5sola.pl

Soli Deo Gloria

poniedziałek, 31 października 2016

Co byś pomyślał na temat szkoły biblijnej, która posyła młodych ludzi, by dosłownie kładli się na grobach zmarłych kaznodziejów po to, by jej uczniowie mogli przejąć nieco z „namaszczenia”, które utrzymuje się na grobach? A co z kościołem, w którym na wiernych opada mgiełka składająca się z piór, złota i kryształków? A co powiecie o kościelnej konferencji, podczas której odbywają się warsztaty z odczytywania proroctw z tatuaży?

Czego oczekujesz od kościoła, który jest mieszanką błędnego Ruchu Wiary i ewangelii sukcesu Kennetha Copelanda i Kennetha Hagina oraz mieszanką znaków i cudów Orala Robertsa i Benny’ego Hinna, a także fałszywych założeń związanych z „wojną duchową”, ruchem uwolnienia, ruchem proroctwa i gnostycznego mistycyzmu w Toronto Blessing?

Nie musisz się dłużej nad tym zastanawiać, ponieważ istnieje taka „służba”, która obecnie jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych i wpływowych pośród ruchu proroczego. Odnoszę się tu do Billa i Beni Johnson, którzy są pastorami w kościele Bethel Church w Redding w Kalifornii oraz zajmują się służbami takimi jak zespół młodzieżowy „Jesus Culture” oraz Szkołą ponadnaturalnej służby zboru Bethel (ang. Bethel’s School of Supernatural Ministry).

Bill Johnson, znany mówca konferencyjny oraz lider, jest autorem kilku cieszących się popularnością książek i jest uznawany za apostoła i lidera w ruchu Apostolskim i Proroczym. Setki tysięcy ludzi zostało poruszonych jego służbą i uczęszczało w spotkaniach i konferencjach, w trakcie których zostali obdarowani „namaszczeniem”.
By w pełni zrozumieć ten ruch proroczy w jego obecnym stanie, musimy przeanalizować nauczanie i służbę Billa Johnsona w świetle Słowa Bożego. Czy Jezus nie ostrzegł nas, byśmy nie byli naiwnymi ale że „każde drzewo poznaje się po jego owocu”?
"Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w odzieniu owczym, wewnątrz zaś są wilkami drapieżnymi! Po ich owocach poznacie ich. Czyż zbierają winogrona z cierni albo z ostu figi? Tak każde dobre drzewo wydaje dobre owoce, ale złe drzewo wydaje złe owoce. Nie może dobre drzewo rodzić złych owoców, ani złe drzewo rodzić dobrych owoców. Każde drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, wycina się i rzuca w ogień. Tak więc po owocach poznacie ich". (Ewangelia Mateusza 7:15-20)

Głównym „owocem” każdego zadeklarowanego proroka jest nauczanie. (To samo dotyczy każdego pastora, apostoła, czy też kogokolwiek, kto staje w imieniu Bożym).

Przeanalizujmy niektóre z nauczań Billa Johnsona, które są błędne w tak wielu aspektach, że aż ciężko jest zdecydować, od czego zacząć. By być zwięzłym skupię się na czterech dziedzinach: a) Ruchu Wiary; b) Nauczaniu Johnsona na temat Wcielenia; c) Namaszczeniu (Duchu Świętym); oraz d) jego teologia doświadczenia. Zachęcam cię, byś był sędzią, tak jak jest napisane w V Księdze Mojżeszowej 13.

I. Ruch Wiary

Nie trzeba dużo czasu poświęcić, by zauważyć czytając książki Johnsona, że jest on zwolennikiem nauczania Słowa Wiary, rozpowszechnionego przez Kennetha Hagina i Kennetha Copelanda. W związku z tym niezbędnym wydaje się przytoczenie krótkiego podsumowania dotyczącego nauczania Ruchu Wiary, by zobaczyć skąd się wzięły poglądy Johnsona.

Krótko mówiąc, nauczenie Ruchu Wiary opiera się na gnostycznej interpretacji Upadku i odkupienia. Poniżej moja parafraza ich nauczania:
Kiedy Bóg stworzył Adama, przekazał mu zwierzchnictwo nad ziemią, by rządził i panował, jako regent Boga. Jednak, gdy Adam upadł, okazując posłuszeństwo szatanowi, przekazał on dane mu przez Boga zwierzchnictwo szatanowi, który stał się „bogiem tego świata”. Bóg Ojciec nie mógł po prostu odebrać mu władzę – Adam mu ją oddał.

Bóg musiał znaleźć sposób, by to człowiek przyszedł i odwrócił głupstwo, które uczynił Adam poprzez odebranie autorytetu przekazanego szatanowi przez Adama. Tym człowiekiem jest Jezus. (Nauczyciele Ruchu Wiary co prawda uznają, że Jezus jest Bogiem, ale wierzą, że we Wcieleniu „odłożył na bok swoją boskość”).

Jezus przyszedł na ten świat jako człowiek, opierając się wszelkiej pokusie, której ulegli Adam, Ewa oraz cała ludzkość i zmarł na krzyżu będąc ofiarą za nasze grzechy.

Jest tu jednak pewna nieścisłość, ponieważ Nauczyciele Ruchu Wiary twierdzą, że zbawienie nie jest wynikiem śmierci Jezusa na krzyżu, które się dokonało za nasze grzechy. Jezus musiał najpierw zejść do piekła i znosić męczarnie ze strony szatana i jego poddanych aż do momentu, w którym Bóg nie uznał, że już wystarczy i wtedy mógł legalnie wskrzesić go z martwych..

Oczywiście Słowo Boże mówi, że śmierć Jezusa na krzyżu była wystarczająca i kiedy powiedział „Telestai!” (Wykonało się) – to naprawdę się wykonało. Jednak Copeland i Hagin nauczają, że nie wykonało się to do momentu, w którym Jezus dosłownie nie stał się grzechem i cierpiał męczarnie w piekle.

Według Ruchu Wiary Upadek dotyczył zarówno utraty władzy i autorytetu, jak i grzechu i oddzielenia od Boga. Dlatego też zbawienie ma na celu przywrócenie tej władzy i autorytetu oraz przebaczenie grzechów. Władza ponownie do nas należy i dlatego możemy zapanować nad życiem i odzyskać autorytet nad złem.
Z powodu tego wypaczonego poglądu Ruch Wiary jest religią władzy. Dlatego właśnie chrześcijanie w Ruchu Słowa Wiary tak często przemawiają w kategoriach autorytetu - oni „związują lub rozwiązują” anioły i demony; oni wyrokują, karcą i przemawiają odnosząc się do „uwalniania” pokoju, łaski, miłosierdzia.
Istotą tej teologii jest odnowienie i praktyczne zastosowanie „autorytetu wierzącego”. Ideałem w kręgach Ruchu Wiary jest człowiek, który narodził się na nowo i prezentuje sobą władzę i autorytet; człowiek pełen cudów, który doszedł do „wiedzy objawionej” tego „kim jest w Chrystusie” i który demonstruje swoją władzę „namaszczenia” zgubionemu światu. Powstały liczne mity na temat takich historycznych postaci jak John Alexander Dowie, John G. Lake oraz William Branham. To są ludzie, którzy rzeczywiście „przejęli autorytet”. Oni mówią i pokazują nam wszystko to, co każdy wierzący może uczynić, jeśli miałby tylko wiarę i „namaszczenie”!

Ruch Wiary jest odgałęzieniem Objawionych Synów Bożych (Manifested Sons of God), którzy wyznawali te same ideały i którzy zostali odrzuceni przez Zbory Boże (Assemblies of God) w latach 40, a teraz przyjęci na szeroką skalę w tej nowej formie. Objawieni Synowie Boży opierają się na błędnej interpretacji Rzymian 8:19: „Bo stworzenie z tęsknotą oczekuje objawienia synów Bożych”.

Tradycyjne Chrześcijaństwo uznaje, że ten werset dotyczy tego, co wydarzy się, kiedy Jezus powróci. Kiedy Jezus powróci, przekleństwo nałożone na Stworzenie w końcu zostanie zdjęte i objawią się prawdziwe dzieci Boże.
Jednak Objawieni Synowie Boży nauczają, że ten werset oznacza, że Stworzenie oczekuje, że kościół dojdzie do poznania władzy i autorytetu, by objawić nasze synostwo światu poprzez znaki i cuda. I wszystko to musi się wydarzyć przed powrotem Jezusa!

