Cheryl siedziała w moim biurze i ze łzami w oczach opowiedziała mi swoją dziwną historię. Dzień wcześniej pastor udzielając jej porady chwycił ją za rękę. Słabo oświetlony pokój przeniknęła cisza. Pastor rozłożył szczelnie zamknięte dłonie Cheryl i delikatnie zacisnął je o swoje biurko. Następnie łagodnie zetknął jej koniuszek palca ze swoim własnym.
„Teraz zamknij oczy” – spokojnie powiedział. „Wyobraź sobie siebie jako małe dziecko. Pamiętasz jak miałaś dwa latka?”
„Tak …” odpowiedziała Cheryl złamanym głosem
„Dobrze. Jesteś zraniona i zdezorientowana. Twój ojciec właśnie zostawił cię samą po tym niegodnym zdarzeniu”. Cheryl zaczęła szlochać.
„Jesteś sama. Przerażona. Masz na sobie tylko pieluszkę i krótką koszulkę. Nagle słyszysz pukanie do drzwi. Idziesz w ich kierunku i otwierasz je. Nagle pokój zostaje zalany olśniewającym światłem. To Jezus!”
„Jezus….” Cheryl szepnęła dziecięcym głosem.
„Tak, Jezus. Teraz opowiedz mu co się wydarzyło. Zapytaj Go co dalej robić. Niech On stanie się twoim doradcą”.
W tym momencie pastor wychodzi po cichu z pokoju, doradzając szlochającej spazmatycznie Cheryl, aby odbyła swoją własną "prywatną" rozmowę z Jezusem.
Cheryl przyszła do mnie ponieważ to doświadczenie wydawało jej się mistyczne czy też magiczne. Była duchowo przerażona i nie wiedziała dlaczego. Dla mnie takie wywoływanie i zaklinanie jest sygnałem ostrzegawczym, który przypomina mi hinduskie poszukiwania i doświadczenia. Przypomniałam sobie moje rozmowy z okultystycznymi guru, którzy otwarcie zachęcali i nauczali tych technik, poprzez które można było stanąć twarzą w twarz z duchowymi przewodnikami. Te hinduskie techniki są kultywowane od wieków.
Obecnie każdego dnia dziesiątki chrześcijańskich sesji doradczych używa tych samych praktyk. Jezus jest wizualizowany, ożywiany w umysłach ich pacjentów w celu poszukiwania porady. Kiedy ten wizualizowany Jezus mówi, Jego słowa są przyjmowane jako słowa samego Boga. Doradcy, którzy są zaangażowani w tego rodzaju terapię, zawierającą w sobie elementy wizualizacji (często określane jest to mianem wewnętrznego uzdrowienia – termin spopularyzowany przez Ruth Carter Stapleton) twierdzą, że Jezus jest „ten sam wczoraj dziś i na wieki”. Oni wierzą w to, że ich pacjent albo nie zna Jezusa, albo nie zwraca się ku Niemu w chwili kryzysu, a więc okoliczności po prostu wymagają tego, aby ponownie znaleźć się w Jego obecności.
Dla osoby takiej jak ja, która obnażyła hinduską koncepcję Maya (mówiącą o tym, że życie jest iluzją), te metody są szczególnie podejrzane. Czy możemy umysłowo stworzyć „wyobrażenie Jezusa”, które będzie do nas przemawiać przy każdym naszym widzimisię? Co sprawia, że myślimy, iż możemy manipulować Bogiem wszechświata, aby ukazywał się na każde nasze wezwanie? Skąd możemy mieć tą pewność, że kontaktujemy się z prawdziwym Jezusem?
Kiedy Jezus faktycznie pojawiał się zaraz po swoim zmartwychwstaniu, to odbywało się to zawsze wtedy kiedy On sam tego chciał i w sposób, w który On uznał za właściwy. Jezus przyszedł aby dodać odwagi i wzmocnić wiarę swoich uczniów. Nie ma w Piśmie żadnej wzmianki o tym, że Jego mentalne wyobrażenie może zaistnieć w rzeczywistości wraz z Jego mądrą poradą.
Dwaj uczniowie, którzy wędrowali drogą do Emaus, znali Jezusa osobiście. Pogrążeni w smutku podążali do domu, a w pamięci mieli koszmarne wydarzenia związane z ukrzyżowaniem Jezusa. W pewnym momencie dołączył do nich nieznajomy. Był to Jezus, którego oni nie rozpoznali aż do momentu kiedy pobłogosławiwszy połamał chleb i zniknął. Wspominając czas kiedy wraz z Nim przemierzali drogę, mówili: „Czy serce nasze nie pałało w nas?” (Łk 24,32). Ich duch rozpoznał Jezusa, ale ich fizycznie oczy nie.
Kiedy Jan spotkał Jezusa po Jego wniebowstąpieniu (w swojej wizji na wyspie Patmos) ze strachu upadł na twarz. Jan miał bardzo szczególną relację z Jezusem. On był tym, którego Jezus miłował (J 13,23), tym który leżał na Jego piersi podczas Ostatniej Wieczerzy. Jan widział przemienienie Jezusa, był świadkiem Jego śmierci i spotkał Go po Jego zmartwychwstaniu. Jednak niesamowity, uwielbiony Jezus był prawie nierozpoznawalny w stosunku do swojego ziemskiego ciała, które Jan znał.
Kilkadziesiąt lat wcześniej, zanim Jan spotkał wyniesionego i uwielbionego Chrystusa na wyspie Patmos, objawił się On uczniom po swoim ukrzyżowaniu w innej postaci i przemówił do Tomasza. To co On wtedy powiedział jest bardzo ważne dla nas w tym czasie zwiedzenia, w którym żyjemy dziś. Tomasz, zaraz po tym jak wyraził swoje wątpliwości dotyczące zmartwychwstania Jezusa, spotkał się ze swoim żyjącym Panem twarzą w twarz. Jezus wiedział, że Tomasz był nieprzekonany o Jego zmartwychwstaniu i dlatego poprosił Go, aby dotknął Jego ran. Wtedy Tomasz uwolniony od wątpliwości ogłosił: „Pan mój i Bóg mój” (J 20,28).
Odpowiedź Jezusa rozbrzmiewa nieustannie przez dwadzieścia wieków we wszystkich świętych przybytkach głodnych doświadczeń kościołów: „Rzekł mu Jezus: Że mnie ujrzałeś, uwierzyłeś; błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” (J 20, 29).
Caryl Matrisciana
Źródło: http://www.lighthousetrailsresearch.com/blog/?p=15272
Czy to możliwe, by te same demoniczne byty, które u okultystów przybierają postać „duchów – przewodników", zjawiały się chrześcijanom pod postacią „Jezusa”? Czy demony nie mogą uciekać się do takich sposobów?
Czy to możliwe, by te same demoniczne byty, które u okultystów przybierają postać „duchów – przewodników", zjawiały się chrześcijanom pod postacią „Jezusa”? Czy demony nie mogą uciekać się do takich sposobów?