5sola.pl

Soli Deo Gloria

wtorek, 29 sierpnia 2017

Bardzo często w moich myślach pojawiają się słowa wielkiego szkockiego kaznodziei Roberta Murraya McCheyne’a, który powiedział: „Jeśli chcesz upokorzyć człowieka, zapytaj go o jego życie modlitewne”.

W ostatnich dniach miałem wielki przywilej poznać młodych ludzi, których najważniejszym celem życiowym wydaje się być sprawa Królestwa Bożego. Ci młodzi mężczyźni, przyjęli część purytańskiej teologii, jednakże – co ma bardzo często miejsce we współczesnym chrześcijaństwie – zadowolili się purytańską soteriologią a całkowicie wykluczyli inne cechy będące nierozłączną częścią charakteryzującą purytanizm.

Dziś chcę powiedzieć o modlitwie oraz o tym, że aby być prawdziwym sługą Chrystusa, musisz prowadzić zdyscyplinowane życie. Zdecydowana większość ludzi w kościele nie modli się w ogóle, albo modli się bardzo niewiele. Brak modlitwy jest z pewnością jednym z głównych powodów słabości kościoła, a także symptomem niebezpiecznej choroby duchowej.

Wielu z nas nie zdaje sobie sprawy z faktu, że modlitwa nie jest opcją wyboru dla chrześcijanina. Przeważnie jest tak, że ci którzy bagatelizują rolę modlitwy lub też spłycają jej znaczenie, są ludźmi, którzy nie traktują życia chrześcijańskiego jak wojny. Tak jesteśmy żołnierzami Chrystusa, a życie to wojna.

Purytanizm był potężnym ruchem reformatorskim, który do dnia dzisiejszego wpływa na kształt i jakość naszej teologii, służby oraz życia. Oddzielenie teologii purytańskiej, która jest czymś znaczenie głębszym aniżeli wiara w „pewność zbawienia”, od modlitwy i prowadzenia zdyscyplinowanego oraz świętego życia, jest niemożliwe.

Joel Beeke wskazuje nam na kilka cech, które w znaczącym stopniu definiowały modlitewne życie purytan, a w dalszej kolejności ich potężny wpływ na rozwój i chwałę Królestwa Bożego.

Drogi czytelniku potraktuj te wskazówki jako porady, jako troskę człowieka, który dostrzega w sobie naturalną skłonność do unikania modlitwy. Twoje ciało nienawidzi się modlić. Będziesz zaspokajał swoją religijność czytaniem Biblii, książek chrześcijańskich, spotkaniami w kościele, a nawet ewangelizacją czy inną formą służby. Wiem, bo sam to przeżyłem.

1. Niech modlitwa będzie twoim priorytetem.
Modlitwa jest pierwszą i najważniejszą rzeczą w twoim życiu. John Bunyan, autor Wędrówki Pielgrzyma, pisał: „Módl się często gdyż modlitwa jest tarczą dla twojej duszy, ofiarą dla Boga i utrapieniem dla szatana”.

2. Poświęć się – nie tylko swój czas – modlitwie.
Pamiętaj, że modlitwa nie jest tylko dodatkiem do twojego życia i służby. Modlitwa jest twoim życiem, twoim prawdziwym, duchowym życiem, a także twoją pracą. Modlitwa stanowi termometr twojej duszy.

3. Stwórz miejsce dla modlitwy.
Purytanie czynili to na trzy sposoby. Pierwszy, mieli prywatne pokoje lub inne małe przestrzenie, w których zawsze spotykali się z Bogiem. Kiedy jeden z parafian purytańskiego pastora, pokazywał mu plany swojego nowego domu, który zamierzał wybudować, pastor zauważył, że nie przewidział on w swoich zamierzeniach żadnego miejsca na pokój modlitwy.

Drobna uwaga: mówiąc o „pokoju modlitwy” purytanie nie mieli na myśli współczesnych herezji i głupot związanych z „War room”. W purytańskiej praktyce życia duchowego chodziło o to, że chrześcijanie powinni mieć wydzielone miejsce gdzie spotykają się z Ojcem. Dla jednych będzie to oznaczało osobny pokój, gdzie w ciszy będą mogli oddzielić się dla Pana. Inni będą musieli szukać tej przestrzeni na leśnych ścieżkach, a jeszcze inni w łazience.

Po drugie, zarezerwuj czas na modlitwę w swoim harmonogramie. Purytanie modlili się rano i wieczorem.

Po trzecie, pomiędzy ustalonymi porami modlitwy, zobowiąż się do niej w odpowiedzi na każdy impuls, który pociągnie cię w jej kierunku. Może to być nagła potrzeba, krótka myśl dotycząca nowo poznanej osoby, albo też poczucie wdzięczności wobec Pana, które w naturalny sposób powinno przekształcić się w modlitwę dziękczynną.

Te proste wskazówki pomogą ci rozwinąć w sobie „nawyk” modlitwy. Nieustanna modlitwa stanie się naturalną częścią twojego życia i nawet nie zauważysz tego, kiedy zaczniesz modlić się nieustannie.

Pamiętaj, że modlitwa do Boga, przez Chrystusa jest jednym z najbardziej efektywnych sposobów oddania Bogu chwały i praktycznym lekarstwem zapobiegającym każdemu rodzajowi duchowej choroby.

4. Przynieś Słowo do modlitwy.
Według purytan, drogą modlitwy jest przyniesienie Bogu Jego własnego Słowa. Można to uczynić na dwa sposoby. Po pierwsze, módl się z Pismem. Bóg jest wrażliwy na swoje własne słowa. Zbierz Boże obietnice i przekształć je w modlitwę do Boga, błagając Go aby spełnił to co sam obiecał. Po drugie, módl się przez Pismo.

5. Niech twoje modlitwy będą teocentryczne.
Wylej swoje serce przed Ojcem. Polegaj całkowicie na wstawiennictwie Chrystusa i pomocy Ducha Świętego. Pamiętaj, że modlitwa jest Bożym darem. Nasz Arcykapłan w niebie sprawił, że możemy modlić się do Boga żywego z ufnością i dziecięcą prostotą.

Prawdziwa pobożność wymaga dobrej organizacji, życia przepełnionego modlitwą oraz ciężkiej pracy. Staranne planowanie i systematyczność jest czymś absolutnie niezbędnym jeśli chcemy prowadzić życie na Bożą chwałę.

Tim Challies pisze, że purytanie rozumieli, iż codzienne życie chrześcijanina powinno wyglądać mniej więcej tak:

1. Patrz w przyszłość, aby zobaczyć co musisz zrobić.
2. Idź do Pana w modlitwie: „Panie nie zrobię tego bez Ciebie, potrzebuję Twojej pomocy”.
3. Polegaj na Panu w kwestii odpowiedzi na swoją modlitwę, a następnie przystąp do wykonywania zadań stojących przed tobą.
4. Po wykonaniu pracy, wróć do Pana i podziękuj Mu za okazaną pomoc.
5. Proś o przebaczenie za wszystkie swoje porażki oraz grzech, a także o łaskę abyś mógł okazać większą wierność w przyszłości.

Na koniec, nie daj sobie wmówić, że dyscyplina w życiu duchowym to legalizm.
Nie myśl, że jeśli modlisz się przed posiłkiem i snem to oznacza, że prowadzisz życie modlitewne. Nie, nie prowadzisz.

Nie bądź zdziwiony brakiem mocy w swoim życiu. Mocy do świętego i pobożnego życia. Nie będziesz jej posiadał, jeśli nie będziesz dyscyplinował samego siebie.

Pamiętaj, przed ludźmi możesz przyjąć najróżniejsze pozory. Niektórzy mogą nawet uważać cię za gorliwego chrześcijanina. Jednakże Ten, który bada serca, dobrze wie czy posiadasz wewnętrzne pragnienie, aby zrezygnować ze wszystkiego w swoim życiu, aby tylko spędzić czas z Ojcem.

Nie dziw się jeśli ludzie odrzucą cię gdy tylko zacznie traktować życie z Bogiem na poważnie. Na wąskiej ścieżce nie spotkasz tłumów.

I na koniec, w ostatnich dniach zobaczyłem bardzo wyraźnie, że delikatnym i subtelnym sprawdzianem na wzrost w łasce i prawdziwej duchowości jest proste pytanie: ile czasu spędzam modląc się o innych?

ar

wtorek, 22 sierpnia 2017

Rozmawiając w ostatnim czasie z pewnym młodym bratem, zobaczyłem wyraźnie jak wielkie spustoszenie sieje w życiu wierzących niewłaściwe zrozumienie prawidłowej interpretacji Słowa Bożego. Nauczanie i kaznodziejstwo w naszym kraju nie jest w większości kierowane przez „zdrową" hermeneutykę. Dlatego wielu ludzi głosi, że: „Duch mi mówi, że takie jest znaczenie tego tekstu", albo "Pan mi pokazał, tudzież powiedział...". 