Tak wygląda kontekst, dzięki któremu można zrozumieć korzenie Billa Johnsona, Jesus Culture oraz Szkoły ponadnaturalnej służby zboru Betel.
Skupiają się oni na pociągnięciu kościoła do władzy i namaszczenia ich mistycznego odrodzenia. 

II. Wcielenie


W swoim nauczaniu na temat Wcielenia Bill Johnson twierdzi (i słusznie), że Jezus Chrystus jest Bogiem. Jednak Johnson również skupia się na niebiblijnym twierdzeniu, jakoby Jezus całkowicie pozbył się Swojej boskości:

"Jezus nie był zdolny, by uzdrawiać chorych. Nie mógł wypędzać demonów i nie mógł wskrzeszać umarłych. O sobie samym powiedział w Jana 5:19: „nie może Syn sam od siebie nic czynić”. Odłożył na bok swoją boskość. Czynił cuda jako człowiek będący w prawidłowej relacji z Bogiem, ponieważ przedstawiał nam przykład tego, jak my mamy postępować. Jeśli czyniłby cuda jako Bóg, bylibyśmy pod wielkim wrażeniem, ale nie czulibyśmy potrzeby, by go naśladować. Ale kiedy widzimy, że Bóg nakazał nam, by czynić to, co czynił Jezus (a nawet więcej), wtedy uświadamiamy sobie, że nałożył on na Siebie Samego ograniczenia, pokazując nam, że my też możemy to wszystko czynić. Jezus więc ogołocił siebie z czynienia tego, co było wymagane od Niego przez ojca. Mógł tego dokonać tylko z pomocą Ojca".1
Istnieje kilka problemów związanych z nauczaniem Johnsona. Na przykład, teologiczną nieścisłością jest twierdzenie, że „Jezus nie mógł…” oraz, że Jezus „odłożył na bok Swoją boskość”. Balansujemy tutaj na granicy zaprzeczenia boskości Chrystusa, ponieważ boskość z definicji nie może zostać „odłożona na bok” a Bogu nie można przypisać niemocy w żadnym tego słowa znaczeniu.
Wcielenie oznacza to, że wieczny Bóg stał się człowiekiem, jednak nigdy nie przestał być Bogiem. Zawsze posiadał pełnię władzy, jednak powstrzymał siebie poprzez ograniczenie przywilejów władzy i majestatu, które stanowią Jego istotę, po to, by mógł żyć i umrzeć dla nas jako prawdziwy człowiek.

Kolejnym problemem jest zapewnienie Johnsona, że Jezus dokonywał cudów, by być dla nas przykładem i pokazać nam, że my też możemy te cuda czynić.
To stanowi sedno nauczania Ruchu Wiary, z którego Johnson się wywodzi. My jako ludzie wierzący możemy i powinniśmy czynić wszystkie cuda Jezusa w mocy Ducha. Johnson twierdzi, że Jezus przyszedł w ciele częściowo po to, by nam pokazać, że my też potrafimy tych rzeczy dokonać!

Tego typu poszukiwanie cudownej mocy jest błędne i powiodło wielu w stronę zwiedzenia. Jezus nie czynił cudów, by pokazać nam, że my też potrafimy ich dokonać. Cuda Jezusa ukazują na litościwego Boga, niezależnie od tego, czy są to cuda opisane w Ewangeliach, czy w Dziejach Apostolskich, czy też tych dokonywanych współcześnie w Jego imieniu na całym świecie. „A takie znaki będą towarzyszyły tym, którzy uwierzyli”. Nie mamy ich szukać. Tylko „ród zły i cudzołożny domaga się znaku”.

Johnson zakłada, że każdy wierzący ma potencjał, by doświadczyć większość z tych rzeczy, których sam Jezus doświadczył w Ewangeliach, nawet Transfigurację! Pisze on:

"Większość doświadczeń Jezusa zapisanych w Piśmie były proroczymi przykładami Królestwa Bożego, które są dostępne dla wierzących. Góra Przemienienia podniosła znacząco poprzeczkę w dziedzinie potencjalnych doświadczeń. Istotną lekcją w tej historii jest to, że na Jezusie Chrystusie, Synu Człowieczym, spoczęła chwała Boga".2

Johnson zdaje się nie zauważać, że chociaż Jezus stał się „jednym z nas” dzięki Wcieleniu, to Jego wyjątkowości nie można bagatelizować. Wyobraź sobie taką duchowość, która tylko poszukuje możliwości doświadczenia Transfiguracji! Nic więc dziwnego, że uczniowie Johnsona robią wszystko, by poszukiwać doświadczeń związanych z „chwałą”.

III. „Namaszczenie”

Kolejnym bardzo niebezpiecznym aspektem nauczania Johnsona, który wiedzie do bezmyślnego mistycyzmu, w który angażują się zwolennicy kościoła Betel, jest jego nauczanie na temat Ducha Świętego, a konkretniej – namaszczenia”. Johnson twierdzi:

„Chrystus” nie jest nazwiskiem Jezusa. Słowo „Chrystus” oznacza „Namaszczony” lub „Zbawiciel”. [Chrystus] to tytuł, który wskazuje na doświadczenie. Nie było wystarczającym, by Jezus został zesłany z nieba na ziemię ze zwykłym tytułem. Musiał otrzymać namaszczenie, by zrealizować to, czego życzył sobie Ojciec". 3

Po pierwsze, mamy tutaj przykład nauczyciela, który w niebiblijny sposób rozdziela osobę Jezusa od słowa „Chrystus”. To bardzo niebezpieczny zabieg. Przypomina to twierdzenia Ruchu New Age i wydaje się, że zmierzają w tę samą stronę.
Wyznawcy New Age chcą stworzyć (błędny) pogląd, wg. którego Jezus był jedynie oświeconą osobą, która została namaszczona w wieku 30 lat, podobnie jak wielu innych znaczących ludzi, takich jak Gandhi czy Zaratusztra.
Doświadczenie „namaszczenia” jest doświadczeniem samorealizacji.
Johnson próbuje założyć, że tak jak Jezus będąc człowiekiem musiał zostać namaszczony Duchem Świętym po to, by (jako człowiek) czynić te cuda, których dokonał, tak samo my możemy doświadczyć tego samego, a Jezus stanowi dla nas przykład.

Biblia nic takiego nie czyni ze słowem „Chrystus”. Apostołowie nigdy nie degradowali słowa „Chrystus” jako odnoszony się tylko do tytułu, czy też doświadczenia. Chrystus oznacza boskość Jezusa. Pismo utrzymuje, że Jezus jest Chrystusem, odnosi się do Jezusa jako do Chrystusa: „Bóg w Chrystusie świat z sobą pojednał”. Chrystus jest osobą wieczną, drugą osobą Trójcy, wybranym przez Ojca i w związku z tym namaszczonym Duchem Świętym.

Kiedy Jezus przyszedł na ten świat, on już był Chrystusem. Nie musiał nim zostać. Nikt też nie zostaje Chrystusem, chyba, że fałszywym (tj. antychrystem).

Johnson kontynuuje swoje przemyślenia na temat „namaszczenia”:
"Słowo „namaszczenie” oznacza „mazać”. Duch Święty jest olejem Bożym rozmazanym na Jezusie podczas Jego wodnego chrztu. Imię Jezus Chrystus sugeruje, że Jezus jest Tym pomazanym Duchem Świętym. Wylanie Ducha musiało się wydarzyć, by Jezus w pełni spełnił warunki. To były Jego poszukiwania. Otrzymanie namaszczenia upoważniło Go, by był nazywany Chrystusem, co oznacza „namaszczony”. Bez doświadczenia [namaszczenia] nie byłoby tego tytułu".4

Zauważasz problemy, jakie pojawiają się w nauczaniu Johnsona na temat „namaszczenia”?

Na przykład, czy Jezus stał się Chrystusem podczas Swojego chrztu? Jeśli „Chrystus” jest tylko uzasadnionym tytułem na podstawie doświadczenia, kim był Chrystus zanim Duch Święty na Nim spoczął w Jordanie? Czy był jedynie nieupoważnionym „człowiekiem z tytułem” od tego czasu?
Pogląd Johnsona na temat Chrystusa zaskakująco przypomina błąd, który pojawił się we wczesnej historii kościoła i który został odrzucony jako herezja. Chodzi o adopcjanizm. Wg. niego Jezus był pobożnym człowiekiem, który nie został „Chrystusem” aż do momentu, kiedy miał 30 lat i został namaszczony Duchem Świętym. To dzięki Duchowi Świętemu dokonywał cudów, ale „namaszczenie” zniknęło, kiedy umarł na krzyżu. Jeśli więc Jezus mógł dokonywać tych rzeczy (poprzez wiedzę objawioną oraz namaszczenie), to tym bardziej może to czynić każdy inny wierzący.
Fragment z 1 listu Jana 5 obala ten błędny pogląd na temat Chrystusa:

"On jest tym, który przyszedł przez wodę i krew, Jezus Chrystus; nie w wodzie tylko, ale w wodzie i we krwi, a Duch składa świadectwo, gdyż Duch jest prawdą" (1 Jana 5:6).

