“Jeśli Słowo Boże nie będzie miało w nas mieszkania, przejawiając w nas swoją moc” – jak pisał pewien purytanin, John Owen – “to nie będzie z mocą wychodziło od nas” (The Works of John Owen, tom 16, s. 76). Dalej jak trzy wieki temu ten Boży kaznodzieja był urzeczywistnieniem tej prawdy – zarówno w jego życiu osobistym, jak i w służbie.
Przez wiele lat stawiał czoła okopom zbudowanym przez kulturę, równie chaotyczną co obecnie, niosąc ze sobą przesłanie Jezusa Chrystusa. W tym samym czasie musiał się zmierzyć ze śmiercią żony, jak i każdego z jedenaścioro dzieci. John Owen nie był teologiem, który żył w nierealnym świecie odpornym na wszystko, co spotykało innych ludzi.
Był raczej pełnym zapału nauczycielem i pastorem, który do skraju wyczerpania pracował na rzecz przedłużenia dzieła Reformatorów. Został zapamiętany jako ten, który rzucał światło Ewangelii do tak duchowo martwych rejonów jak świat polityki czy świat nauki i edukacji. A jego umiłowanie Pisma Świętego z całą wyrazistością i mocą wybrzmiewało z każdego pulpitu do którego Bóg go powołał.
Przez wiele lat stawiał czoła okopom zbudowanym przez kulturę, równie chaotyczną co obecnie, niosąc ze sobą przesłanie Jezusa Chrystusa. W tym samym czasie musiał się zmierzyć ze śmiercią żony, jak i każdego z jedenaścioro dzieci. John Owen nie był teologiem, który żył w nierealnym świecie odpornym na wszystko, co spotykało innych ludzi.
Był raczej pełnym zapału nauczycielem i pastorem, który do skraju wyczerpania pracował na rzecz przedłużenia dzieła Reformatorów. Został zapamiętany jako ten, który rzucał światło Ewangelii do tak duchowo martwych rejonów jak świat polityki czy świat nauki i edukacji. A jego umiłowanie Pisma Świętego z całą wyrazistością i mocą wybrzmiewało z każdego pulpitu do którego Bóg go powołał.
Próżno by szukać przyczyny sukcesu służby Johna Owena w jego oratorskich zdolnościach, ani w zapale, który przejawiał do głoszenia, ani nawet w miłością, którą darzył tych, którym przewodził. John Owen osiągnął w swojej służbie sukces i był używany w każdym z jej aspektów przez Boga ponieważ był człowiekiem, którego charakteryzowała osobista świętość. I teraz, w czasach, w których Kościół coraz bardziej naśladuje świat, kiedy Kościół coraz bardziej trudno odróżnić od motywowanej przyjemnościami kultury – przykład Johna Owena świeci jak latarnia podczas sztormowej nocy.
Zastanówmy się przez chwilę czy pozwoliliśmy współczesnej kulturze przeniknąć nasze umysły i nasze serca. Czy przypadkiem nie odwróciliśmy do góry nogami pragnienia Chrystusa, żeby Kościół pozostał we świecie przez wprowadzenie świata do Kościoła? Być może jeśli się uważnie przyjrzymy to odkryjemy to, że w jakimś stopniu przyczyniamy się do tego zjawiska. Bo zamiast polegać wyłącznie na wystarczalnym Bożym Słowie może zatrudniamy w kościołach specjalnych doradców, którzy stosując światowe metody oparte na psychologii mają za zadanie zmierzyć się z pojawiającym się potrzebami?
Czy nie przyjęliśmy światowych metod docierania do tych, którzy sceptycznie nastawieni szukają czegoś, zajmując przy tym tylne ławki w kościołach? A jeśli tak, to czy nie czynimy tego zamiast oferowania im prawd Ewangelii związanych z chrześcijańskim życiem?
Wierne nauczanie Bożego Słowa staje się dzisiaj białym krukiem. Czy jesteśmy pośród tych, którzy biblijne nauczanie zastąpili wyszukanymi produkcjami scenicznymi i filmowymi, których głównym celem jest rozrywka?Mówiąc o związkach małżeńskich, liczba rozwodów i powtórnych ślubów, ujęta w statystykach pokazuje wyraźnie społeczny obraz tego zjawiska. A gdzie my stoimy w tej kwestii? Kościół przyjął postawę tolerancji wobec tego, co można by nazwać biblijnym kompromisem – porzucając zasady, którymi kierował się Owen i jemu współcześni, dla których obrony byli w stanie poświęcić własne życie.
