5sola.pl

Soli Deo Gloria

niedziela, 29 lipca 2018

Wszyscy wierzymy, że niemowlęta i dzieci, które odeszły i które odejdą, pójdą do nieba i spędzą tam swoją wieczność w obecności Boga. No dobrze, ale w jaki sposób dziecko może być zbawione?

Każde dziecko potrzebuje zbawienia. Jeśli wierzycie w doktrynę o upadku i doktrynę o grzechu pierworodnym musicie też wierzyć, że każde dziecko jest martwe w grzechach i przewinieniach (Ps 51:7); każde dziecko jest martwe w upadkach i grzechach (Ef 2:1). One wszystkie odziedziczyły grzech pierworodny i przypisaną winę Adama; wszystkie dzieci. W jaki więc sposób jakiekolwiek dziecko może być zbawione? Jak to się dzieje, że dziecko może pójść do nieba?

Jeśli upierasz się przy fakcie, iż odrodzenie zawsze następuje po usłyszeniu, uwierzeniu i przyjęciu Słowa – to jak niemowlę może być zbawione? Niemowlę nie jest w stanie przyjąć prawdy, nie ma takiej umiejętności; nie posiada zrozumienia, nie jest na tyle dojrzałe.

Czyż więc nie ma żadnej nadziei dla niemowlęcia? Nie wierzymy w to, odrzucamy taką sugestię.

A odpowiedź, oczywiście jest taka sama jak w przypadku dorosłych, bo dziecko zostaje odrodzone dokładnie w taki sam sposób jak wszyscy inni, ponieważ jest to działanie wypływające z wszechmocnego bytu, z samego Boga przez Ducha Świętego. On może wszczepić ziarno duchowego życia w nieświadome niemowlę z tą samą łatwością z jaką robi to w osobie dorosłej. 

Dlatego też widzicie, jakie to dla nas ważne, by rozważać, czy odrodzenie dzieje się pośrednio poprzez Słowo czy też jest to rzeczywiście bezpośrednie działanie Boże nad nami. 

I raz jeszcze powtarzam: dzieje się to natychmiast, bezpośrednio; to Bóg stwarza na nowo tak jak na samym początku stworzył świat z niczego.

Martyn Lloyd-Jones

środa, 25 lipca 2018

Oto stoję u drzwi i pukam. Jeśli ktoś usłyszy mój głos i otworzy drzwi, wejdę do niego i spożyję z nim wieczerzę, a on ze mną” (Obj 3:20 UBG)

Dla tych, którzy uważnie śledzą naszą stronę, czymś oczywistym będzie zmiana pewnej orientacji, która już jakiś czas temu zaczęła na nowo kształtować jej tożsamość, a także nadawać odmieniony charakter.

Chociaż nie spędzamy już zbyt wiele czasu nad różnymi teoriami i „zwiedzeniami”, to jednak nie dzieje się tak z powodu naszej niewiedzy o owych nadużyciach i odstępstwach, lecz dlatego, że uważamy za rzecz pożyteczniejszą rozważać to, co jest prawdą, zamiast tego, co nią nie jest. Jednak jako chrześcijanie świadomi swojej odpowiedzialności wobec Prawdy, powinniśmy czasami odpowiedzieć na różne współczesne zjawiska oraz trendy poprzez celowe zaangażowanie w polemikę chrześcijańską. 

Słowo „polemika” oznacza zdecydowane obalenie danej teorii, udowodnienie fałszywości danego twierdzenia lub też odparcie zarzutów. Jest to argument, który kwestionuje opinię innej osoby, ukazując, że jej poglądy nie są zgodne z prawdą.

Fragment z Księgi Objawienia 3:20 jest jednym z najbardziej znanych i często cytowanych wersetów przez ewangelistów, kaznodziejów i wszystkich, którzy chcą wzywać grzesznika do natychmiastowej reakcji na Boże objawienie. Jednak czy takie jest właściwe zrozumienie tego tekstu? Musimy pamiętać, że naszym zadaniem jest wydobycie znaczenia z Biblii, a nie narzucenie jej jakiegoś sensu. Wydobycie znaczenia, czyli eksegesis, a nie eisegesis – kiedy to wprowadzamy obce znaczenie do jasnego nauczania Pisma Świętego. Cytując Marcina Lutra: „Najlepszym nauczycielem jest ten, który nie wprowadza swego znaczenia do Pisma, lecz wyprowadza je z niego”. 

Żaden pastor, teolog, nauczyciel, tłumacz Biblii, a nawet zwykły czytelnik nie ma autorytetu do subiektywnego wyjaśniania Pisma Świętego. Podstawową zasadą interpretacji Biblii jest według Jana Kalwina stwierdzenie: „Pismo interpretuje Pismo, a zadaniem interpretatora jest pozwolić, aby autor mówił to, co mówi, a nie przypisywać mu to, co sam interpretator uważa, że powinien powiedzieć”.

Oto stoję u drzwi i pukam. Jeśli ktoś usłyszy mój głos i otworzy drzwi, wejdę do niego i spożyję z nim wieczerzę, a on ze mną” (Obj 3:20 UBG).

Paul Washer opowiadał jak rozmawiał kiedyś z ewangelistą, który zacytował ten fragment Pisma Świętego i użył go jako narzędzia, by zaprosić ludzi do przyjęcia Jezusa jako swojego Zbawiciela. Po skończonym spotkaniu Washer podszedł do tego człowieka i poinformował go, że nie takie jest właściwe znaczenie tego tekstu. Wyjaśnił mu, że Jezus kieruje swoje poselstwo do kościoła, a nie do niewierzących. Ewangelista powiedział, że dobrze o tym wie, ale takie wykorzystanie słów Jezusa przynosi lepsze rezultaty.

Wielu ewangelistów maluje przed słuchaczami ekspresyjny i niezwykle sugestywny obraz Chrystusa, który przychodząc do grzesznika, wyraźnie wskazuje potrzebę bezzwłocznej reakcji. Ale czy taka jest prawdziwa interpretacja tego wersetu? Czy Chrystus rzeczywiście czeka u progu serca człowieka prosząc, aby mógł do niego wejść? Czy rzeczywiście jak twierdzi jeden z pastorów, "Jezus dzwoni do ciebie jak przyjaciel"?