Heretycy nauczali, że Jezus nie był Chrystusem do czasu Jego ochrzczenia w wodzie i namaszczenia Duchem. Pozostawał Chrystusem do momentu przelania Swojej krwi. Jednak apostoł nalega, że „przyszedł przez wodę i krew” tzn. On był już Chrystusem podczas chrztu i pozostał nim na Krzyżu i podczas zmartwychwstania. Określenie „Chrystus” było i jest czymś więcej niż tylko doświadczenie. Jest istotą Jezusa, Boga/człowieka.

IV. Nacisk na doświadczenie i pomijanie doktryny

Betel (i Bill Johnson) jest groźny w swoim podejściu do doktryny i doświadczenia. Wystawił swoich naśladowców na następujące praktyki:
  •  Fałszywe proroctwa
  • Wizualizacje
  • Tunele mocy (ognia)
  • Grave soaking trips 5
  • Wizualizacja, modlitwy kontemplacyjne, medytacje
  • Skandowanie, przesiąkanie i duchowe pijaństwo
  • “Znakowanie” ludzi Duchem Świętym, by byli na "haju z Jezusem” 
Poza „normalnymi” proroctwami, uczestnicy „Power and Love Conference” w lutym 2014r. mogli uzyskać wykładnię na podstawie swoich tatuaży i kolczyków. 
Doug Addison potrafi odczytać ukryte informacje na twoim ciele i może cię wyszkolić, byś czynił to samo. Nie musisz nawet lecieć do miejsca, w którym on się znajduje. Za rozsądną cenę 150$ może połechtać przez 30 minut twoje ucho w rozmowie telefonicznej.6

Uwierz mi, że ja dopiero ledwo poruszyłem temat nieracjonalnych, niebiblijnych, a nawet antybiblijnych praktyk, które mają miejsce w służbie Billa Johnsona. Jak chrześcijanie mogą aż tak nie mieć rozeznania?

Jest jeszcze jeden aspekt dotyczący Betelu, który możliwe, że jest jednym z najgroźniejszych. Johnson, jak wielu zielonoświątkowców i ewangelikalików przed nim, pomniejsza znaczenie doktryny. Dla neo-mistyków Nowej Apostolskiej Reformacji doktryna przynosi zagłuszający rezultat i jest tylko przydatna jeśli wywołuje doświadczenie. Doktryna jest „literą, która zabija” i wiedzie tylko do wiedzy umysłowej, która jest przeciwieństwem osobistego doświadczenia Boga opartego na indywidualnym objawieniu.
Tych, którzy nalegają do obstawania przy doktrynie, prześmiewczo nazywa się Faryzeuszami. 
Jeszcze kilka takich wyświechtanych fraz krąży w tych kręgach, np. „Bóg obraża umysł, by dosięgnąć do serca” lub „człowiek z doświadczeniem nigdy nie jest zdany na człowieka z doktryną”. Tego typu mówcy uwielbiają mówić: „Zamierzam teraz zniweczyć twoją teologię” i ujawniają ostatnie nowinki swoich objawień. Bill Johnson powiedział:

"Jezus dokonał przerażającego stwierdzenia dotyczącego tych, którzy trzymają się studiowania Biblii i tych, którzy trzymają się doświadczenia: „Badacie Pisma, bo sądzicie, że macie w nich żywot wieczny; a one składają świadectwo o mnie” (Jana 5:39). Jeśli nasze studiowanie Biblii nie wiedzie nas do głębszej relacji (spotkania) z Bogiem, to jedynie utwierdza nas w naszej tendencji do duchowej pychy. Pogłębiamy swoją wiedzę biblijną, by czuć się lepiej w swojej relacji z Bogiem i by lepiej spierać się z tymi, którzy z nami się nie zgadzają. Każda grupa, która chce bronić doktryny, ma skłonność do tej pokusy bez spotkania się z Bogiem. Jezus nie powiedział: „Moje owce będą znały moją Księgę”. To Jego głos mamy znać".7

Johnson postrzega ludzi, którzy poszukują biblijnej wiedzy, jako tych, którym grozi „pycha duchowa”, a ich wzrost w poznaniu wiedzie do „lepszego czucia się w swojej relacji z Bogiem” i bycia lepszym w wygrywaniu sporów z tymi, z którymi się nie zgadzają! Co za pastor! Brzmi to jakby zniechęcał do pragnienia pogłębiania swojej wiedzy biblijnej!

Z drugiej strony, tylko ci, którzy poszukują „głębszej wiedzy” (niż ta, którą objawia Pismo?) i głębszego „spotkania” z Bogiem (doświadczenia) są postrzegani przez Johnsona jako błogosławieni. Wyobraź sobie młodego człowieka, który karmi się tego typu rzeczami i zrozumiesz, dlaczego Betel, Jesus Culture i Szkoła ponadnaturalnej służby są tak przesiąknięte zmysłowym mistycyzmem!

Owce moje głosu mojego słuchają i Ja znam je, a one idą za mną. I Ja daję im żywot wieczny, i nie giną na wieki, i nikt nie wydrze ich z ręki mojej”. (Ewangelia Jana 10:27-28)


Autor: Bill Randels
Tłumaczyła: Paulina
Źródło: http://www.lighthousetrailsresearch.com/blog/?p=20820

Przypisy:
1. Bill Johnson, The Supernatural Power of a Transformed Mind (Shippensburg, PA: Destiny Image Publishers, first edition, January 1, 2005), p. 50.
2. Bill Johnson, Face to Face with God (Lake Mary, FL: Charisma House, 2007), p. 200.
3. Bill Johnson, When Heaven Invades Earth (Shippensburg, PA: Destiny Image Publishers, 2005), p. 87.
4. Ibid.
5. http://beyondgrace.blogspot.com/2011/07/bill-johnson-and-john-crowders-leaven.html; http://www.youtube.com/watch?v=LrHPTs8cLls https://www.facebook.com/photo.
6. http://gospelliving.blogspot.com/2013/04/why-jesus-culture-bethel-church-and_15.html.
7. Bill Johnson, When Heaven Invades Earth, op. cit., p. 93.



wtorek, 25 października 2016

Żyjemy w czasach kiedy kościoły są wypełniane szarlatanami dbającymi o własny komfort, sławę i popularność. Dziś wykażemy, że ci ludzie są wrogami krzyża Chrystusa, ich bogiem jest brzuch, a ich chwała w hańbie.

To wszechobecne zło wkrada się do coraz większej ilości kościołów, prowadząc ludzi w objęcia ciemności. Poprzez propagowanie fałszywego chrześcijaństwa ludzie są prowadzeni ścieżką apostazji, której końcem jest zatracenie. To wszystko przybiera formę pobożności, ale jest pozbawione jej mocy.

Przygotowując się do napisania materiału o tym jak Hillsong i pastor Brian Houston niszczą chrześcijaństwo, chcemy wspomnieć o sytuacji mającej miejsce kilka dni temu, a która kolejny raz pokazuje jak bardzo zdegenerowany duchowo jest kościół Hillsong.

Hillsong


Kościół Hillsong został założony w 1983 roku w Sydney w Australii przez Briana i Bobbie Houston. Jest on najlepiej znany poprzez muzykę, która od wielu lat wpływa na kościoły ewangeliczne. Kościół Hillsong posiada wiele filii na całym świecie m.in. w Londynie czy Nowym Jorku.

Nie chcemy tutaj skupiać się na oczywistych dysfunkcjach i niebiblijności kościoła Hillsong. Wśród nich należy m.in. wymienić pasterstwo kobiet, co jest w jawnej sprzeczności z nauczaniem Pisma (1 Tm 2:11-12). A wypowiedź Bobbie Houston, że kościół musi „dorosnąć do pastorstwa kobiet”, pomijamy milczeniem.

