5sola.pl

Soli Deo Gloria

środa, 30 listopada 2016

1 Grudnia
Misja: odszukać i ocalić
Syn Człowieczy przyszedł bowiem odszukać i ocalić to, co zaginęło”. 
(Ewangelia Łukasza 19:10)

Słowo adwent znaczy “przyjście”. W tym czasie w ciągu roku skupiamy się nad znaczeniem przyjścia Syna Bożego na świat. Duch, w którym świętujemy ten czas powinien być duchem Jego przyjścia. A duch tego przyjścia został opisany w Ewangelii Łukasza, w 10 wersecie 19 rozdziału, w którym czytamy takie oto słowa: „Syn Człowieczy przyszedł bowiem odszukać i ocalić to, co zaginęło.”

Więc Adwent jest dla nas czasem, kiedy nasze myśli kierujemy ku misji, z jaką Bóg przyszedł – misji odszukania i ocalenia zagubionych ludzi przed gniewem, który ma przyjść. Bóg wzbudził Go z martwych – „Jezusa, który nas ratuje przed nadchodzącym gniewem Boga” (1 List do Tesaloniczan 1:10). Jest to czas, by radować się i oddawać Bogu cześć za to, że jest szukającym i ocalającym Bogiem, że jest Bogiem na pewnej misji, że nie jest Bogiem, który jest oddalony od nas, że nie jest Bogiem pasywnym ani Bogiem niezdecydowanym. On nie jest Bogiem, który musi na jakiś czas „zejść ze sceny”, by odpocząć, dryfując przy tym niczym deska na falach. On jest Bogiem, który wysyła, który podąża, który szuka, który ratuje. To właśnie znaczy Adwent.

Dzieje Apostolskie są księgą pokazującą to „adwentowe” serce Boga – Boga, który jest w drodze, by odszukać i ocalić zgubionych. Narracja Dziejów opisuje trwający nieprzerwanie adwent Jezusa w kierunku kolejnych ludzi na świecie. Dzieje są opowieścią o tym, jak wczesny kościół rozumiał słowa zapisane w Ewangelii Jana: „Jak Mnie posłał Ojciec, tak i Ja was posyłam” (Jana 20:21). W księdze tej zapisano to jak ten „przychodzący z góry adwent” Boga w misji, którą pełni Jezus przekształca się i staje się „rozszerzającym się wszerz” adwentem Jezusa w misji powierzonej kościołowi. W rzeczy samej – w nas samych.

Jezus przyszedł na świat podczas pierwszego Adwentu, i odtąd każdy kolejny Adwent jest dla nas przypomnieniem Jego przychodzenia do życia kolejnych ludzi. I ten adwent to w rzeczy samej nasz adwent – nasze przyjście, nasze wchodzenie do życia tych naokoło i do pozostałych ludzi na świecie.

John Piper
Tłumaczył: Miszael
Źródło: The Dawning of Indestructible Joy Daily Readings for Advent






niedziela, 27 listopada 2016

Oto siedem próśb, które mogą stać się treścią twoich modlitw. Możesz dodać te pozycje do swojej listy modlitewnej.

1) Módl się, aby twoje modlitwy były wyrazem pokornego serca

A gdy się modlisz, nie bądź jak obłudnicy. Oni bowiem chętnie modlą się, stojąc w synagogach i na rogach ulic, aby ludzie ich widzieli. Zaprawdę powiadam wam: Odbierają swoją nagrodę. Ale ty, gdy się modlisz, wejdź do swego pokoju, zamknij drzwi i módl się do twego Ojca, który jest w ukryciu, a twój Ojciec, który widzi w ukryciu, odda ci jawnie” (Mt 6:5-6)

2) Módl się, aby Bóg przypomniał ci, że nie chce ani nie potrzebuje twojej elokwencji w modlitwie

A modląc się, nie bądźcie wielomówni jak poganie; oni bowiem sądzą, że ze względu na swoją wielomówność będą wysłuchani. Nie bądźcie do nich podobni, gdyż wasz Ojciec wie, czego potrzebujecie, zanim go poprosicie”. (Mt. 6:7-8)

Podobnie i Duch dopomaga naszej słabości. Nie wiemy bowiem, o co powinniśmy się modlić, jak trzeba, ale sam Duch wstawia się za nami w niewysłowionych westchnieniach”. (Rz 8:26)

3) Módl się abyś pamiętał jakie prośby są naprawdę ważne

Wy więc tak się módlcie: Ojcze nasz, który jesteś w niebie, niech będzie uświęcone twoje imię. Niech przyjdzie twoje królestwo, niech się dzieje twoja wola na ziemi, tak jak w niebie. Daj nam dzisiaj naszego powszedniego chleba. I przebacz nam nasze winy, jak i my przebaczamy tym, którzy przeciw nam zawinili. I nie wystawiaj nas na pokusę, ale wybaw nas od złego; twoje bowiem jest królestwo, moc i chwała na wieki. Amen”. (Mt 6:9-13)

4) Módl się, abyś pamiętał biblijne przykłady odpowiedzi na modlitwy

Cierpi ktoś wśród was? Niech się modli. Raduje się ktoś? Niech śpiewa. Choruje ktoś wśród was? Niech przywoła starszych kościoła i niech się modlą nad nim, namaszczając go olejem w imię Pana.
Eliasz był człowiekiem podlegającym tym samym doznaniom co my i modlił się gorliwie, żeby nie padał deszcz, i nie spadł deszcz na ziemię przez trzy lata i sześć miesięcy.  Potem znowu się modlił i niebo spuściło deszcz, i ziemia wydała swój plon”. (Jk 5:13-14, 17-18)