Pochylmy się wspólnie nad tym tekstem prosząc, aby Duch Święty usunął zasłonę ignorancji z naszych umysłów i pozwolił nam dostrzec prawdziwe znaczenie Bożego poselstwa. Pamiętajmy również, że Biblia jest autorytatywnym Słowem Bożym, księgą zapisaną przez Ducha Świętego, która nie tylko zawiera Słowo Boże, ale sama jest Słowem Bożym.

Laodycea
Laodycea to starożytne miasto położone na terenie Frygii, oddalone o kilkanaście kilometrów od Hierapolis, usytuowane niegdyś na terenach obecnej Turcji. Miasto założone w III wieku przed Chr. przez króla Antiocha II.
Laodycea już w I wieku przed Chr. stała się najbogatszym i najważniejszym miastem w całym regionie. Dynamicznie rozwijał się przemysł przetwórstwa wełny, bankowość a także medycyna.

Miasto było położone w regionie często nawiedzanym przez trzęsienia ziemi. Jedna z takich katastrof całkowicie zrównała Laodyceę z ziemią. Panujący ówcześnie rzymski cesarz Neron zaoferował pomoc finansową przy odbudowie, ale dumni mieszkańcy miasta odrzucili tę ofertę i za pomocą własnych środków odbudowali zniszczone miasto.

Laodycea była jedynym miastem prowincji Azja, które pomocy finansowej nie przyjęło od Cesarstwa, ukazując tym samym nie tylko własną samowystarczalność ale i ogromną ambicję. Bogactwo miasta było znane w świecie antycznym. Począwszy od II wieku przed Chr. Laodycea biła własne monety. W okresie panowania cesarstwa rzymskiego miasto słynęło ze swojego systemu bankowości, a mieszkańcy kultywowali w sobie pasję do sztuki greckiej oraz monumentalnych budowli. Wykształciła się słynna szkoła medyczna, produkująca m.in. lekarstwo na słabe oczy. W mieście tkano odzież z delikatnej czarnej wełny. Tak, Laodycea była potężnym centrum finansowo – handlowym.

Kościół w Laodycei
Tamtejszy zbór prawdopodobnie został założony dzięki Epafrasowi (zob. Kol 2:1-2, 4:16 UBG).

Warto zwrócić uwagę na kontekst w którym zawarte są słowa Pana Jezusa o „pukaniu do drzwi” (Obj 3:20 UBG). „Znam twoje uczynki: nie jesteś ani zimny, ani gorący. Obyś był zimny albo gorący. A tak, ponieważ jesteś letni i ani zimny, ani gorący, wypluję cię z moich ust. Mówisz bowiem: Jestem bogaty i wzbogaciłem się, i niczego nie potrzebuję, a nie wiesz, że jesteś nędzny i pożałowania godny, biedny, ślepy i nagi. Radzę ci kupić u mnie złota w ogniu wypróbowanego, abyś się wzbogacił, i białe szaty, abyś się ubrał i żeby nie ujawniła się hańba twojej nagości, a swoje oczy namaść maścią, abyś widział” (Obj 3:16-18 UBG).

Wiele współczesnych zborów charakteryzuje rzeczywistość laodycejska. Tamtejszy kościół był odstępczym zgromadzeniem, które w sposób doskonały oddawało ducha panującego wśród mieszkańców Laodycei: duma, pycha i arogancja. Użyta metafora „letniej” wody była dla członków kościoła doskonale zrozumiała. Położone niedaleko Laodycei, Hierapolis było znane z gorących źródeł. Z kolei w położonych niedaleko Kolosach, znajdowały się zimne źródła górskie. Laodycea posiadała brudną i letnią wodę przepływową w akweduktach. Taka woda wzbudzała obrzydzenie i nieprzyzwyczajeni do niej goście, z poczuciem ulgi wypluwali ją ze swoich ust.

Tak, „letniość” to właściwe słowo. Bez wyrazu, bez temperamentu, bez wytrwałej namiętności; dalecy od „płomiennego ducha” w służbie dla Pana (Rz 12:11 UBG). Letni, niemrawy, połowicznie oddany, słaby, zwiotczały, mizerny, anemiczny, zawsze gotowy na kompromis, obojętny i apatyczny. Wszelkie antonimy będą krążyły wokół gorliwości: oddany, chętny, pilny, obowiązkowy, zapalony, żarliwy, zażarty sumienny, staranny.

Kościół w Laodycei został pochłonięty przez ducha charakteryzującego całe miasto. Członkowie lokalnej wspólnoty manifestowali dumną, prowokującą i zarozumiałą postawę. Szczycili się swoim bogactwem i nie zdawali sobie sprawy, że ich postawa budziła w Chrystusie obrzydzenie.

Czy może istnieć człowiek bardziej godny pożałowania niż ten, który wyobrażając sobie, że jest chrześcijaninem, w rzeczywistości jest odrazą dla Chrystusa? Czy zdajemy sobie sprawę, że takie uczucie abominacji charakteryzuje Pana Jezusa Chrystusa względem wielu współczesnych kościołów, które już dawno zeszły z prostej drogi Pana?

Zadajmy sobie pytanie czy i nas nie cechuje postawa apatii, znudzenia i lenistwa w służbie dla Chrystusa? Czy jesteśmy gorliwie oddani Jego sprawie i zawsze stawiamy na pierwszym miejscu Bożą chwałę i poszukiwanie Jego Królestwa?

Letniość w obliczu Boga, który własnego Syna nie oszczędził, wydając Go na okup za nas, jest nie tylko czymś całkowicie niestosownym, ale bluźnierczym. Letni wierzący, chociaż użycie tego oksymoronu może nie być tutaj właściwe, są niegodni Mistrza, który przelał za nich swoją najświętszą krew.

Werset 17 wskazuje, że Laodejczycy pokładali swoją ufność w bogactwach, zapominając o tym, że prawdziwie bogatym jest ten, kto posiada swój skarb w niebie. Duchowa pycha, apatia i światowość powodują w człowieku ślepotę.