Dziś też nie chcemy się skupiać na związku kościoła Hillsong z Ruchem Wiary, który od wielu lat propaguje fałszywą ewangelię uzdrowienia, sukcesu i błogosławionego życia. Swoją teologię pieniądza pastor Brian Houston zawarł w wydanej w 1999 roku książce „You Need More Money” gdzie jednoznacznie sprzeciwia się ubóstwu gloryfikując dobrobyt finansowy jako cechę charakteryzującą dzieci Boże.


Dzisiaj również nie będziemy wspominać o braku jednoznacznego stanowiska przywódców Hillsong na temat homoseksualizmu. Warto nadmienić, że bohater dzisiejszego materiału, Carl Lentz odmówił komentarza w wywiadzie telewizyjnym dotyczącego małżeństw homoseksualnych.

Co więcej, nie będziemy szukać taniej sensacji, a tylko poinformujemy was, że na ojcu pastora Houstona ciążą poważne zarzuty związane z aferą pedofilską.

Nie będziemy również rozwodzić się nad występem półnagiego kowboja na konferencji Hillsong. To samo w sobie pokazuje, że ludzie ci z pewnością nie mają w sobie bojaźni Bożej, a więc i są pozbawieni życia Bożego.

Carl Lentz

W jednym z ostatnich wywiadów w Oprah Winfrey Network, Carl Lentz wyjaśnił, iż ma nadzieję, że kościoły będą „zmieniać sposób w który ludzie przeżywają swoją relację z Bogiem”. Oprah zapytała go, czy wierzy, że tylko chrześcijanie mogą mieć relację z Bogiem. O to co odpowiedział:

Nie, ja wierzę, że gdy Jezus mówił że jest drogą, prawdą i życiem, w sposób w jaki ja to odczytuje, to miał On na myśli ze jest tym kto wyznacza drogę, jest mapą, wiec wierze że Bóg tak bardzo kocha ludzi że bez względu na to czy go przyjmują czy odrzucają, to On wciąż pozostaje łaskawy, wciąż porusza, wciąż wysyła czerwone sygnalizujące znaki z szansą że może skręcisz w prawo gdy zamierzasz pójść w lewo, ale tak - wierze ze Bóg kocha ludzi i to na tym opiera się Ewangelia, na tej miłości...”

Jest to nic innego jak „ewangelia Oprahy”. To uniwersalizm: „Bóg kocha wszystkich”. Przypomnijmy, że Oprah jest jedną z największych propagatorek ruchu New Age w Stanach Zjednoczonych. W swoim programie odnajdywała wspólny język nie tylko z pastorem Hillsong, ale również z Rickiem Warrenem czy Joelem Osteenem. 

Swoje zadowolenie z Lentza wyraziła Bobbie Houston, która na Instagramie przekazała jednoznaczną wiadomość, że ci którzy nienawidzą Hillsonga i Oprahy automatycznie nienawidzą również Boga. Jest to standardowa mantra powtarzana przez większość fałszywych nauczycieli skierowana do tych, którzy zdecydowali się zakwestionować i poddać biblijnej weryfikacji ich nauczanie.

Zdaniem Stevena Kozara, pastor Hillsong NY wykorzystał kilka biblijnych pojęć w celu przedstawienia Ewangelii, która ostatecznie miała o wiele więcej wspólnego z przekonaniami New Age Oprah’y aniżeli prawdziwym chrześcijaństwem. Każdy, czy to Rick Warren czy Joel Osteen, a teraz i pastor Lentz, miał okazję aby milionom ludzi głosić Ewangelię Jezusa Chrystusa. Ewangelię, która ratuje człowieka od Bożego gniewu. 

Lentz podobnie jak jego poprzednicy, nie zrobił tego. Starał się mówić o chrześcijańskich sprawach tak, aby nie urazić tych, którzy nie są chrześcijanami. W pewnym momencie Lentz nawet zgodził się z Oprah kiedy ta stwierdziła, że Duch Święty jest „mocą", "siłą” i „boską energią”. Czy pastor kościoła Hillsong nie wie, że Duch Święty jest Bogiem, trzecią Osobą Trójcy Świętej a nie żadną „energią”?

Następnie Oprah zapytała go: „Kim dla ciebie jest Jezus?”. Pastor Lentz zaczął dobrze: „Jest Bogiem”. Ale potem przedstawił serię nic nieznaczących stwierdzeń: „On jest odpowiedzią; On jest ofiarą; On jest przebłaganiem; On jest drogą”. Odpowiedzią na co?; Ofiarą za co?; Przebłaganiem za co?; Drogą do czego? On używa biblijnych stwierdzeń, ale czy głosi całą Prawdę?
"Większość heretyków próbuje ukrywać swoje herezje przekazując je przy wykorzystaniu ortodoksyjnego języka" R.C. Sproul
Kiedy Oprah poprosiła Lentza o określenie tego czym jest sukces, ten stwierdził, że dla niego sukcesem jest oglądanie rozwoju innych ludzi. Wzrost ich pomyślności, kiedy może spojrzeć wstecz i zobaczyć ich sukcesy po tym jak on stanął na ich drodze. To jest papka wszystkich mówców motywacyjnych i coachów „chrześcijańskich” a nie pasterza Bożego Kościoła.

Carl Lentz jest fałszywym nauczycielem propagującym fałszywą ewangelię. Jego ewangelia przemawia do mas i ludzi podobnych do Oprahy, ponieważ jest globalna i nie stawia krzyża Jezusa Chrystusa jako centrum przesłania Ewangelii.

Wrogowie krzyża

Sinclair B. Ferguson rozważając 3 rozdział Listu do Filipan daje nam trzy sposoby dzięki którym możemy rozpoznać fałszywych nauczycieli oraz ich naukę. Jeśli chcesz poddać biblijnemu rozeznaniu fakty przedstawione w tym materiale to skonfrontuj je z apostolską nauką Pawła:

1) Postępują oni jak wrogowie krzyża Chrystusowego (w. 18). Krzyż jest miernikiem dla prawdziwej doktryny i praktyki. Kiedy słyszymy nową naukę lub kiedy jakiś nauczyciel czy mówca zdobywa rozgłos, musimy zawsze spytać: „Co mówi (lub czego nie mówi) on na temat krzyża?”. „Jakie miejsce zajmuje on w jego życiu?”. Czy może on powtórzyć za Pawłem: „Co zaś do mnie, niech mnie Bóg uchowa, abym miał się chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa, przez którego dla mnie świat jest ukrzyżowany, a ja dla świata (Gal 6:14)? To jest sprawdzian. 
Tam, gdzie krzyż (śmierć Chrystusa jako sposób przebaczenia grzechów) jest ignorowany lub gdzie się mu zaprzecza, tam spodziewać się możemy wrogów krzyża Chrystusowego, bez względu na to jak wiarygodni mogliby się wydawać na początku.
2) Ich bogiem jest brzuch (w. 19). Słowo przetłumaczone tuta jako „brzuch” ma prawdopodobnie szersze znaczenie, jako „pragnienia zmysłowe”. Nie tylko nauczanie tych ludzi zaprzecza doktrynie krzyża, ale odrzucają oni także znaczenie prowadzenia chrześcijańskiego stylu życia. Czy nauczają oni i praktykują styl życia, który polega na naśladowaniu Chrystusa w oddaniu Bogu i miłości dla innych? Czy też ich życie jest przejawem pobłażania samemu sobie?

3) Myślą o rzeczach ziemskich (w. 19). W czasach gdy żył Paweł istnieli nauczyciele i mówcy, których główną ambicją było gromadzenie bogactw na ziemi, a nie w niebie. Pociągały ich majętność, sława i pozycja. Te rzeczy wypełniały ich umysł i były ukrytą podstawą ich działania. Istnieje pewien sposób myślenia, który zadaje kłam ewangelii. Wystrzegaj się go.
Kończąc, Ferguson wzywa: „Przesłanie jest jasne. Naśladuj Chrystusa, ukrzyżowanego Zbawiciela i tych, którzy prowadzą swoje życie według jego zasad. Nie myśl o rzeczach ziemskich tak jak inni i wystrzegaj się ich nauczania i wpływu. Celem jest Chrystus, a  przesłaniem jest Chrystus ukrzyżowany. Wzięcie krzyża na swe ramiona jest tym, do czego On nas powołuje. Naśladuj go, naśladuj Pawła, który szczyci się tylko Chrystusem i Jego krzyżem, naśladuj tych, którzy kroczą wąską drogą”.
  