5) Módl się, aby Bóg dał ci pewność swojej suwerennej władzy

Temu zaś, który według mocy działającej w nas może uczynić o wiele obficiej ponad to wszystko, o co prosimy albo o czym myślimy; Jemu [niech będzie] chwała w kościele przez Chrystusa Jezusa po wszystkie pokolenia na wieki wieków. Amen”. (Ef 3:20-21)

6) Módl się, aby Bóg pomógł ci wytrwać w modlitwie

Opowiedział im też przypowieść [o tym], że zawsze należy się modlić i nie ustawać; Mówiąc: W pewnym mieście był sędzia, który Boga się nie bał i z człowiekiem się nie liczył. Była też w tym mieście wdowa, która przychodziła do niego i mówiła: Pomścij moją [krzywdę] na moim przeciwniku.  On przez długi czas nie chciał, lecz potem powiedział sobie: Chociaż Boga się nie boję i z człowiekiem się nie liczę; To jednak, ponieważ naprzykrza mi się ta wdowa, pomszczę jej [krzywdę], aby w końcu nie przyszła i nie zadręczyła mnie. I powiedział Pan: Słuchajcie, co mówi niesprawiedliwy sędzia. A Bóg, czy nie pomści [krzywdy] swoich wybranych, którzy wołają do niego we dnie i w nocy, chociaż długo zwleka? Mówię wam, że szybko pomści ich [krzywdę]. Lecz czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?”. (Łk 18:1-8)

7) Módl się, aby Bóg przekonywał cię o tym, że jest twoim kochającym Ojcem i da ci tylko to co jest dobre

I czy jest wśród was człowiek, który da synowi kamień, gdy ten prosi o chleb? A gdy prosi o rybę, czy da mu węża? Jeśli więc wy, będąc złymi, umiecie dawać dobre dary waszym dzieciom, o ileż bardziej wasz Ojciec, który jest w niebie, da dobre rzeczy tym, którzy go proszą”. (Mt 7:9-11)

opracowano na podstawie tekstu Tima Challiesa


czwartek, 24 listopada 2016

Nie poddawaj się!

czwartek, listopada 24, 2016 0 Comments
Jezus jednoznacznie powiedział, że zrozumienie Ewangelii jest jedyną drogą do Królestwa Bożego. Jeśli jest to prawdą, to czy będzie czymś nierozsądnym zasugerowanie, że szatan Boży przeciwnik uczyni wszystko co tylko możliwe, aby trzymać ludzi z dala od poselstwa Ewangelii? Czy kiedykolwiek spotkaliście się ze sprzeciwem gdy próbowaliście głosić Ewangelię?

Kiedy Paweł podczas swojej wędrówki do Damaszku został powołany na świadka Chrystusa, zostało mu przepowiedziane prześladowanie, które stało się nierozłączną cechą charakterystyczną jego służby wśród niewierzących. Jednakże sam Pan obiecał Pawłowi, że wybawi go od Żydów oraz pogan do których został posłany (Dz 26:17). Pomimo upływu 2000 lat, współcześni chrześcijanie spotykają się z tą samą opozycją.

Jedną z najbardziej wrogo nastawionych osób napotkałem na swojej drodze gdy pierwszy raz publicznie broniłem biblijnego poglądu na stworzenie. Spotkanie miało miejsce w małym kościele w rolniczej społeczności w Saskatchewan. Na koniec spotkania lokalna nauczycielka biologii (która został zaproszona przez jednego ze swoich uczniów) zaatakowała moją wypowiedź i z wielką gorliwością broniła swojego ewolucjonistycznego poglądu będącego w całkowitej opozycji wobec moich słów. Jej komentarze były strasznie nieuprzejme i znieważające do tego stopnia, że przez kolejne dni zastanawiałem się czy powinienem kontynuować swoją służbę.

Oczywiście, w moim życiu było jeszcze wiele innych podobnych spotkań i potyczek, ale żadna z nich nie była tak druzgocąca jak to pierwsze doświadczenie. Dziś, gdy patrzę wstecz na wszystkie lata mojej służby, widzę wyraźnie jak szatan usiłował odwieść mnie od posłusznej służby  Bogu.

Jeśli jesteś żywym świadkiem Jezusa Chrystusa to jestem przekonany, że spotkałeś się w swoim życiu z opozycją. Ten sprzeciw niekoniecznie musi przejawiać się w fizycznej konfrontacji. Często, gdy młodzi chrześcijanie próbują dzielić się nowo odkrytą wiarą ze swoimi krewnymi, spotykają się z odrzuceniem, które może mieć głębokie konsekwencje emocjonalne. 

Musimy cały czas pamiętać, że szatan jest „bogiem tego świata” i jest bardzo wzburzony gdy traci kolejną osobę, która została mu wyrwana do Bożego Królestwa. Zrobi on wszystko aby bliskie młodym chrześcijanom osoby nie tylko ich odrzuciły, ale też będzie starał się wmówić im, że chrześcijanin jest głupcem.

Musimy pamiętać, że Biblia uczy nas iż „nasza walka nie jest przeciwko krwi i ciału”. Przez wszystkie lata zaangażowania w służbę, zaobserwowałem, że mężczyźni oraz kobiety, którzy z największą wrogością sprzeciwiają się poselstwu Ewangelii, są jednocześnie tymi, którzy są najmocniej przekonywani przez Ducha Świętego.