Samozadowolenie jest początkiem upadku człowieka. Największą tragedią osób zwiedzionych, czy to przez ułudę tego świata czy też „inną ewangelię”, jest fakt zaślepienia, z którego nie zdają sobie sprawy. To dlatego, podobnie jak kościół w Laodycei, musimy ciągle na nowo słuchać naszego Pana i pozwalać Mu, aby badał nasze dusze sprawdzając czy nie chodzimy drogą nieprawości.

Oto stoję u drzwi…
Oto stoję u drzwi i pukam. Jeśli ktoś usłyszy mój głos i otworzy drzwi, wejdę do niego i spożyję z nim wieczerzę, a on ze mną” (3:20 UBG).

Ufam, że dotychczasowe rozważania powinny doprowadzić nas do miejsca, w którym uzmysłowimy sobie, że wezwanie Chrystusa nie było dane jako narzędzie do ewangelizacji finansowej elity Laodycei, ale jako przesłanie do Jego kościoła. Do kościoła Boga żywego, który On nabył własną krwią (Dz 20:28 UBG). Jest to silne napomnienie dla ludzi, którzy pogrążeni w duchowej apatii, przestali czekać na przyjście swojego Pana, a oddali się miłości do świata. Jest to przestroga, aby podnieśli się z letargu i zaczęli żyć jak synowie światłości. Jak ci, którzy czuwają, a nie upijają się chimerycznym złudzeniem światowości.

Dlaczego jednak nie wykorzystywać fragmentu z Objawienia 3:20, do naszych celów, skoro wielokrotnie spotkało się to z pozytywną reakcją słuchaczy? Dlaczego wykształceni pastorzy, studiujący teologię, a nawet tłumaczący Biblię z języków oryginalnych, posługują się tym tekstem w sposób niezgodny z przekazem?

Niewłaściwe zastosowanie słów Chrystusa skierowanych do zboru w Laodycei wyrządza więcej szkody niż pożytku. Sentymentalny obraz Pana Jezusa pukającego do serca człowieka, lub wykonującego do niego „telefon” jest karykaturalnym przedstawieniem Tego, o którym Biblia mówi, że jest PANEM. Błędna interpretacja wiąże się również z wysokim kosztem teologicznym, a także dobrostanem duchowym ludzi, co zostanie wykazane w dalszej części tekstu.

Zacznijmy od tego, że Biblia przedstawia monergistyczne zbawienie, którego Bóg jest sprawcą i dokończycielem. Wychodząc z tego założenia pierwotnego, twierdzimy, że Chrystus nie prosi grzesznika o „wpuszczenie Go do swojego serca”. Zbawienie jest dziełem Bożym.

Biblia mówi, że niezbawieni ludzie w swoim naturalnym (grzesznym) stanie są:
- duchowo chorzy (Łk 5: 31-32)
- zagubieni (Łk 19:10)
- w ciemności (Dz 26:18)
- pod władzą szatana (Dz 26:18)
- w niewoli grzechu (Dz 7:23)
- ślepi duchowo (2 Kor 4:4-6)
- wrogami Boga (2 Kor 5:18-19; Kol 1:21)
- obiektem Bożego gniewu (Ef 2:3)
- martwi (Ef 2:5)
- przyćmiony rozum (Ef 4:18)
- obcy dla życia Bożego (Ef 4:18)
- w mocy ciemności (Kol 1:13)
- obcymi dla Boga (Kol 1:21)
- bałwochwalcami (1 Tes 1:9)
- bez Bożego miłosierdzia (1 P 2:10)
- jak zbłąkane owce (1 P 2:25)

Pamiętajmy, że głosimy Ewangelię na cmentarzu. Cały świat jest jednym, wielkim duchowym cmentarzem. Bez suwerennej łaski Bożej, nasza ewangelizacja odniosłaby ten sam skutek co nauczanie na cmentarzu. Ewangelizacja ma sens tylko w świetle doktryn łaski. Tylko Bóg może wzbudzać umarłych.

Naucz się myśleć o Ewangelii w tych kategoriach, a będziesz unikał teologii skoncentrowanej na człowieku, która zawsze łączy się z reinterpretowaniem Bożego Słowa. A najważniejsze będzie to, że pozostaniesz wierny Bogu.

Czego brakuje w ich głoszeniu?
Ostatni prorok starotestamentowej dyspensacji, Jan Chrzciciel głosił chrzest pokuty (Mt 2; Mk 1:4 UBG). Nasz Pan i Zbawiciel rozpoczął publiczną służbę od wezwania do pokuty (Mt 4:17 UBG). Podobnie czynił Piotr głoszą pierwsze kazania w Jerozolimie (Dz 2:38, 3:19 UBG). Proklamacja pokuty była również integralną częścią przesłania ewangelizacyjnego apostoła Pawła (Dz 17:30, 26:20 UBG). 

Pokuta (upamiętanie) oznacza, że zdajesz sobie sprawę, że w oczach Bożych jesteś winnym grzesznikiem zasługującym na karę i Boży gniew. Zaczynasz rozumieć czym jest grzech, a także to że jego konsekwencją jest śmierć i piekło. Kiedy stajesz się świadomy swojego beznadziejnego stanu, pragniesz za wszelką cenę znaleźć ratunek. Przerażony do głębi swojego jestestwa zaczynasz wołać jak Żydzi: „A słysząc to, przerazili się do głębi serca i zapytali Piotra i pozostałych apostołów: Co mamy robić, mężowie bracia?” (Dz 2:37 UBG).

Wreszcie, pokuta oznacza, że pragniesz wyzwolić się z grzechu i odwrócić się od niego. Zwróćmy uwagę na ważne słowa Martyna Lloyda-Jonesa: „Nikt nie może naprawdę i właściwie rozumieć biblijnej nauki o zbawieniu ani nikt nie może docenić swojego zbawienia, jeśli najpierw nie zrozumie natury stanu, z którego mamy być wybawieni dzięki Ewangelii. Innymi słowy, musimy zrozumieć prawdę o nas samych, pozostających w grzechu. Nie możemy poznać Bożej miłości, jeśli nie uzmysłowimy sobie naszego zepsucia. Wielkość Bożej miłości jest najlepiej widoczna na tle głębokości naszego upadku”.