Za każdym razem kiedy słyszycie takie teksty, powinniście zapytać: „Gdzie to jest napisane w Biblii?". Skąd mamy mieć pewność, że to Duch Święty powiedział, a nie duch fałszu odwodzący nas od prawdy? Kiedy ostatnio słyszałem pewnego charyzmatyka stwierdzającego, że „prowadzenie przez Ducha Świętego, a prowadzenie przez Biblię" to dwie różne rzeczy, zdałem sobie sprawę jak wielką tragedią jest brak właściwego zrozumienia Biblii. 

Martyn Lloyd-Jones rozważając 2 rozdział Listu do Rzymian napisał:
Pozwólcie, że poczynię ogólną uwagę odnośnie interpretacji Pisma. Jeśli nigdy przedtem nie spotkaliśmy się z ilustracją takiego błędu, to z pewnością mamy tutaj przykład owego strasznego niebezpieczeństwa wyciągania wersetu z kontekstu i budowania na nim doktryny. Ludzie bardzo lubią to robić. Wyciągania fragmentu Pisma z jego kontekstu jest według mnie bardzo złą praktyką. Jeśli uczynicie to z tym wersetem i wyrwiecie werset szósty – „Który odda każdemu według uczynków jego” – a potem popatrzycie nań poza jego kontekstem, bardzo szybko będziecie mogli dojść do fałszywego wniosku, że usprawiedliwienie jest jednak możliwe z uczynków.

Widzicie, sposobem, aby się przed tym uchronić jest to, co robimy, czyli upewniamy się, że każdy werset rozważany jest w kontekście i nie jest go pozbawiany. Dlatego też wydaje mi się, iż powinniśmy się zgodzić z tym, że tak zwane „Pudełka Obietnic” (autor odnosi się do praktyki umieszczania zwitków z pojedynczymi wersetami zawierającymi obietnice z Pisma w jakimś pudełku, z którego uczestnicy spotkania wyciągają dla siebie po jednym. Są to tzw. Wyroczki) są całkowicie niebiblijne. Nie tylko mogą wprowadzić w błąd, wprowadzić element przypadku, czy magii niemalże, ale posługiwanie się nimi jest nadużywaniem Pisma. Nigdy nie wolno nam izolować twierdzeń Biblii od ich kontekstu.

Ogólnie rzecz ujmując możemy powiedzieć, że jeśli masz problem ze zrozumieniem jakiegoś tekstu, kontekst jako taki będzie najlepszym przewodnikiem pomagającym w jego wyjaśnieniu – znacznie ważniejszym niż znajomość greki, hebrajskiego lub czegoś w tym rodzaju. Kontekst jest najlepszą możliwą pomocą przy wyjaśnianiu każdego tekstu Pisma, ludzie piszący je, byli ludźmi oświeconymi i używanymi przez Ducha Bożego, posiadali tematy, o których pisali i które rozwijali; ich pisma są więc logiczne, sensowne i jasne. Są być może miejsca, których nie jesteśmy w stanie do końca wytłumaczyć, ale zasadniczo możemy to zrobić, o ile zwrócimy uwagę na kontekst.

Podobnie pisał Ramm mówiąc o ludziach, którzy posługują się Biblią na podobnej zasadzie co animistyczne wróżbiarstwo: Wróżenie jest sposobem, przez który prymitywni ludzie decydują, czy powinni podejmować określone działania, takie jak polowanie, łowienie ryb, czy udział w bitwie. Powszechnymi metodami u ludzi pierwotnych jest decydowanie o działaniach w przyszłości na podstawie wnętrzności świń czy kurczaków, łamanie kości w ogniu i decydowanie co zrobić na podstawie kształtu złamania. Kiedykolwiek zmuszamy Biblię, aby mówiła coś na temat konkretnych spraw naszego życia, popadamy w niebezpieczeństwo wróżenia. Jeżeli postępujemy w ten sposób, odchodzimy od rozsądnego wykorzystania Biblii, dla takiego wykorzystania jej, które graniczy z prymitywnym wróżeniem. 

Najbardziej notoryczny jest zwyczaj otwierania Biblii i kładzenie palca na jakimś wersecie w celu przyjęcia tego wersetu jako wskazówki od Boga. Ta metoda bezcześci mądrość Boga, trzeźwość Biblii, stawia wiarę chrześcijańską w śmiesznym świetle i opiera metodę ustalania woli Boga na zabobonnej, magicznej podstawie.

Opisany powyżej typ wróżenia ma także miejsce na bardziej wyrafinowanym poziomie u tych, którzy próbują codziennie znaleźć szczegółowe prowadzenie Biblii, ale nie prowadzenie w sensie znalezienia prawdy, duchowego pokarmu i zasad, tylko w sensie znalezienia szczególnego wersetu, który powie im dokładnie co mają robić tego dnia albo jak rozwiązać jakąś sytuację. Aby to zrobić muszą oni założyć, że Bóg może przez Biblię przekazać im jakieś przesłanie całkowicie oddzielone od autentycznego gramatycznego znaczenia wersetu. Jeśli na to się pozwoli, to co może uchronić interpretatora przed znalezieniem w Biblii wszystkiego, co chce?


wtorek, 15 sierpnia 2017

Społeczność jest jednym z najbardziej niezrozumiałych i niewłaściwie stosowanych słów we współczesnym języku religijnym. Zostało ono w znacznym stopniu oderwane od swego biblijnego korzenia, a powiązane z wąskim kręgiem chrześcijańskiej działalności o charakterze socjalnym, przeważnie dotyczącej jedzenia i prowadzenia zdawkowej konwersacji, a niekiedy definiując niewiele więcej, niż uczestnictwo we wspólnej zabawie.

Śpieszę dodać, że problem nie polega na tym, iż chrześcijańskie wydarzenia natury socjalnej nie mogą być uznane za wyraz chrześcijańskiej społeczności – dzielenie szerokiego wachlarza wspólnych działań winno wypływać z naszej jedności społeczności w Chrystusie – lecz, chodzi o to, że nie są to prawdziwe społeczności. Jak pisze Jerry Bridges: „Spotkania takie mogą – o ile przychodzi się na nie we właściwym celu – przyczyniać się do powstawania społeczności, ale same w sobie i same przez się społecznościami nie są”.

Prawdziwa społeczność jest głębszym i bogatszym elementem doświadczenia chrześcijańskiego. Wychodząc z Dziejów Apostolskich 2:42, gdzie wyróżnia się naukę apostolską, społeczność, łamanie chleba i modlitwę – jako fundamentalne składniki życia ciała Kościoła apostolskiego, Bridges przechodzi do wykazania, że biblijna społeczność (greckie koinonia) to relacja, nie działanie. Jako taka składa się ona z czterech odmiennych aspektów:

1. Wspólne życie w Chrystusie w formie duchowo organicznej społeczności, dzielącej jedność i komunię z Panem oraz jedność w prawdach Słowa Bożego.

2. Partnerstwo w dążeniu do celów oddawania chwały Bogu i szerzenia ewangelii Chrystusowej, w nawracaniu zabłąkanych i budowaniu Kościoła.

3. Praktyczne dzielenie się komunią z innymi w sprawach duchowych w celu wzajemnego noszenia swych ciężarów i wzajemnego dodawania sobie otuchy w wierze.

4. Dzielenie się z innymi posiadanymi dobrami materialnymi, wyrażając w ten sposób najszerzej pojętą jedność ciała Chrystusowej w zaspokajaniu praktycznych potrzeb w codziennym życiu.

Gordon J. Keddie 


środa, 9 sierpnia 2017

Przejdę teraz do omówienia czym jest ewangeliczne upamiętanie się. Upamiętanie się jest łaską Ducha Bożego dzięki której grzesznik wewnętrznie uniża się, a jego życie ulega wyraźnie widocznej poprawie. Jest ono duchowym lekarstwem złożonym z sześciu składników: I) dostrzeżenia grzechu, II) żal z powodu grzechu, III) wyznanie grzechu, IV) wstyd za grzech, V) nienawiść do grzechu, VI) odwrócenie się od grzechu. Brak jednego z powyższych składników osłabia upamiętanie.