Byli też fałszywi prorocy wśród ludu, jak i wśród was będą fałszywi nauczyciele, którzy potajemnie wprowadzą herezje zatracenia, wypierając się Pana, który ich odkupił, i sprowadzą na siebie rychłą zgubę” (2 P 2:1)

"Wy jesteście z [waszego] ojca – diabła i chcecie spełniać pożądliwości waszego ojca. On był mordercą od początku i nie został w prawdzie, bo nie ma w nim prawdy. Gdy mówi kłamstwo, mówi od siebie, bo jest kłamcą i ojcem kłamstwa” (J 8:44)

czwartek, 20 października 2016

Dlatego też Bóg wielce go wywyższył i darował mu imię, które jest ponad wszelkie imię; Aby na imię Jezusa zginało się wszelkie kolano na niebie, na ziemi i pod ziemią. I [aby] wszelki język wyznawał, że Jezus Chrystus jest Panem ku chwale Boga Ojca”. (Flp 2:9:-11)

Zaprawdę, jesteś Bogiem ukrytym, Boże Izraela, Wybawicielu!” (Iz 45:15)

Bo tak mówi Pan, Stwórca niebios - On jest Bogiem - który stworzył ziemię i uczynił ją, utwierdził ją, a nie stworzył, aby była pustkowiem, lecz na mieszkanie ją stworzył: Ja jestem Pan, a nie ma innego”. (Iz 45:18)

Zapowiedzcie i przedstawcie sprawę, niech także wspólnie się naradzą! Kto od dawien dawna to przepowiedział, kto od dawien dawna zwiastował? Czy nie Ja, Pan, poza którym nie ma Boga? Oprócz mnie nie ma żadnego boga sprawiedliwego i wybawiciela” (Iz 45:21(

Przysiągłem na siebie, z moich ust wyszła prawda, słowo niezmienne, że przede mną będzie się zginać wszelkie kolano, będzie przysięgał wszelki język” (Iz 45:23)

Istnieje niewiele bardziej imponujących wyjaśnień boskości Jezusa niż te podane przez Pawła w trzech wersetach Listu do Filipian:

1) Wykorzystuje on fragment Starego Testamentu w którym Bóg podaje opis samego siebie odnoszący się wyłącznie do Niego. Paweł używa tego opisu do osoby Jezusa.

2) Nazywa on Jezusa Panem. Greckie słowo brzmi Kyrios. Pojawia się ono ponad 6 tysięcy razy w greckim tłumaczeniu Starego Testamentu (Septuagincie), którym posługiwał się Paweł. W większości przypadków słowo to jest odpowiednikiem hebrajskiego, świętego i boskiego imienia Jahwe.

Powiedz Kyrios do greckiego czytelnika Starego Testamentu, a on natychmiast skojarzy je ze świętym imieniem Boga przymierza, Jahwe. Dla Pawła stwierdzenie, że Jezus Chrystus jest Panem nie mówi tylko o świętości, ale także o boskiej tożsamości jego Zbawiciela.

3) Paweł mówi, że wywyższenie Jezusa jest ku chwale Boga Ojca. Innymi słowy wywyższenie Jezusa i nasze uznanie tego faktu, sprawiają Bogu przyjemność. Bóg, który nie może znieść żadnych uzurpatorów do swojego tronu, raduje się z boskiej chwały Chrystusa. Dlaczego? Paweł dał nam już odpowiedź: nasz Pan „był w postaci Bożej”; równość Bogu jest Jego odwiecznym prawem.

Nie moglibyśmy prosić o jaśniejsze i bardziej wyczerpujące stwierdzenie świętości Chrystusa.

Jeśli Ojciec wywyższył Jezusa, to nie będzie On tolerował żadnego mniej doskonałego przejawu czci dla Jego Syna. Oto jeden ze sposobów, w jaki możemy rozpoznać czyje serca są naprawdę zjednoczone z Bożym: przez zadanie pytania „Kim jest dla nich Chrystus?”. Jeśli nie pragniemy, by był czczony, wówczas nie zgadzamy się z Ojcem i poddajemy w wątpliwość prawdziwość naszej wiary w Jego Syna.

Gdyby nas spytano, większość z nas odpowiedziałaby: „Oczywiście, że chcę iść do nieba”. Ale czy na pewno, jeśli tam cała uwaga i uwielbienie należy się Chrystusowi? Czy jeśli nie pragniemy tego tu, to czy zapragniemy tam i wtedy?

Sinclair B. Ferguson


niedziela, 16 października 2016

Chrystus był posłuszny. Był uległy wobec woli Ojca mimo, że oznaczało to śmierć na krzyżu. Paweł podkreśla oczywiste tego następstwo: ci którzy są w Chrystusie i należą do Niego muszą być posłuszni (Flp 2:12)

Żaden chrześcijanin nie osiąga doskonałości w swoim życiu. Nie udało się to Pawłowi mimo, że wzrastał on w łasce (Flp 3:12). Nie trywializował on nieposłuszeństwa. Dla apostoła, zdeklarowanego chrześcijanina, życie w ciągłym i uporczywym nieposłuszeństwie nie było tylko oznaką niedojrzałości, ale zupełnym absurdem. Bo jak ci, którzy należą do posłusznego Zbawiciela mogą tak lekko traktować swoje nieposłuszeństwo? To nie do pomyślenia.
Wewnętrzna logika Ewangelii czyni dla chrześcijanina niemożliwym życie, jak gdyby był on „światowy” (lub cielesny 1 Kor 3:1).

Posłuszeństwo Bogu w praktyce uwzględnia posłuszeństwo nauce apostolskiej.
Ale w jaki sposób Filipianie mają okazywać posłuszeństwo? Przez zabieganie o swoje zbawienie z bojaźnią i drżeniem.

ZABIEGANIE O ZBAWIENIE

Nie jesteśmy usprawiedliwieni z uczynków, ale z łaski. Czy Paweł zaprzecza tu sam sobie mówiąc, że zbawienie jest czymś na co musimy zapracować?
Paweł nie myśli tu o żadnych „dobrych uczynkach”, którymi moglibyśmy przyczynić się do naszego zbawienia, ale o tym jak mamy odpowiedzieć na zbawienie, które już posiadamy w Chrystusie. Nie mamy pracować dla lub doprowadzać do niego, ale zabiegać o nie, to znaczy upewnić się, że jego znaczenie i skutki przenikają całe nasze życie. Jest to trwający całe życie proces bycia posłusznym, w którym mimo ciągle zmieniających się okoliczności, dostrzegamy znaczenie tego, co uczynił dla nas Chrystus.
Tajemnicą jedności w społeczności chrześcijańskiej jest nasza indywidualna pokora i świętość.
Nie możemy wzrastać jako kościół, jeśli nie wzrastamy indywidualnie. Nie możemy zabiegać o zbawienie w naszym życiu wspólnotowym, dopóki nie jesteśmy przygotowani, aby zobaczyć jego efekty w naszym życiu osobistym. Jak to się dzieje? Słowa Pawła zwracają naszą uwagę na trzy elementy:

1) Musimy zabiegać o zbawienie. Jest ono oczywiście darem, a ci którzy je otrzymują są dziełem Bożym (Ef 2:8-10). Ostatecznie zbawienie oznacza przemianę naszego życia na podobieństwo Chrystusa (por Rz 8:29). To nasuwa wniosek, że gdy tak jak Chrystus stajemy się posłuszni, przynosimy owoce Ducha. Zbawienie nie dokonuje się gdzieś ponad naszymi głowami, ale w naszym myśleniu, woli, odczuwaniu i działaniu. 
Fakt, że mamy prawidłową relację z Bogiem, wymaga aby skutki tego były widoczne w naszym życiu.
Paweł używa tu złożonego czasownika, który nie oznacza „wypracowania”, ale „pracowanie nad” własnym zbawieniem. W tym kontekście może to wyrażać pracowanie nad czymś, aż do momentu, gdy jest to gotowe i ukończone. Chce widzieć jak zbawienie przemienia każdy aspekt naszego życia; to jest prawdziwe znaczenie bycia zbawionym. 
Łaska Boża nie niszczy indywidualnej odpowiedzialności chrześcijanina za bycie posłusznym, pozwala raczej na to, by posłuszeństwo to stało się rzeczywistością w każdej dziedzinie naszego życia.
2) Zabieganie o zbawienie ma odbywać się z bojaźnią i drżeniem. To sformułowanie typowe dla Pawła (zob. 1 Kor 2:3; 2 Kor 7:15; Ef 6:5 por z Ps 2:11). Przy bliższej analizie tych tekstów, okazuje się, że Paweł ma na myśli sposób w jaki chrześcijanin powinien być świadomy, że jego życie toczy się przed obliczem Boga. 
Zawsze w życiu chrześcijanina powinno istnieć poczucie bojaźni; świadomość tego, że jest ciągle obserwowany, przejrzany na wylot, a jednocześnie, co jest zdumiewające, kochany przez tego, który jest Święty.
To poczucie bojaźni wywołuje pewne cechy naszego posłuszeństwa: nadaje mu kierunek (nie mamy zabiegać o względy ludzi, ale czcić Boga), powoduje jego integralność (nasze posłuszeństwo jest badane przez wnikliwsze oko niż to należące do innych grzeszników); i to właśnie dzięki posłuszeństwu zabarwionemu pokorą, egoizm ustępuje oddaniu Panu.