Drodzy czytelnicy, nie zamierzam przedstawiać wam żadnych filozoficznych teorii. Chcę skupić się tylko na Bożym objawieniu, ograniczając się do jego treści i będąc w pełni od niego zależnym. Jeśli chodzi o interpretowanie Pisma Świętego, nasze dobre intencje nie mają żadnego znaczenia. Mamy obowiązek wobec Pana, aby głosić doskonałe i bezbłędne przesłanie Biblii, która zgodnie ze stanowiskiem reformacji, sola fidei regula, jest jedynym autorytatywnym głosem Boga skierowanym do człowieka.

Dlatego zamiast fałszować słowa Chrystusa, które ten skierował do kościoła w Laodycei, musimy skupić się na głoszeniu poselstwa ewangelizacyjnego, tak jak naucza nas Słowo Boże.

Twoja ewangeliczna gorliwość nie przyniesie żadnej korzyści jeśli nie będziesz biblijnie zdrowy, a twoja służba nie będzie zbudowana na fundamencie nauki apostolskiej.

Dlaczego zmieniają poselstwo: gniew Boży i krzyż
Nie możemy zwiastować Ewangelii w sposób, który nam wydaje się najlepszy. Zbyt często zapominamy o tym jak bardzo skażony i wypaczony jest nasz umysł. Dlatego też musimy zgodnie z poleceniem Pawła z Rz 12:2, „odnawiać swój umysł”, czyli dostosowywać go do biblijnej rzeczywistości. To z kolei powinno kształtować nasze metody ewangelizacyjne, a także nasze własne zrozumienie Ewangelii. Dzieło Pana musi być zrobione w Boży sposób.

Ufam, że nikogo z was nie trzeba przekonywać, że nasz Bóg nienawidzi czyniących nieprawość (Ps 5:5 UBG); że codziennie gniewa się na bezbożnego (Ps 7:11 UBG); że ci którzy nie są posłuszni ewangelii naszego Pana Jezusa poznają czym jest zemsta Boża (2 Tes 1:8-9); że straszną rzeczą jest wpaść w ręce Boga żywego (Hbr 10:30-31 UBG); że nasz Bóg jest ogniem trawiącym (Hbr 12:29 UBG); że nadejdzie dzień gniewu Baranka (Obj 6:15-17 UBG).

Trudno mówić o Ewangelii i przemilczeć temat gniewu Bożego. A jednak, w takiej właśnie rzeczywistości przyszło nam żyć bracia i siostry. Wielu ludzi zaprzecza doktrynie Bożego gniewu i przedstawia ludziom Chrystusa jako przyjaciela, kogoś kto tylko czeka, aby im pomóc, kto chce ich zrozumieć, kto chce okazać im współczucie i empatię. To oczywiście, dzięki Bogu, jest prawdą, ale nie od tego powinniśmy zaczynać. Dlaczego więc tak robimy? Dlaczego z pewnością większość z nas nie zaczyna swojego poselstwa ewangelizacyjnego od zwiastowania Bożego gniewu?

Osobiście uważam, że jest tak dlatego ponieważ nie wierzymy w moc Ducha Świętego.

Paweł nie miał takich dylematów jakie nas często dotykają. On nie zastanawiał się czy jego nauka spodoba się jego odbiorcom. Czy znajdzie ich uznanie czy też może sprawi, że zaczną na niego dziwnie patrzeć. On dobrze wiedział, że wszystko zależy od mocy Ducha Świętego. To Ewangelia ma moc. To Duch Święty ostrzega ludzi; to Duch Święty odnawia ludzkie serca tak, że są w stanie zrozumieć i przyjąć Ewangelię. My mamy tylko głosić Ewangelię, a to On, Bóg Duch Święty stosuje ją w życiu grzeszników. Dlatego głupotą jest modyfikacja naszego poselstwa czy też współczesne próby dotarcia do ludzi przez popularne kościoły, które więcej mają wspólnego ze światem niż Bogiem.

Musimy konfrontować ludzi z prawdą, gdyż naszym zadaniem jest przyprowadzenie ludzi do Boga, aby mogli schować się przed nadchodzącym gniewem w Bożej Arce, którą jest Chrystus Pan. To jest nasze zadanie, a nie napełnianie kościołów i poprawianie statystyk, czy też akceptacja w danej grupie.

Gniew Boży bowiem objawia się z nieba przeciwko wszelkiej bezbożności i niesprawiedliwości ludzi, którzy zatrzymują prawdę w niesprawiedliwości” (Rz 1:18 UBG).

W 2 Kor 5:11 Paweł napisał: „Przejęci zatem bojaźnią Pańską nakłaniamy ludzi”. Człowiek prawdziwie bojący się Boga, nie będzie obawiał się ludzkiej reakcji czy też odrzucenia. Jego jedynym pragnieniem będzie troska o Bożą chwałę i o to, aby podobać się Panu. Dlatego też, jego poselstwo zawsze będzie rozpoczynać się od gniewu Bożego.

Idźmy dalej, dlaczego Bóg się gniewa? Odpowiedź jest prosta: z powodu grzechu człowieka. Czym więc jest grzech? Najprościej można stwierdzić, że grzech to każdy przeciwny Bogu zły czyn lub motyw. Pewnie wielu z was spotkało się ze stwierdzeniem, że grzech to „chybienie celu”. Jest to bardzo popularna koncepcja, a hebrajskie słowo „chata” sugeruje nie tylko chybienie celu, ale także decyzję chybienia, błąd popełniony świadomie. Dlatego, nie rozwodząc się dłużej nad tematem grzechu, chciałbym powiedzieć, że jego istotą jest wewnętrzna niezgoda człowieka na to, aby Bóg był Bogiem. Grzech to umieszczanie czegokolwiek, lub kogokolwiek na pierwszym miejscu – które należne jest jedynie Bogu.

Podobnie jak apostoł Paweł głosząc Ewangelię w pogańskich Atenach, nie możemy się bać zaczynać naszego poselstwa od podstawowych faktów o Bogu Stwórcy. Nasza prawda musi być zbudowana na pewnym fundamencie, musi zawierać określoną logikę i strukturę, a nie tylko puste hasła w stylu: „Jezus cię kocha”. Poznanie i zrozumienie istoty grzechu i zbawienia musi zakładać pewną wiedzę o Stwórcy. Nikt nigdy nie zobaczy z właściwej perspektywy grzechu, jeżeli nie dowie się kim jest Bóg. W naszej dzisiejszej pogańskiej Polsce musimy podobnie jak Paweł, położyć ten sam fundament.