I. Dostrzeżenie grzechu
Pierwszym składnikiem duchowego lekarstwa Chrystusa jest balsam na oczy (Dz 26:18). Bardzo ważnym elementem upamiętania zawartym w przypowieści o synu marnotrawnym jest wejrzenie w siebie (Łk 15:17). Syn marnotrawny zobaczył siebie jako grzesznika – wyłącznie jako grzesznika. Zanim człowiek przyjdzie do Chrystusa musi najpierw wejrzeć w siebie. Człowiek musi najpierw uznać i zastanowić się nad tym jaki jest jego grzech i poznać dżumę, jaką dotknięte jest jego serce zanim będzie mógł z tego powodu należycie zniżyć się. Ponieważ pierwszym dziełem stworzenia Boga było światło, dlatego też pierwszą rzeczą u penitenta jest oświecenie (Ef 5:8). Oko widzi i płacze. Aby móc płakać z powodu grzechu należy ten grzech najpierw ujrzeć.

Dlatego też twierdzę, że tam gdzie nie widzi się grzechu, tam nie może być upamiętania się. Wielu widzi błędy innych nie dostrzegając w ogóle własnych błędów i uważając, że mają dobre serca. Umysły ludzkie spowija zasłona ignorancji i miłości własnej, dlatego nie widzą zeszpecenia duszy. Diabeł postępuje z nimi niczym sokolnik z sokołem: zakłada na oczy kaptur i prowadzi do piekła.

II. Żal z powodu grzechu „Niepokoję się z powodu grzechu swego” (Ps 38:19)
Hebrajskie słowo „żałować” oznacza mieć duszę jakby ukrzyżowaną. Prawdziwej pokucie musi towarzyszyć żal. Oczekiwać opamiętania bez żalu za grzech to jakby spodziewać się porodu bez bólów porodowych. Jeśli ktoś wierzy bez powątpiewania, to jego wiara jest wątpliwa. Podobnie gdy ktoś pokutuje bez żalu za grzechy – jego upamiętanie się jest wątpliwe.
Prawdziwy penitent trudzi się pracą nad własnym sercem, by odczuwać żal z powodu grzechów. Błogosławi Boga kiedy może płakać, jest szczęśliwy z powodu deszczowego dnia, gdyż wie, że jest to pokuta, której nie będzie żałować. Chleb niedoli jest wprawdzie gorzki, jednak umacnia serce (Ps 104:15; 2 Kor 7:10).
Żal z powodu grzechu nie jest powierzchowny, lecz jest świętą agonią. Żal ten ma na celu:
a. Sprawić, by dusza zaczęła bardzo cenić Chrystusa. Jak silnie pożąda Zbawiciela utrapiona grzechem dusza! Wtedy autentycznie ceni Chrystusa i Jego miłosierdzie. Dopóki serca nie wypełnia żal za grzechy, dopóty nie jest ono gotowe do przyjęcia Chrystusa. Jakże pożądaną osobą jest lekarz cierpiącemu, którego rany krwawią!
b. Sprawić, by dusza porzuciła grzech. Grzech rodzi żal, a żal zabija grzech. Łzy, które wylewa pokutujący, są dobrym lekarstwem na wyleczenie duszy z trądu grzechu.
c. Przygotować duszę do przyjęcia pociechy (Ps 126:5). Pokuta rozcina ropień grzechu i przynosi duszy ulgę. Jednak nie każdy smutek jest oznaka prawdziwej pokuty. Czym jest pobożny smutek? Jest to smutek posiadający sześć charakterystycznych cech

Cecha 1.Prawdziwe pobożny smutek jest wewnętrzny.
Jest to żal serca. Żal obłudników wyraża się jedynie na ich twarzach (Mt 6:16). Pokuta Achaba zawierała się jedynie w czynnościach zewnętrznych – rozdarł swoje szaty, ale nie serce (1 Krl 21:27). Serce krwawi z powodu grzechu. Główną rolę w grzechu odgrywa serce i ono też musi odgrywać główną rolę w żalu za grzechy.
Osoba odczuwająca prawdziwy żal płacze z powodu poruszeń pychy i pożądliwości odczuwanych w jej sercu. Smuci się z powodu „korzenia gorzkości” nawet jeśli ten korzeń nie dojrzał na tyle, by zaowocować czynem. Obłudnik może odczuwać zakłopotanie z powodu popełnionych skandalicznych grzechów, jednak autentycznie nawrócony płacze z powodu grzechów swojego serca.

Cecha 2. Boży smutek jest szczery.
Jest to smutek przede wszystkim z powodu przestępstwa, a nie z powodu kary. Smutek z powodu przekroczenia Bożych przykazań i znieważenia miłości Boga. Człowiek może odczuwać żal, a mimo to nie pokutować, podobnie jak złodziej, którego złapano nie żałuje tego co ukradł, lecz smuci się z powodu kary, jaką musi zapłacić. Obłudnicy smucą się jedynie z powodu gorzkich konsekwencji grzechu. Pobożny smutek wynika przede wszystkim ze świadomości przestępstw popełnionych przeciwko Bogu. Z tego właśnie powodu smutek ten jest tak intensywny, że gdyby nawet nie smagało go sumienie i nie oskarżał go diabeł, a karą za grzech nie byłoby piekło, to jednak dusza byłaby nadal smutna z powodu krzywdy wyrządzonej Bogu.
Boży smutek okazuje się szczery, ponieważ pokutujący żałuje za grzechy, popełnione przeciwko darmowej łasce, dzięki której zyskał przebaczenie, chociaż dobrze wie, że znajduje się poza zasięgiem armat piekielnych i nigdy nie będzie potępiony.

Cecha 3.Smutek Boży cechuje ufność i jest on związany z wiarą.
Tak jak nasz grzech jest zawsze przed nami, tak zawsze musimy mieć przed sobą Bożą obietnicę. Kiedy silnie odczuwamy ból kłującego nas żądła, musimy spoglądać na naszego miedzianego węża – Chrystusa. Złą rzeczą jest płacz oślepiający oko wiary. Jeśli w duszy nie świta jutrzenka wiary, to żal taki nie jest żalem uniżenia, lecz żalem rozpaczy.

Cecha 4.Boży smutek jest dogłębny i intensywny.
W dniu śmierci króla Jozjasza zaszły dwa słońca i panowała wielka żałoba. Żal za grzechy winien być równie dogłębny.

Pytanie 1.Czy wszyscy odczuwają żal w takim samym stopniu?
Odpowiedź: Nie. Przy narodzeniu na nowo wszyscy odczuwają silne bóle porodowe, jednak tylko niektórzy odczuwają je silniej. Niektórzy popełniali gorsze przestępstwa i ich żal musi być odpowiedni do ich grzechów. Wrzody niektórych pacjentów wystarczy naciąć igłą, wrzody innych trzeba ciąć lancetem. Grzesznicy popełniający skandaliczne grzechy muszą być dokładniej skruszeni młotem zakonu.
Niektórzy są wybranymi naczyniami Bożymi, przeznaczonymi do znamienitszej służby, dlatego muszą doświadczyć znacznie głębszego dzieła ukorzenia się. Ci, których Bóg wyznaczył na filary swojego Kościoła muszą zostać dokładniej ociosani.

Pytanie 2.Jak głęboki musi być żal z powodu grzechu w każdym pokutującym?
Odpowiedź: Żal za grzech musi przewyższać żal tego świata. Nasz smutek z powodu znieważenia Boga musi być większy, niż z powodu straty naszych najbliższych krewnych. Nasz żal za grzechy musi cechować się skłonnością do porzucenia tych grzechów, które przyniosły nam największe zyski oraz największą rozkosz. Lek przeczyszczający okazuje się wystarczająco skuteczny wówczas, kiedy usuwa przyczynę naszych dolegliwości. Chrześcijanin wykazuje wystarczającą miarę żalu wówczas, kiedy w jego sercu znikła miłość do grzechu.

Cecha 5. W niektórych wypadkach Boży żal wiążę się z zadośćuczynieniem.
Każdy, kto skrzywdził materialnie innych poprzez niesprawiedliwe, oszukańcze interesy, zobowiązany jest w sumieniu dokonać zadośćuczynienia. Złą rzeczą jest powierzać na łożu śmierci swoją duszę Bogu, a zdobyte niegodziwie zyski przyjaciołom i krewnym. Augustyn powiedział: „Bez zadośćuczynienia nie ma odpuszczenia”. Biskup Latimer mawiał: „Jeśli teraz nie chcesz oddać dóbr nabytych niegodziwie, to później wyplujesz je w piekle”[1].