Nie możemy się poddać tylko dlatego, że ktoś nam się przeciwstawia czy też odrzuca. Pamiętajmy, że to Boża łaska doprowadziła nas do Królestwa Bożego i to Boża łaska będzie wpływać na naszych przyjaciół, krewnych i znajomych. Kiedy spotkamy się z opozycją, nie bierzmy tego do siebie. To jest Boża walka. On dobrze wie co robi.

Roger Oakland Źródło: http://www.understandthetimes.org/commentary/c168dontgiveup.shtml

niedziela, 20 listopada 2016

Fragment kazania do 11 rozdziału Ewangelii Jana Johna Pipera z 2011 roku.

Bóg nie przemienił kryzysu państwowego w Izraelu dla jego i dla naszego dobra. On od początku go znał i zaplanował. Widzicie różnicę? Czy Bóg widzi trudną sytuację i po prostu ją naprawia lub przemienia? Czy może jest On pośród tej sytuacji od samego początku, planując i zarządzając nią?

Jeśli chodzi o mnie to uważam to drugie, gdyż tak mówi nam tekst biblijny. Spójrz uważnie na to co Jan pisze o słowach Kajfasza: „Lepiej jest dla nas, aby jeden człowiek umarł za lud, niż aby cały naród zginał.” (Ewangelia Jana 11:50) A następnie Jan dodaje coś niesamowitego: „Nie mówił tego jednak sam z siebie, ale jako sprawujący tego roku urząd arcykapłana wypowiedział proroctwo, że Jezus ma umrzeć za naród – i nie tylko za naród, ale także po to, aby zebrać w jedno rozproszone dzieci Boga.” (Ewangelia Jana 11:51-52)

Przemyśl to teraz. Bóg sprawił, że te słowa zostały wypowiedziane przez Kajfasza. Bóg włożył te słowa w jego usta. Bóg miał coś do przekazania. W pewnym sensie były to słowa Kajfasza. I znaczenie, jakie on im nadawał to jedna rzecz. Jednak z innej perspektywy były to słowa Boga. Znaczenie jakie Bóg nadawał tym słowom to całkowicie inna rzecz. Co chcę przez to powiedzieć? Że te słowa przypieczętowały śmierć Jezusa. Te słowa były wyrokiem śmierci dla Jezusa. Bóg wypowiedział te słowa. Kajfasz chciał pozbyć się Jezusa, chciał Go martwego, więc wypowiedział te, a nie inne słowa. I Bóg chciał Jezusa martwego i zmartwychwstałego, i panującego, i triumfującego nad światem, więc wypowiedział te, a nie inne słowa.

Bóg nie zjawił się spóźniony na scenie tych wydarzeń i zdziwiony powiedział: „O jej, co ja teraz uczynię z jego słowami?”. Nie było tak, ponieważ to Bóg był autorem tych słów. To jest niesamowite! Moje całe życie opieram na takich wnioskach o Bogu.
Czy w obliczu problemów, przez które przechodzisz, myślisz, że Bóg mówi: “O jej, co ja teraz zrobię? Ten cały paskudny bałagan. Jak znajdę z tego wyjście”? Jeśli tak, to wiedz, że to nie jest mój Bóg.
Kajfasz przepowiedział, to znaczy, powiedział Boże słowa i to Bóg powiedział: „Lepiej jest dla nas, aby jeden człowiek umarł za lud, niż aby cały naród zginął.” To Bóg powiedział: „Lepiej, żeby On umarł”. To Bóg powiedział: „Lepiej, żeby On umarł”. To Bóg powiedział: „Lepiej, żeby On umarł”. Lepiej, w rzeczy samej, lepiej niż jakikolwiek inny plan we wszechświecie, nieskończenie lepiej, żeby On umarł.

Uwielbiam Boga. Kocham Boga. On powiedział te słowa myśląc o tobie. Dlatego śmierć Jezusa nie była po prostu tragicznym przebiegiem wydarzeń, które Bóg zmienił ku dobremu. Śmierć Jezusa była najwspanialszym przebiegiem wydarzeń, który Bóg zaplanował ku dobremu.

Sam Bóg wydał wyrok śmierci na swojego Syna. To nie tak, że On go przewidział. Bóg go spowodował. Słowa przepowiedni Kajfasza sprawiły, że Jezus został aresztowany i trafił do Ogrodu Getsemani. Nie było innego wyjścia, gdyż to Bóg przemówił.

Posłuchaj teraz uważnie: W tej uniwersalnej ofercie zbawienia, którą znamy z Ewangelii Jana 3:16, Bóg umieścił swój szczególny plan obejmujący śmierć jego Syna, aby nawrócić wybrane, rozproszone dzieci Boga i zebrać je w jedno. Zatem przez te chwalebne drzwi, które Bóg uczynił, ktokolwiek chce może przyjść (zobacz Ks. Objawienia 22:17), ponieważ Bóg tak bardzo ukochał świat, że dał swego Jedynego Syna, aby każdy kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. W tej cudownej wieści, którą powinniśmy głosić wszędzie, jest także zamysł Boga. Nie ograniczaj śmierci Chrystusa tylko do zapewnienia możliwości zbawienia dla innych. Nie ograniczaj dzieła krzyża do tego. Tak, to jest prawda, wspaniała prawda. To ona sprawia, że wychodzimy. Wychodzimy, żeby mówić każdemu człowiekowi: „On Cię ukochał i dał swojego Syna, żebyś gdy tylko uwierzysz, był zbawiony.”