A więc kiedy człowiek odrzucił chwałę Bożą i zamienił prawdę Bożą w kłamstwo, znalazł się pod gniewem swojego Stwórcy. Bóg nienawidzi grzechu. Mówiliśmy wcześniej o absolutnej świętości naszego Boga. Ta nauka sprawia, że doktryna o Bożym gniewie jest nieunikniona. Widzicie teraz zatem dlaczego powinniśmy zawsze rozpoczynać ewangelizację od istoty Boga, od Jego prawości i świętości.
Podobnie jak Paweł, nie dyskutujemy ze światem o sprawie gniewu Bożego. My go ogłaszamy. Stwierdzamy oczywiste fakty i ostrzegamy świat przed nadchodzącą zagładą.

Podobnie jak Noe, jesteśmy kaznodziejami sprawiedliwości, i naszym zadaniem jest ostrzegać świat przed gniewem świętego Boga, który nie oszczędzi bezbożnych.

Dlaczego chcemy zmienić to poselstwo? Dlaczego je zmieniamy? Powód jest bardzo prosty: Ewangelia Jezusa Chrystusa jest zawsze obraźliwa dla nieodrodzonego człowieka. Ewangelia Chrystusowa jest zawsze wystawiona na śmieszność i pogardę. To jest bardzo prosty test, bracia i siostry. Jeśli widzicie, że nienawróceni ludzie chwalą was, albo jakiegoś kaznodzieję czy ewangelistę, wówczas powinniście uważnie zbadać jego samego i treść jego poselstwa.

Dla Żydów krzyż jest zgorszeniem, a dla Greków głupstwem (1 Kor 1:23 UBG). Dla tych, którzy giną, czyli nienawróconych, mowa o krzyżu zawsze będzie głupstwem. Paweł sam przyznaje w Gal 5:11, że cierpi prześladowanie z powodu zgorszenia krzyża. Zgorszenie krzyża polega na tym, że krzyż mówi człowiekowi że jest potępiony, zgubiony i znajduje się w tak beznadziejnym stanie, że gdyby Chrystus za niego nie umarł, nigdy nie miałby żadnej nadziei. Krzyż mówi: Nie jesteś w stanie nic zrobić dla swojego zbawienia. A to boli. Człowiek nieodrodzony nie lubi tego.

Śmiem twierdzić, i mówię to z całą powagą i bojaźnią, że jeśli Ewangelia Nowego Testamentu jest zwiastowana we właściwy sposób, zawsze wzbudza antagonizmy i sprzeciw. Ona powoduje, że ludzie czują się urażeni, zgorszeni dlatego jej nienawidzą i wyśmiewają.

„Niedaleko Circus Maximus w Rzymie znajduje się pewien ryt za metalową kratą, abyś nie mógł go dotknąć. Jest to obraz ukrzyżowanej istoty, która ma ludzkie ciało, ale oślą głowę. Widnieje pod nim napis Alexamenos wielbiący swego boga. Ukazuje on pogardę pogańskiego świata do każdego, kto odważyłby się wielbić ukrzyżowanego człowieka, bo na tyle, na ile w tamtych czasach było wiadomo, tylko najgorsze szumowiny trafiały na krzyż. W pewnym sensie ewangelia jest wiadomością niemożliwą do uwierzenia, przeciwną wszelkim naturalnym skłonnościom, a my próbujemy ją dostarczyć ludziom, którzy są ślepi i martwi. Jeśli nie widzisz tłumów ludzi ciągnących, by oddać swoje życie Jezusowi, to już wiesz czemu” John MacArthur

Koniec
Podstawowym zadaniem kościoła jest głoszenie Ewangelii. Kościół został posłany po to, aby zwiastować i nauczać ludzi. Okresy upadku kościoła zawsze wiązały się z malejącym znaczeniem zwiastowania. Z drugiej strony, zwiastunem przebudzenia zawsze była odnowa, tej najbardziej chwalebnej czynności do której Kościół został powołany.

Głoszenie wielu współczesnych ewangelistów, pokazuje nam zjawisko, które J. Packer nazwał „utratą kontaktu z biblijną Ewangelią”, czyli zamianą klasycznej Ewangelii na produkt zastępczy skupiony na człowieku. Packer pisze, że naczelnym zadaniem Ewangelii było zawsze oddanie chwały Bogu. Była ona przede wszystkim uznaniem Bożej suwerenności w łasce i sądzie, wezwaniem do uwielbienia wszechmocnego Pana, od którego człowiek jest całkowicie zależny zarówno w sprawach codziennego życia, jak i zbawienia. Jej głównym punktem odniesienia był Bóg. Jednak dla nowej Ewangelii głównym punktem odniesienia jest człowiek.

Wielki smutek przepełnia mnie gdy widzę jak kaznodzieje wzywają ludzi do nawrócenia, jakby byli oni w stanie przyjąć Jezusa w każdej chwili. Jezus przedstawiany jest jak żebrak, który w cichej bezsilności czeka „u drzwi naszego serca” aż w końcu zechcemy Go tam wpuścić. Jednak Chrystus nie jest bezdomnym szukającym schronienia, ale Panem domu, który oczekuje od swojego sługi ciągłej gotowości (Łk 12:35-36 UBG). Obecnie Boga Ojca i Boga Syna nie opisujemy jako tych, którzy zgodnie ze swoją suwerenną wolą pociągają do siebie grzeszników. 

Ewangelii nie przedstawiamy jako Bożego nakazu, ale jako propozycję, którą podobnie jak telefon od przyjaciela, możemy przyjąć lub odrzucić. Jednak taka półprawda nie jest biblijną Ewangelią, a Słowo Boże świadczy przeciwko nam kiedy nauczamy w ten sposób.

Podstawowym pytaniem nie jest: co zrobisz z Jezusem, ale co Jezus zrobi z tobą. On jest suwerennym Królem, a Jego poselstwo (Ewangelia) nie jest propozycją, ale, powtórzmy to raz jeszcze, nakazem.