Cecha 6.Boży smutek jest trwały.
Nie wystarczy uronić trochę łez w przypływie wzruszenia. Niektórzy w trakcie słuchania kazania upadają z płaczem, jednak ich uczucia szybko przemijają – są jak kwietniowy deszcz lub jak krótkotrwały krwotok z żyły, który lekarz szybko tamuje. Prawdziwy smutek musi być trwały. Chrześcijaninie, choroba twojej duszy jest chroniczna i często powraca; dlatego musisz stale leczyć się sam poprzez zmianę myślenia. To jest właśnie Boży smutek.
Wrażliwe na grzech oczy to piękny widok w oczach Chrystusa. Słusznie czynimy płacząc z powodu grzechu.

III. Wyznanie grzechów
Smutek jest tak gwałtownym uczuciem, że musi znaleźć ujście. Uzewnętrznia się on w oczach płaczem, a w języku wyznaniem grzechów. Grzegorz z Nazjanzu nazywa wyznanie grzechu „balsamem na zranioną duszę”. Wyznanie grzechów wiąże się z oskarżeniem samego siebie: „Zgrzeszyłem” (2 Sm 24:17).
Na tym świecie obowiązuje całkowicie przeciwna zasada: nikt nie jest zobowiązany do tego, by oskarżać samego siebie, a każdy oskarżony żąda spotkania ze swoim oskarżycielem. Kiedy jednak przychodzimy do Boga, musimy oskarżyć samych siebie: „O Panie ja właśnie ja, który uczyniłem siebie takim, jakim teraz jestem, odrzucam zatwardziałość serca”.
Czyż jednak tacy źli ludzie jak Judasz i Saul nie wyznawali swoich grzechów? Owszem wyznawali swoje grzechy, jednak ich wyznanie nie było autentycznym wyznaniem. Szczerze i prawdziwe wyznanie grzechów musi spełniać osiem poniższych warunków.

1. Wyznanie grzechów musi być ochocze. Musi ono wypływać niczym woda ze źródła – w sposób nieskrępowany. Wyznanie grzechów złego człowieka jest wymuszone niczym wyznanie złoczyńcy na torturach. Wyznają grzechy dopiero wtedy, kiedy iskra Bożego gniewu dotyka ich sumienia, albo kiedy odczuwają lęk przed śmiercią.

2. Wyznaniu grzechów muszą towarzyszyć wyrzuty sumienia. Serce musi odczuwać głęboki żal z powodu popełnionego grzechu. Wyznanie człowieka nieodrodzonego spływa po nim niczym woda w rurociągu – nie wywiera na niego żadnego wpływu. Jednak prawdziwe wyznanie grzechów pozostawia w sercu człowieka trwały ślad, raniący jego serce. Co innego wyznać grzech, a co innego odczuć brzemię grzechu.

3. Wyznanie grzechów musi być szczere. Nasze serca muszą być zgodne z naszym wyznaniem. Obłudnik wyznaje grzech, jednak nadal kocha ten grzech.  Augustyn przyznał, że przed swoim nawróceniem wyznawał grzech i błagał o siły, aby mu więcej nie ulegać, jednak w sercu swoim mówił: „jeszcze nie teraz, Panie”.

4. Autentycznie pokutujący wyznaje konkretne grzechy. Prawdziwie nawrócony wyznaje swoje poszczególne grzechy niczym ranny człowiek, który przychodzi do chirurga, pokazuje wszystkie swoje rany. Podobnie pokutujący grzesznik wyznaje różne dolegliwości swojej duszy. Poprzez dokładne zbadanie swojego serca możesz znaleźć poszczególny grzech, któremu pobłażałeś. Wyznaj ten grzech ze łzami.

5. Autentycznie pokutujący wyznaje grzech tkwiący u źródła. Pokutujący uznaje skażenie swojej natury. Jesteśmy skłonni zrzucać winę za pierwsze nasze grzechy na pokusy szatana, jednak grzech naszej natury pochodzi całkowicie od nas samych i nie możemy zrzucać za to winy na diabła. Nasza natura jest otchłanią i seminarium wszelkiego zła, z którego wychodzą na cały świat zgorszenia.

6. Należy wyznać grzech wraz ze wszystkimi towarzyszącymi mu okolicznościami i czynnikami obciążającymi. Grzechy popełniane pod słońcem Ewangelii są niewątpliwie głęboko zakorzenione. Wyznawaj grzechy popełnione wbrew otrzymanemu poznaniu, wbrew łasce, złożonym ślubom, wbrew doświadczeniu oraz wbrew przekonaniom.

7. Wyznając grzechy musimy obciążać siebie i uniewinniać Boga. Nawet gdyby Pan postąpił z nami surowo i wyciągnął swój zakrwawiony miecz przeciwko nam, to i tak musimy uniewinniać Go i uznać, że nie wyrządził nam żadnej krzywdy. Kiedy Nehemiasz wyznawał grzechy, bronił sprawiedliwości Bożej (Neh 9:33).

8. Należy wyznawać grzechy z postanowieniem, że nigdy więcej ich nie popełnimy. Niektórzy wyznają grzech, a potem biegną grzeszyć. Kiedy poprzez wyznanie swoich  grzechów zwymiotowaliśmy je, nie wolno nam powracać do tych wymiocin. Który król okaże łaskę człowiekowi, który po przyznaniu się do zdrady spiskuje na nowo?
Wielu wyznaje swoje grzechy jedynie połowicznie. Nie wyznają wszystkich swoich grzechów; wyznają drobnostki, a przemilczają poważniejsze grzechy. Wyznają grzeszne myśli i niedostateczną pamięć, jednak nie wyznają grzechów, których są najbardziej winni: pochopny gniew, wymuszanie, wyłudzanie czy grzechy natury seksualnej.

Inni nie zaprzeczają, że są grzesznikami, jednak z całych sił starają się pomniejszyć swoje grzechy. Przyznają, że czasami grzeszą, jednak usprawiedliwiają się tym, że taką mają naturę i grzechy te wynikają raczej z okoliczności. Taką podstawę mamy we krwi. Adam przyznał się do skosztowania zakazanego owocu, jednak zamiast obciążyć się swoim grzechem, przerzucił ten grzech na Boga (1M 3:12).

„Wyznanie grzechu zamyka usta piekła i otwiera bramy raju” – Augustyn.
Jeśli dłużnik wyznaje wyrok, jednak wierzyciel nie zamierza egzekwować od niego należnego długu, lecz zamiast tego wyznacza własnego syna, by ten dług uiścił, to czyż dłużnik nie będzie z tego powodu bardzo wdzięczny? Kiedy więc uznajemy nasz dług – dług tak wielki, że nie moglibyśmy go spłacić nawet gdybyśmy mieli całą wieczność spędzić w piekle, lecz Bóg wyznaczył swojego Syna, by przelana przezeń krew stała się zapłatą za nasz dług, jakże wywyższona jest przez to niezasłużona łaska Boża! Jest to powód, by kochać i podziwiać Jezusa Chrystusa przez całą wieczność!
Boża prawda i sprawiedliwość powstają, aby przebaczyć temu, kto wyznaje grzech i przychodzi do Boga z pokutującym sercem dzięki wierze w Chrystusa.

IV. Wstyd z powodu grzechu
Upamiętanie wzbudza w nas świętą wstydliwość. Jest kilka aspektów grzechu, które mogą wzbudzać poczucie wstydu.
Aspekt 1.Skoro to przez nasze grzechy Chrystus został wystawiony na pośmiewisko, to czyż nie powinniśmy odczuwać z tego powodu wstydu?

Aspekt 2. W każdym grzechu jest sporo niewdzięczności i jest to powód do wstydu. Zgrzeszyliśmy przeciwko Bogu, który nie dał nam ku temu żadnego powodu (Jer 2:5).

Aspekt 3.Czy powodem do wstydu nie powinno być to, że wiele grzechów popełniamy z namowy diabła? Diabeł nakłonił Judasza do zdrady Jezusa (J 13:2), omamił serce Ananiasza skłaniając go do kłamstwa (Dz 5:3). To właśnie diabeł często pobudza nasze pożądliwości.

Aspekt 4.Grzech zamienia ludzi w zwierzęta (Ps 49:12). Grzesznik jest świnią z głową człowieka. Ten, który co do godności był niegdyś niewiele mniejszy od aniołów, teraz stał się podobny do dzikich zwierząt. Nasze grzechy pozbawiły nas szlachetnego, męskiego ducha, jakiego niegdyś mieliśmy. Z naszej głowy spadła korona, Boży obraz w nas został oszpecony, a nasz rozum i sumienie uległy otępieniu.