Ale on uczynił o wiele więcej. To więcej jest tutaj. To więcej to: „Swoją krwią nabyłeś ludzi” (Ks. Objawienia 5:9). Gromadzisz ludzi, dzieci Boże, przeznaczone przed założeniem świata do adopcji (List do Efezjan 1:4), umarłeś, żeby ich zebrać i dokonasz tego, po co umarłeś dla tych, których wybrałeś. I nieomylnie będą oni jednym ludem. 
Chrystus nie umarł tylko, żeby zaoferować światu zbawienie. On umarł, żeby ci, którzy do Niego należą, przyszli do Niego. Umarł, żeby pokonać ich bunt i zgromadzić ich swoją wszechmocą przy sobie.

John Piper 
Tłumaczył: Miszael 
Źródło: http://www.desiringgod.org/interviews/jesus-did-not-stop-at-making-salvation-possible

wtorek, 15 listopada 2016

Chrześcijaninem jest taki człowiek, którego Ojcem jest Bóg. Usynowienie, które jest najwyższym przywilejem Ewangelii, stanowi także początek życia chrześcijańskiego, które jest całkowitym oddaniem się Panu Jezusowi Chrystusowi. Ktoś kiedyś powiedział, że: „Pan dzisiaj szuka, jak zresztą zawsze szukał, nie tłumów, które by bezmyślnie kroczyły Jego ścieżką, ale szuka jednostek – takich mężczyzn i takie niewiasty, których gorąca miłość i ofiarowanie Mu się całym sercem wynikałoby z faktu, że rozpoznali istotę zagadnienia, a mianowicie, iż Pan pragnie usługiwania tych, którzy by byli gotowi iść Jego ścieżką wyrzeczenia się samego siebie, jaką On szedł przed nimi”.

Dzisiaj żyjemy w czasach duchowego chaosu gdzie standardy ortodoksyjnego chrześcijaństwa bardzo często traktowane są jako ruiny duchowej spuścizny przekazanej nam przez ojców. Nasz Pan postawił wielkie wymagania pod adresem tych, którzy chcieli zostać Jego uczniami. My dziś dostosowujemy poselstwo do słuchacza, całkowicie wypaczając zbawczą prawdę Ewangelii.

Rozmyślając w ostatnim czasie o tym co tak naprawdę znaczy być uczniem Pana, przypomniały mi się słowa Williama MacDonalda, który poddał biblijnej analizie kryteria, którym musi poddać się każdy, kto prawdziwie pragnie podążać za Chrystusem.

Przyjmujemy to jako oczywisty fakt, że żołnierze oddają swoje życie dla ojczyzny i nie widzimy w tym nic dziwnego, że np. członkowie różnych zrzeszeń politycznych oddają własne życie dla swoich idei. Ale to, że krew, pot i łzy miałyby charakteryzować życie naśladowcy Chrystusa, wydaje się nam jakieś bardzo odległe i trudne do zrozumienia. Oto warunki jakie spełnić musi prawdziwy Jego uczeń, które podał nam sam Zbawiciel świata:

1. WSZYSTKO PRZEWYŻSZAJĄCE UMIŁOWANIE JEZUSA CHRYSTUSA

Jeśli ktoś przychodzi do mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, a nawet swego życia, nie może być moim uczniem” (Łk 14:26)

Nie znaczy to oczywiście, abyśmy kiedykolwiek w sercach naszych mieli mieć w stosunku do naszych najbliższych jakieś uczucie wrogości, ale że nasza miłość w stosunku do Chrystusa powinna być tak wielka, aby miłość do naszych kochanych w porównaniu z miłością do Niego była jak gdyby nienawiścią.

Właściwie najtrudniejszą cząstką tego ustępu jest wyrażenie: „...a nawet swego życia”. Miłość do samego siebie jest jedną z największych przeszkód, aby stać się prawdziwym uczniem. Na właściwym miejscu, na którym Pan chce nas mieć, możemy znaleźć się dopiero wtedy, gdy jesteśmy gotowi życie nasze złożyć w ofierze dla Niego.

2. ZAPARCIE SIĘ SAMEGO SIEBIE

Wtedy Jezus powiedział do swoich uczniów: Jeśli ktoś chce pójść za mną, niech się wyprze samego siebie, weźmie swój krzyż i idzie za mną” 
(Mt 16:24)

Zaparcie się samego siebie nie jest tym samym co panowanie nad sobą. To ostatnie oznacza wyrzeczenie się pewnych pokarmów, przyjemności albo czegoś z naszych dóbr. Zaparcie się samego siebie oznacza zaś tak całkowite poddanie się władzy Chrystusa, że nasze „ja” nie posiada więcej żadnego prawa ani autorytetu. Oznacza to, że nasze „ja” abdykuje i schodzi z tronu. Pięknie jest to wyrażone w słowach Henry Martyna: „Panie spraw abym nie miał własnej woli, a także abym szczęścia w najmniejszym nawet stopniu nie uzależniał od czegokolwiek, co mogłoby mi przypaść w udziale na podstawie działania czynników zewnętrznych, ale abym mógł znaleźć je całkowicie w poddaniu się Twojej woli”.