W przeciwieństwie do Owena, znaleźliśmy się w niebezpieczeństwie stania się ofiarą przesądu, że bez rozrywki i przyzwolenia na inne światowe rzeczy nikt nie będzie chciał przyjąć tego, co ma do zaoferowania Jezus. Nie zapominajmy o wymianie zdań między Jezusem a bogatym młodzieńcem zapisanej w dziewiętnastym rozdziale Ewangelii według Mateusza. Odpowiadając bogaczowi, Jezus nic nie ukrywał z tego, czym jest prawdziwe uczniostwo. Młodzieniec jednak zrozumiawszy, że musi poświęcić coś osobistego, żeby żyć w Bożym królestwie, odszedł.
Co robił Jezus? Jezus nie czynił tego, co wiele współczesnych nam kościołów – nie biegał za ludźmi podejmując wszelkie starania, żeby dobra nowina brzmiała bardziej zachęcająco dla nich. Nie. Jezus pozwolił bogatemu młodzieńcowi odejść, ponieważ wiedział, że jedyne warunki, na których człowiek może podążać za Chrystusem, to Boże warunki.
Owen wkroczył na terytorium świata i kultury bez wyciągania białej flagi. Nie skapitulował, ponieważ jego przemożnym pragnieniem było odbijać Bożą świętość zarówno w życiu, jak i w służbie. Pozostał wiernym w swoim nauczaniu Pismu Świętemu, nawet w obliczu zagrażających jego życiu prześladowań - a wszystko to ze względu na poświęcenie dla świętości. Ludzie przychodzili tłumnie, żeby wysłuchać Owena, ponieważ odbijał się w nim Boży charakter.
Peter Toon w książce „Boży przedstawiciel: życie i praca Johna Owena” przytacza słowa Johna Owena: „Żywię głęboką nadzieję, że mogę w szczerości powiedzieć, że moim pragnieniem przed Bogiem, jak i modelem mojego życia jest świętość i uśmiercanie grzechu, że te dwie cechy będę obecne nie tylko w moim życiu, ale w sercach i w czynach innych – na chwałę Bożą – żeby przez to dobra nowina o naszym Panu i Zbawcy, Jezusie Chrystusie, przyozdabiała każdą rzecz” (s. 56).
Obawiam się, że osobista świętość nie jest priorytetem w Kościele – jak to miało miejsce w czasach Purytanów. I to nawet dla tych, którzy Kościołem przewodzą. Wielu współczesnych pastorów o wiele bardziej angażuje się w widzialny wzrost i sukces ich wspólnot niż w kształcenie osobistej świętości. Nie tak było w przypadku Johna Owena. Zamiast spędzać czas na wynajdywaniu innowacyjnych przyjemności, które by można wykorzystać w czasie uwielbienia, Owen swoim nadrzędnym priorytetem uczynił osobistą styczność z Bogiem.
Owen rozumiał słowa apostoła Pawła: „Nie bierzcie więc wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe” (List do Rzymian 12:2). Słowo Boże jest środkiem, którego używa Duch Święty w przemienianiu nas na obraz Chrystusa – więc jeśli nauczanie i głoszenie Ewangelii ma odnosić skutek, to osobista wspólnota z Bogiem w Jego Słowie musi być ważniejsza od odkrywania najnowszych „kaznodziejskich” technik.
Owen pisał: “Czegokolwiek by nie uczynić w kościołach, jeśli pastorzy lub inni, pełniący podobne funkcje, nie będą stanowić przykładu świętości i posłuszeństwa Ewangelii, to nasza wiara nie będzie niesiona i doskonalona przed ludźmi” (Dzieła, tom 16, s. 88).
A jednak – świętość nie jest jedynie koniecznością dla tych, którzy przewodzą. Jeśli Kościół chce odzyskać utraconą pozycję, świętość musi stać się wymogiem wobec każdego indywidualnego członka danej społeczności.
List do Hebrajczyków 12:14 brzmi: „Starajcie się o pokój ze wszystkimi i o uświęcenie, bez którego nikt nie zobaczy Pana.” Jeśli nie postawimy ponownie kluczowego akcentu na świętości to jak świat będzie miał zobaczyć Jezusa, którego głosimy? Jeśli głoszeniu dobrej nowiny nie będzie towarzyszyła osobista świętość to wszystko, co na tym polu robimy będzie odbierane jako nieszczere i przekłamane.
List do Hebrajczyków 12:14 brzmi: „Starajcie się o pokój ze wszystkimi i o uświęcenie, bez którego nikt nie zobaczy Pana.” Jeśli nie postawimy ponownie kluczowego akcentu na świętości to jak świat będzie miał zobaczyć Jezusa, którego głosimy? Jeśli głoszeniu dobrej nowiny nie będzie towarzyszyła osobista świętość to wszystko, co na tym polu robimy będzie odbierane jako nieszczere i przekłamane.
Alistair Begg
Tłumaczył: Miszael
Źródło: http://www.ligonier.org/learn/articles/beacon-holiness/