3) Zabieganie o zbawienie jest wielkim powołaniem. Paweł nie uczy nas polegania na samych sobie. Mamy zabiegać o nasze zbawienie, nie tylko dlatego, że Bóg w swej łasce rozpoczął w nas to dzieło, ale dlatego, że On sam kontynuuje jego sprawowanie w naszym życiu. On cały czas działa w nas, abyśmy mieli wolę i siłę do robienia tego, co sprawia mu zadowolenie!

W tych wersetach Paweł chroni nas przed dwoma błędami w myśleniu, które mogą doprowadzić do błędnego działania. Jesteśmy skłonni myśleć, że:

1) Jeśli mam pracować nad swoim zbawieniem, to jest ono ode mnie zależne, lub

2) Jeśli Bóg we mnie działa, to nie muszą trudzić się, chcąc naśladować Chrystusa.

Ale nie tak myśli Paweł. On uczy nas co następuje:
Nasze zbawienie jest darem Bożym. Dar Boży wzywa nas, do zabiegania o to zbawienie w każdej sferze naszego życia. My mamy zabiegać o zbawienie w naszym życiu mając pewność, że Bóg bez przerwy pracuje w nas, aby ten cel osiągnąć.

Gdy to zrozumiemy otrzymamy zarówno wyzwanie jak i zachęcenie do kontynuowania życia w świętości, bez której nikt z nas nie będzie oglądał Pana (Hbr 12:14).

Sinclair B. Ferguson


czwartek, 13 października 2016

Obrona Ewangelii

czwartek, października 13, 2016 0 Comments
Chrześcijan XXI wieku cechuje biblijny analfabetyzm, którego naturalną konsekwencją jest antydoktrynalizm. Chrześcijanie nie dostrzegają naglącej potrzeby doktrynalnej spójności, a teologiczne debaty traktują jako zagrożenie dla jedności dzieci Bożych. Co więcej, krzyż przestał być już zgorszeniem i głupstwem, a Ewangelia powodem do wstydu.

Apostoł Paweł w Pierwszym Liście do Tymoteusza objaśniając znaczenie oraz rolę Prawa w życiu człowieka, przechodzi do niesamowitego stwierdzenie zapierającego dech w piersi: „ […] prawo jest dla wszystkiego co jest przeciwne zdrowej nauce. Zgodnie z chwalebną Ewangelią błogosławionego Boga, którą mi powierzono” (1 Tm 1:9-11).  Zdrowa nauka jest zgodna z chwalebną Ewangelią będącą najradośniejszym przesłaniem dla tego grzesznego świata.

Półprodukt

To właśnie tę chwalebną Ewangelię zamieniliśmy na produkt zastępczy będący imitacją oryginału. Ten substytut prawdziwej Ewangelii ma wiele cech podobnych do swojego pierwowzoru. Falsyfikat będzie zgodny z powszechnie panującą tendencją pomijającą teocentryczny model życia skupiony na Bogu, a adorującą człowieka i zajmującą się obdarzaniu go pokojem, zdrowiem, szczęściem, rozwojem osobistym, bogactwem i wszelką pomyślnością.

Współczesne poselstwo o charakterze ewangelizacyjnym przedstawia Chrystusa jako żebraka, który w cichej bezradności czeka „u drzwi naszego serca” aż zdecydujemy się wpuścić Go do środka. Te słowa padają z ust nie tylko młodych, gorliwych wierzących, którzy dopiero wgłębiają się w skarby Słowa Bożego, ale również starszych braci, którzy wzywają ludzi do nawrócenia tak jakby grzesznicy byli w stanie „przyjąć Jezusa do swojego serca” w każdej chwili i tylko od ich decyzji zależy to czy łaskawie przyjmą Boży dar zbawienia.
Zapomnieliśmy, że to Ojciec suwerennie pociąga grzeszników do Syna (J 6:44) a w hołdzie dla wolności jednostki ludzkiej, stworzyliśmy upadłym grzesznikom możliwość alternatywnego wyboru pomiędzy przyjęciem łaski a jej odrzuceniem.
Wielu młodych ludzi jest przekonanych, że Ewangelia to wiadomość o ich ogromnej wartości. Wartości tak wielkiej, że sam Syn Boży był gotów umrzeć na krzyżu za nich! Ten ułomny przekaz Ewangelii zamienił Bożą prawdę w system terapeutycznej samopomocy przesiąknięty gloryfikacją człowieka, gdzie kolejny raz Chrystus jest przedstawiany jako dodatek do naszego życia, a nie Pan Wszechświata.

Ta nowa ewangelia będąca wyrazem myśli i idei kościoła ekumenicznego, który jest wypełnieniem biblijnych proroctw, nie polega na odmiennym rozłożeniu akcentów. Ekumenia katolików i ewangelicznych chrześcijan zbudowana jest na błędnym założeniu różnorodności w interpretacji tych samych faktów. 
Prawda jest taka, że zasadnicza różnica pomiędzy biblijną Ewangelią a każdą inną imitacją, polega nie na rozłożeniu akcentów, ale na odmiennej treści.

Jezus cię kocha”

Przesłanie Ewangelii to coś więcej niż „Jezus cię kocha, a Bóg ma wspaniały plan dla twojego życia”. Zwiastowanie Ewangelii w ten sposób nie poniża człowieka. Nie ukazuje mu jego własnej marności, ani też nie przedstawia biblijnej prawdy o ciążącym na nim Bożym gniewie.

W Liście do Hebrajczyków 9:27 czytamy, że: „A jak jest postanowione ludziom raz umrzeć, a potem sąd”. Jest to bardzo poważna sprawa, a każdy racjonalnie myślący człowiek zdający sobie sprawę z kruchości ludzkiej egzystencji, powinien zadawać sobie pytania dotyczące wieczności.
Pan Jezus wzywał do pokuty za grzechy. Jego słowa z Ewangelii Łukasza 13:5 brzmią bardzo szorstko w kontekście śmierci ludzi opisanej kilka wersetów wyżej. 
Jednakże Pan Jezus troszczył się przede wszystkim o dusze swoich słuchaczy a nie o ich dobre samopoczucie. Czy w swoim zwiastowaniu Ewangelii podkreślasz Bożą miłość zapominając o Bożym gniewie? 
Oczywiście, w naszej ludzkiej perspektywie chcemy okroić przesłanie Ewangelii i całkowicie pominąć doktrynę piekła. Niewielu z nas jest gotowych przekazać umierającym grzesznikom prawdę o Bożym sądzie, którego konsekwencją będzie wieczne potępienie tych, którzy nie uwierzyli Ewangelii.

To dlatego prawdziwa miłość jest definiowana przez prawdę. Największym wyrazem miłości, który możemy wyświadczyć naszym bliźnimi jest głoszenie im całej prawdy oraz powagi grzechu, sądu i piekła. Nie możemy przejmować się tym co pomyślą o nas ludzie. 
Ewangelia nie jest pozytywnym przekazem. Jest ona Dobrą Nowiną, ale z pewnością nie najpopularniejszą.

Boży mężczyzna

Życie człowieka w XXI wieku wypełnia pustka. Relatywna pustka, która w postmodernistycznej rzeczywistości niewiele różni się od nędzy egzystencjonalizmu. Współczesny mężczyzna jest tylko cherlawą imitacją tego co znaczy prawdziwa, biblijna męskość. Jesteśmy mężczyznami skupionymi na sobie. Na naszych pasjach, celach i pragnieniach, które bardzo często nie mają nic wspólnego z Bogiem. Jako ludzie odpowiedzialni za swoje życie, rodziny, kościoły potrzebujemy przedefiniowania własnego życia. 