Aspekt 5. W każdym grzechu jest głupota (Jr 4:22). Człowiek wstydzi się własnej głupoty. Czyż nie jest głupcem ten, kto trudzi się więcej dla przemijającego chleba, niż dla chleba życia wiecznego? Czyż nie jest głupcem ten, kto za jedną pożądliwość lub błahostkę rezygnuje z nieba?

Aspekt 6. Słusznym powodem do wstydu jest to, że nasze grzechy są znacznie gorsze niż grzechy pogan. Grzesząc działamy wbrew otrzymaniu w większej mierze światłu. Wyrocznie Boże został powierzone nam, dlatego grzechy popełniane przez chrześcijanina są gorsze, niż te same grzechy popełniane przez Indian, ponieważ chrześcijanie popełniając grzech działają wbrew większemu poznaniu. Wina w takim wypadku jest większa.

Wyznanie „Boże mój” wskazuje na wiarę, zaś „wstydzę się” świadczy o pokucie. Obłudnicy z ufnością wyznają, że Bóg jest ich Bogiem, jednak nie wiedzą co to wstyd i onieśmielenie. Zapłońmy świętym wstydem z powodu popełnionego grzechu.

V. Nienawiść do grzechu
Osoba doświadczająca autentycznego upamiętania się odczuwa odrazę do grzechu. Nienawiść do grzechu to coś znacznie większego, niż zerwanie z grzechem. Człowiek może porzucić grzech ze strachu, podobnie jak podczas sztormu marynarze wyrzucają za burtę różne cenne rzeczy i klejnoty, jednak dopiero uczucie wstrętu i obrzydzenia do grzechu wskazuje na autentyczną nienawiść do niego. Człowiek nie może szczerze kochać Chrystusa dopóki nie zacznie brzydzić się grzechem.

Najbardziej cenni w oczach Boga jesteśmy wówczas, kiedy widzimy siebie samych jako trędowatych.

Najlepszym dowodem istnienia prawdziwego upamiętania się jest święta nienawiść do grzechu.

Kto nienawidzi jednego grzechu, ten nienawidzi każdego grzechu. Obłudnicy nienawidzą grzechów podważających ich reputację, jednak prawdziwie nawrócony nienawidzi każdego grzechu – grzechu przynoszącego korzyści, grzechów charakterystycznych dla temperamentu człowieka, a nawet samych poruszeń skażenia w sobie.
Autentyczna nienawiść do grzechu to nienawiść do grzechu w każdej postaci. Święte serce brzydzi się grzechem ze względu na jego skażoną naturę – grzech jest skazą duszy. Odrodzony brzydzi się grzechem nie tylko dlatego, że grzech jest rzeczą przeklętą, lecz także dlatego, że jest on rzeczą zaraźliwą. Nienawidzi grzechu nie tylko z powodu piekła – nienawidzi go tak samo jak piekła.

Grzech jest Amalekitą, któremu nie wolno nam okazywać miłosierdzia.
Kto nie ma wstrętu do grzechu, ten nie wie czym jest prawdziwa pokuta. Jak daleko od pokuty są ci, którzy kochają grzech zamiast go nienawidzić!
Kochać grzech to gorzej niż popełniać go. Człowiek pobożny może popełnić grzeszne czyny przez przeoczenie, jednak kochać grzech to rzecz beznadziejna.

Co takiego jest w grzechu, co może sprawić, by penitent go znienawidził?
1. Rodowód grzechu wywodzi się z piekła (1J 3:8).
2. Grzech zrealizowany w całej pełni to krzyżowanie Chrystusa na nowo i wystawianie go na pośmiewisko (Hbr 6:6). Oznacza to, że zuchwali grzesznicy przebijają Chrystusa [zamieszkującego] w jego świętych i gdyby Chrystus żył teraz na ziemi, ukrzyżowaliby Go. Taka ohydna jest natura grzechu.

VI. Odwrócenie się od grzechu
Ostatnim elementem zamykającym dzieło upamiętania się jest poprawa postępowania. Życiem pokuty jest umieranie dla grzechu.
Dzień w którym chrześcijanin odwraca się od grzechu, jest jednocześnie dniem w którym musi on narzucić sobie wieczysty post. Oko chrześcijanina musi pościć od nieczystych spojrzeń. Ucho musi pościć od słuchania oszczerstw. Język musi pościć od przekleństw. Dusza musi pościć od zamiłowania do nieprawości. Takie odwrócenie się od grzechu wskazuje na głęboką przemianę.
Przemianie ulega życie pokutującego, Odwrócenie się od grzechu jest na tyle widoczne, że mogą to dostrzec inni. Dlatego jest to nazwane zmianą z ciemności do światła (Ef 5:8).

Chryzostom powiedział o nawróceniu się mieszkańców Niniwy, że gdyby obcy człowiek, który wcześniej widział ich grzeszne postępowanie, przyszedł do tego miasta po ich upamiętaniu się, trudno byłoby mu uwierzyć, że jest w tym samym mieście, ponieważ upamiętanie się mieszkańców doprowadziło do ich dogłębnej przemiany i poprawy obyczajów.

Upamiętanie się powoduje tak wyraźnie widoczną przemianę nawróconego, że wydaje się, iż w tym samym ciele zamieszkała zupełnie inna dusza.
Prawdziwe odwrócenie się od grzechu musi spełniać poniższe warunki:

1. Musi obejmować serce.
Ohydą jest zerwać z grzechem jedynie na zewnątrz, aprobując jednocześnie grzech w sercu.

2. Musi dotyczyć każdego grzechu.
Prawdziwy nawrócony stara się zniszczyć każdą pożądliwość. Wie, jak niebezpieczną rzeczą jest tolerowanie jakiegokolwiek grzechu.

3. Musi być duchowe.
Człowiek może powstrzymywać się od popełniania grzechu, a mimo to się odwrócić się od grzechu we właściwy sposób. Prawdziwy pokutujący odwraca się od grzechu z powodów religijnych, mianowicie z miłości do Boga. Trzy osoby dopytywały się między sobą o powód porzucenia grzechu. Pierwsza powiedziała: „Myślę, że z powodu radości nieba”; druga „Myślę, że z powodu mąk piekielnych”; dopiero trzecia powiedziała: „Myślę o miłości Boga i to właśnie skłoniło mnie do porzucenia grzechu”.

4. Musi to być odwrócenie się od grzechu i zwrócenie się do Boga.
Obłudnicy udają, że porzucili stare grzechy jednak nie nawracają się do Boga, ani nie podejmują służby Bożej. Syn marnotrawny nie tylko porzucił cudzołożnice, lecz także powrócił do swojego ojca. To była skarga Boga: „Nawracają się, jednak nie do Najwyższego” (Oz 7:16).

5. Autentyczne odwrócenie się od grzechu jest definitywne i bezpowrotne.
Porzucenie grzechu musi być niczym porzucenie rodzinnej ziemi, do której się nigdy więcej nie powróci. Niektórzy sprawiali wrażenie nawróconych i wydawało się, że odwrócili się od grzechu, jednak po czasie powrócili do dawnych grzechów.

Opuścić Boga i powrócić do grzechu, to milcząco zniesławiać Najwyższego.
Połowicznie nawróconymi są ci, którzy odwracają się od ciężkich grzechów bez rzeczywistego działania łaski, ponieważ nie cenią Chrystusa i nie kochają świętości.
Bóg nie pragnie naszej krwi, lecz naszych łez pokuty. Nawrócenie się do Boga przynosi nam korzyści. Nasza pokuta nie przynosi korzyści Bogu, ale nam samym.

Argumenty na rzecz nawrócenia się i ostrzeżenie dla niepokutujących

1. Suwerenny nakaz Boga Dz 17:30.
Nawrócenie się nie jest rzeczą zależną od uznania człowieka. Nie możemy decydować według naszego widzimisię czy będziemy pokutować czy nie – nakaz upamiętania się to nakaz bezwzględny.

2. Doskonale czysta natura Boga nie pozwala na społeczność z niepokutującym grzesznikiem.
Dopóki grzesznik nie upamięta się, dopóty nie może żyć w przyjaźni z Bogiem. Przebaczenie grzesznikowi trwającemu w buncie jest sprzeczne ze świętą naturą Boga.

3. Chrystus nie przyszedł do grzeszników trwających w grzechu.
Podobnie jak król, przebacza On buntownikom jeśli się upamietają i zdadzą na łaskę swojego władcy, jednak nie przebacza tym, którzy trwają w jawnym buncie.

4. Grzesząc znieważamy Boga.

Grzesząc znieważamy Boga – nie oddajemy Bogu czci i naruszamy Boże prawo. 

