia po tej stronie nieba. Spodziewam się raczej długotrwałej walki, skoro bardzo łatwo jest mi uwikłać się w grzechy związane z jedzeniem. Ale nawet wtedy, gdy bożek jedzenia wydaje się być ryczącym lwem, krążącym u drzwi mojej lodówki, uczę się stawać do walki i bronić się. Zakosztowałam już przejawów wolności. Uczę się, że to nie jedzenie jest moim wrogiem; to grzech nim jest. Nasze Biblie zawierają wiele słów bardzo konkretnej zachęty do walki z grzechem – jeśli oczywiście będziemy szczerzy w wyznawaniu go.

Przebaczenie, które otrzymałam z łaski, przez wiarę w zastępczą ofiarę Chrystusa, oferuje mi dwie rzeczy. Po pierwsze, mam nadzieję i pewność, że Bóg przebaczy mi moje grzechy związane z jedzeniem. Nie stoję dłużej przed Bogiem jako potępiona. I po drugie, mam nadzieję, że Ten, który zaczął we mnie dobre dzieło, będzie wierny i dokończy je, upodabniając mnie coraz bardziej do Chrystusa i przywracając mi zdrowszy – i tak, bardziej święty – stosunek do jedzenia.

Obfite życie, które jest nam obiecane dzięki Chrystusowi jest wypełnione mocą Ducha Świętego do walki z grzechem. Nawet najbardziej nieopanowany w jedzeniu człowiek może odnaleźć nadzieję bycia przemienionym i uczynionym nowym stworzeniem. Nawet jeśli każdy plan żywieniowy, dieta czy zmiana stylu życia, które kiedykolwiek próbowałeś, cię zawiodły, Jezus cię nie zawiedzie.
Skosztujcie i zobaczcie, jak dobry jest PAN: Błogosławiony człowiek, który mu ufa (Psalm 34:8).

Lindsey Carlson 
Tłumaczył: Mateusz
Źródło: https://www.thegospelcoalition.org/article/my-struggle-to-smash-food-idol/


wtorek, 2 stycznia 2018

Bóg obiecuje swoją łaskę, dzięki której jesteśmy w stanie walczyć z grzechem i pokonać grzech. Wierzymy, że Bóg daje taką właśnie łaskę wierzącym. Nie jest ona czymś, na co zasługujemy. Nie jest też czymś, co Bóg jest nam winien. Ale daje ją nam mimo to. Niezasłużona i bez miary – taka jest jego miłość do nas.

Tęsknimy za taką łaską – łaską, dzięki której możemy zadać śmiertelny cios grzechowi, łaską, która przyniesie sprawiedliwość do naszego życia, łaską, która uczyni nas tym, do czego nas Bóg powołuje.

I Bóg udziela nam tej łaski, ale z jakichś powodów – Jego dobrych powodów – rzadko przychodzi ona w takiej postaci, w jakiej tego byśmy chcieli. Bóg daje nam tej łaski nie w sposób, w który chcemy, ale w sposób, którego potrzebujemy. Chcielibyśmy, żeby Bóg rozprawił się od razu z naszym grzechem, natychmiast i na zawsze usunął go z naszego życia. Te pragnienia, te uzależnienia, te bałwochwalstwa – tak chcemy, by raz na zawsze zniknęły w tej jednej chwili.

Owszem, Bóg mógłby to uczynić. Jest wystarczająco silny i mocny. I czasem tak rzeczywiście czyni – zabiera zarówno grzech, jak i pokusę do grzechu w jednej chwili – tak, że już nigdy nie powraca z taką samą siłą.
Ale o wiele częściej Boża łaska nie przejawia się w natychmiastowym usunięciu jakiegoś grzechu. Zamiast tego, jego łaska objawia się w nowoodkrytym przez nas pragnieniu, żeby zniszczyć ten grzech. Bóg nie zabiera od razu naszego grzechu, ale daje nam go nienawidzić, daje nam nowe pragnienie, by toczyć ciężki bój przeciwko niemu.

Nie usuwa go suwerennie w jednej chwili, ale rozszerza swoją łaskę tak, że jesteśmy w stanie walczyć z nim przez całe nasze życie. Rozszerza swoją łaskę tak, że jesteśmy w stanie widzieć postępy w walce z grzechem, znając przy tym swoją słabość i błagając go o Jego siłę. Bóg daje nam to, czego nam potrzeba, choć może nie jest to coś, czego chcemy.

To wszystko to też Jego łaska. To wszystko to też niezasłużona przychylność ze strony kochającego Boga. I to wszystko jest, w pewien sposób, o wiele lepsze dla nas niż jakakolwiek inna alternatywa. „Lecz powiedział mi: Wystarczy ci moja łaska. Moja moc bowiem doskonali się w słabości. Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa.”

Tim Challies
Tłumaczył: Mateusz
Źródło: https://www.challies.com/christian-living/when-god-doesnt-zap-away-our-sin/