3. ŚWIADOME BRANIE KRZYŻA

Wtedy Jezus powiedział do swoich uczniów: Jeśli ktoś chce pójść za mną, niech się wyprze samego siebie, weźmie swój krzyż i idzie za mną” 
(Mt 16:24)

Krzyż nie jest tylko jakąś cielesną słabością, kłopotem czy bólem serca. Te rzeczy przypadają w udziale wszystkim ludziom. Krzyż jest drogą życia, którą człowiek świadomie wybiera. Coates tak wyraża się o tej drodze: „Jest to ścieżka, która jeśli chodzi o ten świat, wyraźnie charakteryzuje się brakiem sławy i pohańbieniem”. Krzyż symbolizuje ową hańbę, prześladowanie i poniżenie, które świat wylał w takiej obfitości na Syna Bożego, i które świat w dalszym ciągu będzie wylewał na tych wszystkich, którzy odważą się popłynąć przeciw prądowi. Każdy wierzący może uniknąć krzyża, jeśli po prostu się podda i przypodoba temu światu i jego drogom.

Dietrich Bonhoeffer powiedział, że: „Kto nie chce przyjąć swego krzyża, kto nie chce oddać swego życia, aby cierpieć i być odrzuconym przez ludzi, ten utraci wspólnotę z Chrystusem, ten nie jest naśladowcą. Kto jednak idąc za Jezusem i niosąc krzyż, traci swe życie, ten w samym naśladowaniu, we wspólnocie z Chrystusem odzyska je”.

4. ŻYCIE SPĘDZONE W NAŚLADOWANIU CHRYSTUSA

Wtedy Jezus powiedział do swoich uczniów: Jeśli ktoś chce pójść za mną, niech się wyprze samego siebie, weźmie swój krzyż i idzie za mną” 
(Mt 16:24)

Aby to zrozumieć, człowiek musi zadać sobie po prostu pytanie: „Co charakteryzowało życie Chrystusa?”. Było to życie polegające na posłusznym poddaniu się woli Bożej. Było to życie spędzone w mocy Ducha Świętego. Było to życie zupełnie pozbawione egoizmu, poświęcone służbie innym. Było to życie, w którym objawiała się cierpliwość i znoszenie cierpień w milczeniu – w obliczu największego zła i najgłębszych krzywd.

Było to życie pełne zapału, ofiarowania bez reszty swych sił, kontroli nad samym sobą, pokory, usłużności, wierności i pełni oddania. Aby być prawdziwymi Jego uczniami, musimy chodzić tak, jak On chodził. Musimy objawiać w naszym życiu owoce podobieństwa do Chrystusa.

5. GORĄCE UMIŁOWANIE TYCH, KTÓRZY SĄ WŁASNOŚCIĄ CHRYSTUSA

Po tym wszyscy poznają, że jesteście moimi uczniami, jeśli będziecie się wzajemnie miłować” (J 13:35)

Jest to tego rodzaju miłość, która uważa innych za lepszych od siebie, która przykrywa mnóstwo grzechów, która jest cierpliwa i uprzejma, która nie czyni nic nieprzystojnego, nie szuka swego, nie jest porywczą, nie myśli złego, nie raduje się z niesprawiedliwości, ale się raduje z prawdy, która wszystko pokrywa, wszystkiemu wierzy, wszystkiego się spodziewa, wszystko znosi (1 Kor 13:4-7). Bez takiej miłości naśladowanie Pana byłoby tylko zimnym, zamkniętym w ramach suchych reguł ascetyzmem.

6. WYTRWANIE W JEGO SŁOWIE BEZ ZBACZANIA ANI NA LEWO, ANI NA PRAWO

Wtedy Jezus mówił do tych Żydów, którzy mu uwierzyli: Jeśli będziecie trwać w moim słowie, będziecie prawdziwie moimi uczniami” (J 8:31)

Aby być prawdziwym uczniem, trzeba być wytrwałym. Ach jakże łatwo jest dobrze rozpocząć, z płomiennym entuzjazmem, ale próbą, wykazującą rzeczywistość przeżycia – jest wytrwanie aż do końca. „Jezus mu odpowiedział: Nikt, kto przykłada swoją rękę do pługa i ogląda się wstecz, nie nadaje się do królestwa Bożego” (Łk 9:62). Tu nie wystarczy chwilowe, okresowe tylko w formie wybuchowej objawiające się posłuszeństwo Słowu Bożemu. Chrystus chce mieć takich, którzy by szli za Nim w ustawicznym, nie zadającym pytań posłuszeństwie.

7. OPUSZCZENIE WSZYSTKIEGO, ABY IŚĆ ZA NIM W ŚLAD

Tak i każdy z was, kto nie wyrzeknie się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem” (Łk 14:33)

To może jest jednym z najbardziej niepopularnych warunków, aby zostać uczniem Chrystusa i prawdopodobnie można by go nazwać najbardziej niepopularnym wierszem całej Biblii. Sprytni teologowie mogliby ci podać tysiąc przyczyn, dla których wiersz ten nie ma jakoby oznaczać tego, co mówi, ale prości uczniowie przyjmują go z radością, domyślając się, że Pan Jezus dokładnie sobie zdawał sprawę z tego co mówił. A co to znaczy: wszystko opuścić? To porzucenie wszystkich materialnych dóbr i wszystkiego tego, co nie jest koniecznie potrzebne dla podtrzymania życia, a co można by użyć dla rozszerzania Ewangelii. 