Człowiek zostanie potępiony nie dlatego, że popełnia grzech, lecz dlatego, że trwa w grzechu i nie pokutuje. 


Thomas Watson
udostępnione za uprzejmym przyzwoleniem www.wswch.pl

zobacz także: Część 1 Fałszywe upamiętanie



[1] Latimer został spalony za panowania Marii Tudor wraz z Nicolasem Ridley. Znane są ostatnie słowa Latimera na stosie, które skierował do Ridleya: „Bądź mężczyzną, mistrzu Radley. Ufam, że dzięki łasce Bożej zapalimy dziś w Anglii taką święcę, która nigdy nie zagaśnie”.

czwartek, 3 sierpnia 2017

Eric Barger ze służby apologetycznej Take A Stand! Ministries stwierdził, że najbardziej niebezpieczną sektą są wyznawcy liberalizmu działający w kościołach i środowiskach chrześcijańskich. Mówił o duchowym liberalizmie, który udając chrześcijaństwo stał się jednym z najbardziej subtelnych i niebezpiecznych zagrożeń.
  
Tematem naszych rozważań będzie neoortodoksja. Pewnie dla większości z naszych czytelników, to zagadnienie nie ma żadnego znaczenia i najzwyczajniej będzie im szkoda cennego czasu poświęconego na zaznajomienie się z niniejszym materiałem. Jednakże, z uwagi na zakres tego zjawiska, jego subtelność oraz zwodniczość, zachęcamy do czytania oraz wspólnej refleksji.

Szwajcarski teolog Karl Barth był jednym z najbardziej wpływowych teologów XX wieku. Był on również najważniejszym zwolennikiem „neoortodoksji”, a wpływ jego dzieł do dnia dzisiejszego oddziałuje na Kościół. Dla wielu badaczy Barth pozostaje zagadką, gdyż jego poglądy teologiczne zmieniały się na przestrzeni lat w czasie których pisał swoje najważniejsze (i nie ukończone) dzieło – Dogmatykę kościelną. W ocenie innych, pisma Bartha miały wywołać prawdziwą rewolucję w myśleniu religijnym, a samego Bartha postawić w jednym szeregu z szesnastowiecznymi reformatorami. Miał on rzekomo bronić wiary chrześcijańskiej i jednocześnie interpretować ją w nowych kategoriach ukazujących stare prawdy w nowej perspektywie.

Barth wraz z Emilem Brunnerem przystąpili do ataku na dziewiętnastowieczny liberalizm. Liberałowie starali się zdyskredytować świadectwo Biblii oraz podważali fundamenty ortodoksyjnego chrześcijaństwa. Posługując się narzędziami wykorzystywanymi w literaturoznawstwie starali się udowodnić, że Biblia jest jedynie zbiorem ludzkich opinii o Bogu a nie rzeczywistym Słowem Bożym. Odrzucenie nadnaturalności Biblii spowodowało reakcję w kręgach protestanckich, która miała doprowadzić do przywrócenia Biblii właściwego miejsca w Kościele oraz w życiu chrześcijan. Czołowi teolodzy szwajcarscy, Barth i Brunner zakwestionowali główną idee liberalizmu, a ich nowy pogląd nazwano „neoortodoksją” gdyż miał być odzwierciedleniem ortodoksyjnego credo na tle liberalnego myślenia. Teologia Bartha miała stanowić przeciwieństwo dominujących systemów, które zanegowały Biblię, a w rzeczywistości starały się usunąć Bożą prawdę.
Zarówno Barth jak i Brunner twierdzili, że Biblia jest Słowem Bożym i że to Bóg bezpośrednio zainspirował swoje Słowo. Jednakże ich stwierdzenia oraz deklaracje dotyczące Słowa Bożego, chociaż pozornie bardzo prawowierne, zdecydowanie różniły się od ortodoksyjnego chrześcijaństwa. 
Rozważenie kwestii doktryny nieomylności i bezbłędności, prowadzi nas prosto do zastanowienie się nad kwestią natury i autorytetu Pisma, a także nad wiarygodnością Boga.

Czy Biblia jest Słowem Bożym?

Z perspektywy tradycyjnego chrześcijaństwa, treść Biblii jest obiektywnym Słowem Boga. Obiektywnym czyli Biblia to Słowo Boże, które istnieje i jest prawdą niezależnie od naszych własnych uczuć, opinii, emocji, interesów czy też poznania. Treść Pisma Świętego jest tym co powiedział Pan Bóg, niezależnie od tego czy ktoś to czyta (czy też nie), czy to rozumie (czy też nie) lub czy ktoś to przyjmuje (lub odrzuca). Niezależnie od podmiotu poznającego (nas) Biblia stanowi obiektywną rzeczywistość.
Dla neoortodoksa, Biblia nie jest Słowem Bożym w sensie obiektywnym.
W jego mniemaniu, Biblia staje się Słowem Bożym, kiedy przestaje być tylko objawieniem w sensie przekazu informacji od Boga, a staje się obecnością samego Boga. Gdy kończy się spotkanie człowieka z Bogiem o charakterze objawieniowym, Biblia ponownie staje się słowem ludzi, którzy ją spisali.
Powinniśmy się zatrzymać w tym miejscu i zastanowić czy nasze doświadczenie społeczności z Bogiem nie graniczy z niebezpiecznym mistycyzmem, a sama Biblia nie jest traktowana niczym portal umożliwiający człowiekowi spotkanie z Bogiem.

Ortodoksyjny pogląd jednoznacznie podkreśla, że Biblia jest poselstwem Boga. To z kolei implikuje fakt, że to co jest napisane w Biblii jest słowem samego Boga, bez względu na podmiot (czytelnika), który czyta Pismo Święte. Jej status objawienia oraz natchnienia nie zależy od reakcji człowieka na jej przesłanie (tudzież rzekome „spotkanie” z Bogiem). Biblia jest tym, czym jest i dlatego nie wymaga żadnej rekcji czytelnika aby stać się objawieniem. Pismo jest objawieniem danym nam bezpośrednio od Boga. 
Egzystencjonalne czy też neoortodoksyjne podejście do Słowa określane poprzez dynamiczną reakcję na objawienie, jest zaprzeczeniem obiektywnej wiarygodności Biblii jako nieomylnego źródła Bożej prawdy. 

„Spotkanie”

Zaprzeczając stwierdzeniu, ze Biblia jest Słowem Bożym w sensie obiektywnym, Barth traktował ją jako zbiór ludzkich pism, których Bóg używa aby doprowadzić czytelnika do „spotkania” z Jezusem. To właśnie w ramach tego „spotkania” Biblia staje się Słowem Bożym kiedy jest czytana. Dla Bartha Biblia może być pełna błędów faktycznych, gdyż nie ma to żadnego znaczenia w kontekście objawionego „spotkania” z Jezusem. Biblia traktowana jest tylko jako narzędzie (środek) powodujący lub wywołujący „spotkanie” z Jezusem. Mówiąc wprost, poprzez lekturę Biblii stanowiącej zbiór pism autorstwa człowieka, Biblia może stać się, Słowem Bożym prowadzącym do „spotkania” z Panem. Poszczególne jej części nie mają żadnego znaczenia wobec najważniejszego i jedynego celu, którym jest wszystko zmieniające „spotkanie” z Jezusem.
To dlatego wielu neoortodoksów lubuje się w używaniu stwierdzenia, że chrześcijaństwo błędnie stało się bibliocentrczne zamiast chrystocentryczne. Czy twój pastor używa takiego stwierdzenia? Czy poprosiłeś go kiedyś o zdefiniowanie tego co ma na myśli?
Zwolennicy neoortodoksji będą często starali się, poprzez różnego rodzaju subtelne zabiegi manipulacyjne, przekonać cię, że pasja dla Chrystusa pochodzi z osobistej relacji a nie z akceptacji czy znajomości określonych twierdzeń prawdy. Jednakże ta dychotomia jest sztuczna. Mówienie o „relacji” z Chrystusem, która pomija lub neguje znaczenie Biblii jako Słowa Bożego w życiu chrześcijanina, jest wewnętrznie sprzeczne.

Ponownie przypomnijmy, że stoimy na stanowisku, iż Biblia jest obiektywnie prawdziwa pod każdym względem. Niezależnie czy to akceptujemy czy też nie. Biblia jest prawdą również samoistnie, bez względu na to czy mamy „spotkanie” z Jezusem czy też go nie mam.