Konkludując Packer wzywa: „Fakt, że takie nauczanie stało się prawie normą w naszych kościołach, pokazuje, jak pilnie należy zająć się odnową Ewangelii”. Kiedy ewangeliści błędnie wykorzystują fragment z Objawienia Jana, a większość z nich czyni to intencjonalnie, przedstawiają ludziom fałszywy obraz Chrystusa. Zamiast proklamować chwałę Władcy całego wszechświata, który jako jedyny ma moc, aby ocalić nas przed nadchodzącym gniewem Boga, głosimy Przyjaciela stojącego łagodnie u progu drzwi naszych serc.

Dziękuję Bogu, że Jezus nie czekał aż „wpuszczę Go do swojego serca”, gdyż pewnie czekałby tam do dziś. Dziękuję Bogu, że Jezus nie „dzwonił” do mnie jak przyjaciel, bo z pewnością odrzuciłbym Go.

Drodzy przyjaciele, musimy ogłaszać ludziom, że Bóg uczynił Jezusa i Panem i Chrystusem, a także ufać, że Duch Święty wzbudzi w ludzkich sercach bojaźń przed Bogiem, a człowiek zacznie wołać: „Co mam robić?!” (Dz 2:36-37 UBG).
Drodzy czytelnicy, błagam porzućcie obraz żałosnego, błagającego Jezusa, który „dzwoni” do nienawidzących Go grzeszników. 

Zamiast tego proszę pójdźcie za biblijną radą Martyna Lloyd-Jonesa, który omawiając zwiastowanie apostoła Piotra napisał: „Piotr nie zaczyna kazania od Pana Jezusa. Zwiastując Ewangelię, nie zaczynamy od Pana Jezusa Chrystusa. Prawdopodobnie większość problemów we współczesnym kościele chrześcijańskim, wynika z nieprzestrzegania tej zasady. Musimy zaczynać do Boga. Musimy zaczynać od przesłania całej Biblii. Należy powiedzieć ludziom, że zarówno oni jak i ich problemy zawsze muszą być postrzegane z perspektywy Boga. Nasz Bóg jest osobowy, żywy, nie jest żadną abstrakcją. Nie stanowi teorii, założeń czy koncepcji.

Czy znasz Boga? Jaki jest twój stosunek do Niego? Będziesz musiał zdać przed Nim relację ze swojego życia. Bóg, który przestrzega przymierza wzywa cię do nawrócenia, do wiary w Jezusa Nazareńskiego, który był Jego jednorodzonym Synem i przyszedł na ziemię, aby umrzeć za ciebie i twoje grzechy, aby pojednać cię z Bogiem, zgodnie z Jego planem, zamysłem i przymierzem. Przyjmie cię, jeżeli tylko się do niego zwrócisz. Błogosławione niech będzie imię Boga Abrahama, Boga Izaaka i Boga Jakuba!”.

Prawdziwa ewangelizacja ma miejsce wtedy gdy jeden żebrak powie drugiemu żebrakowi gdzie jest chleb. Bo jak mówił Luter: „Wszyscy jesteśmy żebrakami”. Wszyscy.

Każdy kto chociaż raz w swoim życiu przeczytał z bojaźnią w sercu Nowy Testament, będzie wiedział, że brak nauki o grzechu i Bożym sądzie powoduje, iż nie możemy przedstawić ludziom Chrystusa jako Zbawiciela. A jeśli nasze poselstwo kładzie zasłonę milczenia na grzech, Boży gniew i sąd, a w zamian tego głosimy Chrystusa będącego psychoterapeutyczną odpowiedzią na nasze problemy dnia codziennego, to nie głosimy Chrystusa Biblii. W efekcie jesteśmy fałszywymi świadkami głoszącymi fałszywego Chrystusa i inną ewangelię. Zbyt wielu ludzi dzisiaj wierzy w wyimaginowanego Chrystusa własnych wyobrażeń, który nigdy nie przyniósł im prawdziwego zbawienia.

Bóg przemówił, a Jego Słowo jest Prawdą. Obowiązkiem Kościoła jest wierne szafarstwo powierzonym depozytem prawdy Ewangelii. Dziś jak nigdy dotąd aktualne jest ponadczasowe przesłanie apostoła Pawła, które ten skierował do Tymoteusza: „Głoś Słowo” (2Tm 4:2 UBG).

Dlatego: Upamiętajcie się drodzy przyjaciele, upamiętajcie się i nawróćcie. Dlaczego powinieneś się upamiętać? Jeśli tego nie zrobisz i nie uwierzysz w Pana Jezusa Chrystusa, czeka cię tylko zatracenie i wieczne potępienie. Upamiętajcie się i uwierzcie. Odwróćcie się od zła. Uczyńcie to przez wzgląd na straszliwe cierpienia, jakie oczekują tych, którzy tego nie zrobią, ale również po to, aby zostały zgładzone wasze grzechu. Zwiastuję wam to w imieniu Jezusa Chrystusa Nazareńskiego, który umarł, został pogrzebany i zmartwychwstał, abyście mieli taką możliwość. Upamiętajcie się i uwierzcie w Ewangelię, a zostaną odpuszczone wasze grzechy, a wy będziecie z Nim w wiecznej chwale.

Soli Deo Gloria
ar

niedziela, 22 lipca 2018

Pomocna ręka Pana

niedziela, lipca 22, 2018 0 Comments
Spokojnie będę się przyglądał z jego miejsca ...”  (Iz 18:4)


Asyryjczycy wyruszyli na wojnę przeciwko Etiopii. Naród ten opisany jest jako rosły i przystojny, znany z siły i budzący grozę. Pułki nacierały, lecz Bóg im się nie sprzeciwiał; pozornie było im dozwolone wypełnić swoje zamiary. Bóg spokojnie przyglądał się ze swojego przybytku. Słońce ciągle jeszcze oświetlało ich swoimi promieniami; lecz przed początkiem żniwa, całe dumne wojsko asyryjskie zostało pobite tak łatwo, jak gałązki są ścinane nożem winiarza, który opiekuje się swoją winnicą.