Ten, który wszystko porzuca, nie staje się bezczynnym włóczęgą. Wręcz przeciwnie: pracuje pilnie, ażeby zaspokoić zarówno swoje bieżące potrzeby, jak i swej rodziny. Ale od chwili gdy najwyższym celem jego życia stało się krzewienie Ewangelii Chrystusowej, wszystko cokolwiek mu zbywa ponad najkonieczniejsze bieżące potrzeby, inwestuje niejako w pracy Pańskiej, pozostawiając przyszłość w rękach Boga. Wierzy, że szukając na pierwszym miejscu Królestwa Bożego i Jego sprawiedliwości, nigdy nie będzie odczuwał braku odzieży albo żywności. Nie może się zdobyć na to, ażeby świadomie zatrzymywać w swoich rękach zbędne pieniądze lub oszczędności, gdy dusze giną dla braku Ewangelii. Nie chce zmarnować swego życia na gromadzeniu bogactw, które wpadną w ręce diabła w momencie gdy Chrystus powróci po swoich świętych. Chce natomiast być posłusznym wskazówce Pana, który rozkazał, aby nie składać sobie skarbów na ziemi. Porzucając wszystko, ofiarowuje Panu te rzeczy, których i tak nie jest w stanie utrzymać, a które przestał miłować.

Te warunki musi spełniać każdy prawdziwy uczeń Chrystusa. Są one jasne i nieodwołalne. Kończąc swoje rozważania, MacDonald napisał, że: "Autor tych słów zdaje sobie sprawę, że przedstawiając tych siedem punktów, samego siebie potępił jako niepożytecznego sługę. A czyż prawda Boża miałaby na zawsze być przykrywana i zaciemniania dlatego, że lud Boży zawodzi? Czyż nie jest prawdą, że poselstwo jest zawsze większe od posła, który je przynosi?".

Wyznając błędy popełnione w przeszłości, odważnie stańmy twarzą w twarz z żądaniami jakie Chrystus wysuwa pod naszym adresem i starajmy się od tego momentu być godnymi i prawdziwymi uczniami naszego uwielbionego Pana.

Pamiętając o tym, że uznanie Jezusa za Pana oznacza uczynienie Go autorytetem w sprawach własnego postępowania. W całym swoim życiu.

niedziela, 6 listopada 2016

Co to znaczy bać się Boga?

niedziela, listopada 06, 2016 0 Comments
Musimy dokonać pewnych istotnych zastrzeżeń co do tego, co w biblijnym świetle oznacza “obawianie się” Boga. Te zastrzeżenia bowiem mogą być przydatne, ale mogą się okazać także nieco niebezpieczne. Kiedy Luter zmagał się z tym problemem, sformułował on pewne zastrzeżenie, które stało się poniekąd znane: odróżnił on strach, który nazwalibyśmy służebnym (a więc typowym dla sługi wobec swojego pana) od strachu synowskiego (który przynależny jest relacji syna wobec ojca).

Strach służebny to strach, który żywi uwięziony w komnacie tortur wobec swojego dręczyciela, strażnika więziennego albo kata. To ten rodzaj przerażającego napięcia, które ogarnia osobę wobec wyraźnego i obecnego zagrożenia ze strony innej osoby. To także ten rodzaj strachu, który pojawia się w umyśle sługi, kiedy jego pan przychodzi z biczem i znęca się nad nim. Służebny w tym znaczeniu, że odnosi się do postawy zniewolonego przez nieżyczliwego właściciela sługi.

Luter widział różnice pomiędzy takim strachem, a tym, który określił jako synowski (czerpiąc nazwę z łacińskiego słowa, z którego później zaczerpnęliśmy słowo „rodzina”). Odnosił to do strachu, jaki żywi dziecko wobec swego ojca. I w tym kontekście, Luter miał na myśli dziecko, które przepełnione jest ogromnym szacunkiem i miłością wobec swojego ojca lub matki i które szczerze pragnie być dla swojego rodzica pociechą. Strach czy niepokój nie jest związany tu z obawą cierpień lub nawet kary, lecz z pragnieniem uniknięcia sytuacji niepodobania się tej jedynej osoby, która – w świecie dziecka – jest jedynym źródłem miłości i bezpieczeństwa.

Sądzę, że to rozróżnienie jest pomocne, ponieważ podstawowe znaczenie bojaźni wobec Boga, o której czytamy w Księdze Powtórzonego Prawa, jest także obecne w Księgach Dydaktycznych Starego Testamentu, gdzie dowiadujemy się, że „początkiem mądrości jest bojaźń PANA”. 

Akcent pada tu na pewien rodzaj podziwu i szacunku wobec wielkości Boga. Tego akcentu często brakuje współczesnemu ewangelicznemu chrześcijaństwu.
Stajemy się nonszalanccy i sobiepańscy w stosunku do Boga, jakbyśmy mieli jedynie zdawkową i wymijającą relację z naszym Ojcem. Jesteśmy zaproszeni do nazywania Go „Abba, Ojcem” i do tego, by mieć z Nim osobistą, intymną relację, to jednak wciąż nie powinniśmy być wobec Boga na swój sposób lekceważący. Powinniśmy raczej zawsze utrzymywać zdrowy szacunek i zachwyt wobec Niego.
I pewna uwaga na koniec: jeśli naprawdę żywimy zdrowy szacunek dla Boga, to odnajdziemy w naszych myślach pewien pierwiastek, który przekonuje nas, że Bóg może być przerażający. „Strasznie jest wpaść w ręce żywego Boga!” – czytamy w Liście do Hebrajczyków 10:31. Jako grzeszni ludzie, mamy wystarczająco dużo powodów by obawiać się Bożego sądu; w tym tkwi część naszej motywacji, by pojednać się z Bogiem.