Z pewnością zauważyliście już, że neoortodoksja nie zaprzecza nadprzyrodzonemu charakterowi Biblii. Jednakże w myśl starej maksymy, półprawda w rzeczywistości jest kłamstwem. 
Poprzez odrzucenie obiektywnej i nieomylnej prawdy, którą jest Biblia, neoortodoksja dokonała przedefiniowania tradycyjnie rozumianych pojęć.
A więc czytelniku, czy Biblia jest Słowem Bożym? Czy może staje się Słowem Bożym kiedy Duch Święty używa jej słów, aby przyprowadzić czytelnika do „spotkania” z Jezusem?

Subiektywizm, a obiektywna prawda

Ramm napisał, że: „Fakt, że Bóg przemówił w Piśmie Świętym, stanowi fundament naszej wiary. Bez tej pewności bylibyśmy pozostawieni relatywności i wątpliwościom poznania ludzkiego”.

W mojej ocenie główne założenie neoortodoksji kieruje nas w niebezpieczną postać, niczym nie weryfikowalnego mistycyzmu. Dlaczego? Tradycyjny pogląd chrześcijański za obiektywne źródło prawdy, niezależne od osądu człowieka, traktował Biblię. To dlatego naszą główną potrzebą jest zdrowa hermeneutyka biblijna, która ustala znaczenie Słowa Bożego, a nie określenie tego co jest Słowem Bożym a co nim nie jest.

Jak już wskazywaliśmy we wcześniejszych materiałach, wiele osób stosuje metodę interpretacji biblijnej polegającą na stwierdzeniu, że „Duch mi powiedział, że takie jest znaczenie tego tekstu”. Bez właściwych rozważań hermeneutycznych nie tylko błędnie interpretujemy Słowo Boże, ale także narażamy się na zwiedzenie. Czy właśnie takim zwiedzeniem nie jest neoortodoksja dla której prawda staje się mistycznym doświadczeniem, które nie jest zdefiniowane w Biblii?

W swojej analizie neoortodoksji, Millard Erickson napisał: „Według poglądu neoortodoksyjnego, w którym brak miejsca dla prawd objawionych, a przyjmuje się jedynie prawdy objawienia, to, jak jedna osoba interpretuje spotkanie z Bogiem, nie musi pokrywać się z tym, jak rozumie je druga”. Oznacza to, że Pismo Święte nie zawiera ściśle określonych, obiektywnych prawd i znaczeń jednakowych dla każdej osoby, która je czyta.

Dla neoortodoksów określone wydarzenia opisywane przez pisarzy biblijnych, były jedynie ich własną próbą wyjaśnienia tego, czego doświadczyli. Czyli interpretacje wydarzeń pochodzące od autorów Pisma Świętego nie są natchnione przez Boga i nie stanowią, chociaż mogą, Słowa Bożego.
Przyjmując jednak za założenie podstawowe, że słowa Pisma Świętego są obiektywnym objawieniem Boga, możemy wskazać na jedno słuszne zrozumienie biblijnego przesłania. Nie zmienia to faktu, że jego zastosowanie może być różne dla każdej osoby, jednakże w sensie obiektywnym pozostaje niezmienny i stałym faktem.

Neoortodoksja próbowała zerwać z liberalizmem, co w pewnej części jej się udało. Nie zaprzecza ona nadnaturalności Biblii zwracając uwagę człowieka na Boga i starając się zmienić nasz sposób pojmowania Biblii z humanistycznego na teocentryczny. Jednakże podstawą autorytetu w neoortodoksji jest Słowo. A tym „słowem” nie jest Biblia, ale Chrystus. Dla Bartha Biblia składa świadectwo o Słowie. Biblia służy jako omylny instrument prowadzący nas to omawianego „spotkania” z Chrystusem – Słowem. Ten moment „spotkania” jest równocześnie momentem objawienia samego Boga oraz przeistoczenia pism ludzkich w prawdziwe Słowo Boże.

Mamy nadzieję, że nikogo z was nie trzeba przekonywać o tym, że doświadczenie może nas zgubić. Bez obiektywnej prawdy, niezależnej od nas samych, jesteśmy skazani na pustkę relatywności. Bóg przemówił do nas w swoim Słowie i to właśnie w nim została nam powierzona prawda. Stanowi ona depozyt kościoła, a także jego najcenniejszy skarb.

Zasady hermeneutyki neoortodoksyjnej

1. Neoortodoksja zaprzecza nieomylności Biblii. Dla neoortodoksa Biblia nie jest harmonijną całością, lecz serią mogących sobie wzajemnie przeczyć systemów teologicznych oraz stwierdzeń etycznych. Dla zwolenników tego nurtu, współczesna nauka w wielu miejscach wykazuje błędy Biblii zaprzeczając tym samym jej bezbłędności.

2. Neoortodoksja odrzuca wszystkie historyczne i ortodoksyjne formy natchnienia. Ci którzy wierzą, że Bóg kontrolował każde słowo zapisane w Biblii oskarżani są o zarzut bibliolatrii. Jak wskazuje Ramm, w wielu traktatach neoortodoksyjnych słowo „natchnienie” nawet nie znajduje się w indeksie.

3. Neoortodoksja zakłada, że mowa Boga to nie Jego słowa (jak utrzymuje pogląd ortodoksyjny) lecz Jego osobista obecność. „Słowo Boga” to sam Bóg obecny dla mojej świadomości. Kiedy Bóg zwraca się do mnie przez Jezusa i ja odpowiadam, wtedy dokonuje się objawienie.

4. Fundamentalną zasadą hermeneutyczną neoortodoksji jest zasada chrystologiczna. Słowem Boga dla człowieka jest Jezus Chrystus. Tylko ta część Biblii, która daje świadectwo o „Słowie Boga” jest zobowiązująca dla człowieka. Wszelkie doktryny powinny być rozumiane tylko w relacji do Jezusa Chrystusa, Słowa Bożego.

5. Zasada mitologiczna. Biblia zawiera omówienie takich tematów jak: stworzenie świata, człowieka, upadek człowieka i drugie przyjście Chrystusa. Uczeni liberalni albo odrzucają te nauki wprost, albo zmieniają je w ten sposób, że ulega przekształceniu ich biblijny charakter. Neoortodoksja zamierza interpretować te doktryny poważnie, lecz nie dosłownie (jak czynią to uczeni ortodoksyjni). Przykładowo Barth w swoim komentarzu do Listu do Rzymian stwierdził, że Adam fizycznie nie istniał.

Nieomylność – czy naprawdę jest taka ważna?

Nieomylność w kontekście rozważań nad naturą Biblii odnosi się do jej autorytetu oraz nieprzemijającego charakteru. Nieomylność oznacza że coś nie tylko nie zawiera żadnych braków ale również pozostaje stale obowiązujące. Apostoł Piotr napisał „Słowo Pana trwa na wieki” (1P 1:23-25).

Bezbłędność. W Biblii nie ma żadnych błędów. Jest to wiara w „całkowitą prawdziwość i rzetelność Bożych słów” (W. Grudem). Kiedy Pan Jezus powiedział, „Twoje słowo jest prawdą” (J 17:17) to zakładał nieomylność we wszystkich słowa Biblii, nie tylko tych odnoszących się do prawd związanych ze zbawieniem, ale również faktów historycznych czy też stwierdzeń naukowych.

Czy to jest naprawdę tak ważne?

Tak, bezbłędność Słowa Bożego jest niezwykle ważna ponieważ:

1) jest związana z charakterem Boga
Nieomylność opiera się na charakterze Boga, który nie może kłamać (Hbr 6:18; Tt 1:2). Bóg nie może kłamać gdyż jest absolutnie czysty. Bóg nie tylko jest źródłem prawdy ale sam jest Prawdą. Bóg nie może kłamać intencjonalnie, ani też nieumyślnie gdyż jest wszechwiedzący. A więc jeśli Biblia została napisana przez Boga, musi być zgodna z Jego charakterem, a więc nieomylna.

2) jest nauczana w Piśmie
Bezbłędność Słowa Bożego była nauczana przez naszego Pana oraz Jego apostołów. Pan Jezus powiedział, że „Pismo nie może być naruszone” (J 10:35).

3) jest to historyczna pozycja kościoła chrześcijańskiego

4) jest fundamentem dla wszystkich kluczowych doktryn

Doktryny chrześcijańskie znajdują swoje umocowanie w autorytatywnym Słowie Bożym. Więc epistemologicznie doktryna boskiego autorytetu i bezbłędności Pisma Świętego jest podstawowym założeniem, a priori, wszystkich innych stwierdzeń.