Zdumiewająca jest postawa Boga, który spokojnie przypatrywał się ze swojego miejsca. Jego spokój nie oznaczał aprobaty. On oczekiwał, by powstrzymać ich we właściwym czasie. W chwili, kiedy zamiary grzeszników już miały się urzeczywistnić, doprowadził do ich klęski.

Gdy patrzymy na zło na tym świecie, kiedy rozmyślamy o rozszerzaniu się nieprawdy, kiedy wzdrygamy się pod brzemieniem ucisku nienawidzących nas, wspomnijmy te dziwne słowa o Bogu, spokojnie przyglądającym się ze swojego przybytku. Ale istnieje i druga strona tej historii.

Jezus widział swoich uczniów pracujących wiosłami w tę burzliwą noc. On również niewidzialnie obserwował to, co działo się w Betanii, gdy Łazarz gasł w procesie śmiertelnej choroby, która go wreszcie przemogła i został złożony do grobu w pieczarze. Nasz Pan oczekiwał sposobnej chwili, aby podać pomocną rękę w najbardziej istotny sposób.

Czy Jezus jest spokojnym także w stosunku do ciebie? On czuwa, widzi wszystko. On trzyma twój puls, z głęboką uwagą śledzi najmniejsze jego zaburzenia i przyjdzie wybawić cię w najwłaściwszej chwili. W każdej sytuacji możemy być całkowicie pewni, że mamy niewzruszonego i nieustraszonego Zbawiciela. 

L.B. Cowman

środa, 18 lipca 2018

„[…] Ale lud znający swego Boga umocni się i będzie działać” (Dn 11:32b)

"Pan jest wojownikiem, Pan – imię Jego" (2 M 15:3). Ci, którzy zaciągają się pod Jego sztandar, będą mieli Dowódcę, który przygotuje ich do walki, dając im równocześnie siłę i odwagę. Czasy, o których pisze Daniel, należały do najgorszych, ale wtedy właśnie została dana obietnica, że Boży ludzie wyjdą, pokazując swoje najlepsze cechy – będą mocni i niezłomni, by stawić czoło potężnemu przeciwnikowi.

Obyśmy poznali naszego Boga: Jego potęgę, wierność i niezmienną miłość, a wtedy będziemy gotowi wszystko dla Niego zaryzykować. On jest Tym, którego charakter pobudza nasz entuzjazm i sprawia, że chcemy dla Niego żyć i umierać.

Obyśmy poznali Go poprzez osobistą społeczność z Nim, ponieważ wtedy staniemy się podobni do Niego i będziemy przygotowani, by stanąć w obronie prawdy i sprawiedliwości. Ci, którzy wychodzą odświeżeni po tym, jak oglądali oblicze Boga, nigdy nie będą się już bali twarzy człowieka. 

Jeśli z Nim przebywamy, otrzymamy heroicznego ducha i świat nieprzyjaciół nie będzie już dla nas nic znaczył, stanie się jak kropla w morzu. Niezliczone szeregi ludzi czy nawet diabłów będą dla nas tak małe, jak małe są dla Boga wszystkie narody – a On postrzega je tylko jako koniki polne. Obyśmy stali odważnie po stronie prawdy w tych czasach zakłamania.

Charles Spurgeon
Wedle Augustyna, ludzkość wpadła w pułapkę sytuacji, z której nie może się sama wybawić. Zdana na własne siły, nigdy nie będzie w stanie nawiązać żadnej relacji z Bogiem. Nic, cokolwiek człowiek może uczynić, nie wystarczy do wyrwania się z dławiącego uścisku grzechu. Używając obrazu, którego Augustyn szczęśliwie nigdy nie musiał oglądać, ludzkość przypomina narkomana usiłującego wyzwolić się z pęt heroiny czy kokainy. 

Sytuacji tej nie da się zmienić od wewnątrz – zatem jeżeli zmiana ma nastąpić, musi ona przyjść z zewnątrz ludzkiej sytuacji. Według Augustyna, Bóg interweniuje w ludzki dramat. Nie musi tego czynić, jednak – z miłości do upadłej ludzkości – w osobie Jezusa Chrystusa wchodzi w ludzką sytuację, aby wybawić ludzkość.

Augustyn kładzie nacisk na „łaskę”, dlatego często określany jest mianem doctor gratiae „doktor łaski”. Łaska jest niezasłużonym lub niewysłużonym darem od Boga; za pomocą łaski Bóg dobrowolnie zrywa z ludzkości pęta grzechu. Zbawienie możliwe jest zatem wyłącznie jako dar od Boga. Nie możemy go osiągnąć sami – musi to zostać uczynione za nas. Augustyn podkreśla, że środki wiodące ku zbawieniu leżą poza ludzkością – w samym Bogu. To Bóg inicjuje proces zbawienia, nie mężczyźni czy kobiety. 


Według Pelagiusza natomiast, ludzkość jest wyposażona w konieczne do zbawienia środki. Poszczególne ludzkie jednostki mają zdolność do samozbawienia. Nie znajdują się w sidłach grzechu, lecz mają możliwości uczynienia wszystkiego, co konieczne do zbawienia. Na zbawienie można zatem zapracować dobrymi uczynkami, które czynią Boga zobowiązanym wobec ludzkości. 

Pelagiusz marginalizuje ideę łaski, pojmując ją w kategoriach wymagania nałożonego na ludzkość – jak dziesięć przykazań – aby zbawienie mogło być osiągalne. Etos pelagianizmu daje się streścić słowami „zbawienie przez własne dokonania”, Augustyn zaś głosił „zbawienie przez Bożą łaskę”.

Jest oczywiste, że te obie teologie bardzo różnie pojmują ludzką naturę. Dla Augustyna jest ona słaba, upadła i bezsilna; dla Pelagiusza – niezależna i samowystarczalna. Dla Augustyna zbawienie człowieka zależy od Boga. U Pelagiusza Bóg jedynie wskazuje, co należy uczynić w celu osiągnięcia zbawienia i pozwala mężczyznom i kobietom spełnić te warunki bez swojej pomocy. 


Dla Augustyna zbawienie jest niezasłużonym darem; dla Pelagiusza – sprawiedliwie zyskaną nagrodą.