Potrzebujemy mężczyzn, którzy będą odzwierciedlać Boże standardy (1 Tm 3). Potrzebujemy duchowo dojrzałych mężczyzn, którzy będą mogli być „ojcami w wierze” dla młodszych braci zagubionych w ewangelicznym chaosie.
Potrzebujemy nowego światopoglądu zbudowanego na Bogu jako Stwórcy wszechświata. Potrzebujemy zobaczyć rzeczywistość z właściwej, teocentrycznej perspektywy. Potrzebujemy na nowo uświadomić sobie fakt, że Bóg jest celem wszystkiego. I ja sam jestem pierwszym, który kolejny raz musi zweryfikować swoje życie w świetle Bożego Słowa.

Ślepcy

"Lecz jak przez Boga zostaliśmy uznani za godnych powierzenia nam ewangelii, tak [ją] głosimy, nie aby podobać się ludziom, ale Bogu, który bada nasze serca." (1 Tes 2:4) 
Mam wrażenie, że dzisiaj zapomnieliśmy o prawdzie Ewangelii i staramy się przypodobać człowiekowi dostosowując poselstwo do jego potrzeb oraz oczekiwań. Świadomi swojego celu zamieniliśmy Bożą prawdę w półprodukt, który nie może człowiekowi zapewnić zbawienia.

"W których bóg tego świata zaślepił umysły, w niewierzących, aby nie świeciła im światłość ewangelii chwały Chrystusa, który jest obrazem Boga." (2 Kor 4:4)
Światło Ewangelii świeci, ale „bóg tego świata zaślepił umysły niewierzących”, a ślepi nie reagują na światło. Człowieka ślepego nie przekona najlepszy program artystyczny, świetna muzyka, wyjazdy i pikniki zborowe czy też tematyka nabożeństwa przygotowana specjalnie dla niego.

Dziś żyjemy w czasach, w których istnieje silne przekonanie, że potrafimy nawrócić człowieka naszymi własnymi argumentami. Pokładamy nadzieję w elokwencji, przedsiębiorczości, kreatywności, wyobraźni, talentom oraz mądrości ludzkiej zamiast na działaniu Ducha Świętego.
On gdy przyjdzie przekona świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie” (J 16:7). 
Gdy Ewangelia jest opowiadana, to Duch Święty działa w sercu grzesznika. Żeby Duch Święty mógł działać musi być głoszona Ewangelia, nie jej alternatywny zamiennik.
Ewangelia w centrum, której znajduje się człowiek („Bóg kocha cię tak bardzo, może zdecydujesz się Go wybrać?”) jest obrazą dla Boga. Nie tylko wywyższa upadłego człowieka, ale w rzeczywistości okrada Boga z Jego chwały.

Bóg chce zbawić grzeszników, ale nie zrobi tego w inny sposób aniżeli poprzez Ewangelię o chwale swojego Syna. Pół – ewangelia lub jakakolwiek modyfikacja przesłania, nie zapewni człowiekowi zbawienia i okrada go z nadziei. Gdy prezentujemy zmienioną ewangelię, albo pomijamy niewygodne prawdy, lub dostosowujemy komunikat do odbiorcy, to niezależnie od naszej gorliwości czy też szczerości, jesteśmy kłamcami mającymi krew ludzką na swoich rękach.

czwartek, 6 października 2016

Zwyczaj uśmiercania

czwartek, października 06, 2016 0 Comments
Następstwa naszych rozmów mogą sprawić, że będziemy widzieli je później w całkowicie nowym świetle.
Mój przyjaciel – młodszy pastor – pod koniec pewnej konferencji, która odbywała się w jego kościele, usiadł przy mnie i powiedział: „Zanim się rozejdziemy, powiedz mi, jakie kroki trzeba podjąć, żeby pomóc komuś uśmiercać grzech”. Okazało się, że to „zanim się rozejdziemy” trwało dłuższą chwilę, po której poszliśmy już tylko spać – mam nadzieję, że mój przyjaciel czuł się tak samo błogosławiony tą rozmową jak ja. Wciąż się zastanawiam czy zadał to pytanie jako pastor, czy może pytał po prostu o siebie? A może to i to.

Jak najlepiej odpowiedziałbyś na to pytanie? Pierwszą rzeczą, którą należy zrobić jest sięgnięcie do Pisma Świętego. Jasne, sięgnij też do Johna Owena (to nigdy nie jest zły pomysł!) lub kogokolwiek innego – żyjącego lub nie. Ale pamiętaj, że w tym obszarze nie jesteśmy ograniczenie jedynie do ludzkich, aczkolwiek dobrych, źródeł. 

Musimy czerpać naukę z „ust Boga”, bo tylko wtedy to, co chcemy zastosować w naszym życiu będzie podparte Bożym autorytetem i Boża obietnicą tego, że odniesie ono skutek w naszym życiu.

Kilka fragmentów przychodzi mi na myśl: Rzymian 8:13, Rzymian 13:8-14 (tekst, który otworzył św. Augustyn przy pierwszym zetknięciu z Biblią podczas swojego nawrócenia), 2 Koryntian 6:14-7:1, Efezjan 4:17-5:21, Kolosan 3:1-17, 1 Piotra 4:1-11, 1 Jana 2:28-3:11. 

Charakterystyczne jest to, że tylko dwa spośród tych fragmentów używa czasownika „umartwiać” („uśmiercać”). Równie istotne, kontekst, w jakim znajdują się powyższe stwierdzenia jest szerszy niż pojedyncze nawoływanie do tego, by uśmiercić grzech. Warto o tym pamiętać, bo, jak się przekonamy, będzie to miało znaczącą wagę.

Najlepszy na początek wydaje się fragment z Listu do Kolosan – 3:1-17.
Mamy tu do czynienia z całkiem młodymi chrześcijanami. Doświadczyli oni cudownego nawrócenia z pogaństwa do Chrystusa. Weszli do całkowicie nowego i uwalniającego ich świata łaski Bożej. Być może – jeślibyśmy mieli na chwilę czytać między wierszami – przez chwilę czuli się jakby zostali uwolnieni nie tylko z kary za grzech, ale również spod jego wpływu – tak niesamowita była ich nowa wolność. Później jednak grzech wzniósł ponownie swoją śmiertelną głowę. Po tym, jak doświadczyli łaski „już teraz”, teraz przyszło im stawić czoła bolesnemu „jeszcze nie” procesowi uświęcenia. Brzmi znajomo!

Jak to bywa w naszej ewangelicznej subkulturze szybkich rozwiązań dla długotrwałych problemów, gdyby członkowie wspólnoty w Kolosach nie trzymali się twardo wzorców Ewangelii, byliby w poważnych tarapatach! Znajdowali się na tym etapie, na którym dla młodego chrześcijanina jest szczególnie łatwo stać się łupem fałszywych nauczycieli obiecujących wyższy poziom duchowego życia. Przed tym apostoł Paweł przestrzegał (Kolosan 2:8 oraz 2:16). 

Metody „produkowania świętości” były już wtedy w modzie (Kolosan 2:21-22) – i wydawały się być naprawdę głęboko duchowymi metodami – coś w sam raz dla młodych, gorliwych wierzących. Ale prawda jest taka, że „nie mają żadnej wartości, gdy chodzi o opanowanie zmysłów” (Kolosan 2:23). 

Nie w nowych metodach, lecz w zrozumieniu Ewangelii należy szukać adekwatnych podstaw i wzorca radzenia sobie z grzechem. 

Taki też jest motyw, który przyświecał napisaniu tych słów z Listu do Kolosan 3:1-17.

Paweł pokazuje nam wzór, którego potrzebujemy i miarę, którą musimy zastosować. Jak olimpijczycy rywalizujący w skoku w dal, nie odniesiemy sukcesu jeśli od „miejsca wybicia” nie cofniemy się do „punktu startu”, z którego możemy zyskać siłę potrzebną by stawić czoła przemożnemu wysiłkowi, który musi być włożony w walkę z grzechem. Jak zatem apostoł Paweł uczy nas to robić?

Po pierwsze, Paweł podkreśla jak ważne jest, byśmy znali swoją nową tożsamość w Chrystusie (3:1-4). Jak często w chwilach duchowych upadków wyrażamy żal, że zapomnieliśmy kim naprawdę jesteśmy – Chrystusowi. Mamy nową tożsamość. Nie jesteśmy już dłużej „w Adamie”, lecz „w Chrystusie”; już nie w ciele, lecz w Duchu; już nie zniewoleni przez starego człowieka, lecz żyjąc jako nowy człowiek (Rzymian 5:12-21; 8:9, 2 Koryntian 5:17). Apostoł Paweł poświęca temu wiele miejsca. Umarliśmy z Chrystusem (Kolosan 3:3; więcej – zostaliśmy pogrzebani z Chrystusem, 2:12); zostaliśmy z Nim wzbudzeni z martwych (3:1), a nasze życie jest teraz ukryte w Nim (3:3). Prawdziwie jesteśmy zjednoczeni z Chrystusem – do tego stopnia, że Chrystus nie pojawi się ponownie w chwale bez nas (3:4).