R.C. Sproul
Tłumaczył: Miszael 
Źródło: http://www.ligonier.org/blog/what-does-it-mean-fear-god/

czwartek, 3 listopada 2016

Około 95 roku naszej ery, Jezus poprzez apostoła Jana, metaforycznie przyszedł do Laodycei. Przyszedł, pukając do drzwi tamtejszego kościoła, z zaproszeniem – i to takim, które z niczym innym nie da się porównać:
Oto stoję u drzwi! Pukam. Jeśli ktoś usłyszy mój głos i otworzy drzwi, wstąpię do niego i będę z nim ucztował, a on ze mną.” (Księga Objawienia 3:20).
Wyrwany z kontekstu, wers ten może oznaczać Jezusa, który cicho i łagodnie zapukał do drzwi. Obrazy przedstawiające ten fragment Pisma także przedstawiają spokojnego Jezusa, który puka z delikatnością. 
W rzeczywistości, Jezus pukał do drzwi kościoła w Laodycei, ale bynajmniej nie czynił tego z delikatnością, łagodnością i spokojem. To zaproszenie Jezusa przyszło w towarzystwie otrzeźwiającej nagany i poważnego ostrzeżenia. Jezus uderzał w drzwi kościoła Laodycei w sposób, w jaki ktoś mógłby to robić wiedząc, że gdzieś w pobliżu jest pożar lub inne poważne niebezpieczeństwo.

Wiem o twoich czynach. Nie jesteś ani zimny, ani gorący. Obyś był zimny albo gorący! A ponieważ jesteś letni, nie gorący i nie zimny, wypluję cię z moich ust. Mówisz: Jestem bogaty. Wzbogaciłem się i niczego nie potrzebuję. Nie wiesz jednak, że jesteś nędzny i żałosny, biedny, ślepy i goły. Radzę ci: Nabądź u Mnie złota oczyszczonego w ogniu, abyś się wzbogacił. Zaopatrz się u Mnie w białe szaty, byś miał się w co ubrać i przestał razić hańbą swej nagości. Kup też u Mnie maść i posmaruj nią swoje oczy – aby przejrzeć. Ja tych, których kocham, poprawiam i wychowuję. Obudź więc w sobie zapał! Opamiętaj się!” (Księga Objawienia 3:15-19)
Jezus pukał do drzwi kościoła, który w wyniku ufania bożku, a nie Bogu, znalazł się w poważnym zagrożeniu. Ich letniość, choć wydawać by się mogła kwitnąca i prosperująca, była nie do wytrzymania dla Jezusa. Ale ponieważ kochał On tych letnich chrześcijan, to przyszedł do nich z miłością – z twardymi słowami – i wezwał ich do gorliwego opamiętania się i reformacji.

Gdy Jezus przyszedł pukać do drzwi w Wittenberdze

31 października 1517 roku, Jezus, poprzez mało znanego niemieckiego duchownego Marcina Lutra, przyszedł – i to całkiem dosłownie – pukać w wittenberskie drzwi Kościoła Rzymskokatolickiego.

Nieposkromiony grzech zepsucia związanego z siłą i z bogactwem był jak rak, który znalazł się w fazie przerzutów w Kościele Rzymskokatolickim i rozprzestrzenił się najpierw do tych, którzy byli odpowiedzialni za nauczanie, następnie, przez nich, do oficjalnych doktryn i praktyk. To był śmiercionośny rak. Podobnie jak kościół w Laodycei, Kościół Rzymskokatolicki stał się wtedy niezwykle prosperującym kościołem, a mimo to nie widział jak bardzo jest nędzny, godny pożałowania, biedny, ślepy i nagi. Nie słuchał wystarczająco autorytatywnego głosu Jezusa, który wydobywał się z Pisma Świętego ani proroczych ostrzeżeń, które co jakiś czas były do niego wysyłane. Bóg był na skraju cierpliwości.

Ale ponieważ Bóg kochał swój cierpiący chorobę grzechu kościół, którego bałwochwalstwo doprowadziło do ogromnego duchowego niebezpieczeństwa, wysłał najmniej przewidywalnego posłańca z najmniej przewidywalnego miasta – i podobnie jakby to uczynił On sam – wysłał go z twardymi słowami miłującej dyscypliny. 

Profesor Luter zbliżył się do drzwi Kościoła Zamkowego w Wittenberdze z młotkiem, paroma gwoźdźmi oraz pergaminem, na którym wypisał 95 ostrych zarzutów (tez) wobec Kościoła Rzymskokatolickiego. Inaczej jednak niż w przypadku Laodycejczyków, tezy Lutra nie były nieomylnym Bożym Słowem.

Prawdę powiedziawszy, Luter sam przyznał później, że niektóre z nich nie sięgały tak naprawdę jeszcze istoty problemu. Jednak wciąż były one biblijnym wezwaniem do gorliwego opamiętania się – jak to wyraźnie pokazuje pierwsza z tez:
„Gdy Pan i Mistrz nasz Jezus Chrystus rzecze: "pokutujcie" (Ew. Mateusza 4:17), to chce, aby całe życie wiernych było nieustanną pokutą.”
Wśród dźwięków młotka, którym Marcin Luter przybijał swoje tezy, wybrzmiewało pukanie Jezusa. Pukanie, które, niczym reakcja łańcuchowa, wywołało to, co nazywamy dzisiaj Reformacją Protestancką. Pukanie, w wyniku którego Ewangelia, niczym bomba, wybuchła – a siła tego wybuchu wciąż, 500 lat później, przemierza świat.