Alister E. McGrath

niedziela, 15 lipca 2018

I widząc z daleka drzewo figowe pokryte liśćmi, podszedł, by zobaczyć, czy może czegoś na nim nie znajdzie. Lecz gdy się do niego zbliżył, nie znalazł nic oprócz liści, bo nie był to czas na figi." (Mk 11:13)

Nie była to bowiem pora na figi” – powiada Marek. Działo się to bowiem tuż przed Paschą, jakieś sześć tygodni przedtem, nim pojawiają się w pełni ukształtowane owoce. Fakt, że Marek dodaje te słowa, wskazuje iż wiedział on, o czym mówi.

Kiedy mniej więcej pod koniec marca pojawiają się na figowcu liście, towarzyszą im niewielkie gałeczki, zwane przez Arabów taqsh – coś w rodzaju zwiastunów prawdziwych fig. Owoce te jedzą wieśniacy i inni tamtejsi mieszkańcy, gdy są głodni. Taqshopadają z drzewa przed wykształceniem się prawdziwych fig, lecz kiedy nie towarzyszą pojawieniu się liści, oznacza to, że w tym roku fig nie będzie.

Kiedy więc Jezus sprawdzał, czy są na drzewie taqsh, aby tymczasem zaspokoić głód, było dla niego rzeczą jasną, że ich brak oznacza, iż fig nie będzie, kiedy przyjdzie czas owocowania. Przy całej wspaniałości listowia, drzewo to było jałowe i nie rokowało nadziei.

Całe wydarzenie było zainscenizowaną przypowieścią. Dla Jezusa to drzewo figowe – piękne lecz niepłodne – symbolizowało Jerozolimę, gdzie przestrzegano i odprawiano wiele rytuałów i obrzędów religijnych i gdzie spotkał się z całkowitym brakiem odzewu na przyniesioną przezeń nowinę od Boga. Uschnięcie drzewa było zatem zapowiedzią nieszczęścia, które – jak przewidział i przepowiedział – miało wkrótce spotkać miasto.

Ale uschnięcie drzewa, tak jak je opisuje Marek, miało osobiste znaczenie dla uczniów – pouczało ich, by mieli wiarę w Boga (Mk 11:22). To właśnie jest morał dla nas, który wynika z opowieści o cudach i dziś. Opowieści te zostały spisane jako znaki Bożej mocy i nawet gdybyśmy potrafili udowodnić ich historyczność ponad wszelką wątpliwość, to i tak nie pojmiemy sensu tego, co nam mówią, jeśli nie ujrzymy w nich znaków działania Boga w historii, którego punktem kulminacyjnym było przyjście Chrystusa na ziemię.

F.F. Bruce

środa, 4 lipca 2018

„I zapytał ich: A wy za kogo mnie uważacie?” 
(Mt 16:15)


Jak mamy traktować Pana Jezusa w związku z tym nakazem? Czy mamy definitywnie przestać nazywać go Panem i przyjąć, że chcemy uznać Go swym Zbawicielem od kary za nasz grzech, lecz nie jesteśmy gotowi przyznać, że zostaliśmy drogo wykupieni, ani uznać, że On ma prawo żądać od nas niekwestionowanego posłuszeństwa? 

Czy mamy powiedzieć, że jesteśmy dla siebie samych panami i skłonni jesteśmy Jezusowi oddać coś z tego, co Mu się należy, skoro wykupił nas swą krwią – pod warunkiem, że nie żąda od nas zbyt wiele? Nasze życie, nasi ukochani i nasze mienie należą do nas, a nie do Niego; oddamy Mu to, co uznamy za właściwie i będziemy posłuszni tym Jego nakazom, które nie wymagają od nas zbyt wielkiej ofiary? Pałamy gorliwością, by zabrał nas do nieba, ale nie chcemy aby On panował nad nami.

Niewątpliwie serce każdego chrześcijanina odrzuci tak sformułowane założenia – czy jednak w każdym pokoleniu nie było wielu, którzy żyli dokładnie w myśl tych zasad? Jakże niewielu chrześcijan zaakceptowało w praktyce tę prawdę, że Chrystus albo jest Panem wszystkiego albo nie jest w ogóle Panem! Jeśli osądzamy Słowo zamiast poddawać się pod jego osąd; jeśli dajemy Bogu tylko tyle, ile uważamy za stosowne, to wówczas my jesteśmy panami, a On naszym dłużnikiem – powinien być wdzięczny za naszą jałmużnę i czuć się zobowiązany za nasze podporządkowanie się Jego życzeniom. Jeśli jednak jest Panem, to traktujmy Go jak Pana.

Hudson Taylor

niedziela, 1 lipca 2018

Bóg zawsze słyszy

niedziela, lipca 01, 2018 0 Comments
Wysłuchał Pan błaganie moje, przyjął Pan modlitwę moją” (Ps 6:10)


Doświadczyłem realności zapisanych powyżej słów. Mogę poświadczyć, że Bóg jest prawdziwy. Wiele razy w cudowny sposób wysłuchał mnie, modlitw swojego sługi. On także słyszy moje obecne błaganie i nie zamyka przede mną swojego ucha. Niech będzie błogosławione Jego święte imię!

Co dalej? Z pewnością obietnica, która wypływa z ufnej wiary psalmisty, jest również moją. Pozwól mi uchwycić się z wiarą słów: „Przyjął Pan modlitwę moją”. On ją przyjmie, będzie o niej myślał i odpowie na nią w sposób i w czasie, które Jego pełna miłości mądrość uzna za najlepsze. Przynoszę moją marną modlitwę do Wielkiego Króla, a On udziela mi audiencji i łaskawie przyjmuje moją prośbę. Moi wrogowie nie będą mnie słuchać, ale mój Pan tak. Oni drwią z moich zanoszonych ze łzami modlitw, ale mój Pan nie. On słyszy moją modlitwę i przyjmuje ją do swojego serca.

Co za wspaniałe przyjęcie dla biednego grzesznika! My przyjmiemy Jezusa, a Bóg potem przyjmuje nas i nasze modlitwy ze względu na swojego Syna. Niech będzie błogosławione Jego drogocenne imię, które sprawia, że nasze modlitwy przechodzą swobodnie nawet przez złote bramy. Panie, naucz mnie jak się modlić, skoro Ty słyszysz moje modlitwy.

Charles Spurgeon