Przyczyn nieradzenia sobie z obecnością grzechu w naszym życiu można często doszukać się w duchowej amnezji – puszczeniu w niepamięć naszej nowej, prawdziwej, realnej tożsamości. Jako wierzący jestem kimś, kto został uwolniony spod panowania grzechu i dzięki temu jestem wolny oraz zachęcony do walki z resztkami armii grzechu, które pozostały w moim sercu.

Zatem podstawą jest to: Znaj, odpoczywaj, przemyśl i żyj swoją nową tożsamością – jesteś w Chrystusie.

W dalszej części apostoł Paweł ujawnia działanie grzechu w każdej dziedzinie naszego życia (Kolosan 3:5-11). Jeśli chcemy naprawdę stoczyć biblijną walkę z grzechem to nie możemy ograniczyć naszego ataku jedynie do niektórych obszarów, w których ponosimy porażkę. Musimy się zmierzyć z grzechem w całości i w każdym jego przejawie. Dlatego Paweł wspomina o grzechach, które przejawiają się zarówno w życiu osobistym (wers 5), w życiu z innymi ludźmi (wers 8), jak i w życiu kościoła (wersy 9-11).

Wyzwanie, jakim jest walka z grzechem jest podobne do wyzwania, jakie jest związane z odchudzaniem się (w rzeczy samej, mogącym być jednym z przejawów tej walki!): w momencie, gdy podejmujemy się odpowiedniej diety, widzimy nagle jak wiele przyczyn stoi za naszą nadwagę. Nie kalorie są tym, co musimy kontrolować, lecz my sami. To ja stanowię dla siebie problem, nie chipsy, które zjadam! 

Uśmiercanie grzechu jest zmianą, która dotyka każdego aspektu naszego życia.

Po trzecie, Paweł wyposaża nas w pewne praktyczne wskazówki. Czasem mogłoby się wydawać, że apostoł Paweł jedynie nas do czegoś nawołuje („Zadajcie śmierć…” – 3:5), zapominając o tym, że potrzebujemy praktycznej pomocy – odpowiedzi na nasze pytanie – „ale jak?”. Często dzisiaj widzimy, że chrześcijanie korzystają z pouczeń Pawła na temat tego, co czynić, ale już w celu znalezienia porady jak to osiągnąć uciekają się do chrześcijańskich księgarni! Skąd takie rozwidlenie? Prawdopodobnie dlatego, że nie poświęcamy wystarczającej uwagi temu, co Paweł rzeczywiście chce nam powiedzieć. Nie wnikamy zbyt głęboko w Pismo Święte. Bo w przeciwnym razie zauważylibyśmy charakterystyczną rzecz dla listów Pawła – zawsze tam, gdzie pojawia się jakieś zalecenie, Paweł opatruje je wskazówkami, jak wprowadzić to zalecenie w życie.

I także przy tym fragmencie jest to prawdą. Zobacz jak Paweł odpowiada na nasze pytania i daje nam praktyczne wskazówki.

1. Naucz się nazywać grzechem to, co nim faktycznie jest. Nazywaj rzeczy po imieniu – używaj zwrotu „niemoralność seksualna”, a nie słów „Jestem troszkę kuszony”; używaj zwrotu „nieczystość”, a nie słów „Zmagam się z różnymi myślami”; używaj zwrotu „złe pragnienia – bałwochwalstwo”, a nie słów „Muszę nieco lepiej ustawić życiowe priorytety.” Taki wzór postępowania przebija się przez cały rozważany przez nas fragment. I z jak wielką siłą pomaga on nam odsłonić te obszary, w których sami się okłamujemy – a tym samym jest nam pomocą w rzuceniu światła na te rejony naszego serca, w których grzech może nadal mieć swoją kryjówkę!

2. Patrz na grzech przez pryzmat tego, czym grzech jest w oczach Boga. „One to ściągają Boży gniew na nieposłusznych synów” (3:6). Ci, którzy zaszli daleko w swoim duchowym życiu często mówili o zaciąganiu grzechu (jakikolwiek opór byśmy przy tym napotkali) na krzyż – tam, gdzie Chrystus na siebie przyjmuje Boży gniew. 

Mój grzech nie prowadzi do trwałej przyjemności, lecz do świętego Bożego gniewu. 

Spójrz na grzech w jego prawdziwej naturze – w świetle kary, która się z nim wiąże. Zbyt łatwo wpadamy w schemat myślenia polegający na tym, że grzech w chrześcijańskim życiu postrzegamy jako coś mniej poważnego niż grzech w życiu niewierzących – „bo w końcu przebaczono nam je?” Nie jest, jeśli w grzechu żyjemy i trwamy (1 Jana 3:9)! Przyjmij Boży punkt widzenia na grzech, a poczujesz wstyd tych rzeczy, które dawniej popełniałeś (Kolosan 3:7, zob. także Rzymian 6:21).

3. Uświadom sobie niekonsekwencję związaną z twoim grzechem. Zdjąłeś z siebie „starego człowieka” i przywdziałeś „nowego” (3:9-10). Nie jest już dłużej tym „starym człowiekiem”. Tożsamość Adama przepadła. „Nasz stary człowiek został razem z Nim ukrzyżowany, aby ciało grzechu [życie w ciele zdominowanym przez grzech] zostało zniszczone i abyśmy już dłużej nie byli zniewoleni przez grzech” (Rzymian 6:6). Nowy człowiek wiedzie nowe życie. Wszystko, co się nie wiąże z nowym życiem jest zaprzeczeniem tego, kim jestem „w Chrystusie.”

4. Zadaj śmierć grzechowi (Kolosan 3:5). To tak “łatwe”, jak łatwo jest to powiedzieć. Odmów grzechowi, odrzuć go – niech zginie z głodu. 

Nie uśmiercisz grzechu bez bólu, który ta śmierć powoduje. Nie ma innego sposobu!

Ale zobacz jedno – coś bardzo ważnego, co wynika z szerszego kontekstu, w którym znajdujemy słowa Pawła. Negatywna strona – związane z uśmiercenie grzechu – nie zostanie osiągnięta sama przez się, bez jej pozytywnego aspektu – „przywdziania Pana Jezusa Chrystusa” (Rzymian 13:14). Paweł wyjawia tą myśl w wersetach 12-17 trzeciego rozdziału Listu do Kolosan. Wyłączne wysprzątanie domu zostawia nas jedynie gotowych na kolejną inwazję grzechu.

Dopiero kiedy w pełni zrozumiemy wspaniałość Ewangelii łaski, będziemy w stanie zrobić prawdziwy postęp w świętości.

Wtedy, gdy grzeszne pragnienie i przyzwyczajenia nie tylko odrzucamy, lecz również zastępujemy je przez okazywanie sobie wzajemnie, na wzór Chrystusa, łaski w postawie (3:12) i zachowaniu (3:13); wtedy, gdy przywdziejemy Chrystusowy charakter, a miłość będzie spajać nasze czyny (3:14) – i to nie tylko w życiu osobistym, ale także w życiu wspólnoty (wersy 12-16) – wtedy dopiero imię i chwała Chrystusa zostają ukazane i wywyższone w nas i pośród nas (3:17).

To wszystko to tylko niektóre z tych rzeczy, które były przedmiotem naszej dyskusji tego pamiętnego wieczoru. Nie mieliśmy jednak okazji więcej porozmawiać, to była nasza ostatnia rozmowa. Parę miesięcy później mój znajomy zmarł. Często się potem zastanawiałem jak minęły te miesiące pomiędzy naszą rozmową a jego śmiercią. I wciąż w moich uszach pobrzmiewa troska i zaangażowanie, z jakim zadał mi wtedy to pytanie. Cała nasza rozmowa miała podobny efekt, do tego, jaki odniósł Charles Simeon, gdy spotkał wielkiego Henry’ego Martyna – efekt, który można streścić słowami: „Nie lekceważ tego!”


Sinclair Ferguson
Tłumaczył: Miszael 
Źródło: http://www.ligonier.org/learn/articles/practice-mortification/