Wybuch Reformacji

W rezultacie tego jednego dnia – 31 października 1517 r., - miliony chrześcijan na całym świecie poddało się Bożemu Słowu jako najwyższemu autorytetowi (Sola Scriptura), nauczaniu tego Słowa, że zbawienie jest darem od Boga danym wyłącznie z Jego łaski (Sola Gratia) poprzez jedynie naszą wiarę (Sola Fide) w wyniku śmierci i zmartwychwstania jedynego Zbawiciela i Pośrednika, Jezusa Chrystusa (Solus Christus), tak żeby cała chwała została przynoszona Trójjedynemu Bogu wyłącznie (Soli Deo Gloria).
Na każdym miejscu, gdzie kościół otwierał drzwi Jezusowi, opamiętanie i reformacja były jako chemioterapia w stosunku do raka wywołanego duchowym zepsuciem. Przywrócona wiara w Ewangelię Chrystusową rozprzestrzeniała duchowe uzdrowienie poprzez większą część Europy, a następnie na terytoria Nowego Świata, Azji i Afryki. Wszystko to zrodziło ewangelizację, powstawanie kościołów, pracę nad tłumaczeniem Biblii i podejmowanie wysiłków, by Dobra Nowina została zaniesiona tam, gdzie jeszcze wcześniej nie dotarła. 

A dalej przyniosło także całą gamę społecznych korzyści: silniejsze rodziny, uczciwy handel, gospodarcze możliwości dla biednych, szpitale i kliniki dla chorych, szkolnictwo dla ogromnych rzesz ludzkich, zachęcenie do naukowych przedsięwzięć, demokratyczne rządy… - wiele jeszcze można by wymieniać.  
Gdy prawdziwie pojmiemy, jaka łaska została dla nas otwarta, gdy Jezus przyszedł pukać do drzwi w Wittenberdze, wtedy Dzień Reformacji (31 październik) stanie się dla nas dniem dziękczynienia – dniem uczty, albo – być może – dniem postu i modlitwy o kolejny wybuch reformacji w naszych życiach, kościołach, narodach.

Czy Jezus puka do twoich drzwi?

Szczerze powiedziawszy, gdy weźmiemy pod uwagę dobrobyt, którego większość z nas doświadcza na Zachodzie oraz jałowy, niczym wypalony słońcem duchowy klimat, w którym większość z nas żyje, to może się okazać, że najlepszym sposobem na obchodzenie Dnia Reformacji jest dokonanie solidnego i pełnego modlitwy „przeglądu” naszej duszy. Czy pozwoliliśmy, żeby na stałe osiadło się w nas duchowe lenistwo – jak u Laodycejczyków? Wiemy, że znaczne części zachodniego kościoła cierpią na chorobę wywołaną różnymi herezjami. Czy powoduje to w nas żarliwą chęć do modlitwy?

Powinniśmy samych siebie spytać – czy Jezus puka – a może uderza – do naszych drzwi? Czy słyszymy Go? A może ignorujemy lub wręcz opieramy się Mu? Czy tolerujemy albo próbujemy usprawiedliwiać jakiekolwiek bożki? 
Jednym z wyraźnych objawów oddawania czci bożkom, a nie Bogu, jest duchowa letniość. 
Ta letniość zazwyczaj nie wydaje się być realnym zagrożeniem. Może się wydawać jedynie możliwym do zniesienia, może nawet przyjemnym, osłabieniem. Ale jakkolwiek nie nazwiemy tego „osłabienia”, jest ono śmiertelne. Bowiem w tym stanie się znajdując, nie uświadamiamy sobie jak nędzni, godni pożałowania, biedni, ślepi i nadzy jesteśmy. 

A ponieważ Jezus kocha grzesznych ludzi – takich, jak my – kiedy popadamy w taki stan, przychodzi On, by pukać – głośno pukać. Często nie rozpoznajemy go od razu, może przecież przyjść poprzez osobę, której najmniej byśmy się w danym momencie spodziewali. I ich twarde słowa uderzają w nas jak w twardą powierzchnię, przez co możemy stać się skłonni do obrony i podenerwowania, a nawet złości.

Słuchajmy jednak z uwagą i opuśćmy wszelką broń. Twarde słowa są bolesne, szczególnie wobec naszej dumy. Ale Jezus (lub Jego niedoskonały posłaniec) nie jest w stosunku do nas złośliwy lub potępiający. Ostrzeganie nas to pełna miłości dyscyplina ze strony naszego Zbawcy. 
Letniość oznacza duchowe, zagrażające życiu bałwochwalstwo. Jedynym lekarstwem jest „obudzić w sobie zapał i opamiętać się” (Księga Objawienia 3:19).
Gdy Jezus puka do naszych drzwi, otwórzmy je dla Niego na oścież, abyśmy mogli z Nim ucztować, a On z nami (Księga Objawienia 3:20). Przyjęcie jego nieocenionego zaproszenia do radości poprzez pokutę i reformację może być najlepszym z możliwych sposobów świętowania Dnia Reformacji. 

Jon Bloom
Tłumaczył: Miszael 
Źródło: http://www.desiringgod.org/articles/reformation-day-jesus-came-knocking