Charyzmatycy i neoortodoksja - Poza rozsądek ku mistycyzmowi

John MacArthur potwierdza, że zwolennicy neoortodoksji twierdzą, że Pismo Święte nie jest obiektywnym Słowem Bożym. Taka postawa jest poszukiwaniem "objawienia" poza Biblią. Neortodoksyjny teolog powiada: "Biblia nie jest Słowem Bożym gdy leży na półce. Biblia jest dobrym modelem i dynamicznym świadectwem, które zawiera potencjał umożliwiający jej stanie się Słowem Bożym". W opracowaniu "Ogólnego wprowadzenia do Biblii" Norman Geisler i William Nix tak określają pogląd neoortodoksji: "Biblia staje się Słowem Bożym, gdy postanowi On wykorzystać ten niedoskonały środek do skonfrontowania człowieka ze swoim doskonałym Słowem... nie w odniesieniu do Boga, lecz jako środek spotkania Boga z człowiekiem w akcie objawienia. W tym egzystencjalnym przeżyciu, kryzysowym spotkaniu bezsensowne znaki drukarskie na stronicach papieru wyskakują z Biblii, aby przemówić do człowieka konkretnie i sensownie. W tej "chwili sensowności" Biblia staje się dla danej osoby Słowem Bożym".

Neoortodoksi powiadają, że Biblia wtedy jest natchniona, gdy tworzy w tobie określone przeżycie. J.K.S. Reid dowodzi, że: "Słowo Boże jest zakonserwowane w martwym zapisie", dopóki ty i ja nie spotkamy się z nim, a dopiero wtedy stanie się ono żywe. Brunner powiada, że Duch Boży "nie przechowuje natchnienia między okładkami spisanego słowa". Wyzwala się on w przeżyciu. Według neoortodoksów Bóg nigdy naprawdę nie przemawia twierdząco przez Słowo. Przemawia On osobiście w wewnętrznym objawieniu, gdy zbliżamy się do Niego.

Biblia, powiada neoortodoksja, to nie wszystko. Bóg nadal przekazuje objawienie, nadal inspiruje innych, jak inspirował autorów biblijnych. "Jeżeli Biblia naprawdę jest "Słowem Bożym", to nie jest to "ostatnie słowo" - powiada C.H. Dodd, teolog podzielający ten pogląd.

Co się stanie, gdy natchnienie Pisma jest zależne od subiektywnego przeżycia i gdy Biblia nie jest ostatnim słowem? Wtedy biblijny autorytet przestaje istnieć! Wtedy można mieć tyle samo "objawienia" z materiałów napisanych i wygłoszonych w czasach dzisiejszych.

Zakończenie

Reformowany teolog Cornelius Van Til napisał książkę pod tytułem „Chrześcijaństwo i barthianizm”. W jego ocenie teologia Bartha jest równie destrukcyjna dla chrześcijaństwa jak liberalizm, na który miała być rzekomą odpowiedzią.

Recenzując książkę Van Tila, Martyn Lloyd-Jones napisał, że trudno jest przecenić jej wartość, gdyż wyraźnie pokazuje ona dlaczego nauka Bartha była tak nieskuteczna w życiu Kościoła. Stworzyła ona intelektualny ruch, który skupiał się na głoszeniu o Słowie, zamiast głoszenia Słowa. 
Podsumowując, Lloyd-Jones zauważył, że nauka Bartha nie doprowadziła i doprowadzić nie może do jakiejkolwiek odnowy w życiu kościoła.
Pomimo docenienia wielkości Bartha jako intelektualisty oraz pochwalenia jego sprzeciwu wobec reżimu nazistowskiego, Lloyd-Jones jednoznacznie stwierdził, że jego pisma nie zrobiły niczego dla sprawy Ewangelii. Dodatkowo, ten wielki kaznodzieja, zwrócił uwagę, że wpływ wyższej krytyki (czyli sposobu interpretacji i badania tekstu Pisma pod względem ustalenia autorstwa, historyczności itd.) miał niebagatelny wpływ na główne założenie myśli teologicznej Bartha: Biblia jest Słowem Bożym w znaczeniu metaforycznym; zawiera Słowo Boże i staje się Słowem Bożym w czasie egzystencjalnego spotkania z Chrystusem.

Porównywanie Karla Bartha do szesnastowiecznych reformatorów jest błędem. Dla reformatorów podstawą wiary była zasada sola fidei regula (jedyna reguła wiary) w myśl której Biblia jest jedynym autorytatywnym głosem Boga skierowanym do człowieka. Głosem, skierowanym bezpośrednio i niczym nie uzależnionym od wewnętrznych przeżyć czytelnika.
Analizując myśl Bartha, musimy stwierdzić, że jego szkoła myślenia dokonała zbyt wielu adaptacji i przedefiniowania ortodoksyjnych prawd. 
Jego sposób pojmowania rzeczywistości nadal pozostaje pod pewnym wpływem obiektywnej biblijnej prawdy, jednakże dokonał on zbyt wielu modyfikacji w interpretacji tej prawdy, aby mógł dalej być traktowany w kategoriach ortodoksyjnego chrześcijaństwa.

Jego poglądy nie stanowią tylko „błędów teologicznych”, na które wszyscy jesteśmy skazani. Jego teologia jest herezją, która dyskwalifikuje go z kręgu prawowiernego chrześcijaństwa skoncentrowanego na Biblii jako objawionym i obiektywnym źródle Bożej prawdy.

Barth pragnął dostarczyć alternatywy dla liberalizmu pochłaniającego myślenie i kwestionującego wiarę człowieka. Jednakże neoortodoksja stanowi ogromne zagrożenie jak zawsze w sytuacji, w której prawda definiowana jest przez subiektywne doświadczenie człowieka.
Każda nauka, która utrzymuje, że Biblia jest ludzkim dokumentem zawierającym błędy, niszczy biblijne fundamenty chrześcijaństwa.
Neoortodoksja zażarcie atakuje pogląd o orzekającym charakterze objawienia utrzymując, że jest ono spotkaniem człowieka z Bogiem oraz redukując Biblię do poziomu „świadectwa” o objawieniu lub „narzędzia” objawienia.
Bóg jest jedynym i ostatecznym źródłem objawienia. On i tylko On jest również jego inicjatorem. Pismo, jak stwierdziliśmy powyżej, reprezentuje Bożą naturę.
Każde twierdzenie poddające w wątpliwość nieomylność Słowa Bożego jest atakiem na osobowość Boga oraz czystość Jego natury.
Czy Bóg może kłamać? Czy Bóg mógł się pomylić? Czy Bóg wiedząc iż ludzki rozum jest wypaczony przez grzech, mógł pozostawić spisanie swojego objawienia tylko i wyłącznie człowiekowi?

Jeśli Biblia może zawierać błędy, obojętnie w jakim aspekcie, to automatycznie przestaje ona być absolutnie wiarygodnym źródłem Bożej prawdy. Jeśli nie mamy nieomylnej Biblii, jej nauka staje się pusta i bezcelowa. Jaki jest sens przedstawiać naukę zawartą w Biblii skoro jest ona ułomnym świadectwem człowieka, które tylko może (ale nie musi) być wykorzystane przez Ducha Świętego i stać się Słowem Bożym mającym wpływ na życie ludzkie?

Pan nasz Jezus Chrystus twierdził, że jest Bogiem a więc żaden człowiek nie może modyfikować tego, czego On nauczał. To co będzie konstytuować naszą wiarę oraz naszą chrześcijańską tożsamość, będzie zawierać się w nauczaniu Pana oraz ludzi przez Niego uwierzytelnionych. Neoortodoksja jest nowym tworem w ramach ruchu ewangelicznego, jednakże poddawanie w wątpliwość słów Boga, nie jest niczym nowym i zawsze stanowiło strategię naszego przeciwnika.
Jedną z ulubionych maksym Bartha było stwierdzenie, że mylić się jest rzeczą ludzką. Jednocześnie jednak nie odszedł on nigdy do przekonania, że to właśnie z powodu ludzkiej grzeszności oraz naturalnej skłonności do tłumienia Bożej prawdy, koniecznym było, aby Bóg bezpośrednio nadzorował spisanie swojego Słowa tak aby było ono absolutnie bezbłędne.
Chcąc kontynuować wyżej przyjęty tok myślenia Bartha, musimy założyć że on sam mógł mylić się w swoich twierdzeniach. Dziękujmy Bogu, że tak właśnie jest i uwielbiajmy naszego Pana za Jego Słowo. Dziękujmy Mu, że zostawił nam czysty wyraz Bożej prawdy, wolny od jakiegokolwiek błędu, będący nieskażonym przekazem Bożej myśl.

ar